bookstore // lashton

Witam kochani, w końcu coś napisałam XD zapraszam na shota

*********


Stukot kropel deszczu, odbijających się od szyb i metalowej rynny był naprawdę uspokajający. Ashton siedząc na wielkim fotelu, czuł się jakby kołysanka otulała go do snu. Deszcz z sekundy na sekundę lał coraz bardziej, co szatyn obserwował z wnętrza swojego sklepu, wdzięczny, że nie musi być na zewnątrz i podzielić losu spieszących chodnikiem ludzi.

Poprawił się na swoim miejscu, popijając łyk herbaty. Patrzył w wielkie okno, rozmyślając, delektując się tym spokojem, którym ogarnięty był jego sklep. Dopiero zaczynał przygodę w tym miejscu, nie mógł przestać delektować się tym uczuciem ekscytacji, które mu towarzyszyło. Od dziecka marzył o pracy z książkami, chciał je czytać, pisać, przebywać wśród nich i cieszył się że może je sprzedawać.

Odstawił kubek na stolik i znów zatopił myśli w książce, wziętej tego dnia z półki. Kochał swoją pracę, zapach tuszu na papierze uspokajał go i był ukojeniem. Spełniał swoje największe marzenie i nawet trudności z rozpoczęciem biznesu nie mogły go zniechęcić.

Nagle ze świata, w którym dobro zawsze zwycięża nad złem wyrwał go mały dzwoneczek znad drzwi. Klient!

Ktoś wpadł do księgarni, wpuszczając do środka zapach deszczu i jego głośny ryk. Drzwi zatrzasnęły się przez zrywający się wiatr. Ashton odłożył książkę na fotel i powoli wyłonił się z bezpiecznego, ukrytego przed ludzkim wzrokiem kącika. Przywitał przemoczonego do ostatniej suchej nitki chłopaka.

Na ustach szatyna gościł uśmiech, którym witał każdego.

— Dzień dobry. — Usłyszał niepewny, zmieszany głos z ust blondyna.

Stojący na wejściu chłopak ociekał wodą, która zbierała się pod jego stopami w coraz większą kałużę. Oddychał ciężko, jego policzki i mały nosek były całe czerwone przez bezlitosne wiatrzysko. Blond kosmyki przykleiły się do jego czoła. Przy boku zwisał mu rozwalony parasol.

— Przepraszam za bałagan... ugh ten deszcz! Moja parasolka... nie przetrwała tej walki. — zaśmiał się cicho, choć dalej dość niepewnie, z zawstydzeniem, obserwując mężczyznę i w tym samym czasie pokazując na pozostałości po czarnym parasolu. — Do niczego już się nie nadaje... Może udałoby się pożyczyć jakąś parasolkę...?

Ashton nie mógł się nie zgodzić. Spojrzał za szybę w drzwiach. Na dworze lało, jak z cebra. Przez zacinający deszcz nie było widać ulicy, jedynie niewyraźne zarysy i poświatę reflektorów samochodowych. To była walka żywiołów.

— Widzę. Nie wygląda to dobrze. Chyba lepiej to przeczekać. — zasugerował, nawet jakby bardzo chciał, nie miał w sklepie żadnego parasola, nie przewidział że będzie mu potrzebny. Jemu, albo zbłąkanemu przybyszowi w potrzebie. — Zaparzę herbaty? — dodał życzliwie, patrząc znowu na blondyna. Widział, jak jego dotychczas strapiona mina, zmienia się w ulgę i wdzięczność. Pokiwał głową, niechcący rozchlapując krople wody ze swoich włosów.

Ashton z przyjemnością użyczył młodemu mężczyźnie ręcznik i suche ciuchy na przebranie, a potem doniósł mu wielki kubek owocowej herbaty. Pokazał mu kącik, w którym sam kochał przesiadywać i podkręcił nawet ogrzewanie, by przemoczony blondyn jeszcze bardziej nie zmarzł.

Ciche "dziękuję" odbiło się w jego uszach. Zastanawiał się, co jeszcze mógł dla niego zrobić, bo zawsze stawał na wysokości zadania. Przyniósł dodatkowy koc i wręczył chłopakowi bluzę, jeszcze z metką.

Gdy tylko blondyn to zobaczył, speszył się jeszcze bardziej, był zawstydzony już jak dostał ręcznik i dresowe spodnie chwilę wcześniej, ale teraz jego policzki jeszcze bardziej poczerwieniały, a chłopak zaczął odmawiać i protestować, nie chcąc za bardzo wykorzystywać dobroci serca sprzedawcy. Jednak poddał się, gdy jego przemoczone ciuchy wprawiły jego ciało w niekontrolowane drżenie z zimna. Z wdzięcznością przyjął od niego rzeczy i poszedł przebrać się z przemoczonych jeansów i koszuli.

Gdy zniknął w małej klitce, będącej toaletą, Ashton usiadł na swoim fotelu i dopiero teraz zadziwił się całą tą sytuacją. Jeszcze nigdy nie był w podobnej! Jednak cieszył się, że mógł komuś pomóc i dać w swoim sklepie schronienie przed jeszcze bardziej rozszalałą ulewą.

Jak gdyby nigdy nic wrócił do czytania swojej książki. Słyszał że chłopak po chwili wrócił i kątem oka widział, że był przebrany, a teraz już się zaklimatyzował, bo przykrył się kocem i wygodnie rozsiadł w fotelu.

Ashton nie był pewny czy powinien coś do niego mówić, zagadywać? Może wypadało... A może w ogóle powinien usiąść za ladą i dać nieznajomemu większą przestrzeń? Zdenerwował się tym, bo jednak sklep był pusty, oprócz nich nikogo w nim nie było i czy to nie było dziwne? Nie dał rady znaleźć odpowiedzi, bo poczuł na sobie wzrok, więc uniósł swój znad kartek.

W końcu odłożył książkę, i bił się z sobą, czy wstać i nie pójść poukładać książki, albo powycierać kurze? Jednak odwzajemniając spojrzenie blondyna, nie mógł teraz go odwrócić, bo jego urocze różowe policzki i blond włosy, teraz trochę rozczochrane i bardziej podkręcone przez wodę...nosek na którym były małe, delikatne piegi...-przyciągały jego wzrok jak najsilniejszy magnes. No i pojawiła się piękna oprawiona w ramkę z kwiatków myśl - Ten chłopak wygląda jak wyjęty z książki.

Z baśni w której dobro zawsze wygrywa, w której ten blondyn jest księciem, walczącym o dobro swojego królestwa, albo z fantastyki, w którym jest magicznym stworzeniem, człowiekiem o wyjątkowych umiejętnościach, albo elfickim rycerzem, ratującym swoją krainę od potworów z mackami.

Zamrugał intensywniej, by za bardzo nie odlecieć w świat swojej wyobraźni... gdyż mógł tak w nieskończoność, czego efektem byłaby cała książka na 800 stron. I nic by go nie powstrzymało przed brnięciem w tę historię.

Uśmiech chłopaka błysnął w stronę szatyna zza wielkiego kubka. — Mogę mówić Ci na Ty? - zapytał lekkim głosem, zupełnie innym niż ten wcześniej, kiedy był nieśmiały i zmieszany przez to w jakiej sytuacji się znalazł.

Ashton nie mógł z siebie wydobyć słowa i pokiwał jedynie głową, a nim zdążył się ocknąć ze swojego zachwytu, poznał imię tego chłopaka...Luke... LUKE...

Nawet jego imię wydawało mu się magiczne. Pasowało idealnie do historii, która zaczęła kiełkować w jego wyobraźni.

Niebieskie oczy wpatrywały się w niego z czymś zakrapianym niecierpliwością.

—Och tak...wybacz. Ashton. — przedstawił się, dalej jedną nogą pozostając w swoich rozszalałych, ale coraz bardziej układających się w całość myślach.

Ogrzewał dłonie na kubku, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. Ten delikatny uśmiech na ustach Luke'a powrócił, a jego ciało widocznie bardziej się rozluźniło. — A więc, Ashton, pracujesz tutaj?

To z jakim namaszczeniem wypowiedział jego imię sprawiło że serce Ashtona Irwina spragnione romansu jak z książek, które pochłaniane były przez niego setkami zabiło szybciej, zatańczyło, zrobiło kilka fikołków i salt, by wylądować z impetem. Co mu się działo? Co to za uczucie w brzuchu? Co to za ciepło na policzkach i co to za drżenie dłoni?

Odchrząknął cicho, potrzebował przywrócić swoje ciało do porządku i pokiwał lekko głową, w końcu dając odpowiedź blondynowi. — To mój sklep... — wymamrotał, ale okazało się że jego głos, tak jak dłonie, drży dziwnie pod uczuciem przyciągania z tym chłopakiem! Czy miłość od pierwszego wejrzenia jednak istniała? Ba! I czy on właśnie ją przeżywał na własnej skórze?

Spojrzał na Luke'a z iskierkami w oczach, kiedy ten rozglądał się po wnętrzu kolejny już raz.

Pomyślał o tym, jak to było kiedyś...

Ashton nie mógł być szczęśliwszy, kiedy pierwszy raz wszedł do lokalu, kiedy pierwszy raz rozglądał się po wnętrzu sklepiku, którego kupna był już prawie pewny.

Ten niewielki sklepik, niegdyś sprzedający pamiątki teraz miał szansę zostać jego, cały dla niego, by stworzyć w nim wymarzony sklep wypełniony pachnącymi świeżym drugiem książkami i dać mu nowe życie.

—Jestem zdecydowany, Proszę Pana. — uśmiechnął się do starszego, podupadającego na zdrowiu mężczyzny o prawie białych włosach. Uścisnęli swoje dłonie, wymieniając się promiennymi uśmiechami i klucz trafił do rąk Ashtona.

Mógł sam zakluczyć swój nowy sklepik. Był gotowy na wyzwanie, by przeobrazić sklep z pamiątkami w swoją wymarzoną księgarnię.

— Powodzenia, chłopcze, na pewno jeszcze cię odwiedzę, upewnić się jak sobie radzisz. — usłyszał gdy już mieli rozejść się z poprzednim właścicielem. Podziękował mu z uśmiechem który utrzymywał się niezmiennie na jego twarzy, gdy szedł chodnikiem. Prawie natychmiast wyjął swój telefon i zadzwonił do swojej mamy, by podziękować jej za wiarę w niego i za małą pomoc finansową. Chociaż to ta wiara i wsparcie przy spełnianiu tego dla wielu szalonego marzenia była dla nich obojga najcenniejsza.

Od tego wszystko się zaczęło.

Później były tylko dnie i noce spędzone na remontowaniu, meblowaniu i dekorowaniu tego niewielkiego wnętrza, by doprowadzić je do postaci, w jakiej teraz przebywali.

Wysokie regały sięgające sufitu, po brzegi zapełnione tytułami z wielu gatunków, girlandy lampek rozciągnięte przy suficie i ten przytulny kącik dla czytelnika, którym przez większośc czasu był Ashton.

Luke pochłaniał swoim spojrzeniem to wszystko, a jego mimika zdradzała, że podoba mu się ta przestrzeń. Ashton to dostrzegł, bo nie było to takie trudne, zinterpretować uśmiech na ustach i uradowane spojrzenie, które było wręcz usatysfakcjonowane wystrojem pomieszczenia, ale i tak, słysząc potwierdzenie swoich przypuszczeń z ust blondyna, poczuł, jak jego serce szybciej bije, a policzki kolejny raz lekko różowieją, tym razem z dumy.

—Bardzo tutaj przytulnie, na pewno miło się tutaj czyta. — z uznaniem pokiwał głową i pokazał na książkę leżącą dalej na kolanach szatyna.

Ashton od razu podążył za wzrokiem Luke'a, a widząc że zatrzymało się na okładce książki, nie umiał się nie uśmiechnąć. — Lubisz czytać? — zapytał go. Uśmiech przykleił mu się do twarzy, a mówiąc o książkach, stał się nawet szerszy.

Blondyn chwilę milczał, trochę nieświadomie, ale trochę też specjalnie trzymając Irwina w niepewności.

— Czytam. Jednak jedynie biografie i książki naukowe.

Patrzył na blondyna ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, szok i niedowierzanie wręcz w nim wyrosły z prędkością pędu fasoli z Jasia Fasoli, równie ogromne jak on. Dawno nie spotkał kogoś kto czytał TYLKO to, wiadomo, do jego księgarni przychodzili różni ludzie, z wieloma z nich poznał się lepiej, gdy stale go odwiedzali, jednym z takich klientów był ten sam starszy pan, od którego kupił ten lokal. Przychodził tutaj porozmawiać z szatynem, ale głównie wpadał po biografie swoich ulubionych pisarzy i ich poezję, którą bardzo lubił.

Ashtonowi ciężko było sobie wyobrazić sobie czytanie o masakrach, wojnach, klęskach, wypadkach, katastrofach...

— Dla mnie książki to rozrywka... zabawa... nie potrafię czytać poważnych rzeczy, bo dla mnie czytanie to ucieczka od problemów, czytam, by się od tego wszystkiego odciąć. Teraz, mając ciągle przy sobie telefon i internet... ciągle czuję się przytłoczony i przebodźcowany, widząc coraz to nowe wiadomości o wypadkach, śmierci, wojnach, pożarach i tak dalej... to niekończąca się pętla nieszczęść... Nie potrzebuję czytać o masakrach sprzed lat, kiedy dosłownie tu i teraz panikuję wraz z całym światem przez te wszystkie okropności.

Patrzył na Luke'a z obawą, ponieważ wpadł w swój słowotok, nie myślał, co mówi, a co, jak obraził nowo poznanego mężczyznę? A co jak się wygłupił i od teraz w jego niebieskich oczach będzie... mniej atrakcyjny...?

Blondyn zastanawiał się nad odpowiedzią, przygryzał lekko wargę, by potem wypuścić ją z ust i lekko oblizać ją językiem, czy obgryźć pojedynczą suchą skórkę z warg. Spoglądał przy tym na właściciela sklepu, a jego twarz powoli wykrzywiła się w zrozumieniu. Brwi, wcześniej zsunięte blisko siebie, wróciły na swoje miejsce, a usta znowu wykrzywiły w swoim autentycznym uśmiechu.

— Masz rację, ale nie do końca się z tobą mogę zgodzić... Książki na faktach, nie muszą być o zagładzie. Naprawdę! Często czytam na przykład o filozofii, albo o życiu. Niedawno skończyłem zbiór esejów Thoreau o jego eksperymencie, w którym zamieszkał w lesie, kilometry od cywilizacji. W tych esejach opisał swoje dwuletnie życie na łonie natury, nad jeziorem Walden, jak zbudował sobie sam chatę, uprawiał ziemię, polował i tak dalej... a wszystko po to, by udowodnić, że człowiek nie potrzebuje wszystkich urozmaiceń, mebli, wynalazków, a wystarczy mu tyle tylko, co zwierzętom by utrzymać się przy życiu. Jedzenie, schronienie i ciepło.

Zapadła między nimi cisza, w której Ashton dał rosnąć swojemu podziwowi. Luke przedstawił mu dobry argument i Ashton, o dziwo, pierwszy raz pomyślał o tym w ten sposób. Był uprzedzony i tego tak szybko nie potrafił zmienić... dlatego też dalej nie był przekonany do końca. Był fanem fikcji... a w takich książkach, nie było dla niej miejsca.

— Nie lubisz czytać nic innego? — zapytał z zawstydzeniem, że odważył się zadać to pytanie.

Luke upił łyk swojej herbaty i mocniej otulił się kocem, a na ręce naciągnął rękawy bluzy.

—Nie rozumiem ich... wolę to, co realne...

To brzmiało jak wyzwanie dla Ashtona, a Irwin zakochany w książkach, przyjął je od razu, czując, że uda mu się wygrać.

— Polecę ci jakąś książkę, może ci się spodoba.

Ashton miał nadzieję, że blondyn się zgodzi i przyjmie jego polecenie. Wcale nie myślał o sobie, jak o bohaterze w takiej sytuacji, ale zawsze gdzieś w sercu liczył, że dzięki niemu kolejne osoby pokochają książki, że będzie szerzył miłość do nich. Więc może jednak odrobinę czuł się jak bohater i trochę chciał wybawić świat?

Tak. To była jego misja, sprawić, by więcej ludzi pokochało książki, które on tak mocno kochał, by jak najwięcej osób poznało piękne historie spisane na ich stronicach.

Lekkie skinienie głową ze strony blondyna od razu ucieszyło sklepikarza i wyryło na jego ustach piękny uśmiech.

—Ale mam warunek. — usłyszał i natychmiast chciał poznać treść tego warunku, który zmartwił i zaciekawił go w tym samym czasie. — Ty przeczytasz coś z tego, co ja lubię. Biografię, dokument, słownik? — zaśmiał się cicho. Ashton miał szczerą nadzieję, że część o tym słowniku jest jedynie żartem... ale na to wyglądało, prawda? — Książkę o czymś co cię interesuje. — dodał blondyn, odwzajemniając spojrzenie Ashtona.

Luke przedstawił swoje stanowisko wyraźnie, nie dając Irwinowi nawet pola do negocjacji, ponieważ to było po prostu fair. On czytał coś od Ashtona, a Ashton przeczyta coś od Luke'a. Prosta sprawa. Ashton rzucał mu wyzwanie, a Luke, zdecydowanie dbając o to, by było ciekawiej, odwdzięczył mu się tym samym.

Teraz obaj będą z tego coś mieli. Jedyne co mu pozostało zrobić, to oficjalnie się zgodzić.

— Umowa stoi. — Ashton, z lekkim uśmiechem wystawił dłoń w jego stronę, by przypieczętować to wyzwanie uściskiem.

— Proponuję więc spotkanie tutaj, równo za miesiąc, by podsumować nasze wyzwanie. Co ty na to? — Uśmiech na ustach Luke'a gdy przedstawiał mu kolejny swój pomysł, był tym co bardziej skłoniło go do naprawdę przyjęcia każdego warunku jaki postawi, zgodzenia się na wszystko, byleby tylko widzieć ten rozjaśniający całe pomieszczenie uśmiech na twarzy Luke'a.

Ashton od razu pokiwał głowa, a wtedy Luke uścisnął jego dłoń, wysyłając elektryczny impuls wzdłuż ramienia szatyna, przez całe jego ciało, wywołując na jego skórze gęsią skórkę.

Teraz pozostała mu tylko nadzieja, że po tym miesięcy Luke naprawdę się zjawi i nie zapomni o dziwnym wyzwaniu z nieznajomym sklepikarzem z księgarni na jednej z rogów Londyńskiej ulicy.

Gdy deszcz się uspokoił, blondyn pożegnał się z Ashtonem, trzymając mocno poleconą mu przez niego książkę i wyszedł na pachnącą deszczem ulicę, znikając wśród przechodniów, kolorowych witryn sklepowych i rozchlapujących kałuże aut.

A Ashton Irwin został w swojej księgarni z ogromną zagwostką, jaką książkę on przeczyta w ramach tego zadania?

Niestety tego dnia nie mógł już o tym pomyśleć, ponieważ wraz z ustąpieniem ulewy, do księgarni zaczęli schodzić się klienci, dlatego Ashton zaangażował się w swoją pracę całym ciałem i duszą, tak jak to miał w zwyczaju robić od zawsze. Ale nawet na chwilę nie zapomniał o bohaterze jego książki.

***

Połowę czasu, który miał, poświęcił na rozmyślanie i szukanie, jaką książkę przeczyta...i szło mu to nadwymiar fatalnie. Zawsze z taką łatwością sięgał po książki, a teraz nie miał na żadną ochoty. Samo znalezienie jakiegoś tematu, który go interesował, czy osoby która go inspirowała, by sięgnąć po jej biografię wydawało się rzeczą niemożliwą do zrobienia.

Przeszukiwał swoje myśli, najdalsze odmęty duszy, by znaleźć czym się interesuje, aż nie stwierdził, że najłatwiej wziąć coś o malarstwie, wielkich artystach, bo kto nie lubi sztuki? On lubił. Na pewno mu się spodoba. Lubił patrzeć na ładne krajobrazy, urzekał go impresjonizm, zgadzał się z jego założeniem uwiecznienia ulotności chwili, więc wybierając to, szedł bezpieczną drogą. I gdy znalazł się w swojej księgarni kupił biografię Clauda Moneta. To było mu pisane skoro nawet była na półce w jego sklepie!

Mając dużo czasu, gdyż ludzie schodzili się dopiero w późniejszych godzinach, zabunkrował się w swoim kąciku z kocem, herbatą i książką.

Czytał, czytał i czytał, aż dotarł do końca.

Ale nie mógł w stu procentach skupić się na czytanych słowach, mógł sobie to tłumaczyć, tym, że to wina książki, która po prostu nie była dla niego, ale byłoby to kłamstwem, naciągniętym argumentem. Tak naprawdę to jego myśli ciągle wracały do tego blondyna, dla którego właśno to wszystko robił.

I gdy tak rozmyślał o tym, jak urzekający był, jak poruszył jego wyobraźnie do pracy na największych obrotach i jak bardzo miał nadzieję, że przyjdzie do księgarni. Teraz, równo miesiąc od ich pierwszego spotkania, jakby przywołał go swoimi natarczywymi myślami.

Słysząc dzwoneczek znad drzwi od razu spojrzał w ich stronę i zobaczył właśnie jego.

Od razu pomyślał, że tym razem na szczęście nie jest cały przemoczony. A później opamiętał się i zachwycił się jego urodą i strojem.

Jego włosy były pięknie ułożone, by oddać całą moc ich niesamowitych loków. Czarna marynarka w cieniutkie, fioletowe paski wisiała przerzucona przez jego ramię, odznaczając się na śnieżnobiałej koszuli. W połączeniu z luźnymi spodniami cały jego strój był obrazem pięknej, luźnej elegancji, która pasowała do tego uśmiechniętego mężczyzny jakby była stworzona specjalnie na jego zamówienie. To był jego styl.

I chociaż Ashton nie znał się na modzie i nie znał też tego chłopaka, widział, że ten strój to odzwierciedlenie charakteru blondyna. Elegancja, ale nie zapięta pod szyje i zamknięta krawatem, naprawdę do niego pasowała.

Wstał z fotela i jak w transie podszedł do niego, witając się z uśmiechniętym od ucha do ucha Lukeiem Hemmingsem.

Ashton nie mógł zwalczyć swojego szoku, wyczekiwał go, myślał o nim od kilku dni nieustannie, jego myśli nie dawały mu o nim zapomnieć. Codziennie przychodził do księgarni, z myślą, czy on też przyjdzie i musiał się przyznać że przez większość czasu był sceptyczny, że w ogóle o nim pamięta.

Ale okazało się, że nie docenił tego chłopaka, bo ten właśnie stał na wejściu tak, jak miesiąc wcześniej i z szerokim uśmiechem ściskał w dłoni książkę.

Okładka Percy'ego Jacksona od razu sprawiła, że Ashton uśmiechnął się szerzej i uwierzył w prawdziwość tej sceny.

— Przyszedłeś... — wymamrotał, dalej oszołomiony widokiem obiektu jego dziennych i nocnych marzeń i ruchem dłoni zaprosił go do tego słynnego, czytelniczego kącika.

— Myślałeś, że nie przyjdę? — zaśmiał się z prawdziwą radością. To był dźwięk tak rozkoszny, aż Ashton zapadł się w fotel.

— Przecież sam to zaproponowałem!

Przyznał mu rację, ale nie mógł wytrzymać z ciekawości, co Luke mu powie w ramach podsumowania ich wspólnej przygody z książkami. Ashton ponad wszelkiemu rozsądkowi i na przekór swojej nieśmiałości, śledził wzrokiem wzrok chłopaka i wiedział, że on zobaczył leżącą na stoliku książkę z obrazem Moneta na okładce. I jak na ten widok jego twarz odrobinę bardziej się rozpromieniła.

Nie było trzeba wielkiego znawcy by dostrzec i zrozumieć, że ten zafascynowany biografiami chłopak jest dumny ze swoich poczynań. I dumny z Ashtona, że poddał się jego namowom i chociaż spróbował przeczytać coś z jego ulubionej kategorii.

Nie trzeba było znawcy również głownie dlatego, że ashton sam czuł się identycznie wobec niego, trzymającego książkę, po której w dobry sposób widać było, że ktoś ją otwierał wiele razy i wracał do jej czytania.

— Przeczytałem całą serię. — wyznał nagle, przez co serce Ashtona zabiło szybciej z ekscytacji. Czuł ciepło, słysząc, że blondyn aż tak się zaangażował, by przeczytać wszystkie pięć tomów.

— Podobało ci się...? — zadał pytanie, które go najbardziej nurtowało. Stres jaki go ogarnął był pewnie dla osób postronnych, bezsensowny, ale naprawdę ujął go za serce.

— Gdyby mi się nie spodobało, nie przeczytałbym ich wszystkich. — cicho się zaśmiał. — Na początku nie mogłem się wczuć, ale im dłużej czytałem tym bardziej mnie one wciągnęły. I żałowałem, że nie przeczytałem ich w dzieciństwie! No... czytałem dalej aż nie wiem, kiedy przeczytałem wszystkie. Po pierwszej części zadzwoniłem do starszego brata, czy jego syn ma te książki i na szczęście miał. Od razu przeczytałem, bo chciałem wiedzieć co będzie dalej.

Ashton naprawde nie mógł przestać się uśmiechać o wiele za szeroko na ludzkie standardy. Jednak słuchając tego, czuł się jak dziecko, gdy dostaje wymarzony prezent. Był zachwycony i podekscytowany faktem, że komuś naprawdę spodobały się polecone przez niego książki.

— A ty? Przeczytałeś coś? — zapytał Luke, gdy po stronie Ashtona nie wybrzmiały żadne słowa. On szczerze, wolał rozmawiać o tym, jak Luke'owi się podobało, ale przecież Ashtona także wciągnęła biografia Moneta.

Więc opowiedział mu, jak to naprawdę było i jaki miał od samego początku problem.

— I w sumie to przeczytałem całość dopiero dzisiaj w ciągu pracy... I podobała mi się... tyle że ciągle myślałem, czy przyjdziesz. — zaśmiał się nieśmiało.

Cóż mógł powiedzieć teraz więcej. Myślał że była to jednorazowa znajomość, która skończy się szybciej niż by tego chciał, pozostawi wspomnienie tego chłopaka w jego głowie i zamąci jego spokojnym życiem. Ale tak nie było, nie była to jednorazowa przygoda z książkami, a początek relacji, o której szatyn od dziecka tak bardzo marzył.

Życie kolejny raz pokazało mu, że nie zawsze jest po jego myśli. Luke pojawiał się coraz częściej, aż zaczął przychodzić codziennie, by kupować książki, rozmawiać z nim, przesiadywać w czytelniczym kąciku przy owocowej herbacie i przykryty kocykiem. Te spotkania stały się codziennością, a rozmowy rytuałem. Najpierw o książkach, kolejne rekomendacje, recenzje, debaty, a potem rozmowy o życiu poznawanie siebie nawzajem od deski do deski, badanie swoich charakterów, jak jednej z fabuł tych przeczytanych od A do Z książek.

I z wyzwania narodziła się przyjaźń, a z przyjaźni pierwszy pocałunek, pierwsze Kocham cię i pierwszy, prawdziwy związek.

To wszystko przez zwyczajna dla Londynu ulewę, a później los zrobił swoje i ta jedna jedyna pewna stała, którą były książki, stała się ich językiem miłości.

I żyli długo i szczęśliwie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top