sexy sexy lover || lashton

05.03.2023 r

Kto jest u mnie dłużej na pewno to pamięta, ponieważ jakiś czas temu pisałam one shoty ze starych kawałków, ale zrezygnowałam z tego ale jednak niektórych z tych shotów szkoda mi wyrzucić całkiem do śmieci, dlatego wstawiam je tutaj drugi raz

sexy sexy lover, chyba łatwo się domyślić kogo to piosenka? hah Zapraszam na krótkiego lashtona w akompaniamencie Modern Talking!

****

Ashton i Luke poznali się pewnego dnia na zatłoczonym peronie. Obaj zmęczeni po podróżach, spoceni i zdenerwowani. Chcieli jedynie wrócić do domu i zamknąć się w swoich domach, a później wziąć wymarzony prysznic. Los, jednak nie był dla nich taki łaskawy i bezdusznie zepsuł ich wszystkie plany.

Jak to bywa w książkach, które przedstawiają wielką, bezkresną miłość, która zaczęła się od 'pierwszego wejrzenia' ktoś chciał inaczej i gdy ich drogi miały się rozejść, nigdy wcześniej nawet się nie schodząc, nagle stało się coś, co zepchnęło je na jeden tor, gdzie same postanowiły spleść się w jeden długi warkocz, przędąc długą nić historii.

Drzwi pociągu, do którego obaj mężczyźni mieli się przesiąść po poprzedniej podróży, zamknęły się tuż przed ich nosami. Powiew powietrza, zapach domowej kawy i bąbelkowej kąpieli, które były już ledwo za rogiem, zniknął.

Na peronie nie było nikogo innego oprócz tych przegrywających właśnie z komunikacją miejską mężczyzn. Luke, dzierżąc w dłoni ciężki plecach wypakowany po same brzegi, a Ashton z walizką przy boku. Patrzyli tęsknym wzrokiem na odjeżdżającą im ostatnią szansę na szybki powrót do domu.

Ich spojrzenia skrzyżowały się, a śmiech rozbrzmiał pomiędzy nimi, gdy tak patrzyli na siebie, widząc w sobie wzajemnie siebie.

— Jestem Luke Hemmings? A ty jak masz na imię? — zagadnął blondyn, gdy już ich śmiechy na dobre ustały a na peronie zapadła głucha cisza.

— Ashton Irwin. Miło mi.- uśmiechnął się, ściskając jego dłoń

Tak zaczęła się przyjaźń, która miała trwać jeszcze bardzo długi czas.

Rozmawiali ze sobą, podczas gdy spacerowali w drodze ze stacji. Nie przeszkadzał im lejący się z nieba deszcz, nie przeszkadzało im zmęczenie ani wiatr. Ashton i Luke szli przed siebie, a noc zapadała coraz bardziej. Wymienili się numerami i obaj czekali na odpowiednią okazję, by do siebie zadzwonić.

W końcu nadszedł moment, kiedy telefon Ashtona zadzwonił donośnie, a na ekranie pojawiło się imię Luke.

— Chciałbyś wyruszyć ze mną w podróż?— zapytał blondyn, nie trudząc się o przywitanie. A Ashton, nie myśląc wiele, bo był człowiekiem spontanicznym, zgodził się.

Spakowali bagaże, wzięli swoje oszczędności i wsiedli w samolot, który zawiózł tę dwójkę szalonych ludzi w miejsce numer jeden na ich liście Do zwiedzenia.

Ich podróż była długa i męcząca. Na własną rękę wyruszyli w przygodę dookoła świata począwszy od ich pierwszego celu, czyli wyspy Madagaskar, przez Brazylię, Los Angeles i Hawaje, a kończąc na Filipinach, skąd mieli wracać do domów w Sydney.

Nie przejmowali się pieniędzmi ani domem. Mieli hotele i szybkie dorywcze prace na miejscu. Żyli chwilą, spędzając swoje młodzieńcze życia w szale podróży.

Imprezowali, pływali w basenach i jedli egzotyczne jedzenie. W hotelach spali w jednym łóżku i wzmacniali relacje wieczorami, grając w przywiezione ze sobą gry planszowe. Ostatni hotel w ich podróży był najważniejszy w całej tej przygodzie wypełnionej szaleńczą gonitwą. Miał im pokazać, jak wiele przyniosło im to, co postanowili przeżyć, jak wiele nauczyli się z tej podróży i jak wiele tak naprawdę ich spotkało

Leżeli obok siebie w hotelowym łóżku, ramię przy ramieniu, udo przy udzie i wsłuchiwali się w swoje spokojne i równe oddechy. Wiatr mile pieścił ich prawie że nagie ciała, a szum fal mieszał się z dźwiękami wydawanymi przez nich samych.

Ashton kochając uczucie skóry Luke'a, dotykającej jego własnej skóry, przekręcił się na bok i pocałował blondyna, który bez zawahania odwzajemnił pieszczotę.

Ta podróż nauczyła ich, że są dla siebie czymś więcej, niż przyjaciółmi. Pragnęli siebie, więc mieli siebie. Chcieli dotknąć siebie, więc dotykali, całowali i zaspokajali swoje potrzeby, stając się kochankami, co było zarazem piękne, jak i przerażająco niespodziewane. Trwali w tym i pielęgnowali uczucia, które im towarzyszyły, będąc kowalami własnych losów.

— Luke, obiecaj mi, że jestem jedynym, który ma cię takiego. Powiedz, że nie ma nikogo innego, który zajmie moje miejsce w twoim łóżku, który będzie całował cię tak, jak ja całowałem przez cały ten czas. Obiecaj mi, że jestem tylko ja i ty, tylko ty i ja. Nikt więcej. — szeptał Irwin, pierwszy raz zdobywając się na wyznanie swoich uczuć.

Był to ostatni moment, dlatego wiedział, że nie może czekać.Teraz albo nigdy. Dlatego mówił dalej, a Luke słuchał, wiedząc, że takie jest jego zadanie.

— Powiedz mi, skarbie, że tylko w mych ramionach się skryjesz, że tylko mnie pozwolisz być Twoim schronieniem przed złem tego świata. Obiecaj, przyrzeknij, że nikt nie nazwie Cię swoim seksownym kochankiem. Luke, obiecaj, że nie ma innego, do którego pójdziesz, gdy nasza przygoda się skończy i obiecaj, że nie będę samotnym mężczyzną, gdy wrócimy do domu. Potrzebuję to usłyszeć, potrzebuję Cię, bo bez ciebie jestem załamany, potrzebuję, byś złożył mi ostatnią obietnicę, że już na zawsze będziesz moim seksownym kochankiem.

Ich rajem było hotelowe łóżko, a podróż dookoła świata, by wznosić się kolejne mile ku górze, była historią, którą musieli opowiedzieć, by dostrzec, że razem byli czymś więcej niż zwyczajnymi ludźmi, którzy w szumie cywilizacji, brnęli ze swoimi życiami do przodu i do przodu.

Musieli przemierzyć wiele kilometrów promami, pociągami lub przelecieć samolotami, oglądać dziesiątki płonących zachodów Słońca, by dostrzec, że to, co czują to nie przyjaźń i że oboje chcą być dla siebie seksownymi, seksownymi kochankami, a ich miłość do siebie płonie, jak widziane Słońca.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top