plumbing pipes || muke
HEJJJ
Chciałam wrócić do pisania, bo dawno nie robiłam tego na taką większą skalę, straciłam motywację przez zastój w pisaniu kill or be killed, a chciałam cokolwiek dokończyć i powstało to... korzystając z jakiejś strony dającej losowe prompty i dobrze się bawiłam pisząc to, więc chyba częściej będę korzystać z takich pomocy!
Zapraszam na one shot w którym Mike jest hydraulikiem a Luke... przyciąga nieszczęścia.
~~~~~~~
Ciche skrzypienie materaca i przerywający tą prawie idealną ciszę pstryk włącznika nocnej lampki. Westchnąłem zirytowany, patrząc po czterech ścianach mojej małej sypialni, pogrążonej w lekkim półmroku, dzięki żółtemu światłu żarówki.
Dobrze wiem, że jest noc, dobrze wiem, że powinienem spać, ale moje ciało odmawia mi tego, chociaż świadomość i zdrowy rozsądek rozkazuje inaczej.
Nie zmrużę już oczu.
Westchnąłem jeszcze bardziej zirytowany i po prostu wstałem z łóżka, założyłem kapcie i powoli przeszedłem ciemnym korytarzem do kuchni. Każdy rozsądny przedstawiciel gatunku homo sapiens na moim miejscu próbowałby zasnąć albo zrobiłby wszystko by wyciszyć swój organizm jakimiś ziółkami, ale ja nie byłem rozsądny i jak zawsze po prostu wyjąłem wielki kubek, do którego nasypałem kawę.
Czy będę tego żałował? Pewnie tak, ale byłem tą osobą, która nigdy nie myśli przed tym, jak coś zrobi, a dopiero później stwierdza: Kurde właśnie popełniłem życiowy błąd. Co teraz? PANIKUJEMY!
Tak, właśnie byłem rasową panikarą! A życiowe wpadki i najgłupsze decyzje naprawdę się mnie czepiały jak te wku***jące rzepy, które w dzieciństwie właziły ci we włosy i przyczepiały się do spodni, kiedy jedyne, o czym marzyłeś to schowanie się najlepiej ze wszystkich dzieciaków na podwórku.
Chcecie dowodów? Zaraz dam wam jeden, najnowszy ze wszystkich, bo pomysł, na który wpadłem pijąc tą przeklętą kawę o 3:30 w środku tygodnia.
Zacznijmy więc od początku.
Przymknąłem oczy, biorąc łyk kawy z mlekiem i wraz z uczuciem, kiedy przełykałem zbawienny napój, do mojej głowy wpadł genialny pomysł, dzięki któremu miałem zająć się czymś lepszym niż patrzenie w ścianę do momentu aż przez okno zajrzą pierwsze promienie słońca.
Obetnę sobie włosy.
Mam nożyczki, włosy na głowie, które i tak chciałem ogarnąć, bo byłem zarośniętym studentem, który zapomniał, kiedy ostatnio widział fryzjera... ale po co mi fryzjer, kiedy mam dwie ręce i nożyczki?!
I tak właśnie wstałem i wraz z kubkiem wypełnionym do połowy kawą poszedłem do łazienki. Patrząc w lekko zabrudzone lustro, zacmokałem jeszcze z siebie zadowolony i przeczesałem swoje blond włosy palcami, rozwalając jeszcze bardziej przydługie loczki.
Później pierwsze, drugie i następne pasma lądowały w umywalce, kiedy ja bawiłem się w najlepsze nożyczkami, uważając, że przecież jestem najlepszy we wszystkim i potrafię sobie zrobić fryzurę jak z salonu! Ba! Nawet lepszą.
Aż nagle nie zacząłem wątpić, czy na pewno jestem taki najlepszy... przyglądając się w swoje odbicie, gdy za pewnym razem obciąłem za dużo i nagle wizja odświeżonej fryzury spadła do odpływu wraz z kosmykiem moich pięknych włosów...
Coś poszło nie tak. Co teraz? PANIKUJEMY!
Oddychałem szybko i jeszcze większy błąd popełniłem próbując poprawić to, co zepsułem... oczywiście psując jeszcze bardziej!
Bliski płaczu przez własną głupotę patrzyłem w swoje odbicie i nagle uderzyło we mnie, że wyglądam jak oskubany kurczak! Szukając ratunku już we wszystkim, najpierw przeleciało mi przez myśli, że chyba jedynym ratunkiem będzie zgolić się na łyso i już chciałem wziąć maszynkę i naprawdę to zrobić, ale zobaczyłem klucz do własnej trumny... choć wtedy myślałem, że to uratuje tę katastrofę na mojej głowie- pudełko różowej farby do włosów.
Nie pamiętam skąd ją miałem, a tym bardziej, kiedy ją kupiłem, pewnie była już trochę przeterminowana, bo zalegała tam na pewno bardzo długo, będąc schowana za masą innych rzeczy w łazienkowej szafce... ale co mi szkodzi, kiedy i tak jest już tak fatalnie?
Więc powoli ochłonąłem, czytając instrukcję i przygotowując wszystko, by popełnić przestępstwo na włosach i zmienić ich kolor na różowy. Co mi odbiło? Nie było odwrotu i pierwsza porcja farby wylądowała na mojej głowie, a wraz za nią reszta miseczki. Zacząłem wmasowywać ją we włosy i odetchnąłem na chwilę, gdy czekałem, aż będę mógł ją spłukać. Wpatrywałem się w siebie przez te mijające dwadzieścia minut, nakładając ją, starałem się zrobić to, jak najdokładniej, więc teraz miałem nadzieję, że wyjdzie jakkolwiek dobrze...
Zerknąłem na telefon i gdy minęło te ciągnące się w nieskończoność dwadzieścia minut, przygryzłem wargę i chciałem pochylić się nad wanną, by zmyć ją wreszcie z głowy, by zobaczyć czy ratunek się udał, ale... zdezorientowany podniosłem głowę, słysząc naprawdę przerażający dźwięk dobiegający z... rur?
Bulgotanie, głośne, przeciągające się bulgotanie dobiegające ze strony umywalki. Skonsternowany obserwowałem ją, jakby zaraz miała wybuchnąć i odlecieć, aż nagle to przestało z niej wydobywać się te piekielne dźwięki. Znowu pochyliłem się nad wanną i puściłem wodę. Spłukiwałem różowy barwnik z głowy, aż z zamyślenia nie wyrwał mnie znowu ten sam dźwięk, tylko tym razem jeszcze głośniejszy... a wraz za nim cokolwiek tam się stało, bo nagle wielka fontanna wody wystrzeliła z rury.
Pisnąłem głośno i odskoczyłem, jak najdalej, patrząc wielkimi oczami na swoją łazienkę, która aktualnie była zalewana! Mogło być gorzej?! Czułem, jak coraz bardziej moje ciuchy przemakają a ja nie wiedziałem, jak zatrzymać ten narastający chaos. Nagle przypomniałem sobie o telefonie leżącym na umywalce i będącym teraz coraz bardziej zalanym. Szybko wziąłem go i wypadłem z łazienki. Wrócił mi zdrowy rozsądek i instynkt przetrwania i w końcu nie stałem tylko i nie patrzyłem na zalane mieszkanie, panikując, jak zawsze a wyłączyłem dopływ wody. Dopiero wtedy odetchnąłem, gdy przestałem słyszeć głośny dźwięk tryskającej wody.
Myśl, myśl, myśl!
Zajrzałem do łazienki i załamałem się na widok wody na podłodze i zalanych ścian i sufitu. Nie wiedziałem, co robić, a przynajmniej świadomie, bo jak w transie zgarnąłem ręczniki z szafki i starałem się wytrzeć zalaną podłogę. Co nie było łatwe, ale w końcu się udało. Odgarnąłem różowe kosmyki z czoła, siedząc na jeszcze wilgotnych kafelkach.
Może trochę miałem swego rodzaju załamanie, ale... musiałem się przecież wziąć w garść. Dorosłość była dla mnie ciężka, często kopała mnie z całej siły w dupę i nie raz nie dawałem rady i dzwoniłem do mamy, by mi pomogła, ale teraz musiałem poradzić sobie sam. Byłem za bardzo zestresowany, ale zadzwoniłem do hydraulika, przy okazji czując ulgę, że telefon działał mimo ilości wody, która na niego spadła.
Mój największy ratunek miał przybyć za godzinę. Dziękuję za stworzenie hydraulików! A szczególnie tego konkretnego...
***
Do przybycia fachowca starałem się, chociaż minimalnie ogarnąć swój wygląd, by nie wyglądać, jakbym naprawde miał najgorszy dzień swojego życia, choć ten dzień trwał ledwie kilka godzin... Ale cóż, miałem mokre włosy, które dodatkowo nie miały zamiaru współpracować ze mną, gdy chciałem je chociaż trochę ułożyć, no i byłem zmęczony, nie tyle nieprzespaną nocą co tym całym zamieszaniem, w które z własnej woli wdepnąłem w chwili kiedy postanowiłem zmienić fryzurę.
Dlatego praktycznie podskoczyłem, gdy dzwonek do drzwi zadzwonił. Już będąc zawstydzonym, otworzyłem drzwi i prawie walnąłem głową w drzwi, widząc hydraulika... niepasującego do wizji hydraulika... czyli starszego, trochę otyłego pana z brzuchem i czapeczką na prawie łysej głowie! A zobaczyłam przystojnego, młodego, dobrze zbudowanego, do tego czerwono włosego mężczyznę z lekkim uśmiechem na ustach.
Ledwo udało mi się wymamrotać przywitanie i oczarowany wpuściłem go do mieszkania. Zachowywałem się jak creep, może trochę zacząłem wariować, ale... kurde nigdy nie czułem takiego zauroczenia od zupełnie pierwszego wejrzenia.
Moje policzki zarumieniły się jeszcze bardziej, kiedy zaprowadziłem mężczyznę do łazienki, tłumacząc mu, co się wydarzyło... pomijając niektóre szczegóły, by go nie odstraszyć, choć byłem pewny, że już mój wygląd na samym starcie go chociaż odrobinę... zastanowił, mówiąc naprawdę delikatnie.
Od razu zabrał się do pracy, mówiąc mi, co będzie robił, ale ja kompletnie nie wiedziałem, o czym ten człowiek do mnie mówił, byłem bardziej skupiony na patrzeniu na nim, choć nawet gdybym nie był, i tak przecież nie rozumiałbym hydraulicznego żargonu.
Już chwilę później przekonałem się, że hydraulik, którego imię brzmiało Michael Clifford, jest typem gaduły. Wymieniając pękniętą rurę i czyszcząc ją z zalegających w odpływie włosów, wypytywał mnie o różne rzeczy, sam mówił o sobie i był po prostu... bardzo wyluzowany i chętny by ten czas nie mijał nam w niezręcznej ciszy.
Dlatego siedziałem z nim w łazience i rozmawiałem o najróżniejszych rzeczach, zaczynając od błahych informacji o nas samych, aż poczułem się na tyle swobodnie, by opowiedzieć mu historię o tym, jak doprowadziłem do "wybuchu" rury w mojej umywalce.
Sam nie wiedziałem dokładnie, jak doszło do tego wypadku, może nie miałem do końca na to wpływu, ale miałem ochotę podziękować tej przeklętej rurze, ponieważ czas spędzony z Michaelem na rozmowie był naprawdę dla mnie... zbawienny. Dawno nie śmiałem się tak głośno z samego siebie.
Miło nam się rozmawiało, nawet wypiliśmy razem herbatę i nie przejmowałem się już tak bardzo swoim wyglądem, krzyczącym o pomstę do nieba... tak właściwie to nawet o tym zapomniałem, dając się ponieść rozmowie z uroczym hydraulikiem.
Nim się obejrzałem oznajmił, że skończył i wszystko powinno być już okej. I może trochę żałowałem, że to już koniec, bo to znaczyło, że musi wyjść... a bardzo prawdopodobne, że marzyłem o typowej scence z romansów, kiedy hydraulik naprawia zlew bez koszulki...
Skarciłem się w myślach i po prostu podziękowałem. Zapłaciłem mu należną kwotę i już myślałem, że by go spotkać kolejny raz, będę musiał zepsuć jakąś rurę, może tym razem w kuchni? Ale nie, on wychodząc odwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem i zapytał.
— Może... potrzebowałbyś pomocy z malowaniem łazienki...? Chętnie ci pomogę
Lekki uśmiech od razu pojawił się na moich ustach i od razu się zgodziłem, bo ten trochę zwariowany chłopak naprawdę mnie zauroczył!A to była kolejna okazja, by go zobaczyć i spędzić z nim chociaż chwilę.
Gdy wyszedł, zostawiając swój prywatny numer... nie mogłem przestać o nim myśleć.
***
Starałem się naprawić fryzurę do następnego spotkania z Michaelem, jednak nic z tego nie wyszło, więc przed jego przybyciem znowu czułem zawstydzenie, mimo świadomości, że nie mam czego się wstydzić.
Jego obecność w moim domu było czymś, na co czekałem z niecierpliwością dlatego nic nie mogło mi tego zepsuć... nawet moje zmęczenie przez całkowicie nieprzespaną noc... co było spowodowane, uwaga... STRESEM.
Kto by się tego spodziewał? Naprawdę...
Przez całą noc przekręcałem się z boku na bok, z pleców na brzuch i sen nie przychodził, bo moje myśli krążyły cały czas wokół przystojnego hydraulika, i jak zawsze ignoruję bezsenność, nie walczę z nią i po prostu żyję dalej, to teraz naprawdę chciałem zasnąć!
Niestety przekoczowałem całą noc przed naszym spotkaniem, nie zmrużając oczu nawet na marne dziesięć minut.
Dlatego, gdy zjawił się w moim progu, wyglądałem nawet gorzej niż za pierwszym razem, piłem kawę z ogromnego kubka i ledwo kontaktowałem ze światem, będąc zwyczajnie tak wykończonym, co on oczywiście zauważył i gdy chciałem mu pomóc z malowaniem, kategorycznie zabronił mi wchodzenia na drabinę.
Nie broniłem się przed niczym, po prostu biernie siedziałem na taboreciku i dotrzymywałem mu towarzystwa, gdy on pokrywał moje ściany czysto białą farbą. Nie miał tym razem swojego firmowego stroju, a zwykłe jeansy i koszulkę, w których wyglądał jeszcze lepiej! Nie mogłem oderwać wzroku od pracujących mięśni jego ramion przy każdym ruchu wałka.
Jednak ciągle było mi mało! Mało tych mięśni, mało jego humoru, dziwnych ciekawostek i ogólnie całego Michaela, którego zdążyłem polubić.
Więc, kiedy zaprosił mnie do... Zoo, byłem w tym samym momencie zachwycony i zdziwiony, bo nikt jeszcze nie zaprosił mnie na randkę do Zoo! Podobało mi się w nim to, jak niekonwencjonalne miał pomysły, jak nie chciał wpadać w powtarzalność i reguły i po prostu... zaprosił mnie tam, gdzie chciał, a nie tam, gdzie kazały wszelkie poradniki bycia romantycznym.
— Bardzo chętnie pójdę z tobą do Zoo. — w moim głosie sam słyszałem zmęczenie, ale uśmiechnąłem się szeroko na to, na jakie obszary zeszła nasza rozmowa.
Bo Michael Clifford nagle zaczął mi opowiadać o dzikich zwierzętach, o tym, jak za dzieciaka chciał zostać pracownikiem Zoo, albo weterynarzem, i jak żałuje, że nie przyłożył się do tego, kiedy mógł. Dlatego poczułem się zachwycony, bo to wyjście do zoo znaczyło jeszcze więcej dla Mike'a, niż od początku się spodziewałem.
— Chciałem zostać pisarzem, ale studiuję matmę, żeby zostać nauczycielem. — wymamrotałem, pierwszy raz od dawna wspominając o moich życiowych decyzjach... podjętych ze względu na moją mamę, która bardzo marzyła, by jej synowie powielali rodzinną tradycję bycia nauczycielem i przekazywania dzieciakom wiedzy.
— Jak to się stało. — zaśmiał się cicho.
— Mama jest nauczycielką. — wyjaśniłem i widziałem po nim, że to mu wystarczyło i coś wiedział o takim wpływie rodziców na kariery dzieci. Może sam tego doświadczył?
— Przejebane. — powiedział, a ja aż rozszerzyłem oczy, bo nie słyszałem go jeszcze przeklinającego... a nagle chciałem go słyszeć rzucającego wiązankę przekleństw, bo tak to do niego pasowało i brzmiało, jakby należało tylko do niego.
Byłem jeszcze większym creepem...
***
Poszliśmy do Zoo. Mike zabrał mnie spod mieszkania i razem pojechaliśmy w miejsce naszej randki... spotkania? To była randka? Zaczynałem za bardzo stresować się tym jak nazwać to w swojej głowie, ale uspokoiłem się, gdy Michael poprowadził mnie po całym Zoo, mówiąc o sobie i słuchając, jak ja robię to samo.
Pogoda dopisywała do zwiedzania na powietrzu i spokojny spacer dobrze mi zrobił, może przesadzałem, ale czułem, jak dzięki temu, w końcu prześpię normalnie noc.
Zatrzymaliśmy się przy wybiegu, gdzie mieszkała rodzina żyraf.
Czułem się przy nich taki mały i nic nie znaczący, musząc zadzierać głowę, by je zobaczyć. To zawsze ja byłem najwyższy z grupy, wiele razy przyjaciele nazywali mnie żyrafą, a teraz... spotkałem swoje rodzeństwo! Byliby najprawdopodobniej zachwyceni...
Poprawiłem swoją czapkę z daszkiem, której głównym zadaniem było zakrycie różowej katastrofy na mojej głowie i obserwowałem małe żyrafki, starające się dosięgnąć do wyższych gałęzi po świeże liście.
Aż nagle nie poczułem jak coś... A raczej żyrafa ściąga moją czapkę. Głośny śmiech Michaela i kilku dzieciaków, będących obok nas, kiedy zaskoczony patrzyłem na zadowoloną z siebie żyrafę.
— Nie żartuj! — parsknąłem głośno, bo przecież... właśnie żyrafa nie dość, że mnie okradła, to jeszcze pozbawiła jedynej tarczy przed wzrokiem ludzi!
— Ona ma rację, Luke. Nie potrzebujesz się chować, wyglądasz pięknie. — spojrzałem na Michaela, którego głos usłyszałem, gdy już uspokoił się z poprzedniej głupawki. I poczułem jak... rozpływam się dzięki temu małemu komplementowi. Żyłem dla takich małych rzeczy. Podziękowałem z wydętą dolną wargą i poczułem wielką siłę, która upewniła mnie w tym, że z tym zielonookim chłopakiem jestem w stanie zrobić wszystko.
I tak właśnie znalazłem miłość swojego życia.
***
3 lata później...
Nigdy nie sądziłem, że wyląduje na jakimś event'cie sportowym, kiedy nienawidziłem wszelkich sportów, ale dla Michaela zrobiłbym naprawdę wszystko, a to... był wielki dzień dla mojego ukochanego.
Wprowadzę więc was w sytuację, bo przez długi czas się nie odzywałem... Może dlatego, że mając wsparcie Michaela nie potrzebowałem wylewać swoich żali, ale też będąc z nim w związku miałem coraz mniej sytuacji, kiedy wpakowywałem się w tarapaty i nieporozumienia.
Co się zmieniło?
Skończyłem studia i pracuję w tej samej szkole co moja mama, od kiedy tylko zdobyła wykształcenie.
Zamieszkałem z Michaelem i czułem, że naprawdę układam sobie życie u jego boku.
Byliśmy w szczęśliwym związku i byłem zakochany po uszy.
A teraz byłem wśród tłumu na jakimś wyścigu, w którym mój chłopak brał udział i krzyczałem głośno słowa dopingu. Coraz bardziej zdzierałem gardło, skakałem wysoko i trzymałem mocno kciuki, aż wbiłem paznokcie w swoje dłonie.
— Dawaj Michael! Michael! — krzyczałem, gdy zbliżał się do mety, próbując wyprzedzić innego zawodnika i... i... Przekroczył metę!
— Tak! Kurwa tak! — pisnąłem podekscytowany, podskakując w miejscu. Przedarłem się przez ludzi aż do samej barierki. Klaskałem głośno wraz z tłumem i patrzyłem na chłopaka, rozpierała mnie duma, bo motywowałem go przez ostatnie dwa lata, byłem przy każdym jego wzlocie i upadku podczas treningów do tego wydarzenia i teraz, kiedy spełnił swoje marzenie, byłem nawet bardziej niż dumny.
Nim się obejrzałem, ukochany znalazł się obok mnie i przytulał mnie mocno, mimo spływającego po nim całym potu. Uściskałem go najmocniej, jak byłem w stanie, czując nagradzające się w moich oczach łzy szczęścia.
— Wiedziałem, że dasz radę. — wyszeptałem do jego ucha, jeszcze mocniej go ściskając.
Zaśmiał się zadowolony i odciągnął mnie na bok, z dala od tych wszystkich ludzi. Nie wiedziałem, o co mu chodzi, myślałem raczej, że chce po prostu porozmawiać na spokojnie, i nie musieć przekrzykiwać tłumu, dalej dopingującego resztę zawodników, ale... on zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałem.
Patrzyłem na niego w szoku, zakrywając usta, bo Michael powoli uklęknął przede mną, wyjmując różowe pudełko. Otworzył je przede mną i z nieśmiałym, zestresowanym uśmiechem patrzył w moje oczy.
— Mike... — wyszeptałem drżącym głosem.
— Nie jestem dobry w przemówieniach... Kocham cię, Luke. Chcę być z tobą na dobre i na złe... nie chcę się rozgadać... wiesz przecież, jak dużo dla mnie znaczysz, jakim jesteś dla mnie wsparciem i motywacją... dlatego... Luke, wyjdziesz za mnie?
— Tak! Oczywiście, że tak. — piękny, delikatny pierścionek znalazł się na moim palcu, a łzy od razu wypłynęły mi z oczu, kiedy Mike kolejny raz mocno mnie przytulił. Byliśmy razem w swoim własny świecie, nie liczyło się nic, co działo się wokół nas.
Byłem tylko ja i Michael Clifford, mój narzeczony.
Nigdy nie spodziewałem się, że przez bezsenność i głupi pomysł w środku nocy poznam miłość swojego życia, moją bratnią duszę. Więc może jednak to nie był tak zły dzień? Teraz nigdy nie zapomnę, jak ważną rolę w naszej historii odegrały... rury wodociągowe!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top