7 || j.kobayashi x tande

Daniel z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w wiadomości sportowe. Opatulony był ciepłym kocem, a w jego dłoni spoczywał zielony kubek z herbatą na uspokojenie. On jednak nie potrafił być spokojny. Odkąd utracił ukochanego nic już nie miało sensu.

Na kanapie obok niego usiadł Ryoyu Kobayashi. Był równie wstrząśnięty tragedią, która przydarzyła się kilka miesięcy temu. Tande oraz jego brat, Junshiro, zwyczajnie się pokłócili, a potem japończyk stwierdził, że musi się przewietrzyć. Od tej pory ani na chwilę nie wrócił do domu, a przez policję został uznany za zaginionego.

Młodszy z braci Kobayashi wybrał numer do Forfanga. Dzwonił już kilkanaście razy. Mężczyzna miał być w domu już godzinę temu, najwidoczniej miał inne plany na spędzenie wieczoru i zamierzał nie dawać znaku życia. Ryoyu zwyczajnie martwił się o swojego chłopaka, ale nie chciał też dobijać Daniela, który od zaginięcia Junshiro zupełnie nie umiał się pozbierać. Nie miał pojęcia, że zagubiona dwójka siedzi w samochodzie niecałe dwieście metrów od nich.

Johann Andre Forfang rozkładał się na tylniej kanapie taksówki. Obok niego miejsce zajmował Junshiro. Nie miał on jednak tyle powodów do śmiechu co jego towarzysz podróży. Bardzo żałował, że zdecydował się mu odpisać. Nie miał pojęcia, że Norweg zupełnie zwyczajnie spotyka się z jego bratem, a już tym bardziej, że jego chłopak, Daniel Andre Tande, jest w fatalnym stanie i właśnie przebywa u Forfanga w domu. Teraz opatulony szalem siedział w samochodzie i liczył, że za chwilę coś się stanie, a moment konfrontacji z Danielem odwlecze się w nieskończoność.

Bardzo żałował, że ta kłótnia w ogóle miała miejsce. Żałował, że uciekł. Jednak kilka miesięcy, w ciągu których żył spokojnie w niewielkiej portugalskiej wsi dobrze mu zrobiło. Polubił to życie. Nie był gotowy stanąć twarzą w twarz z Danielem i szczerze z nim porozmawiać. Jednak ten moment nadciągał i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni.

Taksówka zatrzymała się, a Johann od razu po zapłaceniu wyszedł na zewnątrz i skierował się do budynku.

- Kurwa mać, tak się o ciebie martwiłem - Ryoyu rzucił się Forfangowi na ramiona. - Odbieraj telefon, błagam.

- Zawołaj lepiej Daniela, mam dla was niespodziankę - zignorował słowa chłopaka.

- Daniel, zejdź na dół! - Kobayashi wydarł się tak głośno, że w tamtym momencie słyszało go chyba pół osiedla.

- Mam nadzieję, że macie dobry powód, żeby wyciągać mnie w tym momencie spod ciepłego koca - bardzo naburmuszony schodził po schodach.

- W zasadzie to tak - Johann był bardzo poważny. - Widzisz tę taksówkę? Idź do niej i otwórz drzwi pasażera.

- To jakiś żart? - Tandego mimo wszystko zaciekawiła propozycja kolegi. Niepewnym krokiem ruszył w kierunku samochodu, jednak gdy tylko zobaczył Junshiro siedzącego w środku, ruszył biegiem przed siebie i wpadł na tylnią kanapę dosłownie z prędkością światła.

- Nigdy więcej mi tego nie rób - wtulił się w chłopaka chyba tak mocno, jak jeszcze nigdy. - Kocham cię.

A potem go pocałował.

---

to uniwersum jest tak pojebane. do tego wlasnie prowadzi pisanie w srodku nocy:')

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top