( Clint and Pietro) Nie jesteś sam( cz.1)
5 dni wcześniej...
- WYJAZD MI Z PODWÓRKA GÓWNIARZE!
Dziewczynka i chłopiec szybko przebiegli na swoją część ogrodu, szybko zamykając za sobą drewnianą bramkę.
- To wszystko twoja wina Cooper!- krzyknęła w stronę brata dziewczynka.
- Nie chciałem Lila. Przecież o tym wiesz.- powiedział przepraszającym tonem chłopiec.
Zanim jednak siostra zdołała cokolwiek mu odpowiedzieć, rozległ się za nimi nowy głos :
- Co się tutaj wyrabia?
Rodzeństwo odwróciło się jak na komendę. Przed nimi stał ich ojciec. Clint Barton. I wcale nie był zadowolony.
- Poszliśmy na chwilę zabrać piłkę, bo Cooper nie chcący wykopał ją aż na ogródek pana Johna. - powiedziała Lila.
Barton głośno westchnął.
Dzieci. Ileż to się trzeba w życiu na prosić, błagać i nakrzyczeć. I tak nie usłuchają.
I jeszcze ten stary zgred w postaci ich sąsiada. Istny potwór. Że też nie mogli trafić na milsze sąsiedztwo.
- Ile razy ja mam wam powtarzać, żebyście tak wysoko i daleko nie kopali tej piłki? Czy aż wam tak brak ciągłych wyzwisk zza płotu?- spytał się gniewnym tonem Barton.
- Przepraszamy.- wymamrotały pod nosem dzieci.
- Barton, żeby mi to było ostatni raz!
Clint odwrócił się, gniewnym spojrzeniem lustrując człowieka za płota.
- Przecież oni poszli tylko po piłkę!- odpowiedział staremu człowiekowi .
- Nie ważne! To jest moja posesja i nikt inny nie będzie mi po niej chodził! A już szczególnie twoja dzieciarnia!
Clint sapnął gniewnie. Co za uparty stary człowiek ! , pomyślał.
- Idziemy do domu!- powiedział do dzieciaków i ruszył w stronę domu.
Gdy był już parę metrów od drzwi, nagle koło niego coś mignęło, a koło jego boku pojawiła się dobrze znana mu osoba.
- Czego chciał?
- Przestań mnie straszyć gówniarzu! - Clint aż się wzdrygnął , gdy tak niespodziewanie koło niego znalazł się Pietro.
- Ojej wybacz, nie chciałem tak szybko sprowadzić cię na zawał dziadku. Może potrzebujesz sobie przystanąć na chwilę, co staruszku?- chłopak ironicznie się uśmiechnął.
- A może przełożyć cię przez kolano? Chcesz może?- Clint odpowiedział na zadaną mu zaczepkę.
- Ponawiam pytanie: o co znowu chodziło temu zgredowi?- nie dawał za wygraną Pietro.
- O nic. Znowu zrobił gównoburzę o krótkie wejście na jego posesję.- burknął pod nosem Clint i wszedł do domu. Miał już tego wszystkiego dosyć.
-------------------------------->
Dzień później....
Clint czytał sobie właśnie książkę, gdy nagle doszło do niego głośnie walnie w drzwi i krzyk :
- BARTON! Otwieraj, ale to JUŻ!
Clint westchnął głośno.
O co może chodzić temu staremu dziadydze?
Zszedł na dół po schodach i otworzył drzwi, przed którymi stał nieźle wkurzony Scooner.
- To ty! To ty i ten twój przybłęda, którego tutaj ściągnąłeś! Ja to po prostu wiem!- wykrzyczał wściekły John.
- Przepraszam?- spytał zdziwiony Clint. Zupełnie nie wiedział o co chodzi.
- O przepraszać to ty na pewno będziesz! Co za zniewaga! Będziesz mi płacić odszkodowania!- pienił się dalej wkurzony sąsiad. Jego twarz przybierała co raz to bardziej odcień dojrzałego pomidora.
- Czy możesz do licha ciężkiego, powiedzieć o co ci chodzi człowieku?- zapytał znudzony tym wszystkim Barton.
- Ja ci zaraz pokażę o co mi chodzi! Chodź za mną!
Clint nie mając nic lepszego do roboty, udał się za sąsiadem.
Scooner zaprowadził go do altanki na którą się obaj wspieli.
- Nie udawaj Barton głupiego. Doskonale wiem , że to twoja robota!- to mówiąc, wskazał palcem na pole pełne dojrzałego zboża.
Clint nie dowierzał, po prostu nie dowierzał. Na polu sąsiada widniał wielki, amatorski pentagram.
Już wiedział kogo to sprawka.
Pietro.
Bartonowi zachciało się śmiać. Tylko wysiłkiem woli, powstrzymywał się od parsknięcia śmiecham.
Ten idiota ma nie raz naprawdę dobre pomysły, pomyślał.
- A dlaczego mnie pan o to oskarża i mojego Pietro?- zapytał się na tyle spokojnym tonem, na jaki go było tylko stać.
Sąsiad odwrócił się w jego stronę.
- Wiem, że to wy! Obydwoje macie takie durne pomysły i lubicie mnie gnębić!- rzucił oskarżycielskim tonem sąsiad.- Masz mi zapłacić odszkodowanie.
- Drogi sąsiedzie,gdybyśmy to byli my, to skosilibyśmy ci całe zboże z nieskrywaną radością , a nawet gdybyśmy to byli naprawdę my to nie zapłaciłbym ci ani grosza, chociażby za to, że specjalnie pan nam niedawno przejechał na polu i zniszczył pan nam ziemniaki, więc dowidzenia.- powiedział Clint i zaczął zchodzić po drabince na dół z zadowoleniem słuchając wiązanki przekleństw jego sąsiada.
Kiedy w końcu udało mu się wrócić na swoją posesję, dostrzegł Pietro opierającego się o wielką jabłonkę z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Niezłą dałem lekcję temu staruchowi, co?
Clint również się uśmiechnął.
- Przyznaję, że ci się udało. Gówniarzu, chyba jestem z ciebie dumny.- powiedział Clint, po czym dodał żartobliwym tonem- Nie mogłeś po prostu nakreślić mu kręgów w polu?
Chłopak parsknął na to śmiechem :
- Nieee. Zbyt łatwe i przereklamowane, a pentagram to była następna rzecz jaka mi się kojarzyła z kosmitami. To była zemsta za nawrzeszczenie na Lilę i Coopera.
Clint pokręcił z politowaniem głową:
- Tylko nie pozwalaj sobie na zbyt wiele gówniarzu.
- Wiem dziadu.
Barton odszedł w swoją stronę.
Były wakacje. Wszyscy Avengersi gdzieś powyjeżdżali, więc wieża była doszczętnie pusta. Loki zabrał Wandę w podróż po Asgardzie, a że Pietro nie miał gdzie zostać, to Clint zabrał go z żalu na całe wakacje do siebie. Tak przynajmniej sobie wmawiał.
A chłopak był tym po prostu zachwycony. Mógł całe dnie spędzać z 4-letnim Nathanielem i z Cooperem oraz Lilą. Chciał również zobaczyć Laurę, którą traktował jak własną mamę.
Uwielbiał rownież dogryzać Bartonowi i się z nim droczyć, więc tym bardziej się cieszył, że zyskał sposobność przyjazdu tutaj.
Pietro wziął widły, które były wbite obok niego w ziemię i z chytrym uśmieszkiem, rzucił do Clinta :
- Kochany papciu, zgadnij kto teraz idzie przerzucać gnój?
Uśmiech łucznika, wywołany poprzednim żartem Pietro momentalnie zgasł.
- O nie! Oddawaj te widły! Nie będziesz mi rozwalać gówna po całym ogrodzie!- odrzekł Clint.
- Ah tak? To spróbuj mnie zatrzymać!
Zaraz potem Laura mogła obserwować, jak jej mąż i syn ścigają się w stronę obornika, każdy z widłami w ręku.
Pokręciła tylko z politowaniem głową.
Wieczorem, gdy nadszedł czas kolacji, oboje wrócili do domu, gdzie pani tego domu zrobiła wielkie oczy na ich wygląd :
- Clint co to ma znaczyć? Jak wy wyglądacie?!
Barton i Pietro byli umazani cali w gnoju, który ponoć mieli przerzucać.
- To wszystko wina tego durnego gówniarza!- powiedział jej mąż.
- Nie prawda! To wina tego starego dziada!- krzyknął chłopak.- To ty zacząłeś rzucać we mnie tym gnojem!
- Ale to ty zacząłeś sypać tymi gównami koło mnie!
- No właśnie! KOŁO ciebie, a nie NA ciebie!
- CISZA! Z wami to jak z dziećmi. Natychmiast iść się umyć i przebrać. Ale to JUŻ!- zarządziła wściekła Laura.
- Dobrze.Przepraszamy.- wymruczali obaj pod nosem i wyszli z salonu, popychając się wzajemnie.
Laura tymczasem policzyła do dziesięciu, a kiedy się uspokoiła, poszła zaparzyć wszystkim herbatę.
------------------------------>
Kiedy wszyscy zjedli kolację, Laura wygoniła Pietro oraz Clinta na dwór, aby za karę przenieśli skrzynki z jabłkami pod dom.
Chłopak w trakcie swojej roboty zaczął gwizdać pod nosem jakąś melodię.
Clint skrzywił się i powiedział do młodszego :
- Możesz łaskawie przestać? Zupełnie ci to nie wychodzi.
W odpowiedzi , chłopak zaczął jeszcze głośniej gwizdać.
Zanim doszło do rękoczynów , z podwórka ich sąsiada doszło głośne szczekanie i warczenie.
Pietro gwałtownie ucichł , jakby usłyszał zagrożenie, poczym spojrzeli jednocześnie na siebie z Bartonem i jak na zawołanie podeszli do siatki, przedzielajacej dwie posesje.
Ujrzeli na niej Johna Scoonera , który przywiązywał do budy, która stała u niego pod domem, wielkiego doga niemieckiego.
Sąsiad dostrzegłszy ich, uśmiechnął się przebiegle i rzucił do nich:
- Tak tak. Sprawiłem sobie psa i teraz nikt już niepostrzeżenie, nie będzie mógł na nią wejść , ani mi przeszkadzać.
Łucznik spojrzał na to niezadowolony i odpowiedział :
- Twoja sprawa Scooner, ale masz dać temu psu grubszy łańcuch. Ten bydlak jest w stanie zerwać to coś do czego jest przywiązany.
Jak na zawołanie pies spróbował się rzucić do ogrodzenia, ale powstrzymał go łańcuch. Zaczął więc głośno ujadać. Z pyska zaczęła mu się toczyć ślina.
Pietro gwałtownie pozieleniał na twarzy, ale nic nie powiedział.
- To nie twoja sprawa Barton! To mój pies! A teraz wypad stąd!- wykrzyczał gniewnie sąsiad.
- Zapominasz, że wciąż jestem na swojej posesji.- odparł gniewnie Clint.- Idziemy gówniarzu. - rzucił do Pietro.
Kiedy jednak się obrócił i dostrzegł trzęsącego się i pozieleniałego chłopaka , zapytał się go :
- Pietro? Coś ci jest?
- N-nie chodźmy stąd.- odpowiedział chłopak , poczym ruszył sztywnym krokiem do domu.
Barton ruszył wolnym krokiem za nim, uważnie go obserwując. Co mogło spowodować taki stan u tego gówniarza? Co się z nim działo?
Sam zauważył u siebie dziwne uczucie. Czyżby się martwił o tego dzieciaka? Bał się o niego?
Cilnt prychnął pod nosem.
On miałby się zamartwiać o tego smarkacza? O Pietro?
Nie, nigdy w życiu.
----------------------------------->
Nazajutrz Pietro zachowywał się normalnie, choć był lekko rozkojarzony.
Do południa bawił się z wprost uwielbiającym go 4-letnim Nathanielem, a później zostawił go, ponieważ jego przybrana mama poprosiła go, aby przekopał jej ogródek. Kobieta zostawiła małego bawiącego się chłopczyka na podwórku, zerkając na niego co jakiś czas, a ona sama obierała ziemniaki na obiad.
Clint w tym czasie trenował gdzieś na swoim łuku, a pozostała dwójka jego dzieci bawiła się w domu.
Pietro na chwilę przystanął w miejscu, aby trochę odsapnąć, opierając się o narzędzie swojej pracy. Nie wiedział, że można się tak zmęczyć, przekopując tak mały ogródek.
Zerknął na chwilę w stronę małego chłopca i aż mu serce stanęło z przerażenia.
Pies tego idioty Scooner'a zerwał się łącznie z łańcuchem, przeskoczył ogrodzenie i teraz pędził w stronę bawiącego się Nathaniela.
Chłopak porzucił haczkę, którą kopał ogródek i ruszył biegiem w stronę chłopca. Modlił się tylko, żeby jego moc wystarczyła żeby obronić chłopczyka.
Dwie sekundy przed, tym zanim dotarł do Nathaniela, usłyszał przerażony krzyk Laury, która dostrzegła niebezpieczeństwo, ale nic nie mogła zrobić, bo była za daleko.
Pietro dopadł do chłopca na sekundę przed tym, nim zrobił to pies i odrzucił na tyle lekko by chłopiec mocno się nie uderzył, ale na tyle mocno, by znalazł się parę metrów dalej.
Pies mając nową ofiarę, rzucił się na starszego chłopaka, który stanął przed Nathanielem, który z przerażenia zaczął zanosić się płaczem.
Zanim Pietro zdążył cokolwiek zrobić, pies ugryzł go w rękę moco zaciskając swoją szczękę. Polała się krew, chłopak mimo woli, krzyknął z bólu i próbując się uwolnić, trzasnął drugą pięścią w głowę psa.
Pies puścił i odskoczył na bok, aby zaraz znów skoczyć na biednego chłopaka.
Pietro został przygworzdżony do ziemi i próbując osłonić swoją szyję, złapał psa za pysk, próbując zacisnąć go tak, aby szczęka sie nie otwarła. Zraniona dłoń nie działała jak powinna i chłopak zaczął powoli tracić siły. Pies powoli zaczął się zbliżać do jego gardła. Chłopak próbował wstać, albo jakkolwiek przeturlać się na bok, ale bezskutecznie. Łańcuch, który był przyczepiony do psa, zakręcił się mocno wokół jego nóg i Pietro nie miał szans, aby się uwolnić. Patrząc w oczy pieniącego się i warczącego psa, wiedział, że patrzy w oczy śmierci. To sprawa zaledwie kilku sekund.
Już teraz jego dłoń zaczęła odmawiać mu posłuszeństwa, za chwilę puści, a wtedy ten pies rozerwie jego gardło na strzępy.
Powoli ręka zaczęła zjeżdżać z pyska psa. Pietro zamknął oczy.
------------------------------------>
Clint strzelał z łuku.
Wiedział, że ostatnio się trochę opuścił w treningach, więc postanowił od dzisiaj zacząć ćwiczenia.
Zaczął zbierać strzały i wkładać je do kołczana.
Popatrzył się na bawiącego się Nathaniela i omal nie zszedł na zawał, kiedy usłyszał przerażony krzyk jego żony.
Widział, że już za chwilę rzuci się na jego synka pies i go rozszarpie, a on nawet nie może nic zrobić. Nie zdąży nawet dobiegnąć na czas. Nawet wypuścić pierdolonej strzały.
Stał w miejscu sparaliżowany strachem.
Lecz nagle coś mu mignęło.
Czerolatek został odrzucony niedaleko miejsca w którym się bawił, a na jego miejscu stał chłopak.
Pietro.
Usłyszał wrzask bólu. Szczęki psa zatrzasnęły się na jego dłoni.
Nawet z tak daleka, gdzie był drugi koniec jego ogrodu, mógł dostrzec spływający, czerwony strumień krwi.
Ruszył biegiem w jego stronę.
Nie mógł strzelić z tak daleka. W całej tej szamotaninie, mógł przypadkiem zranić chłopaka.
Widział jak pies ponownie skacze na Pietro w stronę jego szyji.
Oboje się wywrócili.
Żołądek ze strachu omal mu nie podjechał do gardła.
Szybciej Barton, szybciej!- ponaglił się w myślach.
Widział , że chłopak jest omotany przez łańcuch psa, a Pietro szybko tracił siły i szczęki psa już niemal dotykały gardła chłopaka.
A Clint był dopiero w połowie swojej posesji.
Wiedział, że nie dotrze tam na czas.
Nie mógł już zwlekać. Liczyła się każda sekunda.
Zdjął z pleców łuk i wyjął strzałę. Założył ją na cięciwę i strzelił.
Trafił w cel. Pocisk trafił tuż pod lewą łopatką, gdzie wbił się aż po lotkę i dosiegnął serca psa.
Strzał idealny.
Pies, który zdążył już zadrapać kłami, gardło chłopaka, nagle znieruchomiał, zwiotczał, a następnie padł martwy, przygniatając swoim wielkim cielskiem biednego Pietro.
Clint, który zdążył przez ten czas przebiec resztę drogi, przypadł do chłopaka, ze strachu prawie blady jak on ( chociaż później się tego wypierał), ściągnął psa i zapytał się :
- Wszystko w porządku?
Pietro dopiero wtedy otworzył oczy i głeboko odetchnął. Był nieco bledszy od Clinta, ale i tak o stokroć bardziej przerażony.
Skinął lekko głową, bo nie był w stanie mówić.
Mężczyzna pomógł mu się podnieść do pozycji siedzącej, wstał i podał mu rękę :
- Chodź, pójdziemy do domu. Wyglądasz okropnie.
Chłopak tylko pociągnął jego rękę w dół i pokręcił głową. Nie był w stanie się podnieść, ani tym bardziej iść. Czuł, że ma nogi jak z waty.
Clint od razu zrozumiał co Pietro chce przekazać, więc usiadł z powrotem, pozwolił mu się o siebie oprzeć i powiedział zadziwiająco łagodnym tonem :
- Okey nie ma problemu. Przez chwilę tu posiedzimy.
Chłopak posłał mu lekki , pełen wdzięczności uśmiech i zaczął głęboko oddychać żeby się uspokoić. Przecież tak niewiele brakowało od jego śmierci.
Parę sekund później pojawiła się obok nich zaniepokojona Laura z płaczącym na ramieniu Nathanielem.
Barton spojrzał na nich i spytał się żony :
- Co z nim?
- Wszystko w porządku. Jest tylko trochę przestraszony.- odpowiedziała Laura i posłała mu lekki uśmiech.
Tym razem to Clint odetchnął głęboko.
Wszystko było w porządku.
Wszystko było w porządku.
Tak, wszystko było w porządku, dopóki nie usłyszeli słów małego chłopca, który zdążył się już uspokoić, a który znów zaczął płakać i wskazywać małą rączką na lewą dłoń Pietro, nieco sepleniąc :
- Pe-tro klwa-wi! Pe-tro klwa-wi!
Clint poderwał szybko głowę i spojrzał w stronę, gdzie jego najmłodszy syn wskazywał ręką .
Rzeczywiście, pod dłonią Pietro znajdowała się mała kałuża krwi.
Laura zdjęła szybko apaszkę z szyji i podała ją mężowi, który zrobił prowizoryczny opatrunek.
- Pietro, chodź. Idziemy.- powiedział Clint.
Ale chłopak dalej patrzył się w jakiś daleki punkt. Wydawało się, że jest jakby nieprzytomny.
- Kochanie, wydaje mi się, że z jakiegoś nieznanego nam powodu, Pietro jest jakby w amoku.- powiedziała niespokojnym głosem Laura.
Clint zdziwiony zamrugał oczami. Co się z tym chłopakiem dzieje? Od wczoraj się dziwnie zachowuje.
Mężczyzna potrząsnął nim lekko i zawołał go :
- Pietro? Ziemia do Pietra, halo!
Chłopak dopiero wtedy potrząsnął głową i się poruszył.
- Możemy już iść do domu? Musimy ci opatrzyć tę rękę. - powiedział do niego Barton.
- Tak, ale pomóż mi wstać.- dopiero wtedy chłopak się odezwał.
Clint wstał jako pierwszy, a później podciągnął Pietro. Objął go też później ramieniem, żeby się nie przewrócił.
Gdy już byli prawie w domu, dobiegł ich zza pleców wściekły głos :
- BARTON! Co zrobiłeś z moim psem?! Wydałem na niego fortunę!
Przy zwłokach psa stał wściekły Scooner.
Clint odwrócił się wściekły. Złość aż w nim kipiała.
- Jak śmiesz?! Jak śmiesz wogóle tu przychodzić i jeszcze mnie obrażać, po tym jak twój pies prawie zabił mi dzieci?! Patrz jak wygląda Pietro ! Gdyby nie on, już dawno Nathaniel byłby martwy. Gdybym nie zabił w porę tego psa mógłby...- Clintowi załamał się z wściekłości głos, bo z każdym słowem docierało do niego co mogło się stać.- Idź stąd i zabieraj swojego pchlarza! No już! WON MI STĄD!
Zły Scooner zabrał, wielkie cielsko psa i wyszedł z ogrodu. Później zamknął się w domu.
Kiedy wchodzili do domu, Pietro zrobiło się ciepło na sercu, kiedy zrozumiał sens słów wypowiedzianych przez Clinta. Został podpięty do jego dzieci! Więc jednak się przyznał do niego! Do Wandy zawsze się przyznawał, ba nazywał ją nawet swoją córką, ale dla Pietra nigdy tego nie zrobił mimo, że zawsze się obrzucali docinkami po przyjacielsku.
Kiedy weszli do domu, od razu dopadli ich Lila i Cooper, ale Laura od razu ich przegoniła na górę.
Pietro za to posadziła na stołku, Nathaniela na podłodze , a sama poszła po miskę z wodą oraz bandaże.
Nathaniel podszedł do Pietro i powiedział do niego :
- Ulatowałeś mnie! Jesteś moim bohatelem!
Pietro uśmiechnął się do niego odpowiedział mu :
- Tak mój szkrabie i zrobiłbym to znowu, gdyby było trzeba.
Oby następnego razu nie było. Inaczej nie dożyję starości, pomyślał Clint.
W tym czasie wróciła Laura z wodą i zaczęła zdejmować prowizoryczny bandaż.
Łucznik się podniósł, żeby wziąść jedną ze ściereczek przygotowanych, do oczyszczania rany, ale Laura go powstrzymała, spojrzała mu w oczy i powiedziała :
- Nie Clint. Ja się zajmę dłonią. Ty weźmiesz i przemyjesz mu szyję, żeby tam nie wdarło się zakażenie.
Barton wzruszył ramionami, ale musiał przyznać Laurze rację : to kobiety są z reguły delikatniejsze i to Laura powinna zająć się dłonią Pietro.
Chłopak znosił te zabiegi na tyle grzecznie na ile mu pozwalały na to rany, a humor mu na tyle wrócił, żeby rzucić zaczepkę Clintowi :
- Tylko mnie przypadkiem nie uduś.
Barton udał , że się nieszczęśliwe krzywi i odpowiedział :
- Niestety, dziś na to nie zasłużyłeś.
Laura uśmiechnęła się na tą wymianę zdań. Ci jej chłopcy.
Krew dalej leciała, więc kobieta założyła nowy zestaw banadży i zwróciła się do męża :
- Musisz zabrać go do szpitala. Ja zostanę z dziećmi.
Barton skinął głową na znak zgody.
Laura podeszła do chłopaka cmoknęła go w czoło i powiedziała czule :
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Pietro uśmiechnął się lekko i poszedł za Clintem do auta. Wsiedli do samochodu i odjechali.
-------------------------------->
- Boli łapa?
Clint siedział i prowadził auto, a obok niego na miejscu pasażera siedział Pietro. Był trochę blady. Clintowi przyszło na myśl, że to może z powodu upływu krwi. Nie podobał mu się fakt, że z tego powodu młody może stracić przytomność, a do najbliższego szpitala zostało im jeszcze 30 minut, jeżeli nie będzie korków. Lepiej, żeby go zagadywać ile wlezie.
- Trochę tak.- przyznał się Pietro. Ręka go strasznie bolała i nie miał wątpliwości, że ma choćby jedną kość pogruchotaną.
Clint przez chwilę milczał, po czym odezwał się ostrożnym tonem :
- Pietro jest taka sprawa... Możesz mi powiedzieć co się dzieje? Wczoraj wyglądałeś tak jakbyś na chwilę zasłabł, a dzisiaj po ataku tego psa wpadłeś coś w rodzaju amoku. Wiem, że można się przestraszyć po ataku psa, ale to szybko przechodzi. Ty inaczej zareagowałeś. Więc...Co jest?
Pietro obrócił głowę i zamyślony spojrzał na jezdnię.
Czy może mu ufać?
A może Clint go wyśmieje?
Niby dziwne jest, żeby ktoś miał taki lęk...prawda?
Po namyśle, Pietro stwierdził, że jednak mu ufa. Że jeśli mu powie, to Clint nie wykorzystałby kiedyś czegoś takiego przeciw niemu samemu .
Kiedy tak siedział tam , nie móc się podnieść z nogami jak dwie galarety, oparty o Bartona już wtedy wiedział, że jest już po wszystkim. Że jest bezpieczny i nikt mu krzywdy nie zrobi. Nawet ten zastany sąsiad.
Więc tak, ufał swojemu przybranemu ojcowi, choć sam nie wiedział czy to nie jest jeszcze, aby zawcześnie na taką nazwę, a już na pewno sam tego nie powie na głos. Po jego trupie!
Kiedy Clint już myślał, że chłopak mu nic nie powie, Pietro nagle się odezwał :
- To było dawno temu, kiedy Wanda i ja mieszkaliśmy jeszcze w sierocińcu... Byłem wtedy niewiele starszy od Nathaniela. Bawiłem się na podwórku kiedy zaatakował mnie pies, tej samej rasy, co ten Scooner'a. Dzieci rozbiegły się w panice. Zostałem całkiem sam. Wanda pobiegła po pomoc, ale zanim wróciła, ja byłem już całkiem pogryziony. Do dzisiaj mam blizny na nogach. Psa pozbyły się panie, które odgoniły go kijami, a ja wylądowałem na parę tygodni w szpitalu. Od tego czasu mam traumę i boję się wielkich psów.- dokończył już cichym głosem.
Mężczyzna przez chwilę milczał.
Był w szoku i już wiedział dlaczego chłopak reaguje na psy w sposób taki, a nie inaczej.
- A więc czemu pobiegłeś tam i uratowałeś Nathaniela?- to go zastanawiało. Po takiej traumie on sam zapewne stałby i patrzył w ziemię.
- Ponieważ nie mogłem do tego dopóścić, aby Nathaniel przeżywał kiedyś to samo co ja teraz, albo nie daj Boże zginął przez tego psa.
Clint popatrzył na chłopaka i stwierdził, że jest on po prostu niesamowity. Nie, jest on wkurzający, ale jest też niesamowity.
- Zapomniałem ci podziękować za uratowanie mi życia.- dodał po chwili chłopak.
- Nie. To ja powinienem ci podziękować za uratowanie Nathaniela.
- Czyli jesteśmy kwita.
Chcąc nie chcąc mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Tak, jesteśmy.
---------------------------------->
3 godziny później oboje wrócili do domu i zdążyli się akurat załapać na kolację.
Oczywiście Lila i Cooper zarządali by opowiedzono im dokładnie zdarzenia z całego dzisiejszego dnia. Dzieci były pod wrażeniem bohaterstwa Pietro, a Clint trochę pomrukiwał, że przecież on też miał trochę w tym swojego udziału.
Po kolacji wszyscy poszli do swoich pokoii, a Nathaniel się uparł, że dzisiaj chce koniecznie spać z Pietro.
Szczęśliwy chłopak wziął na barana młodszego chłopca i popędził z nim do swojego pokoju, a po korytarzu dało się usłyszeć głośny śmiech zadowolonego chłopczyka.
Około 22.00 Clint dalej chodził po pokoju, niezdolny do zaśnięcia. Wciąż nawiedzały go obrazy, tego co mogłoby by się stać, gdyby w porę nie zabił tego psa. Sekunda później i mogłoby być nieszczęście .
A gdyby Pietro tego psa nie zobaczył?
Gdyby do niego nie podbiegł?
A co by było gdyby on sam, nie zauważył, że chłopak został zaatakowany przez psa? Przecież już by miał trupa na podwórku! Na dodatek tym trupem, byłoby jedno z jego dzieci, a Wanda?
No właśnie! Co on by wtedy powiedział Wandzie?
Barton pokręcił głową. Nie. Musi wyrzucić te obrazy ze swojej głowy. Inaczej nie zaśnie. Wszystko już przecież jest w porządku.
Mężczyzna stwierdził, że musi przed snem, pójść zobaczyć Nathaniela. Tak, Nathaniela, nie chodziło mu o Pietro. Nie. Na bank.
- Eh, a kogo ja chcę oszukać? Oczywiście, że też mi chodzi o tego gówniarza.- mruknął do siebie pod nosem Barton. Sytuacja z tym psem uświadomiła mu dopiero teraz, jak ważny jest dla niego ten chłopak.
Wszedł cicho do ciemnego pokoju, oparł się o szafę i obserwował śpiących razem Pietro i Nathaniela. Uśmiechnął się na ten widok. Widać było jak bardzo ci dwaj są do siebie przywiązani.
- Po co tu przyszedłeś? Nathaniel już śpi.- usłyszał cichy głos.
Zerknął na Pietro. Chłopak miał otwarte oczy, ale się nie poruszył, żeby nie zbudzić młodszego.
- Właściwie to nie przyszedłem tylko do Nathaniela...- powiedział równie cichym głosem Clint.
- Nie?
Cisza. Żaden z nich nie odważył się powiedzieć na głos o swoich uczuciach.
- Nie możesz zasnąć, prawda?- odezwał się po chwili Pietro. Zauważył, że ostatnio nie ma już tak wielkiej chęci by odgryźć się Clintowi. Co się zmieniło?
- Tak. Nie mogę. - potwierdził mężczyzna. Podszedł i usiadł na skraju łóżka.
- Ja też. - przyznał chłopak.- Wiesz...ja jeszcze chyba , nigdy nie byłam aż tak blisko śmierci jak dzisiaj.
- A ja chyba jeszcze nigdy, tak się nie bałem, że nie zdąże uratować kogośvna czas.- powiedział Clint.
- Czyli mnie jednak lubisz?- zapytał zdziwiony Pietro.
- Słuchaj może i jesteś irytującym i trudnym do wychowania gnojkiem- o proszę ,wrócili do dawnego zwyczaju- ale nie chcę twojej śmierci- powiedział mężczyzna, dostrzegł w oczach młodszego jakby błysk smutku i żalu?- Ehh i niech ci będzie, tak, lubię cię.
Chyba się przywidział, bo wydawało mu się, że w oczach Pietro dostrzegł zadowolenie i szczęście.
Czyżby ten chłopak szukał u niego akceptacjii? Ta, jasne.
- Też cię lubię dziadu jeden.- rzucił z przekąsem Pietro.
- Gdybyś już nie był poturbowany, już dawno bym cię przerzucił przez kolano.
- Najpierw musiał byś mnie złaaaapaaaać.- chłopak ziewnął szeroko. Oczy same zaczęły mu się lepić.
- Phi. Dzieciak. I nie mów mi znowu, że już nie jesteś dzieciakiem, bo masz 19 lat. Dorosłym też nie jesteś.
Pietro coś niezrozumiale i nieprzytomnie wybełkotał.
Clint domyślił się, że chłopak już nie kontaktuje, bo śpi.
Sam też wstał, bo zmęczenie dotarło w końcu i do niego. Zanim jednak wyszedł, wziął kołdrę i naciągnął ją na obu ich dzieciaków. Bo ten jego gówniarz , to też jego dzieciak.
Potem wyszedł, a Pietro uśmiechnął się , dając tym samym znak jego ostatniej iskierki przytomności.
C.D.N.
Słuchajcie nie wiem kto na wattpadzie zaczął pisać o ich relacji, bo znalazłam kilka książek, ale na filmie widziałam relacje Clinta i Pietro, więc nie uważam, że komuś skradłam pomysł pisania o ich relacji. Najbardziej chyba widziałam ją w książce Winter_Girl0 (swoją drogą polecam bardzo jej "chat marvela") próbowałam się z nią skontaktować, ale mi się nie udało, ale że pomysł miałam to i tak książkę napisałam. Więc mam nadzieję, że nikt tu się do mnie nie przyczepi o prawa autorskie.
willtreateyandhalt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top