Domen Prevc x Richard Freitag - Preitag
Boże, dlaczego mi to robisz?
Czym zawiniłem, że postanowiłeś mnie tak okrutnie ukarać?
Wiem, że za czasów szkolnych, nie przykładałem się zbytnio do nauki, z czego musiałem się tłumaczyć przed rodzicami, ale to nie jest jeszcze powód dla którego, miałbyś ma mnie zsyłać wszystko co najgorsze.
Do tej pory świat miałem poukładany, po swojemu, tak samo jak w głowie.
A teraz?
Pff, dobre pytanie. Teraz na moją niekorzyść, jest zupełnie odwrotnie niż chciałem.
Spełniam się w roli utalentowanego skoczka narciarskiego, mam kochającą mnie rodzinę, i rodzeństwo, w tym dwóch braci, którzy średnio za mną przepadają, zresztą ze wzajemnością.
Nigdy bym nie pomyślał, że na swojej drodze napotkam to chodzące nieszczęście, którego twarz zdobi krzaczasty wąs.
I nie, wcale nie mówię o Robercie Johanssonie. Chociaż on ma bardziej okazały, niż ten kretyn o szwabskim pochodzeniu.
Nie dość, że mówi w tym ciężkim dla moich uszu języku, to jeszcze ma wygadane w różnych kwestiach, a już szczególnie jeśli chodzi o MNIE.
Tak mnie to denerwuje. Tylko ja mogę wyrażać o kimś niezbyt miłe uwagi, a nie ktoś o mnie, a już zwłaszcza ON.
Freitag, ja Cię kiedyś uduszę! - tyle razy to zdanie chciało mi wyjść z ust, aby następnie dotarły one do jego uszu, i finalnie do mózgu, którego nawet prawdopodobnie nie ma.
Domen, czy ty czasami używasz tych swoich szarych komórek? Bo słuchając tego co mówisz, mam wrażenie, że są one dawno pokryte kurzem i pajęczynami
Oczywiście, że ich używam. Nie to co on. To ja powinienem skierować do niego to pytanie. Ani razu nie udało mi się wygrać z nim potyczki na argumenty, bo ten zawsze znalazł na wszystko odpowiedzi, podobnie jak ja zanim go poznałem.
Mam wrażenie, że musisz się bardziej przyłożyć do okazywania komuś swoich uczuć. Jak widać nie tylko w lądowaniach, masz problemy.
Myślałem, że go wtedy trzasnę. Nie zrobiłem tego jednak, bo niestety, miał rację. Rzadko to robię, ale musiałem się pogodzić z jego słowami.
I ta jego triumfalna mina, kiedy to usłyszał. Czy może być coś gorszego od tego?
Owszem może.
Już go lubię. Jakie szczęście, nie będę musiał Ciebie dłużej niańczyć. Richard to zrobi za mnie. Moja krew.
Nie ma to jak rodzina. Ciekawe Peter, jaki ty jesteś przy Kamilu. Chociaż nie muszę nic dodawać. Ja w porównaniu do Ciebie nie jestem pantoflarzem.
Zawsze mówiłem, że w rodzeństwie jest jakaś czarna owca, nieudana. Chyba oboje wiemy, który z nas nią jest.
Wracając do Freitaga, pewnie sobie pomyślicie, jak to się stało, że się we mnie zakochał?
Sam tego tak do końca nie wiem. Może przez ten mój urok osobisty?
Prędzej jednak dlatego, że nikt go nie chciał, a ja postanowiłem się nad nim zlitować.
Już zaczynam tego mocno żałować. Co jednak poradzę? Beze mnie sobie nie poradzi. Nie umie żyć w samotności. Dlatego też jestem na niego skazany, i nie zachodzi się na to, żeby to się miało szybko zmienić.
Domen, wiesz że mimo wszystko Cię kocham? Tylko Ciebie. Czasami nie wiem jak to się stało, że moje serce wybrało akurat Twoje. Jak widać, to musi być przeznaczenie, czyż nie?
Jeśli mogę być na niego wściekły, to takie słowa sprawiają, że moja złość ulatuje ze mnie jak hel z balona.
Ma wiele wad, jednak muszę przyznać, że ma w sobie to coś. Taką romantyczną duszę, od którego miękną mi kolana, a oddech momentalnie gwałtownie przyspiesza.
Pomimo wszystkiego, cieszę się, że go mam. Ale i tak przysięgam, że kiedyś coś mu zrobię. Może nie uduszę, bo poszłoby mi to za łatwo. Zawsze znajdzie się jakiś inny sposób, mniej brutalny, i znacznie przyjemniejszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top