Victor Nikiforov x reader

-Wróciłam sensei!-Krzyknęłam wchodząc do mieszkania i odkładając zakupy na stół. Musiałam zamieszkać z tym siwowłosym po tym jak mnie matka wyrzuciła z domu. Nie mogła przyjąć do wiadomości to, że nie chcę być lekarzem, tylko zawodową łyżwiarką. Victor postanowił mnie zabrać do siebie i dalej kontynuować moje treningi.
Wszystko było by idealnie, gdyby nie był takim psem na baby. Co jakiś czas sprowadzał jakąś kobietę mówiąc mi jak on się niesamowicie zakochał, a potem kończyło się to wszystko kłótnią i rzucaniem talerzy pomiędzy parą.

-Czemu nie wzięłaś mojej karty? Prosiłem cię [Imię]-chan tyle razy.-Wyszedł od siebie wraz ze swoim pudlem.

-Nie chcę być pasożytem. Dopóki nie znajdę jakiejś pracy i mieszkania, to ja będę robić zakupy.-Odparłam, rozpakowując siatki. Rzuciłam przekąskę dla psa, którą Makkachin szybko złapał, po czym zaczął plątać mi się pod nogami prosząc o więcej. 

-Ehh głupiutka [Nazwisko]. Aż tak ci się źle ze mną mieszka?-Zrobił oczy kota. Jest osiem lat starszy, a czasami mam wrażenie, że to ja niańczę go.

-Nie nie nie, bardzo dobrze, ale ma pan  inne ważniejsze sprawy na głowie ode mnie, a po za tym nie mogę mieszkać z senseiem wiecznie.-Wytłumaczyłam.

-Oczywiście, że możesz. W sumie to ja cię namówiłem, abyś powiedziała swojej matce o łyżwiarstwie. Czuję się winny, że straciłaś z nią kontakt.-Oznajmił drapiąc się nerwowo po karku. 

-To była moja decyzja, a po za tym i tak mnie nie kochała. Najważniejszy był jej kochanek i nic po za tym, może jakby tata żył byłoby inaczej...-Mruknęłam ostatnią część zdania nieco ciszej. Robiło mi się przykro na wspomnienia z moim ojcem. Tylko on mnie kochał i trzymał rodzinę w ryzach, ale niestety zmarł na nowotwór. 

-Może chcesz iść dziś ze mną i Katsukim dziś na trening?-Spytał szybko zmieniając temat. 

-Będę wam tylko przeszkadzać, Yuri ma niedługo zawody.-Odpowiedziałam zamykając lodówkę. Nie lubię być dla kogoś balastem. Wolę się trzymać na uboczu i nie stwarzać problemu.

-Przecież ty też z nami jedziesz. Macie w te same dni eliminacje.-Powiedział. 
Spojrzałam się na niego zaskoczona.

-COO?! JA I ZAWODY?!-Krzyknęłam.

-No tak, zapisałem cię, chyba to było dwa miesiące temu.-Zaczął się zastanawiać. Wzięłam patelnie do ręki.

-I MI SENSEI NIC NIE POWIEDZIAŁEŚ?!-Zdenerwowałam się, bo mogłam zacząć treningi dużo wcześniej, aby być lepiej przygotowana.

-Mówiłem ci, a ty zaczęłaś się głupio śmiać.-Oznajmił przestraszony, zerkając na moją rękę. Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie ten moment.-Wtedy w kawiarni, co byłem z moją ówczesną dziewczyną, tą taką rudą Naomi, była miła strasznie.-Tłumaczył, chcąc ominąć ciosu w łeb.

-To ty nie żartowałeś?

-Nie.-Pokręcił głową, wyjmując mi powoli z dłoni patelnie.-Może ja dziś zrobię obiad? Albo zamówimy coś?

-Ja nie mam stroju, ani programu krótkiego ani dowolnego. Jeszcze ostatnio się zapuściłam.-Spojrzałam na mój brzuch, który dość długo nie widział ćwiczeń. Nie da się mnie już wypisać? Powiemy, że jestem chora czy coś?-Spojrzałam przerażona na trenera.

-Spokojnie, mam już dla ciebie ułożone układy, jutro jesteś umówiona na przymiarki, a jeszcze jest dużo czasu, to zdążysz poćwiczyć, a i tak jesteś chuda jak palec.-Podszedł do mnie i zamknął w ramionach, gładząc mnie po plecach przy tym.

-D-d-dziękuję.-Jęknęłam zmurowana. Nigdy się do mnie nie przytulał. Moje serce znacznie przyśpieszyło, a twarz zrobiła się momentalnie bordowa.-Pójdę się spakować na trening.-Powiedziałam i szybko uciekłam z jego objęć. Zamknęłam się w pokoju powtarzając sobie, że to było normalne i nic się nie dzieje. 
Kiedy się uspokoiłam trochę, otworzyłam szafę szukając moich czarnych dresów, kolor [koszulki] i rękawiczek. Włożyłam je do torby, po czym wróciłam do mężczyzny, który stawiał jedzenie na stole. 
Usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam grzebać widelcem, nie mając apetytu.

-Zjedz trochę i idziemy.

-Nie mam ochoty, możemy się już zbierać.-Oznajmiłam chcąc wstać od stołu, ale platynowowłosy posadził mnie ponownie na krześle.

-Jedz bo nie będziesz miała siły. Nigdzie nie pójdziemy dopóki nie zjesz trochę.-Nakazał. 

-Co ci jest?-Spytałam rozbawiona, myśląc, że żartuje.

-Martwię się.-Odpowiedział. Moje oczy rozszerzyły się. Coś z nim dziś nie tak nigdy się tak nie zachowywał.-Powiedz Aaaaa...-Wziął widelec do ręki z kawałkiem kurczaka.

-Daj sama zjem, mam ręce.-Zabrałam od niego sztuciec i zjadłam trochę z wielkim trudem.  Ubraliśmy buty i spacerkiem szliśmy na lodowisko. Na nasze nieszczęście, na przeciwko nasz szła ex Victora.-Uuu kroi się coś grubego.-Zaśmiałam się pod nosem.

-Daj rękę.-Mruknął.

-Co?-Udawałam, że nie dosłyszałam, ale ten zamiast powtarzać chwycił moją dłoń. Zarumieniona odwróciłam głowę, podziwiając drzewa.

-Mmm to ty? Jeszcze sobie tego głupiego ryja nie rozkwasiłeś? Widzę, że masz kolejną zdobycz.-Prychnęła.-Lepiej od niego uciekaj, po dwóch dnia znajdzie inną.-Zwróciła się do mnie z bardzo nieprzyjemnym tonem.

-Zostaw  mnie i moją narzeczoną w spokoju.-Warknął, ściskając mnie mocniej i przyśpieszając kroku.-Głupia pinda. Mogła nas po prostu ominąć.

-Yy um mógłbyś mnie już puścić?-Spytałam niezręcznie. Spojrzał się na mnie z uśmiechem i całkowicie olał. Nie puścił mojej ręki dopóki nie weszliśmy na lodowisko.-Idę się przebrać.-Oznajmiłam, biorąc od niego torbę i kierując się w stronę szatni. Ubrałam się w luźniejsze rzeczy, po czym weszłam na lód robiąc rozgrzewkę. Kiedy Victor skończył rozmawiać przez telefon. Podszedł do barierki i zawołał mnie gestem ręki.

-Co jest?

-Yuri leży chory, dziś musi sobie opuścić.-Odparł. Zabije tego idiotę, zostawił mnie na pastwę losu z Victorem, któremu się coś w głowie poprzestawiało. 

-O niee szkoda, to co teraz wracamy?-Spytałam z nadzieją, że będę mogła zamknąć się w pokoju. 

-O nie nie, czekaj ja założę łyżwy i przestudiujemy program krótki.-Jak powiedział tak i zrobił. Rzucił swój kremowy płaszcz na ławkę, po czym podjechał do mnie. Miał koszulkę na krótki rękaw, która odsłaniała jego umięśnione ręce. 
Zaczął mi tłumaczyć co po czym, co starałam się jak najlepiej zapamiętać. Wszystko szło idealnie, jak nigdy podczas nauki. Jednak kiedy robiłam loop, źle wylądowałam i potknęłam się o własne nogi.

-Cholera...-Jęknęłam zła pod nosem. 

-Ej [Imię] nic ci nie jest?-Podjechał szybko do mnie. 

-Nie nadaję się na zawody.-Opowiedziałam, siadając na lodzie. 

-Co ty gadasz?-Zdziwił się.

-Nic i tak nie zajmę, jak przewracam się przy tak prostej rzeczy. Nigdy nie będę tak dobra jak ty albo Yuri. Mogłam iść na tego pieprzonego lekarza.-Warknęłam zła. 

-Bo za bardzo jesteś spięta, rozluźnij się i pomyśl o czymś spokojnym. Choć mam pomysł.-Uśmiechnął się wyciągając w moją stronę dłoń. Pomógł mi wstać po czym jedną ręką złapał mnie w tali, a moją położył na swoim ramieniu.

-C-c-co t-ty r-r-obisz?-Jęknęłam. 

-Zatańczymy.-Odparł. Zaczął mnie prowadzić, nucąc sobie coś pod nosem. -Roozluuuźniiijj sięę.-Przeciągnął i przybliżył mnie jeszcze bardziej do siebie. Cała czerwona odepchnęłam go do siebie.

-Nie mogę przy tobie! Wracam do domu!-Krzyknęłam, po czym zeszłam z lodu, zostawiając zdziwionego mężczyznę. Zmieniłam szybko buty i wyszłam prędko z lodowiska. Było mi wstyd jak się zachowałam, ale dłużej nie mogłam. Jego dotyk dział tak na mnie, że przechodziła mnie gęsia skórka, a nogi miałam jak z waty i te jego dziwne zachowanie w niczym mi nie pomagało.
Kiedy doszłam do mieszkania i chciałam otworzyć drzwi, uświadomiłam sobie, że klucze ma trener. Zła i zawstydzona usiadłam na schodek czekając na niego. Chciałam uniknąć konfrontacji z nim, ale muszę zapłacić za swoją głupotę, że nie wzięłam swoich kluczy. 
Kiedy przyszedł platynowłosy nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Otworzył drzwi, po czym mnie wpuścił. 

-Choć tu musimy sobie coś wyjaśnić.-Odparł ostro siadając na kanapie.

-Przepraszam, po prostu stresuję się zawodami, więcej to się nie powtórzy sensei.-Schyliłam się, mając nadzieję, że tylko to powiem i da mi spokój. 

-Usiądź.-Spojrzał na miejsce obok niego.-J-ja p-przepraszam moje wcześniejsze zachowanie, ale nie mogę się przy tobie opanować.-Wytłumaczył.-Zakochałem się w tobie.

-...-Zatkało mnie.

-Szukałem dziewczyny długo, ale dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że to ciebie kocham. Przepraszam, że czujesz się przy mnie spięta. Jestem twoim trenerem, ale też jesteśmy przyjaciółmi, a nie chce cię stracić, już nie będę.-Powiedział to z jego słodką miną, którą robił zawsze jak coś przeskrobał. 

-Ale ja nie chce, żebyś przestawał. Myślałam, że się dziś bawiłeś mną, ale bardzo mi się to podobało.-Mruknęłam prawie płacząc.

-O głupiutka [Imię].-Zaśmiał się pod nosem, po czym wtulił mnie w siebie. Dłonią podniósł moją głowę, abym spojrzała na niego. Kciukiem wytarł moje łzy.-Czemu płaczesz?

-No bo to jak to będzie wyglądać. Ty jesteś moim trenerem i najlepszym łyżwiarzem, a ja...

-A ty jesteś moją pięknością.-Przerwał mi. Na te słowa uśmiechnęłam się szeroko. 
Zbliżył się tak, że stykaliśmy się nosami.

-Mogę?-Spytał dla pewności, na co kiwnęłam głową. Sekundę później poczułam jego usta na moich. Całował delikatnie, przez co rozpływałam się. W mojej głowie zapanowała pustka, a całą uwagę skupił on. Palce wplotłam w jego platynowe włosy. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, ciężko dyszałam czując gorąco.

-Nic takiego nie zrobiłem, a ty już jesteś rozpalona.-Zaśmiał się. Zmieszana wtuliłam się w jego tors.

-Baka.-Mruknęłam delikatnie go uderzając, co go jeszcze bardziej rozbawiło.













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top