Steve Rogers x reader

Stanęła przy ojcu, z którym się nie zawsze dobrze dogadywała, ale jego widok po kilkunastu miesiącach rozłąki, poskutkował załamaniem dziewczyny. Dryfował wraz z Nebulą w wielkim statku Thanosa. Kiedy go ujrzała, szybko pobiegła po lekarzy. Był wychudzony, ledwo co stał na nogach. Natychmiastowo podłączono Starka do kroplówki i posadzono na wózek. Kiedy poczuł się nieco lepiej, postanowiono zebranie z tymi co przeżyli. Obrady miały być spokojne, ale w każdym wirowały negatywne emocje. (reader) stała cicho z boku, nie chcąc się wtrącać w nowe problemy.

-[...]mówiłem, że przegramy, a ty wtedy możemy przegrać razem, ale gdy przegraliśmy ciebie tam nie było.-Mówił się cały trzęsąc. Blondyn zacisnął szczękę, spoglądając się na pokaz jak życie może być okrutne.

-Nic nie jest stracone, damy radę...-Odezwała się dziewczyna chcąc poprawić nieco sytuację. Ojciec się na nią spojrzał. Oderwał pseudo reaktor, wręczając w dłonie Steva.

-Ale to już beze mnie. Kończę.-Stęknął. Pepper zabrała go do domu, gdzie miał wracać do zdrowia. 
Kapitan siedział na łóżku, trzymając w dłoniach, pozostałości po iron manie. (kolor)włosa weszła przez uchylone drzwi. Miała tak samo ponury humor, jak jej chłopak. Spoczęła obok niego. Zabrała mu z dłoni wynalazek taty i odłożyła na szafkę.

-Trzeba żyć dalej.-Mruknęła wtulając się w jego ramię. Blondyn głęboko westchnął. Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się krótko. Tylko ona mu została, po śmierci Barnesa.-Porozmawiam z tatą za jakiś czas. Musi dojść do siebie, jest na skraju.-Mruknęła.

-Miał rację, mieliśmy przegrać razem.-Jęknął. (reader) widziała jak napływają mu łzy do oczu. Wielki Kapitan Ameryka również był w rozsypce. Położyła mu dłoń na policzku, przyciągając go do siebie i całując go czule. 

-Wszystko się ułoży jak zawszę.-Próbowała go podnieść na duchu, ale sama nie wierzyła w własne słowa.

-Kocham cię.-Podniósł kącik ust. Dziewczyna odwzajemniła delikatny uśmiech, ale te słowa dobiły ją. Wiedziała, że nie do końca one były szczere. On kochał inną, a (reader) tylko ją przypominała, dlatego byli razem. Słyszała jak kiedyś Sam pytał go woli Peggy od niej, blondyn odpowiedział po sekundzie, bez namysłu to było dla niego oczywiste. Nie wiedział jednak, że dziewczyna stała zza drzwiami słysząc odpowiedź, która ją zraniła dogłębnie. Ona była tylko sztucznym wypełniaczem w sercu mężczyzny.-Ej kochanie coś nie tak?-Zaniepokoił się Rogers, który nie usłyszał odpowiedzi. 

-Ja też cię kocham. Przepraszam, odpływam ostatnio.-Odparła wyrywając się z transu.-Steve ja chcę wrócić.-Pękła jak bańka mydlana nie wytrzymując tej presji. Nie uroniła ani łzy gdy Tony zaginął, a teraz wszystko wylało się z niej.
Oparła głowę na piersi mężczyzny, pochlipując cicho.-Ja nie powinnam kłamać, że się ułoży, gówno wiem.-Pisnęła. Steve objął ją szczelnie, pozwalając opaść wszystkim emocjom.-Bałam się, że on nie żyje.-Trzęsła się cała, a z oczu lały się kolejne litry płaczu, których nie mogła powtrzymać mimo iż bardzo chciała. Wstydziła się słabości. Przez ten cały czas próbowała być wsparciem, ale teraz to ona go potrzebowała. 
Blondyn podniósł jej twarzyczkę, patrząc prosto w spuchnięte (kolor)oczy.  Nie mówiąc nic, wpił się w jej malinowe usta. Niewinny pocałunek przekształcał się stopniowo w coraz zachłanniejsze. Obydwoje pragnęli bliskości, na którą przelali smutek, zmieniając go w pożądanie. Ubrania poleciały w kąt, a para nie odrywała się od siebie, bali się, że gdyby to zrobili, któreś zniknie bezpowrotnie. 
I tak o to mijały dni, tygodnie, miesiące, lata. W końcu jednak Bóg zlitował się nad ludźmi zsyłając genialnego Scotta, który wpadł na przełomowy pomysł. Jednak badaniom brakowało czegoś, przez co wszelakie testy kończyły się negatywnie. Kapitan oraz (reader) postanowili odwiedzić Starka, który mógł pomóc. 

-Nie chcę tam wychodzić.-Wgniotła się w fotel dziewczyna, która przez ten czas nie przeszła konfrontacji z ojcem. Rozmawiali tylko od czasu do czasu przez telefon, albo wysyłali krótkie wiadomości. Nie chciała być dla niego kolejnym balastem, którym się czuła przez całe życie. 

-Zobaczysz Pepper przy okazji. To dobry czas byście się dogadali.-Położył na udzie dziewczyny dłoń, nie przestając kierować. 

-On ma nową rodzinę. Widzisz, żyję mu się lepiej beze mnie. Jestem tylko wpadką od jego nieodpowiedzialnych związków. Gdyby mama nie umarła, pewnie bym się z nim nawet nie poznała. Nie interesuje się mną. Przesyła tylko pieniądze, całe życie nimi zastępował ojcowską miłość. Wolę zostać w aucie.-Odwróciła głowę, podziwiając widoki zza okna. Pojechała tylko dlatego, by towarzyszyć mężczyźnie w drodze. Nie miała zamiaru wychodzić. Nie znosiła patrzeć jak spędzał czas z Pepper, jak się do niej uśmiechał, odzywał, jak ją kochał. 
Ona wtedy czuła zazdrość i samotność. Ściskało ją od środka, ale uśmiechała sztucznie, udając, że się cieszy z ich szczęścia. Bała się zobaczyć Starka okazującego miłość swojej malutkiej córce. 

-To nie wejdziesz tam jako jego córka, tylko moja narzeczona. Co ty na to?-Zaproponował, by poprawić humor. Mimo jej młodego wieku oświadczył się jej w ubiegłe święta, które spędzali w górach odizolowani od wszelkich problemów na kilka miesięcy. Przyjęła bez zbędnych ceregieli, wiedząc, że do puki nie będzie się wypytywać o Peggy Carter będą szczęśliwi.

-W zamian sprzątniesz mieszkanie.-Prychnęła rozbawiona, wychodząc z auta. Złapała go za rękę, trzymając się niej kurczowo. 
Przechodząc obok domku na drzewie, mała brunetka wyłoniła się z niego. Zeszła z niego szybko i pobiegła na ganek, kryjąc się w jego objęciach.

-Przyszła jakaś pani z wysokim panem.-Szepnęła mu na ucho. Tony chciał już łapać za broń, jednak, gdy zobaczył parę uspokoił się nieco, nie obawiając się niebezpieczeństwa.

-Idź do mamusi, za chwilę przyjdę, tylko z nimi porozmawiam dobra?-Uśmiechnął się szeroko do dziecka. Morgan kiwnęła głową, po czym weszła do domu.-Ile to już czasu minęło od ostatniego spotkania?-Oparł się o drewnianą belkę. 

-Prawie pięć lat.-Mruknęła dziewczyna, ściskając mocno dłoń partnera. 

-Wesele się szykuje?-Spytał miliarder, dostrzegając u córki na palcu pierścionek. (reader) spojrzała na Kapitana dając mu znak, żeby to oni rozmawiali. Obawiała się, że nie da rady zachować spokoju.

-Niestety nie. Możemy wejść? Musimy porozmawiać.-Tony i Stark zniknęli gdzieś w odmętach drewnianego domku, a dziewczyna usiadła w kuchni rozmawiając z Pepper, która zobaczyła ją, mocno uściskała stęskniona. 

-Jak wydoroślałaś.-Uśmiechnęła się Potts, stawiając przed nią ciasto i herbatę.-Przepraszam cię, tylko skoczę po sok do spiżarni.-Oznajmiła. (kolor) włosa kiwnęła głową, kiedy kobieta wyszła, wzięła kęs ciasta.

-Kim jesteś?-Podeszła do niej mała dziewczynka, przyglądając się jej bacznie. Oczy dziewczyny zaszkliły się. Nie powiedział małej, że ma starszą siostrę. Utwierdziła się w przekonaniu, że jest zbędna w tym domu.

-Narzeczoną tego pana co z nim przyjechałam.-Odparła krótko, mając nadzieje, że dziecko odpuści.

-Jesteś podobna bardzo do tatusia. Masz podobne oczy i nosek.-Uśmiechnęło się stworzonko. W tym samym czasie wróciła kobieta, przynosząc małej picie i odprawiając do zabawek.

-Nie wiedziała, że jest tak słodka.-Powiedziała, szukając wzrokiem Rogersa. Chciała się ulotnić do domu jak najprędzej. Gardło ściskało się jej niewyobrażalnie, z resztą tak samo jak żołądek, więc już nie tknęła reszty wypieku.

-Zapraszaliśmy cię wiele razy.-Mruknęła rudowłosa, wyjmując talerze do kolacji.

-Słucham?-(brunetka/blondynka...) zmarszczyła brwi, zdezorientowana.

-Tony mówił, że nie odbierasz, napisałaś ponoć tylko wiadomość, że chcesz ułożyć sobie życie z Rogersem. Nie chciałaś poznać Morgan.-Wytłumaczył gospodyni. 

-Ahaa, więc w takim razie, jak Tony tak mówił, niech tak zostanie.-Uśmiechnęła się smutno. Wstała szybko i założyła kurtkę.-Dziękuję pyszne ciasto, ale ja zaczekam na Steva na dworze.-Oznajmiła, wybiegając z domu. Oparła się o maskę auta, oddychając głęboko. Starała się nie płakać, co odgoniła od siebie, chowając smutek w głębi. Kiedy brunet odprowadzał kapitana do auta, dziewczyna kazała ukochanemu wsiąść do auta i zaczekać sekundę. Chciała się wreszcie skonfrontować z ojcem, który specjalnie ukrywał ją przed jego nową rodziną.

-Pepper mówi, że wybiegłaś...

-Mogłeś powiedzieć od razu, że mam się od was odizolować. Nie musiałabym się dziś fatygować. Zmienię nazwisko mamy, nic już nie będzie łączyć.-Przerwała mu zdenerwowana. Stark spojrzał się na nią przerażony, nie chciał by to wszystko wyszło na jaw.

-J-ja n-nie wiedziałam, że cię to tak dotknie.-Jęknął, zasłaniając się niewiedzą.

-Byłeś moim ojcem. Naturalnie, że mnie to dotknęło, bo chciałam być w twoim życiu, ale ty mnie nie widzisz w swoim. Mam nadzieję, że z Morgan inaczej się zachowasz.-Oznajmiła wsiadając do auta. Od tamtej pory wiele rzeczy się zadziało. Starka dotknęły słowa córki, więc chciał odzyskać jej łaski. Dotarło do niego, że źle zrobił. Dopracował projekt Scotta, dzięki czemu zebrali wszystkie kamienie nie skończoności, przywracając tym całą ludzkość, która zniknęła kilkanaście lat temu, lecz ogromnym kosztem. Natasha, Gamora oraz Stark. (Reader) obwiniała się za jego śmierć. Chciał jej udowodnić, że dalej jest dla niego ważna i ją kocha bez granicznie, jednak nie zawsze potrafił jej to pokazać. Udało mu się. Jednak nie mogła już mu tego powiedzieć. 
Po pogrzebie Rogers ubrał się ponownie w skafander by zakończyć sprawy za czasów wojny bo wreszcie miał możliwość. 

-Błagam tylko uważaj.-Pocałowała go dziewczyna, widząc, jednak, że nie jest już taki sam w stosunku do niej, przewidywała co się może stać.

-Trzy dwa...-Odliczał Banner.

-Przepraszam (reader).-Powiedział blondyn, który po chwili zniknął. Bruce odliczył ponownie, by go sprowadzić, jednak coś poszło nie tak.

-Co jest...-Przeraził się Barnes.

-Zawsze on kochał ją bardziej.-Zaśmiała się dziewczyna przez łzy, widząc starszego Steva, spoczywającego na ławce, przy jeziorze. 
Sam szturchnął bruneta z metalową ręką i pokazał starego kapitana Amerykę.-Powiedźcie, że ma to oddać wnukom.-Spojrzeli na zapłakaną dziewczynę. Zdjęła pierścionek zaręczynowi, po czym oddała go w ręce Jamesa. Serce pękło jej doszczętnie, z resztą tak samo jak psychika. Nie powinno być jej na tej świecie. Jej życie nic nie wniosło. Niczego nie zmieniła na lepsze, straciła najbliższe osoby bo nie była wystarczająco dobra. Nienawiść do samej siebie, pochłonęła ją doszczętnie. Więc weszła na most brookliński i skoczyła w odmęty lodowatej cieczy, która pochłonęła ciało kobiety. Tylko woda pokochała (reader) nie wypuszczając już ze swoich objęć. Jednak nie można popaść w smutek, bo gdy spadała, wreszcie odczuła ulgę. Może nawet spotkała z ojcem, by wreszcie usłyszeć jak bardzo ją kochał? 







*Rozdział ulegnie jeszcze małym poprawką stylistycznym*





































































































































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top