Karl Geiger x Severin Freund

Mały wstęp: będzie to jeden bardzo długi rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ☺️ Jest to taki prezent dla Was na święta 🎁🎄

To pierwszy raz, kiedy piszę w takim formacie 😜

___________

1/3

Szpital, korytarz, i ja siedzący na krześle, co chwila widząc mijający  mnie personel medyczny, biegnący na przemian do, czy z sali operacyjnej.

W dłoniach trzymałem wełnianą czapkę. Wciąż nim pachniała. Dostałem ją jako prezent urodzinowy. Miała chronić mnie przed zimnem, jednak w tej sytuacji, stała się dla mnie czymś więcej niż tylko zwykłym elementem odzieży.

W dość bolesny sposób przypomina mi ona o dramacie, która rozegrała się dzisiejszego popołudnia.

Jeszcze nie tak dawno, wszystko wyglądało inaczej. Jednak nieoczekiwany ciąg wydarzeń doprowadziły mnie do sytuacji, w której cały drżę o mojego najlepszego przyjaciela, który walczy o życie.

***

Tydzień wcześniej

Właśnie przygotowywałem się do kolejnego już w tym sezonie wyjazdu na zgrupowanie w Oberstdorfie.

Miałem na tyle szczęścia, iż od głównego ośrodka treningowego dzieliło mnie jedynie pięć kilometrów.

Dałem właśnie znać trenerowi, że za pół godziny będę na miejscu. Wsiadłem do samochodu, i po odpaleniu silnika ruszyłem w drogę.

Kolejne zawody z kolejną nadzieją na sukces. Osobiście konkurs ten jest dla mnie szczególnie ważny, z powodu, że urodziłem i wychowałem się w tym też mieście. Tutaj jest moje miejsce, tu wszyscy mnie znają i kibicują, co zawsze bardzo odczuwam.

Za szybą widok wręcz idealny. Zawsze traktuję tak proste rzeczy jako zapowiedź optymistycznego dnia. Skoro nawet pogoda mi dopisuje, to czy coś w takim razie może się nie udać?

Czerwone światło. No, jednak czasami zdarzają się wyjątki. Nie pozostało mi nic innego jak tylko stanąć i czekać na jego zmianę. Włączyłem radio, aby się trochę zrelaksować przy dźwiękach piosenek z różnych gatunków muzycznych, od disco polo do rock and rolla. 

Akurat w tym samym czasie, zobaczyłem idącego chodnikiem mojego serdecznego przyjaciela Severina. A co to, auto mu się znów popsuło? Spóźnienie gwarantowane.

Odsłoniłem szybę, od strony pasażera, i z całych sił krzyknąłem tak, aby mnie usłyszał

- Ej, śpiąca królewno! - odwrócił się w moją stronę, jakby wyrwany z amoku - tak, do Ciebie mówię! Zaczął iść w moim kierunku.

- Cześć Karl, Ty jeszcze nie na miejscu?

- O to samo mógłbym zapytać Ciebie. Wsiądziesz czy będziesz tak stał jak słup? Zaraz zmieni mi się sygnalizacja, a nie chcę robić niepotrzebnie korku - otworzył drzwi, wsiadając do środka. Już po chwili miałem zielone, i znów mogłem kontynuować jazdę - co znów się takiego stało, że poruszałeś się na piechotę? - źle wyglądał, tak jakby był czymś przygnębiony.

- A weź, szkoda gadać. Auto mi się wczoraj popsuło. Dałem je do mechanika, ale dopiero za kilka dni mam je odebrać. Czyli najpewniej po konkursie.

- Znowu? Co tym razem? Olej, czy tłumik?

- Oba...

- Naprawdę? Jak Ty dbasz o ten wóz?

- Chociaż Ty mnie nie dobijaj w tym moim nieszczęściu. Chyba ciąży nade mną jakieś fatum. Nic mi się nie udaje. Najlepiej by było strzelić sobie w głowę lub odwiązać wiązania w nartach

- Zaraz Cię palnę, jeśli dalej będziesz gadać takie głupoty. Masz po prostu gorsze dni, ale to nie jest powód to myślenia o takich rzeczach. Pomyśl, ile razy było podobnych sytuacji. Czy wtedy miałeś chęć się poddać?

- No nie...

- I widzisz, gdzie teraz jesteś?

- W Twoim samochodzie - zaśmiał się cicho. Humor mu jak zwykle dopisuje, nawet w chwilach kryzysu.

- Też, ale przede wszystkim jesteś skoczkiem narciarskim, i wciąż spełniasz swoje marzenia.

- Nie zmienia to faktu, że zostałem bez samochodu - łamał sobie nerwowo palce - i nie tylko... - szepnął, prawie niesłyszalnie. Zrozumiałem tylko jedno słowo: ,,tylko"

- Tylko co? - zapytałem

- Nic, nic. Tak sobie powiedziałem.

- Pamiętaj, masz mnie. I to się raczej szybko nie zmieni - ukradkiem spoglądałem na niego, próbując zrozumieć jego dzisiejsze zachowanie. Moja intuicja podpowiadała mi, że nie zepsute auto jest prawdziwym powodem jego gorszego samopoczucia.

Znamy się praktycznie od dzieciństwa. Poznaliśmy się na placu, zabaw obok osiedla na którym mieszkaliśmy. Początkowo nasza nieśmiałość nie pomagała nam wcale w nawiązaniu bliższej relacji, jednak z każdym kolejnym dniem, stopniowo je łamaliśmy, stawiając na pierwszym miejscu zaufanie do siebie, skutkując to tym, że po dziś dzień wiemy o sobie niemal wszystko.

Taką też mam nadzieję.

***

Reszta drogi minęła nam w kompletnej ciszy. Nawet zapomniałem w której chwili wyłączyłem radio. Jakoś odechciało mi się go słuchać.

Wciąż myślami byłem zupełnie gdzie indziej.

Severina traktowałem za dzieciaka jak młodszego brata. W dalszym ciągu w tej kwestii nic się nie zmieniło. Czuję się za niego odpowiedzialny w takim stopniu, że potrafię dzwonić w środku nocy, by zapytać się, czy wszystko z nim w porządku.

Czy to podpada już pod psychopatię lub coś podobnego?

Może jest to trochę dziwne, ale nic na to nie poradzę. Jest dla mnie zbyt ważny, i nie wyobrażam sobie życia bez tego wariata. 

W hotelu, podczas ćwiczeń, w czasie wolnym, próbowałem do niego zagadać, jakoś zachęcić do rozmowy, namówić do zwierzeń.

Dawniej kiedy, któryś z nas miał z czymś problem, od razu przychodził z nimi do tego drugiego. Tym razem, było inaczej. I to mnie poważnie zaniepokoiło.

Zwykłe tłumaczenie, takie jak dzisiaj nie brałem na poważnie. Zbyt długo go znam, potrafię odróżnić prawdę od kłamstwa. Wolałem sobie na razie odpuścić. Skoro tego nie chce, nie będę go do niczego zmuszać. Może potrzebuje trochę czasu, by poukładać sobie różne sprawy?

Jeśli będzie chciał, sam do mnie przyjdzie, a ja tak jak zawsze z uwagą go wysłucham i postaram się mu pomóc, w miarę swoich możliwości.

***

Minął już blisko tydzień. Moja relacja z Severinem stała się oziębła, a nawet lodowata.

Nie poznawałem go. Stał się jakiś wycofany, nieśmiały, a gdy stawaliśmy oko w oko, ten tylko skulił głowę i minął mnie bez słowa. Tak jakbyśmy się nigdy nie znali. Bardzo mnie to zabolało. Dopiero co tydzień temu ze sobą rozmawialiśmy, a teraz milczenie było szarą codziennością. Parę razy mi odpowiedział, ale najczęściej krótkimi półsłówkami.

Pamiętałbym, gdybym go w jakiś sposób skrzywdził lub obraził, ale takiej sytuacji nie miało wcześniej miejsca. A jeśli nawet były, to zawsze dla żartów, bądź w złości, jednak ostatecznie się godziliśmy.

Co zatem takiego zrobiłem, że traktuje mnie jak obcego? Nie mogę tak tego zostawić.

Obrałem sobie za cel, poważną rozmowę z nim, ale dopiero po konkursie. Nie chcę podkręcać już i tak niezręcznej atmosfery.

Może wieczorem, uda mi się do niego dotrzeć. W końcu i tak musielibyśmy sobie to wyjaśnić.

Jedyne co mogłem aktualnie zrobić to udać się na wieżę, z której za godzinę będę oddawać swój skok w ramach oficjalnej części zawodów, do których udało mi się zakwalifikować.

___________

2/3

Siedziałem z założonymi rękami, jak zwykle wypatrując go gdzieś wśród tłumu. Nie oszukujmy się. Poza mną było tu jeszcze z około 40 osób.

Coraz bardziej chciałem znaleźć się w końcu na belce. Miałbym to już za sobą. A tak moje myśli były między pracą a Freundem. Jak tu odzyskać zdrowe myślenie, skoro ta jedna osoba skutecznie mi to uniemożliwiała?

- Możesz mi łaskawie powiedzieć co się stało do licha z naszymi bliźniakami? - nawet nie zorientowałem się w którym momencie z znienacka podszedł do mnie Markus.

Nazywa się nas bliźniakami, ponieważ wszędzie jeste.... byliśmy razem.

- Matko, Markus, gdzie Ty masz rozum?! O mało bym nie dostał przez Ciebie zawału

- Od kiedy jesteś taki strachliwy? A wracając, to odpowiesz mi na moje pytanie?

- Jakie pytanie?

- Jeszcze na dodatek głuchy. Szkoda, że nie kupiłem Ci na święta aparatu słuchowego, teraz by Ci był potrzebny. Dobra, żartuję przecież. Pytałem się, co się stało między Tobą a Severinem? Coś nie widać Was razem, a to nie jest do Was podobne.

- Możesz mi wierzyć lub nie, ale sam chciałbym wiedzieć, co się z nim stało. Od tygodnia jest jakiś nieswój. Zupełnie go nie poznaję. Ostatni raz, kiedy rozmawialiśmy, to moim aucie, podczas jazdy tutaj. Od tamtej pory cisza.

- A to dziwne, bo z nami normalnie gada. Nie pokłóciliście się może o coś?

- Z tego co mi wiadomo to nie. Nie potrafię do niego dotrzeć. Nic z tego nie rozumiem.

- Porozmawiaj z nim.

- Dzięki Markus, nie pomyślałem o tym - burknąłem. Miał rację, a ja zamiast zrobić to od razu, to wciąż to odkładam - przepraszam, jestem od rana zdenerwowany i nie panuję nad swoimi emocjami. Zrobię to, i to nawet w tej chwili. Tylko muszę go znaleźć.

- Spóźniłeś się. Jest właśnie na belce startowej - odwróciłem się. Faktycznie, siedział na niej. Czekał na znak od trenera.

- To poczekam. Do końca dnia jest jeszcze sporo czasu. Poza tym, i tak mieszkamy w tym samym pokoju.

- I jak dotąd nie udało Ci się go zachęcić do rozmowy?

- Gdyby to Richi nieustannie by Cię unikał, i szedł wcześniej spać i to samo z pobudką, to bardzo jestem ciekaw co Ty byś zrobił na moim miejscu mądralo.

- Nie powiem, czasami tak się zdarza. Obrażony Richard, to najgorszy Richard...

- Dobra, cicho, Sev dostał pozwolenie na skok - to tylko zwykła formalność. Odbić się od belki, wybić się i bezpiecznie wylądować. Krok po kroku się to właśnie działo.

Jednak nikt się nie spodziewał tego, co się stało chwilę później. Jego narta odpieła się, a on sam z impetem uderzył w ziemię, która nie była pokryta trawą, tylko betonem przykryty śniegiem przygotowaną na tą okoliczność.

Na miejscu zapanowała głucha cisza, czas jakby zatrzymał się w miejscu. Dopiero po minucie oprzytomniałem, wstałem z miejsca jak poparzony i podbiegłem do okna, z którego miałem lepszy widok na to się działo na zewnątrz.

Miałem ochotę do niego pobiec. Wiedziałem jednak, że nic nie mogłem aktualnie zrobić. Pozostało mi czekać na dalszy przebieg sytuacji, która rozgrywała się dramatycznie szybko.

Ratownicy, helikopter, i on. Niestety niesiony niczym szmaciana lalka, bez żadnych oznak życia, z zakrwawioną twarzą. Chciało mi się płakać, byłem całkowicie bezradny.

Szybko poprosiłem jednak trenera o zamianę. Nie mogłem dalej tu być wiedząc, że mój przyjaciel będzie za chwilę w szpitalu. W tej chwili to on był najważniejszy. Musiałem być przy nim. To mój obowiązek.

Chciałem wsiąść do samochodu. Zamiast tego Eisenbichler zaoferował mi, że to on mnie tam zawiezie, bo ja nie nadaję się obecnie do roli kierowcy. Kiwnąłem tylko głową, popierając jego pomysł. Szybko zajęliśmy swoje miejsca, i ruszyliśmy.

***

Będąc coraz bliżej szpitala, nie mogłem odgarnąć od siebie czarnych myśli. Miałem przed sobą najgorsze z możliwych wizji.

Chwila Karl, weź się w garść. Wszystko będzie dobrze, musi być, nie ma nawet innej opcji.

Markus podjechał pod sam budynek.

- Karl, proszę, zachowaj spokój, Severin to silny chłopak, na pewno z tego wyjdzie.

Podziękowałem mu za pomoc, i wyszedłem, biegnąc do obiektu. Pierwsze co zobaczyłem zaraz po przekroczeniu progu, to duży, długi korytarz. Po obu jej stronach stały krzesła, z wyraźnym odstępem tak, aby nie torowały one drzwi do różnych sal.

Nie miałem pojęcia w której z nich znajduje się Sev. Usiadłem na jednej z kilku wolnych krzeseł. Może uda mi się spotkać z kimś z personelu, i spróbować się dowiedzieć czegoś więcej.

Długo nie musiałem czekać. Po kilku minutach z jednej z sal wyszedł lekarz. Od razu wstałem

- Dzień dobry, nazywam się Karl Geiger, przed chwilą przywieziono tu mojego przyjaciela Severina Freunda. Chciałbym się dowiedzieć, w jakim jest stanie

- Bardzo mi przykro, ale takie informacje udzielamy jedynie najbliższej rodzinie lub osobie do tego upoważnionej.

- Naprawdę nie może mi Pan nic powiedzieć, nic a nic? - spojrzałem na niego błagalnie.

- Mogę Panu tylko zdradzić, że jest w stanie krytycznym, najbliższe godziny będą dla niego decydujące. Szczegóły zostawię dla jego rodziny. Jeśli to wszystko, to musi mi Pan wybaczyć, ale zaraz zaczynam operację - mój dotychczasowy świat nagle się zatrzymał.

Nie docierały do mnie rzeczy dziejące się wokół mnie. Zastygłem, ponownie siadając na krześle. Miałem na swojej głowie czapkę. Zdjąłem ją, i mocno ścisnąłem. To nie może dziać się naprawdę. Niech ktoś mi powie, że jest to tylko chory żart, a Severin gdzieś się ukrywa gotów wyłonić się zza kamarku ściany.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Rozkleiłem się na całego nakładając na twarz wspomnianą odzież.

W całym korytarzu trwał istny chaos. Zapewne lekarzowi chodziło o operację Seviego, i to dlatego cały personel jest postawiony na równe nogi.

Zostałem tu tylko ja, i ta czapka, którą dostałem od niego na urodziny prawie rok temu.

Nad drzwiami z napisem sala operacyjna, zapaliła się czerwona lampka. Od tej pory nie pozostało mi nic innego jak tylko modlić się, żeby operacja została zakończona pomyślnie.

Dziwiło mnie to, że z jego najbliższego otoczenia byłem tu tylko ja. Gdzie są jego rodzice, brat, siostra, ktokolwiek? Może nie wiedzą o tym co się stało, lub nikt im o tym nie poinformował.

Powinni o tym wiedzieć, dlatego też wybrałem w telefonie numer do jego brata - Piusa. Sygnał, pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, nic. Dziwne.

Próbowałem dalej. I tak po kilku minutach zostałem z niczym. Nikt nie odebrał, a więcej innych numerów do nich już nie miałem. Nie wiem jakie mają między sobą relacje, ale ostatnio jak u nich byłem, nie zauważyłem niczego podejrzanego. Może są w drodze do szpitala, i akurat nie mają zasięgu?

Tak czy inaczej, do ich przyjazdu będę tu cały czas. Jeśli będzie trzeba, to przerwę swój udział w PŚ, i poświęcę się opiece nad nim.

Kiedy jeden z nas chorował, nawet na zwykłe, niegroźne przeziębienie, od razu mógł liczyć na pomoc. Gorzej było, jak oboje chorowaliśmy. Często wtedy rozmawialiśmy ze sobą przez telefon lub Skype'a. Na tym właśnie polega prawdziwa przyjaźń.

***
Dwa miesiące później

Operacja na całe szczęście zakończyła się sukcesem. Po niej miał jeszcze parę zabiegów chirurgicznych. Wciąż jest pod kontrolą lekarzy.

Minęły już dwa miesiące. Nie sądziłem, że w ciągu tego czasu, tyle przeżyję. Nieustanny strach przed jutrem, ta ciągła obawa, że coś się nagle zmieni w jego stanie zdrowia. Niestety nie wybudził się ze śpiączki farmakologicznej. Jego organizm nie jest jeszcze na to gotowy.

Po tym jak jego rodzina nie dawała żadnego znaku życia, ubłagałem wręcz głównego ordynatora, o powodzeniu mi więcej informacji na jego temat. Zgodził się, i po szczerej rozmowie, wiedziałem na tyle dużo, że mogłem już myśleć o przyszłości Severina, która była w jego przypadku niepewna.

Miał wiele stłuczeń, wstrząśnienie mózgu, przebite płuco, pękniętą kość żebrową. O mały włos, a jego rdzeń kręgowy również mógł doznać przerwania. A to by oznaczało dla niego, dożywotni wózek inwalidzki.

Dzięki wysiłkom lekarzy, i specjalistów, pozostaną mu tylko blizny i dość nieciekawe wspomnienie z tamtego dnia. Doktor poinformował mnie też, że istnieje ryzyko wystąpienia u niego po wybudzeniu częściowe problemy z pamięcią, i nie wiadomo ile będzie to trwało.

Mam nadzieję, że tak się jednak nie stanie.

Siedziałem przy jego łóżku. Parę tygodni temu mogłem tylko obserwować go przez szybę, gdyż był na oddziale intensywnej terapii. Dopiero kilka dni temu przeniesiono go do zwykłej sali. Jednak dalej był podłączony do respiratora, który podtrzymuje jego funkcje życiowe.

Miał na sobie tyle opatrunków, gipsu, i tych cholernych kabli. Nie byłem w stanie na nie patrzeć. Nie zasłużył sobie na to. Tak dobry człowiek jak on, a już w młodym wieku otrzymał od życia poważny cios. Gdzie tu jest sprawiedliwość?

Oparłem głowę o jego zdrową rękę, i kompletnie zmęczony zasnąłem. Z głębokiego snu wybudził mnie głos. Dość znajomy, podobny do... zaraz czy ja śnię?

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - to nie jest sen, naprawdę słyszę Seviego.

Oprzytomniałem, łapiąc go z radości za rękę

- Sevi, nareszcie się obudziłeś.  Naprawdę nie wiesz jak się o Ciebie bałem.

- Kim Pan jest? - trzy słowa, a które były najbardziej bolesne ze wszystkiego innego. Łudziłem się, że ta chwila jednak nie nadejdzie.

Myliłem się.

- No jak to kto? Naprawdę mnie nie poznajesz? To ja, Karl, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, braćmi.

- Ja.... nie poznaję Pana... nigdy Pana wcześniej nie widziałem. Gdzie ja jestem, co mi się stało?

Byłem zły. Zły i zawiedziony. Nie mogłem jednak tak tego zostawić. Severin, nie pozwolę Ci zapomnieć o tym kimś jesteś, i o tym kim byliśmy dla siebie. Obiecałem sobie w dniu wypadku, że jeśli będzie trzeba rzucę wszystko i poświęcę się dla Ciebie.

Ten dzień właśnie przyszedł.

___________

3/3


Severin spędził jeszcze w szpitalu kilka tygodni. Każdego dnia przyjeżdżałem do niego, sprawdzając czy czegoś mu nie trzeba.

Starałem się mu przypomnieć nieco o sobie. Opowiadałem różne chwile z jego życia, wspominałem te śmieszne lub gorsze momenty. Kilka razy nawet przywiozłem swój album, na których było wiele naszych wspólnych zdjęć.

Miałem nadzieję, że to pomoże mu choć trochę odzyskać pamięć. Niestety tak się nie stało.

Dziś ma dostać wypis. Postanowiłem więc zabrać go do siebie. Kto wie, może coś mu się przypomni, kiedy zobaczy moje mieszkanie?

Pomogłem mu wsiąść do samochodu. Wciąż ma na prawej ręce gips, i założony kołnierz ortopedyczny. Cieszyłem się, że odniósł jedynie takie obrażenia, oraz z tego, iż będę mógł się nim opiekować. Praktycznie mówiąc, ma tylko mnie. Poza tym, jak najdłuższe spędzanie ze sobą czasu może przynieść zamierzony efekt.

Najtrudniejsze dni mamy już za sobą. Z początku bał się, kiedy byłem obok niego, nie chciał odpowiadać na moje pytania, i całe dnie, albo milczał lub spał. Mniej jadł, co przekładało się na jego kondycję. W wielkim wysiłkiem udało mi się zdobyć jego zaufanie, co było już moim małym sukcesem.

Poprosiłem go, aby więcej jadł, bo inaczej prędko ze szpitala nie wyjdzie. Poskutkowało to tym, że możemy wreszcie wrócić do domu.

***

- I jak? Podoba Ci się? - zapytałem się go, kiedy z zaciekawieniem oglądał salon, w którym obecnie się znajdowaliśmy.

- Ładnie się urządziłeś - wciąż był nieśmiały, zupełnie jak wcześniej.

- Mój dom jest Twoim domem. Czuj się tu jak u siebie.

- Dziękuję. Karl? - powiedział po chwili.

- Tak?

- Obiecałeś mi, że pokażesz mi miejsca, z którymi wiąże się wiele wydarzeń z mojego życia. Kiedy to zrobisz?

- Już zacząłem. Jesteśmy w jednym z wielu miejsc, w którym potrafiliśmy przesiedzieć, nie kiedy całe dnie. Uwierz mi, gdybym Ci opowiedział, co tu nie raz się działo, to musiałbyś wymienić swoją głowę na nową.

- Aż tyle tego było?

- Tyle? Mało powiedziane, mnóstwo.

- Żałuję, że tego nie pamiętam. Chciałbym przeżyć choć raz jedną z takich chwil.

- Daję Ci słowo, że jeszcze zdążysz przeżyć ich tyle, ile dusza zapragnie.

- Masz może coś do jedzenia? Trochę zgłodniałem.

- Jasne, że mam. Usiądź sobie przy stole, a ja zaraz coś przygotuję - odłożyłem torby na bok, i poszedłem do łazienki umyć ręce. Następnie udałem się do kuchni, myśląc jakie danie mu przyrządzić.

- Może w czymś Ci pomóc?

- Dzięki, nie trzeba, poradzę sobie. Poza tym masz unieruchomioną jedną rękę. Nie pierwszy raz gotuję. Zgadnij co będzie dziś?

- Maultaschen? (Pierożki z wędzonym mięsem i szpinakiem)

- Skąd wiedziałeś?

- Bardzo je lubię. Pamiętam, że dużo razy je jadłem. Najwięcej to chyba, aż z 30 - mocno się zdziwiłem. Powiedział prawdę, tak właśnie było. Czyli coś jednak pamięta.

- Cieszę się, że coś sobie przypominasz, to duży krok na przód.

- Mam w głowie takie urywki, zależy co usłyszę, lub zobaczę. Patrząc na mieszkanie niczego sobie nie przypominam, za to, kiedy tylko usłyszałem o jedzeniu, od razu to wskoczyło mi na myśl.

- Może z czasem ta blokada Ci się sama odblokuje.

- Z Twoją pomocą na pewno tak się stanie - spojrzał na mnie, z tym samym blaskiem w oczach, które gdzieś już widziałem. Tylko gdzie, i dlaczego tak o tym myślę?


Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu telewizji. Użyczyłem mu swój pokój, a sam wolałem spać na kanapie w salonie. Oczywiście nie chciał się na to zgodzić, jednak po krótkiej dyskusji, zmienił zdanie, odgrażając się, żebym w razie bólu pleców, nie przychodził do niego ze skargami.

Dla niego jestem gotów znieść wszelki ból. Jest moim skarbem, który należy strzec. Mój mały aniołek.... chwila, moment. Co się tu właśnie stało? Czy ja wyznałem mu w swojej podświadomości miłość?

Może to dlatego, nie umiem się o niego nie troszczyć? Swoim zachowaniem wobec jego osoby, nie przypominam zbytnio brata, tylko kogoś znacznie więcej.

Nie podejrzewałem, że mogę się zachować w chłopaku, zwłaszcza w Severinie. Jak widać, można.


Czuję, że to źle się dla mnie skończy. Nie mogę jednak tak stać bezczynnie. Zamierzam sprawić, że wróci do mnie ten sam Sev, którego zapamiętałem. Moje uczucia muszę odłożyć w daleki kąt, i skupić się wyłącznie na nim.

***

Trzy miesiące później


- Mówiłem, że Ci się tam spodoba, mówiłem?

- Miałeś rację, jak zawsze zresztą - wracaliśmy właśnie z klubu w samym centrum miasta. To tam najczęściej  się bawiliśmy, celebrując różne okazje, to urodziny, sukcesy, a także napić się z błahego powodu.

Mieszkaliśmy już razem ponad trzy  miesiące. Zdążyłem go w tym czasie zabrać prawie we wszystkie miejsca, zgodnie z daną mu obietnicą.

Byliśmy m.in: w parku, na placu zabaw, na skoczni, w kawiarni, siłowni, muzeum, warsztacie samochodowym. Długo by wymieniać.

Zwiedziliśmy tego tyle, że moje nogi miały już dość. Wręcz domagały się odpoczynku.

Jakiś czas temu byliśmy na wizycie kontrolnej. Ku naszemu zdziwieniu, lekarz stwierdził, że Sev może chodzić już bez gispu i kołnierza. Zaznaczył przy tym, że jeśli będzie dalej się zdrowo odżywiał, i dużo ćwiczył, to są spore szanse, na powrót w dość szybkim czasie do pełnego zdrowia.

A uwierzcie mi, ćwiczenia z Severinem nie należą do łatwych. Starał się jak tylko mógł, co zostało  docenione. 

Na cel obrałem jeszcze jedno miejsce. Stanęliśmy zatem na parkingu przed pewnym blokiem. Świadomie, nie chciałem tego robić wcześniej. Zamierzałem pokazać mu wszystko po kolei. Dzień za dniem co innego.

Nie mogłem też tego odkładać w nieskończoność. Być może tutaj nastąpił przełom, na który tak czekam.

- Gdzie mnie tym razem zabrałeś?

- Zaraz się dowiesz. Idziemy?

- Jasne, chcę to już mieć za sobą.

Wysiedliśmy. Nic się tu nie zmieniło, wciąż ten sam szary, dawno nie malowany blok mieszkalny. Wiem, że za chwilę zaczną się pytania. Byłem mu winny wyjaśnienia, w końcu miał do niego prawo.

- To, gdzie jesteśmy?

- Nie poznajesz?

- Nie za bardzo. To jakieś szczególne dla mnie miejsce?

- Mhm. Trzymaj - podałem mu na dłoń klucz.

- A to mi na co?

- Będę Ci one za moment potrzebne.

Wpisałem kod przed drzwiami. Otworzyłem je, przepuszczając w nich  chłopaka. Zostały nam jeszcze schody. Nigdy nie lubiłem po nich chodzić, bowiem musieliśmy dotrzeć do ósmego piętra. Jak dla mnie, zdecydowanie za dużo.

- Trzymasz się tam? - jak na moją kondycję, byłem od niego znacznie szybszy. 

- Daję radę. Naprawdę musimy tam iść? Mam już dosyć.

- I vice versa. Mam dla Ciebie dobrą nowinę, jesteśmy na miejscu.

- Dzięki Bogu. Powiesz mi w końcu po co musiałem poświęcić swoje nogi na tak męczącą wspinaczkę?

- Zdziwisz się, jeśli Ci powiem, że robiłeś to już od bardzo dawna?

- Jakim cudem w takim razie jeszcze żyję?

- Wypluj to. Włóż klucz do tego zamka - wskazałem mu miejsce. Drzwi były tuż przed nami.

Spełnił moją prośbę.

- Zapraszam do środka. Witaj, w swoim mieszkaniu

- Kupiłeś mi je? - zamknąłem za nim.

- Nie, to jest mieszkanie kupione przez Ciebie kilka lat temu. Jesteśmy prawie sąsiadami.

- To dlaczego w takim razie dopiero teraz mnie tutaj zabrałeś?

- Sądziłem, że tak będzie lepiej. Chciałem Ci najpierw pokazać inne miejsca, a na koniec to najważniejsze.

- Naprawdę to moje mieszkanie? Jest strasznie duże.

- Bo takie chciałeś, chociaż ja Ci to stanowczo odradzałem, ale Ty i tak postawiłeś na swoim.

- Zawsze byłem taki uparty?

- Od zawsze. Było tak jak postanowiłeś. To dlatego wybrałeś zawód skoczka, pomimo, że mogłeś byś gdzieś znacznie wyżej.

- Musiałem mieć jakiś powód, dla którego to zrobiłem.

- Przede wszystkim nie chciałeś być daleko ode mnie. Mi to również pasowało. Byłoby mi strasznie smutno, gdybyś zrobił inaczej.

Spojrzał na mnie niepewnie, jednak nie dostrzegłem tym razem w jego oczach tych świecących się iskierek. Może jednak źle zrobiłem, że pozwoliłem sobie na, aż taką szczerość?

Wpatrywaliśmy się w siebie, jednak ten po chwili minął mnie udając się akurat do swojego pokoju.

Usiadłem więc na sofie, dając mu chwilę dla siebie. Nie zamierzałem mu przeszkadzać, w końcu to jego mały kąt. Oby tylko to moje częściowe wyznanie nie wpłynęło na naszą relację.

Nie chciałem, żeby ten ponownie zbudowany most znów runął.

- Karl? Możesz tu przyjść? - zawołał mnie

- Tak, już idę - dołączyłem do niego - coś się stało?

- Znalazłem wśród ubrań tą książkę, to chyba pamiętnik. Widziałeś kiedyś, żebym ją miał?

- Pierwszy raz to widzę. Poczytaj sobie, być może to jest ostatni klucz do uzyskania wszystkich odpowiedzi.

- Tak zrobię, chociaż się boję

- Nie masz czego, to Twój pamiętnik, tylko Ty tam pisałeś, i nikt poza Tobą.

- Dasz mi jeszcze chwilę czasu? Chciałbym to dokładnie przejrzeć.

- Oczywiście, w razie potrzeby, krzycz - posłałem mu uśmiech, i przeniosłem się z powrotem na sofę. Sądziłem, że wiem o nim wszystko. Teraz jednak się przekonałem, że tak nie było. Prowadził swój prywatny pamiętnik, w którym nie wiadomo co zapisywał. A co jeśli miał z czymś problemy? Dlaczego ja o nich nie wiedziałem? A ten wypadek? Czy to był oby na pewno przypadek czy celowe działanie?

Niczym grom z jasnego nieba, przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa przed jego upadkiem. Miał wtedy zły dzień, coś go gryzło, a ja miałem się dowiedzieć co. Jednak przez te emocje, wyleciało mi to kompletnie z głowy.

Mówił mi, że najchętniej by do siebie strzelił, lub słabo zapiął wiązania w nartach. A przecież to przez nartę, o mało by nie zginął. Czy on naprawdę chciał się zabić? Dlaczego?

Czekałem, aż wyjdzie. Żałuję, że wtedy z nim o tym nie porozmawiałem. Teraz to jest już nie ważne, nawet o tym nie pamięta. I raczej zaczynam wątpić, że coś w tej sprawie się zmieni.

Mimo, iż miał jakieś przebłyski, to wciąż nie było to na co liczyłem.

W końcu drzwi się otworzyły. Zerknął na mnie, uważnie mi się przyglądając.

- I jak? Przypomniało Ci się coś? - wstałem. On tylko podszedł do mnie, i nieoczekiwanie złączył nasze usta. Znieruchomiałem, jednak po chwili oddałem pocałunek, bardziej go pogłębiając. Wszczepił swoje palce w moje włosy, na co ja chwyciłem jego policzki.

Gdy zabrakło nam tchu, odsunęliśmy się od siebie, próbując złapać oddech.

- Co się właśnie stało? - wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło.

- A nie widać? Dokładnie to, o czym marzyłem od nie wiadomo kiedy.

- Jakim cudem? - żadne inne pytanie nie przyszło mi do głowy.

- Naprawdę tego nie zauważyłeś? Przez ten cały czas mojej rekonwalescencji byłeś przy mnie, wspierałeś w ciężkich chwilach, po prostu byłeś. Powoli zacząłem coś do Ciebie czuć, prócz zwykłej znajomości. A dziś, patrzyłeś się na mnie z taką miłością wymalowaną na twarzy. Nie chciałem sobie jednak dawać złudnych nadziei, więc wolałem najpierw znaleźć cokolwiek co pozwoli mi odzyskać pamięć. I stało się. Powoli zaczęły do mnie docierać skrawki informacji, aż do chwili, kiedy skończyłem czytać.

- Sev, to naprawdę Ty? Czy mój dawny Sevi wrócił?

- Tak, wróciłem. Dzięki Tobie, i z małą pomocą tego - podał mi swój pamiętnik - przeczytaj go, tam rzeczywiście znajdują się odpowiedzi na wszystkie pytania. Chciałbym, abyś i Ty je poznał.

Zacząłem więc czytać. Z każdą kolejną stroną wiedziałem coraz więcej. Jaki ja byłem ślepy, że nie potrafiłem tego dostrzec.

Sevi miał problem z akceptacją swojej orientacji, co miało także podłoże na jego relacje z rodziną. Długo przed nimi to ukrywał. Kiedy jednak im to wyznał, Ci od razu się go wyrzekli, i wyrzucili z domu. To dlatego zdecydował się kupić sobie mieszkanie, mówiąc mi przy tym, że chce się w końcu usamodzielnić.

I to nie był wcale koniec kłopotów. Nie zauważył chwili, w której jego serce zaczęło bić mocniej w moim pobliżu. Zakochał się. Bał się mi o tym powiedzieć, ze względu na wcześniejszą reakcję rodziny. Nie chciał stracić także i mnie. Dlatego tak dziwnie się wtedy zachowywał w samochodzie, i przez następny tydzień. Zepsute auto, rzeczywiście okazało się być wyłącznie zwykłą wymówką.

Miał na dodatek przez to depresję. Ciął się, wielokrotnie. Skutecznie kamuflował swoje rany. Że ja nie umiałem tego zauważyć. Co było ze mną nie tak? Jaki ze mnie był przyjaciel?

- Karl, Ty płaczesz? Od kiedy? - starł łzy, które mimowolnie spływały mi po twarzy.

- Wybacz mi Sev, naprawdę, nie miałem pojęcia, że było Ci tak ciężko, na dodatek byłeś z tym sam. Powinienem był być wtedy przy Tobie - wychlipiałem przez łzy.

- Ciiii, no już, już jest wszystko dobrze. Nie masz mnie za co przepraszać. To ja mogłem wtedy z Tobą porozmawiać. Wiedziałem, że byś mnie wysłuchał, ale bałem się tylko Twojej reakcji.

- A narta? Celowo jej do końca nie zapiąłeś, czy to był tylko przypadek?

- Przysięgam, że to był wyłącznie zwykły przypadek. Przez cały dzień chodziłem z głową w chmurach, nie wiedziałem co robię. Byłem na wieży, potem na belce, jak w amoku. Wiemy co było dalej.

- Proszę, obiecaj mi, że przestaniesz się ciąć. Nie przeżyłbym bez Ciebie.

- Obiecuję, masz moje słowo... - znów złączyłem nasze wargi. Chciałem, aby ta chwila trwała jak najdłużej.

***
24.12

Dziś Święta. Pierwsze, które spędzam z Severinem. Tylko my, we dwoje, w naszym już nowym mieszkaniu, które niedawno kupiłem.

Poinformowałem o tym moich rodziców. Przyjęli to ze zrozumieniem, i zaprosili nas, abyśmy wpadli do nich jutro.

Cieszyli się naszym szczęściem, tak samo jak pozostali, w tym przyjaciele z drużyny, i spoza niej.

Do końca ubiegłorocznego sezonu PŚ miałem wolne, wróciliśmy dopiero w czasie Letniego Grand Prix.

Obecnie mamy przerwę świąteczną. Jednak nie za długą, bo już za kilka dni Turniej Czterech Skoczni.

Na szczęście gdzie byśmy nie byli, zawsze będziemy tam razem.

- Czas na prezenty - wręczyłem mu paczkę, która spoczywała sobie pod choinkę - mam nadzieję, że Ci się spodoba - otworzył ją, wyjmując z niej niebiesko czarny wełniany szalik

- Piękny, dziękuję kochanie - pocałował mnie w policzek

- Nie zauważyłeś w tym żadnego ukrytego znaczenia?

- Jakiego?

- Rok temu na moje urodziny dałeś mi wełnianą kolorową czapkę. Obiecałem Ci, że na Twoje dam Ci coś podobnego. Wolałem Ci go jednak dać właśnie na święta.

- Takim oto sposobem oboje wręczyliśmy sobie rzeczy, które mają nas chronić przed chłodem.

- Mnie nic tak nie ogrzeje jak Ty. Co tam czapka, skoro mam Ciebie - posadziłem go sobie na kolanach - nie przepuszczałem, że jeszcze rok temu o tej porze byliśmy wciąż tylko najlepszymi przyjaciółmi.

- Lepiej późno nic wcale. Wtedy nie wierzyłem w coś takiego jak przeznaczenie.

- A teraz?

- Odkąd jestem z Tobą, moje przeznaczenie znajduje się tuż przede mną. Kocham Cię Karl, i naprawdę mogę się nazwać najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

- Ja też Cię bardzo kocham. Sprawiłeś, że niczego w moim życiu już mi nie potrzeba. Byłeś takim brakującym elementem do osiągnięcia przeze mnie pełnego szczęścia.

- Niczym w puzzlach. Jeden kawałek, bez którego, reszta nie jest kompletna.

Minął rok, który zmienił doszczętnie nasze życie. Obrócił je o 180°. Kto wie co by się z nami stało, gdyby nie ten feralny wypadek, i nieoczekiwane skutki jakie wywołał.

Wolę w to nie gdybać, tylko dziękować Bogu za to co mam. Zdrowie, dom, rodzinę, i świadomość, że nie jestem już w tym domu sam.

_____________

Kochani, to już koniec tej historii.

Czekam na Wasze opinie 😉 Może niczego w nim nie sknociłem 😅

Jeszcze raz składam Wam najszczersze życzenia - dużo zdrowia, bo ono jest najważniejsze, miłości i pokoju, ciepła oraz świątecznej atmosfery w gronie rodzinnym, nadziei na lepsze jutro, pogody ducha, i wiary w siebie ☺️ Wesołych Świąt 🎄💯❤️!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top