William James Moriarty x reader


Młoda kobieta wdarła się do pralnie w akademiku, gdzie znajdowały się mundurki, w których bogaci uczniowie uczęszczali.
Kiedy starsza pani odwróciła (reader) skorzystała z okazji i złapała za wieszak, po czym szybko pobiegła do damskiej toalety i przebrała się w nowy czysty uniform. Pozostało tylko zabrać jeden z plecaków, aby dopełnić przebranie uczennicy. Upatrzyła sobie nową, skórzaną torbę, na ramię pewnego chłopaka, który siedział otoczony wiankiem dziewczyn. Jedną z nich (ciemno/jasno)włosa popchnęła niechcący.

-Ej pokrako uważaj jak chodzisz!-Krzyknął brunet, który pomagał wstać dziewczynie. (Reder) kiwnęła głową i korzystając z zamieszania złapała za torbę. Uśmiechnięta, mogła wejść na salę, gdzie odbywały się wykłady. Zajęła miejsce w środkowym rzędzie, i wyjęła zeszyt chłopaka, który tak jak przypuszczała nie był zapisany.

-Słyszałaś podobno jakiś nowy nauczyciel ma się zjawić.-Usłyszała rozmowę dwóch przyjaciółek. Nastolatki siedziały niedaleko niej. Po kilku minutach wszedł mężczyzna. Zdjął swój cylinder, odsłaniając przy tym swoje blond włosy, które były w artystycznym uczesaniu. Ubrany był w brązowy garnitur z bordowym krawatem, który pasował do jego koloru oczu.
Przez cały wykład sprawiał wrażenie człowieka pewnego siebie z ogromnym intelektem i wiedzą. William James Moriarty niesamowicie zaciekawił (reader), która siedziała jak zaczarowana, zapisując jego prawie każde słowo.
Kiedy zbliżał się koniec, dziewczyna niesamowicie ubolewa nad tym, że raczej już nigdy nie zastanie go w swoim życiu. Musiała wrócić do smutnej rzeczywistości, gdzie byla po prostu złodziejką mieszkającą na strychu. Spakowała notatnik do torby i już miała wyjść z ogromnej sali, ale wyjście zagrodziła jej drewniana laska.

-Muszę panienkę prosić, aby została po lekcji.-Zwrócił się do niej blondyn, przeszywając ją swoim spojrzeniem. (reader) kiwnęła głową i usiadła w pierwszym rzędzie, czekając, aż wszyscy wyjdą.-Nie jesteś uczennicą, prawda?-Spytał, zbliżając się do niej.

-Nie, ale a torbę oddam oraz mundurek, chciałam tylko posłuchać wykładu i się czegoś dowiedzieć.-Tłumaczyła ze łzami w oczach. Wiedziała, że to może się skoczyć policją.
Spojrzała się w bordowe oczy nauczyciela, który się roześmiał.

-Spokojnie nic ci nie każe oddać, ale widać, że już wprawy nabrałaś do podkradania, a jakbym ci zaproponował uczciwą pracę i godne mieszkanie?-Zaproponował zakładając płaszcz cylinder. Kobieta odsunęła się nieco od niego.

-Już u jednego hrabi pracowałam. Myślicie, że wszystko mogą, już wolę kraść.-Mruknęła na myśl o starej pracy, gdzie była traktowana jak zabawka.
Blondyn chyba zrozumiał o jakie przeżycia chodzi dziewczynie.

-Gardzę takimi ludźmi. Pragnę tego wszyscy byli równi. Choć to zobaczysz.-Uśmiechnął się łagodnie. Złapał za laskę i kierował się do drzwi.
(reader) walczyła ze sobą. Bała się, że on kłamie i ją po prostu zgwałci, zostawiając w jakiejś uliczce, jednak, gdyby się okazało, że jest dobry to mogła na tym dobrze skorzystać. -To idziesz?-Zatrzymał się przed drzwiami. Kiedy usłyszał, że dziewczyna idzie, za nim uśmiechnął się i podążał do dorożki. Kiedy wyszli poza budynek, spostrzegli, że pada i nieco się schłodziło. (reader) kichnęła z powodu zmiany temperatury.-Proszę.-Podał jej marynarkę. Kobietka spojrzała na niego niezrozumiale. Wiliam zarzucił jej na plecy.

-D-zi-dziękuję.-Jęknęła nie wierząc w swoje roztargnienie. Przeszli przez chodnik, po czym, wsiedli do dorożki Williama. Zabrał ją do swojego apartamentu, gdzie gościło jeszcze kilka innych osób.

-Witajcie.-Odrzekł do przyjaciół, którzy zaciekawieni spoglądali na młodą osóbkę.

-Kto to jest?-Spytał siedzący na kanapie brunet. Podpierał prawą ręką głowę i leniwie spoglądał zielonymi oczami. Dziewczyna skinęła głową i się przedstawiła. Spojrzała na drugiego, który wyglądał na lokaja, ale bardzo przypominał wykładowcę. Te same bordowe oczy oraz blond włosy. Jedyne co odróżniało to, że był nieco chudszy i mała blizna na policzku.

-To pański brat?-Spytała z ciekawości. Blondyn w bordowym krawacie uśmiechnął się i popacał ją po głowie.

-Zgadza się, jesteś spostrzegawcza.-Pochwalił ją. Objaśnił na co mają jej obowiązki polegać. Już po kilku dniach pracy, (reader) dowiedziała się o trochę różniącej się pracy Moriartiego.
Do szlachcica przyszedł załamany piekarz, który stracił córkę. Sądził, że jego okczko w głowie zabił tutejszy burmistrz, który przyjął kobietę na praktyki. Po kilku dniach okazało się polityk nie żyje. (reader) była przy jego zabójstwie, czuła pogardę do tego człowieka, jednak seerce jej zadrżało widząc martwe ciało opadające na białe płytki w ratuszu. William udawał wtedy niezwykle przejętego, kiedy grubszy człowiek zaczął umierać od trucizny. Sam jednak dał pomysl piekarzowi, aby do wypieków nazamówienie burmistrza dodał trującą substancję.
Kiedy wrócili do kamienicy, roztrzęsiona chciała porozmawiać z hrabią w cztery oczy. Kiedy wszyscy położyli, a William jak to miał w zwyczaju w salonie czytał książki przy świeczce.
Stanęła w progu, zastanawiając czy dobrze robi, czy nie poskutkuje to straceniem głowy.

-Czemu nie śpisz?-Spytał nie odwracając wzroku od książki.

-Nie mogę zasnąć przez wcześniejsze wydarzenia. Nurtuje też mnie jedno pytanie...-Przysiadła obok niego. Blondyn zamknął lekturę, spoglądając na nią. Wiedział o co zapyta, jednak chciał usłyszeć jej głos ponownie. Kiedy pierwszy raz zobaczył ją na szkolnym korytarzu podkradającą torbę jakiegoś chłopaka, odczuł coś co dane było mu czytać. Uważał, że zauroczenie, a teraz miłość, wcześniej traktował jako zwykłą reakcję łańcuchową albo instynkt zapewniający przetrwanie ludzkiej rasie.

-Pytaj więc.-Odparł zakładając nogę na nogę.

-Czemu pan zachęcił tego załamanego mężczyznę. Ludziom powinno się przebaczać, albo zrobić zgodnie z prawem i podać zabójcę na policję. A co jak ktoś poda biednego piekarza, że to on zabił?

-Burmistrz zabił ponad 11 młodych kobiet, podanie go na policję niczym by nie poskutkowało, on jest fundatorem nowych posterunków.
A piekarza nikt nie posądzi, ponieważ ta trucizna jest nie wykrywalna, a zbrodnia doskonała.-Stwierdził. 
Dziewczyna się na niego spoglądała bystrze, lecz z nutą strachu, który wcześniej nie gościł w jej oczach. Zaczynał się zastanawiać czy jej do siebie nie zraził.-Mówiłem, że pragnę, aby panowała równość, więc do tego dążę...

-Nie ma jakiś mniej brutalnych sposobów? Przez politykę?-Zasypywała go kolejną dawką pytań.

-Jesteś naiwna.-Odparł z rozbawieniem.-Myślisz, że o tym nie myślałem? Każemy ludzi, którzy tylko na to zasłużyli, odbierając innemu człowiekowi życie. Pytanie teraz do ciebie, czy dołączasz do drużyny czy się wycofujesz? Jednak nie ukrywam, że twoje umiejętności są bardzo potrzebne.-Powiedział, spoglądając się przez okno na gwieździste niebo.

-Ja chce panu pomagać.-Odparła bez zastanowienia.-Chociaż wolałabym mniej krwawe techniki.-Dodała ciszej. Will był nieco zdziwiony, że tak szybko odpowiedziała na takie pytanie. 

-A teraz ja mam do ciebie pytanie.-Zebrał się w sobie po chwili ciszy między nimi. 

-Słucham pana?-Wszystkie jej wątpliwości dotyczące tego człowieka rozwiały się momentalnie. Widziała, że musi być czujna, jednak urzekł ją swoją ideą, do której dążył za wszelką cenę.

-Co byś zrobiła jakbym cię teraz pocałował?-Spytał z małym rozbawieniem na twarzy. (reader) momentalnie się zarumieniła, zapominając języka w gębie. Patrzyła się na niego tempo nie wiedząc jak logicznie i składnie mu odpowiedzieć. W duszy bardzo chciała, jednak będzie to niestosowne.
Blondyn chyba zauważył zakłopotanie dziewczyny. Roześmiał się, po czym wstał i do niej podszedł, przyszpilając ją do ściany.-Chcesz czy nie? Proste chyba pytanie.-Nachylił się nad nią. Patrzyła mu głęboko w oczy zastanawiając co ma zrobić, ale po kilku sekundach kiwnęła głową.
Moriarty nie czekał długo i wpił się w jej usta, których pragnął od pierwszego  dnia. Smakowały lepiej niż mógł sobie wyobrażać. Jego dłonie objęły kobietkę w tali, po czym przysnął ją jeszcze bliżej. (reader) zarzuciła mu ręce na ramiona i delikatnie pogłębiła pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top