Nie takie święta

Uwaga! Shot dotyczy relacji Clinta i Pietro jako ojciec-syn, a nie boy x boy. To tyle, zapraszam do czytania! :)

Pietro siedział ponury w małym wynajętym mu przez Furry'ego mieszkaniu.

To miały być jego takie pierwsze święta z rodziną. Bo święta spędzone w obsórnym pokoju H.Y.D.R.Y., się nie liczyły. To z resztą, nawet nie były święta.

Był 23 grudnia, a on siedział sobie właśnie, gdzieś w slumsach Nowego Jorku, bo został przydzielony do jakiejś pilnej misji, którą wyznaczył mu szef tarczy.

Nie nawidzę świąt, pomyślał Pietro.

Spojrzał na swoje obdarte już trampki.

To były jego ulubione i w sumie jedyne jakie posiadał . Dostał je parę lat temu na święta od Wandy, były to jeszcze czasy, kiedy on i jego siostra nie znali jeszcze avengersów.

Nie był ostatnio na żadnej misji, toteż nie miał pieniędzy, aby kupić sobie jakieś lepsze ciuchy, lub buty. Ostatnie pieniądze wydał na skromne prezenty i na ubiór dla Wandy. Ona była dziewczyną, więc musiała w końcu jakoś ładnie wyglądać. No i jeszcze czynsz za mieszkanie. Bliźniaki, nigdy nie chciały żerować na pieniądzach od Starka, więc nigdy, też nie wprowadzili się tak naprawdę do ST.

Było mu zwyczajnie przykro.

Czy wymagał aż tak wiele?

Chodziło mu o jedne święta. TYLKO jedne.

A wszystko przez jakąś głupią mafię Kingpinna.

Pietro naciągnął bardziej rękawy bluzy i pociągnął nosem. Od niskiej temperatury dostał kataru. Owszem, był kominek w tym nędznym mieszkanku, ale z racji bezpieczeństwa nie mógł go rozpalić, aby ogień nie ściągnął nieproszonych gości.

Ciekawe co robi teraz Clint?, pomyślał chłopak.

-------------------------------------------->

Dwie przecznice dalej Clint Barton odczuwał to samo co Pietro.

To on jako druga osoba, został przydzielony do tej misji.

Popatrzył się po małym pustym mieszkanku. Przypomniał sobie całą swoją rodzinę i to , jak miesiąc temu, obiecał jej, że w tym roku te święta spędzą we wspólnym gronie.

I jak zwykle, tej obietnicy nie dotrzymał, choć bardzo chciał.

Siedział teraz sam i z tego samego powodu, co Pietro, nie mógł rozpalić kominka.

Zaczął opracowywać plan jak rozbić raz na zawsze ten zasrany gang,  który pozbawił go świąt z rodziną.

Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.

Mężczyzna podszedł do wejścia, nacisnął przycisk. Od razu odezwał się głos z domofonu :

- To ja. Otwórz. Zaraz tu zamarznę.

Clint przewrócił oczami, ale otworzył drzwi. I rzeczywiście,  w progu stał młody chłopak , trzęsący się jak osika.

- Wejdź.- rzucił Barton i powędrował na kanapę.

Pietro od razu zamknął za sobą drzwi, aby jeszcze więcej zimna nie przedostało się do środka.

Chłopak otrzepał się ze śniegu, który napadał na jego bluzę.

- Nie wziąłeś niczego cieplejszego? Jakiejś kurtki? I czemu nosisz tak rozwalone buty?- Clint zmarszczył brwi. Nigdy nie przypatrywał się ubiorowi chłopca, ale teraz gdy ten trzęsł się jak galareta, nie było sposób, żeby nie zwrócić na jego odzienie.

Pietro spuścił głowę.

- Nie mam niczego innego.- mruknął zawstydzony.

Świetnie. Teraz zrobił z siebie głupca przed Clintem.

Mężczyźnie nagle przyszło coś do głowy.

- Dzieciaku...z czego ty tak naprawdę żyjesz z Wandą?

Blondwłosy chłopak podniósł głowę i zerknął na niego zaskoczony :

- No jak to z czego? Z misji, które przydziela nam Furry. A z czego innego mielibyśmy żyć?

Przypuszczenia Clinta potwierdziły się. Ale skoro oni żyją tylko z misji, a misjii nie było ostatnio wogóle...

- Czemu wcześniej nie powiedzieliście? Czemu nie przyszliście do nas? Mamy wolne pokoje u mnie w domu i dobrze o tym wiesz.- zapytał się Clint.- Siadaj tu. Nie stój w przeciągu gówniarzu,  bo jeszcze się pochorujesz.

Oczywiście Barton by nie był sobą, gdyby nie dorzucił przezwiska dla tego dzieciaka. To już był ich taki rutuał.

Chłopak oczywiście nie pozostał mu dłużny.

- Dzięki staruszku.- Pietro przysiadł się koło niego na kanapie i odpowiedział na wcześniejsze pytanie : - Nie chcieliśmy się wam narzucać. Jesteśmy dorośli. Powinniśmy już umieć sobie radzić.

Clint wstał podszedł do swojej torby i zaczął w niej grzebać.

- Po pierwsze, macie mnie i moją rodzinę i zawsze jeśli macie jakikolwiek problem, zwracacie się z tym do nas. Po drugie, wy macie tylko 19 lat! To nie oznacza, że już jesteście w pełni dorosłymi. Dorosłymi jesteście tylko na papierze. A po trzecie...- Clint przestał grzebać w torbie i rzucił coś w stronę Pietro-...ubieraj to. To moja bluza. Jest grubsza i ocieplana od środka. Nie zmarzniesz w niej. Powinna pasować, bo jesteś mojego rozmiaru. Niestety, nie mam zapasowych butów. Musisz wytrzymać.

Pietro szybko przebrał bluzę i od razu zrobiło mu się cieplej. Rzeczywiście bluza była grubsza.

- Dzięki.- powiedział zmieszany chłopak.

- Herbaty?- spytał Barton.

- Chętnie.- odpowiedział chłopak.

5 minut później oboje siedzieli z gorącymi kubkami w dłoniach.

- Czemu przyszedłeś? - spyrał się Clint.

- Nudziło mi się.- odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem Pietro.

- No tak, czyli przyszedłeś mnie podręczyć.- jęknął mężczyzna. - Co ty taki przybity, hmm?

Chłopak zapatrzył się w okno i odpowiedział :

- To miały być , takie moje pierwsze prawdziwe święta z rodziną. Nigdy wcześniej, nie mieliśmy jak obchodzić z Wandą świąt. No wiesz, hydra i te sprawy...

Clint siedział cicho przez moment, po czym powiedział :

- Moje też miały takie być.

- Nie rozumiem. Święta są co roku. Masz dom. Masz rodzinę. Więc o co chodzi?- spytał zaciekawiony Pietro.

- Owszem mam to wszystko. Ale zawsze musieli mi przydzielać misje na ten okres. Nigdy jeszcze nie spędziłem świąt z rodziną.

- To chyba tkwimy w tym razem, nie?

Clint spojrzał na niego i uśmiechnął się ponuro. Rzeczywiście. Byli w tym razem i w sumie równie dobrze mogli tu razem zrobić sobie małą wigilię. Wygląda na to, że chłopak naprawdę jeszcze nigdy nie miał prawdziwych świąt. Trzeba mu pokazć co i jak.

- Tak. Więc nic nie stoi nam na przeszkodzie by tu urządzić sobie małe święta.- odpowiedział mu.

- Co? Tutaj?- spytał zaskoczony Pietro.

- Oguchłeś czy jak? Oczywiście że tutaj.

Pietro już chciał się odgryźć, że to on zaraz ogłuchnie, ale się powstrzymał.
Clint był już naprawdę głuchy i to przez liczne akcje w których brał udział. Po prostu zbyt często znajdował się przy licznych wybuchach.

- A spierdalaj.- rzucił zamiast tego.

- Pietrooo, ktoś tu zaraz dostanie rózgę na święta.- rzucił z przekąsem Barton.

Chłopak tylko sapnął w odpowiedzi. Zaraz jednak spoważniał.

- Ale co dokładnie trzeba przygotować? Bo wiesz, ja...ja naprawdę nie wiem.- powiedział zawstydzony Pietro.

- Hmm pójdę jutro do sklepu i kupię małą, sztuczną choineczkę, bo na wielką to nie mamy miejsca. Wezmę też jeszcze jakieś jedzenie. O i kupię jakieś filmy świąteczne. Oglądałeś kiedyś Kevina?- wymieniał listę zakupów Clint.

- Kevina? A kto to?- spytał totalnie nie ogarniający Pietro.

- Taaaak. Widać,  że nigdy nie miałeś prawdziwych świąt. - powiedział mężczyzna.

Popatrzył się na zegarek. Była 23.00.

- Idziemy spać. Pamiętaj, że jutro o tej właśnie porze, robimy atak na tych gangsterów. Musisz być w formie. Dzisiaj śpisz u mnie. Nie będziesz mi się pałętał o tej godzinie po ulicy.- zarządził Clint.

Podszedł do szafy. Wyjął z niej koc i rzucił nim w chłopaka :

- Masz. Ty śpisz na kanapie, a ja na łóżku.

- Można się było tego spodziewać.- mruknął pod nosem Pietro. W gruncie rzeczy, cieszył się, że Clint go nie wywalił na zbity pysk do swojego mieszkania. Nie miał tam żadnego koca, ale też brakowało mu towarzystwa. Nawet tego starego pryka.

- Słyszałem to.- potem dodał Clint z złośliwym uśmieszkiem- karaluchy pod poduchy!

- No tobie to na pewno wejdą.- odpowiedział Pietro.- Dobranoc.

Potem oboje zmęczeni, weszli pod swoje okrycia i szybko zasnęli.

------------------------------------------->

- Łał! Ale ładna!- powiedział zachwycony Maximoff,  zobaczywszy małą, ale bardzo ładną choinkę.

- No ba! Przecież sam ją wybierałem.- napuszył się Clint.

Pietro tylko przewrócił oczami. Razem z Bartonem zawarli rozejm na czas świąt.

Przez cały dzień chodzili po sklepach, kupując niezbędne rzeczy do przygotowania małej wigilii. Teraz już po ugotowaniu barszczu i uszek, oraz usmażeniu tradycyjnego karpia, zaścielili stół i zapalając świąteczną świeczkę, przysiedli do stołu.

Wigilię zaczęli już o 17.00, ponieważ chcieli mieć jeszcze trochę czasu, nim przeprowadzą ostateczny atak na gang.

Po złożeniu sobie życzeń i zjedzeniu tej skromnej kolacji, nadszedł czas na obejrzenie świątecznego filmu.

Kiedy Clint zaczął uruchamiać sprzęt DVD, Pietro podszedł do swojej torby, którą przyniósł tu kilka godzin wcześniej i wyjął z niej jedną, jedyną rzecz, jaką w niej posiadał.

- Em Clint? Możesz na chwilę zostawić to co robisz?- spytał się nagle nieśmiały Pietro.

- Tak, już chwila... nooo, mam to!- wykrzyknął mężczyzna triumfalnie,  po czym się odwrócił. - Co takiego chciałeś?

Chłopak podszedł niepewnie do niego i powiedział :

- Wiesz, może i to jest moja pierwsza wigilia, ale znam też zwyczaje ludzi... chciałem ci podziękować mimo wszystko, za zaproszenie mnie i Wandy na wigilię. Za to, że nam tak pomagasz i w ogóle...Może to nie jest super technologia Starka, ale zrobiłem to na tyle na ile mi starczyło środków pieniężnych na to i eeee...wiesz, chyba jesteś dla mnie ważną osobą.- dokończył szybko zaczerwieniony Pietro i podał mężczyźnie małą paczuszkę zawiniętą w papier prezentowy.

Oniemiały Clint aż zamrugał, i chwycił małe zawiniątko :

- Dla mnie?- szybko rozpakował prezent i wyjął napierw z niego większą część prezentu.

Był to skórzany przedramiennik, na którym było wyryte i pociągnięte złotą farbą : Clint& Pietro- najlepsze duo  .

Nieco bardziej niż wzruszony Clint rozpoznał pismo chłopaka :

- Czy ... ty to sam robiłeś?- zapytał.

- Tak, to znaczy...Stark mi załatwił tylko złotą farbę, bo nie miałem na tyle trwałej.- powiedział Pietro i wbił wzrok w podłogę.- Widziałem, że twój teraźniejszy przedramiennik jest już stary i powoli zaczyna odpadać, więc chciałem zrobić coś bardziej praktycznego. Jeśli ci się nie podoba, to możesz go wyrzucić.

- Wyrzucić?! Dzieciaku to jest naprawdę świetna robota! Nie wiedziałem, że umiesz robić takie rzeczy.- mówił dalej zszokowany Barton. Prezent był po prostu piękny i jedyny w swoim rodzaju.

Barton sięgnął dłonią po ostatnią część prezentu.
Wyjął małe pudełeczko. Otworzył je.
W środku znajdował się najnowszej generacji aparat słuchowy.

- Wiem, że od jakiegoś czasu nosisz aparat słuchowy,  ale tamten się rozwala. Poprosiłem więc Starka, aby zbudował solidny i niemal nie zniszczalny aparat słuchowy z funkcją krótkofalówki, abyś nie musiał nosić też w drugim uchu słuchawki. Z tego co wiem, aparat jest w wuększości z vibranium. Ja zapłaciłem tylko za materiały, większość niestety zrobił Stark.- próbował się wytłumaczyć chłopak.

Clint spoglądał na niego w milczeniu. Oczy mu błyszczały od łez. Ten gest chłopaka... Słowa, które wypowiedział, padły mimowolnie z jego ust :

- Pietro...to jest najlepszy prezent jaki w życiu otrzymałem. Nikt nigdy dla mnie czegoś takiego w życiu nie zrobił. Chodź  tu synu.- przygarnął zaskoczonego chłopaka i ścisnął go w niedźwiedzim uścisku.

Gdy zaskoczenie minęło, Pietro również oddał uścisk.

Trwali tak przez chwilę, po czym Clint postanowił wziąć się w garść. Puścił chłopaka i powiedział :

- Pietro, niestety twój prezent został i czeka na ciebie w domu, kiedy wrócimy to go dostaniesz. A teraz może nadrobimy świąteczne zaległości ?- wziął ze sobą Pietro, posadził go na kanapie, włączył na pilocie "start " i zaczęli oglądać "Kevin san w domu".

Obydwoje zanosili się przy tym głośnym śmiechem.

---------------------------------------->

Cudowne chwile, jednak mijają szybko i ani się obejrzeli, była już 22.30.

Clint zapakował wszystkie swoje strzały, a Pietro załadował swoje pistolety.

Chłopak już miał wychodzić, kiedy nagle usłyszał głos Clinta :

- Ej, młody!

- Hmmm?- odwrócił się zaskoczony blondyn.

- Łap!- mężczyzna cisnął w niego coś czarnego.

Pietro złapał i uświadomił sobie, że trzyma w ręku, czarną, grubą i ciepłą kurtkę. Spojrzał z wdzięcznością na Bartona.

- Niestać mnie było na nowe buty, ale miałem na tyle przy sobie pieniędzy, żeby kupić ci kurtkę. Przecież nie będziesz latał mi po mieście, w samej tylko bluzie.- wytłumaczył Clint.

- Dzięki.- rzucił Pietro i ubrał grubą kurtkę. Od razu było mu cieplej.

- Idziemy.- zakomenderował Clint i wyszedł pierwszy z mieszkania, pół minuty później dołączył do niego chłopak, który podał mu klucze.

- Pamiętasz plan, prawda?- spytał się Barton młodszego.

- Przecież głupi, nie jestem.- obruszył się chłopak.

- Tego nie byłbym taki pewien.- odgryzł mu się Clint.

- Dobra, czyli najpierw ja wchodzę do środka, a ty z dachu domu na przeciwko obserwujesz pokoje, do których chcę się udać. Jeśli teren będzie czysty, ja wchodzę do pokoju Kingpinna i go załatwiam,  a jeśli nie, to ty dołączasz później. - wyrecytował z uśmiechem Pietro.

Łucznik zmarszczył brwi :

- Nie. Miało być na odwrót. To ja wchodzę do środka, a ty zostajesz.

- I tak ja pójdę.  Nie prześcigniesz mnie.- Pietro wystawił mu język.

Barton gniewnie sapnął. Co za mały intrygant!

- Dobra. Ale jeśli cię tam ze skóry obedrą, wtedy będę dla ciebie bez litości na następnej misji.- ostrzegł go Clint.

Chłopak przewrócił tylko oczami.

- Jeśli mnie tam obedrą, to już wogóle nie pójdę z tobą na żadną misję.- zwrócił mu uwagę młodszy.

- No właśnie! Jeszcze lepiej.- odburknął Barton.- Obiecałem Wandzie, że wrócimy obaj cali, więc nie utrudniaj mi tego.

Chłopak już tego nie skomentował.

Na końcu drogi się rozdzielili i każdy poszedł na swoje stanowisko.

Kiedy Clint był już w umówionym miejscu na dachu powiedział przez słuchawkę :

- Poczekaj, najpierw sprawdzę teren.

Wziął lornetkę i zajrzał do budynku. Lornetka była z podczerwienią, więc łatwo mu było wypatrzeć jakiekolwiek osoby znajdujące się we wnętrzu bloku.

- Okey, czysto. Możesz wchodzić.

- Przyjąłem.- odpowiedział mu Pietro i wszedł przez główne drzwi.

Włączył latarkę. Na korytarzu panowała istna ciemność. Obejrzał wszystkie ściany.

- Nie zauważyłem tu żadnych kamer. Idę dalej.- powiedział do Bartona.

Szedł już szybszym krokiem.

- Zwolnij, nie bądź taki pewien, bo staniesz się nierozważny i nieostrożny. Cały czas postępuj tak, jakbyś miał za chwilę zostać zaatakowanym.- zganił go mężczyzna.

- Ależ ja się tak właśnie czuję.

Jednakże chłopak nieco zwolnił. Wiedział, że Clint ma rację.

Uchylił lekko drzwi do pomieszczenia, które ponoć było sypialnią szefa mafii. Tak przynajmniej ustalili kilka dni temu, poprzez zebranie informacji.

Zgasił latarkę dla swojego bezpieczeństwa i pozwolił, aby oczy przyzwyczaiły się do ciemności.

Wszedł do sypialni.

W pokoju nikogo nie było.

- O shit.- powiedział spanikowany blondyn.

- Co się dzieje?- odpowiedział Clint.

Pietro nie zdążył odpowiedzieć. Został zaatakowany przez samego Kingpinna.

Poczuł jak wielkie cielsko powala go i przygniata do ziemi.

W odwecie chłopak sprzedał mu prawego sierpowego prosto w brzuch.

Jego oprawca jęknął i rozluźnił trochę uścisk. Pietro to wykorzystał.

Od razu wyrwał mu się i korzystając ze swojej mocy, czmychnął w róg pokoju.

Wyjął pistolet i powiedział do Clinta :

- Staruszku, musisz mi pomóc.

- Nie nazywaj mnie staruszkiem!

- Super, ale weź mi jednak pomóż!

- Jestem już w budynku. Wytrzymaj jeszcze chwilę.- odpowiedział Barton.

W tym czasie Kingpinn wstał i zanim Pietro zdążył wogóle wystrzelić, chwycił go i z rozmachem, rzucił nim przez pokój.

Chłopak robnął o komodę, łamiąc ją w pół.

- Auu.- jęknął obolały Pietro. Czuł, że ma co najmniej jedno połamane żebro.

Trzęsącą się ze zmęczenia ręką, wycelował i wystrzelił z pistoletu w stronę Kingpinna.

Gangster dostał kulą w pierś, ale to na nim nie zrobiło żadnego wrażenia.

Gościu musi mieć chyba kamizelkę kuloodporną, pomyślał chłopak.

- Dziecko do prawdy. Myślałeś, że zrobisz mi tą zabaweczką krzywdę? - zaśmiał się Kingpin.

- Yyy , tak?

- No dobra, kończmy już tę zabawę. Ja też chcę iść już spać. - powiedział Kingpin i zaczął iść w stronę chłopaka.

Nagle drzwi się otworzyły i szefa mafii pole magnetyczne odrzuciło do tyłu.

Clint podszedł do rannego chłopaka i podniósł go, pytając :

- Jak bardzo jesteś pokiereszowany?

- Jakoś ujdzie.- skrzywił się Pietro. - Czemu tak długo ci to zajęło?

- Ci dresiarze tego bydlaka napadli mnie w korytarzu i byłem trochę zajęty.- wyjaśnił łucznik.

- Uwielbiam te twoje strzały, tak swoją drogą. Aha i jak strzelasz,  to strzelaj mu w łeb, bo ma chyba na sobie kamizelkę kuloodporną. Przetestowałem już.- poradził mu Pietro.

Zaraz potem do pokoju weszła następna grupa zwolenników Kingpinna.

Zaczęła się niezła szamotanina w trakcie której, Pietro został popchnięty i wyrzucony przez okno.

Blondyn nacisnął szybko na linkę z hakiem, która zaczęła lecieć w kierunku podłogi, ale Kingpinn kopnął lecący hak i przez to Pietro dalej leciał w dół.

- NIE!

Barton rzucił się w stronę okna i w ostatniej chwili pochwycił linkę.

Rozszerzonymi ze strachu oczami, patrzył się na zwisającego kilkanaście metrów pod nim Pietro.

- No wciągnij mnie!- krzyknął zfrustrowany chłopak.

Łucznik zaczął go szybko wciągać do góry, ale w tym samym momencie otrzymał spory cios w brzuch.

Zatrzymał się, ale nie puścił linki. Wiedział, że nie może.

Próbował się bronić, ale otrzymał tylko ciosy w głowę i znów w brzuch.

Mimowoli puścił sznurek.

Rozległ się krzyk spadającego  Pietro.

Clint ryknął z niemocy i gniewu i ruszył na zabójców jego dzieciaka.

W 5 sekund pozbył się całej zgraji mafii, która była w pokoju.

Odwrócił się do stojącego w kącie Kingpinna.

- To ty! To przez ciebie on zginął!- głos mu się łamał z żalu i wściekłości.

- I co teraz zrobisz, co? Zastrzelisz mnie? Skoro smarkaczowi się to nie udało, to chyba nie myślisz, że tobie się uda?- zaśmiał się Kingpinn.

Clint napiął łuk , wymierzył i wystrzelił. Jednocześnie rozległ się huk wystrzału.

Kingpinn padł nagle na kolana nieżywy z gardłem przeszytym strzałą i z dziurą w głowie.

Zaskoczony Barton odwrócił się.

Dostrzegł opierającego się o ścianę i trzymającego za prawe ramię Pietro.

- Wybacz. Nie chciałem żebyś zabrał mi całą zabawę.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem chłopak.

Clint ruszył szybkim krokiem w stronę młodzika. Wyglądał jakby był wkurzony.

Kiedy łucznik był już na wyciągnięcie ręki, Pietro zamknął oczy.

Poczuł lekki uścisk. Zaskoczony otworzył oczy.

- To...bardzo miłe.- powiedział blondyn, poczym oddał uścisk zdrową ręką.

- Przepraszam. Mogłeś przeze mnie zginąć.- powiedział dalej poruszony Clint. Uczucie bezradności, które zalało go całego po tym, jak myślał, że jego gówniarz zginął, dalej w nim tkwiło.

- Twoja? Przecież to nie ty nawalałeś samego siebie w brzuch. Widziałem wszystko.- odpowiedział zaskoczony chłopak.

Barton go wreszcie puścił. Potrząsnął głową, aby przegnać napadające go czarne myśli.

- Właściwie...jakim cudem jeszcze żyjesz?- spytał mężczyzna.

- No bo to było tak...- zaczął Pietro.

------------------------------------------->

10 minut wcześniej...

Pietro wisiał na lince trzymanej przez mężczyznę. Barton zaczął go powoli wciągać, ale kiedy był w połowie budynku, jeden z dresiarzy Kingpinna zaatakował Clinta.

Tamten mimowszystko nie puścił linki, ale kiedy do ataku doszło jeszcze dwóch, Clint z bólu puścił sznurek, sam zwijając się w pół.

Chłopak poleciał w dół. Usłyszał przerażony krzyk Clinta.

Blondyn zaczął grzebać szybko przy pasie wokół bioder.

Jest!

Wyciągnął pistolet i nacisnął.

Wystrzeliła nowa lina z hakiem.

Ziemia zbliżała się nie ubłagalnie.

3 metry...

2 metry...

Hak zaczepił się o kant parapetu okna z którego wyleciał.

Pietro zawisł na wysokości jednego metra nad ziemią.

- Uff.- powiedział z ulgą blondyn. Jeszcze chwila i byłby mokrą plamą na środku chodnika.

Nagle w oknie pojawił się jeden z gangsterów. Uśmiechał się złowieszczo.

- O nie.- jęknął chłopak.

Mężczyzna przeciął linę z hakiem.

Pietro tym razem wylądował na ziemi.

Upadek zabrał mu dech w płucach, więc przez chwilę leżał nieruchomo, ale później oddech wrócił.

Dresiarz, który przerwał linkę nie przewidział niestety tego, że Pietro znajduje się już w bezpiecznej dla niego wysokości.

Chłopak wstał i się otrzepał.

Pomasował sobie obolałą rękę. Już wiedział, że na bank jest stłuczona. Najpierw rzut przez Kingpinna, a teraz jeszcze to.

Szybko jednak rzucił się biegiem w kierunku wejścia budynku. Nie czas na rozmyślania. Clint go potrzebuje!

Dotarcie na górę zajęło mu parę sekund.

W momencie kiedy wpadł do pokoju wszyscy dresiarze leżeli zabici na ziemii.

Clint celował do Kingpinna.

W równym momencie obydwoje wystrzelili do szefa mafii.

------------------------------------------------->

- Yyyy no to tak z grubsza, to co się ze mną działo.- rzucił na koniec Pietro.

- Wiesz co? Ty to chyba jesteś w czepku urodzony.- stwierdził Clint, poczym dodał- Chodź. Idziemy do mojego mieszkania, zabieramy rzeczy i wracamy do domu na święta. Może jeszcze zdążymy.

Pół godziny później, spakowani i poopatrywani, wsiedli do samochodu, aby wrócić do domu.

--------------------------------------------->

25 grudnia rano, gdy rodzina Clinta ich zobaczyła, rozległy się radosne okrzyki.

Oczywiście wszyscy się trochę zatroskali, gdy zobaczyli na obydwu przybyłych zadrapania na głowie i Pietro, którego ręka była na temblaku , ale i tak się cieszyli .

( Clint zabrał chłopaka do szpitala, gdzie szybko zoperowali mu prawą rękę i dali mu taki jakby gorset na złamane żebra.)

Rodzina rzuciła się w stronę choinki, aby odpakować prezenty.

Wanda cieszyła się na nowy beżowy sweter od Pietro, a ten z kolei dostał od siostry nowe dresowe spodnie.

Pietro odwrócił się kiedy Clint podszedł do niego z papierową torbą na prezenty.

- Mówiłem, że twoja paczka, czeka na ciebie w domu. Wyjątkowo ostatnio dobrze się zachowywałeś, więc rózga w tym roku cię ominęła.- powiedział z uśmiechem Barton i podał prezent chłopakowi.

Ten tylko uniósł do góry jedną brew, ale zaczął wyciągać prezenty.

- O łał! Ale super bluzy i spodnie!- zawołał szczęśliwy blondyn.

- Musiałem ci coś kupić, żebyś nie musiał już więcej chodzić w moich ciuchach. - odpowiedział mu ze śmiechem Clint widząc reakcję młodszego.

- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- odpowiedział Pietro.

Wyjął jeszcze dwie rzeczy.

Były to dwa kartony.

W jednym były ciepłe,zimowe buty, a w drugim były niebieskie trampki, podobne do tych, które nosił teraz, ale róźnica polegała na tym, że te które dostał, miały z boku namalowane skrzydełka z błyskawicą.

Pietro wpatrywał się w trampki jakby były one cennymi klejnotami.

- Dziękuję ci.- powiedział ze łzami w oczach.- Ja...ja jeszcze nigdy nie...nie dostałem czegoś...

Clint objął go ramieniem.

- Nie ma za co. To są święta. Każdy powinien coś dostać.- odpowiedział równie wzruszony Barton. Reakcja młodego na taki zwyczajny prezent, była naprawdę piękna. - Powiedz mi...mówiłeś chyba kiedyś, że lubisz bardzo komputery, prawda?

Chłopak skinął ostrożnie głową. Nie wiedział do czego ta rozmowa ma prowadzić.

Clint wyjął z kieszeni jakiś list i podał go Pietro.

- Masz. Otwórz.- powiedział.

Pietro ostrożnie otworzył kopertę i zaczął czytać. Z każdym zdaniem oczy robiły mu się coraz większe.

Minutę później oderwał wzrok od kartki i spojrzał na Clinta.

- Ty...ty mnie zapisałeś na studia? Mogę iść na studia? Na informatykę?- spytał z niedowierzaniem.

Mężczyzna patrzył na niego uważnie. Skinął na potwierdzenie głową.

- Tak, jeśli tylko tego chcesz...- powiedział ostrożnie.  W końcu nie pytał się chłopaka o zdanie.

- Jeśli tego chcę? Oczywiście,  że chcę! Nawet nie mogłem o tym marzyć!- krzyknął zachwycony Pietro. Rzucił się by uściskać Bartona, taki był szczęśliwy.- Dzięki! Dzięki! Dzięki!

Clint poklepał go po plecach.

- Nie ma za co. Zaczynasz wraz z drugim semestrem w lutym w Nowym Jorku. Będziesz mieszkał w akademiku. Wszystko już opłacone. Książki też już masz i dobry laptop od Starka. Masz dwa miesiące na nadrobienie materiału, chociaż z tego co widziałem, masz już umiejętności takie, że nie wiem, czy nie będziesz musiał nic nadrabiać. Wanda idzie na kosmetologię.- dodał starszy.

Na buzi Pietro widniał wielki uśmiech.

- Naprawdę, wielkie dzięki ojciec.- powiedział.

Clint również się uśmiechnął. Pochylił się w stronę Pietro, tak, żeby tylko oni sami mogli usłyszeć, swoją rozmowę.

- No dobra, ale dalej gramy, że się wyzywamy, co nie?- powiedział Barton.

- No , się wie stary pryku!- odpowiedział równie cichym głosem chłopak.

- To dobrze padalcu.- zripostował Clint.

Później wszyscy zasiedli do stołu na śniadanie, włączyli kolędy i słuchali opowieści o misji Clinta i Pietro.

A Laura zrobiła ukradkiem zdjęcie Clintowi i Pietro w bluzie Bartona, ponieważ każdy z nich zapomniał się przebrać po misji, teraz siedzieli razem w identycznych ciuchach.

A widok ten według Laury, był naprawdę słodki. Kobieta zamierzała wsadzić to zdjęcie do rodzinnego albumu.

Mam nadzieję, że się podobało. Teraz mam więcej pomysłów z Clintem&Pietro, więc chyba kilka pierwszych shotów, będzie o nich. Jeszcze się okaże, że ta książka będzie tylko o nich xd

Do zobaczenia!

willtreateyandhalt











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top