Steve Rogers x Oc
-Aika Stark, 18 lat, rodzice Anthony Stark i June Stark.-Czytał policjant.-Powiesz skąd miałaś to w plecaku?-Wyjął małą paczkę z marihuaną.
-Nie wiem.-Mruknęłam. Zostałam przyłapana z znajomymi przy kradzieży a przy okazji, kiedy mnie przeszukiwali znaleźli maryhe w plecaku. Oficer zadał mi jeszcze kilka pytań, na które odpowiedziałam podobnie i zabrali mnie na dołek. Posiedziałam mniej niż godzinę, kiedy przyszedł po mnie Rhodes. Jak zawsze.
-Znowu to samo Rod. Niech Stark zabierze ją na jakiś odwyk bo to już 3 raz w tym miesiącu.-Oznajmił policjant czarnoskóremu.
-Dzięki Bill, właśnie zabieram ją do siedziby, gdzie przejdzie długii odwyk.-Zaśmiał się. Złapał mnie za ramię i prowadził do wyjścia.
-Stark już wie?-Spytałam kuląc ogon.
-Ja już dawno bym mu powiedział, ale Steve mnie poprosił, aby tego nie robić.
-Rogers przyjechał?!-Zdziwiłam się. Miał sporo misji nie na terenie kraju, z których miał wrócić za kilka miesięcy.
-Zabiera cię do siedziby, gdzie będziesz przechodziła szkolenie.-Dodał. Kiedy wyszliśmy z budynku, na przeciwko wyjścia stał blondyn, opierając się o maskę czarnego forda mustanga.
-Dzięki James, wracaj do żony, przepraszam, że zająłem ci czas.-Odparł.
-Nic się nie stało, do zobaczenia jutro.-Pożegnał się war machine.
-Cześć Rogers.-Powiedziałam, patrząc się na buty.
-Wsiadaj do auta.-Odparł ostro. Kiwnęłam głową i usiadłam na miejscu pasażera.
-Dzięki, że przekonałeś Rhodnesa i fajnie, że wróciłeś.
-Nie ma za co. Powiesz mi co się stało?
-Kradzież i narkotyki w plecaku. Rod ci pewnie mówił.-Mruknęłam.
-Kiedy wyjeżdżałem pięć miesięcy temu, było wszystko w porządku.
-Dla kogo było to było.-Westchnęłam na myśl problemów w szkole.
-Powiesz mi co się dzieje?-Spojrzał na mnie i wrócił wzrokiem na szosę. Czułam wstyd, kiedy zaczął ten temat.
-Rogers nie chce o tym gadać.-Włączyłam radio, które od razu przyciszył.
-Aika proszę, chcę ci pomóc. Bo cię..., bo jesteśmy przyjaciółmi.
-Dokuczali mi w szkole, potem wdałam się ja wy to nazywacie "niewłaściwe towarzystwo".-Streściłam.-A po za tym ta maryha była Adriana, ale go kryłam.-Dodałam.
-Czyli ty nie bierzesz nic?
-Oczywiście, że nie.-Jedyne z czym mam problem to z nikotyną i kofeiną.
Kiedy dojechaliśmy Steve zaprowadził mnie do kuchni i zrobił późną kolacje. Podał mi talerzyk z naleśnikiem.
-Jak było na misjach?-Spytałam z pełną buzią, na co się zaśmiał.
-Dobrze, było kilka zarwanych nocy, ale warto było, ale mam nadzieję, że na następne pojadę z tobą.-Poczułam jak się rumienie.
-Też mam taką nadzieję. Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju?-Poprosiłam kiedy sprzątnęłam po sobie.
-Um tak jakby masz pokój ze mną, James mi kazał mi ciebie non stop pilnować.-Kiedy to usłyszałam, prawie padłam. Najprzystojniejszy, najlepszy facet w którym się podkochuje od kiedy miałam 15 lat w jednym pokoju. Mieszanka wybuchowa. Kiedy zobaczył moje rumieńce, troszkę spanikował.-Spokojnie będę spał na kanapie rozkładanej.
-Ja będę spać na kanapie. Musisz odespać po wyjeździe.-Oznajmiłam, nie przyjmując do wiadomości, żadnych "ale".
-Trzymaj.-Podał mi koszulkę, jakieś spodenki i ręcznik.-Jutro rano powinny być twoje rzeczy. Tony ma je przywieźć.
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się i pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, aby się odprężyć po dzisiejszych wydarzeniach. Wysuszyłam włosy, po czym wyszłam z łazienki. Zerknęłam na Rogersa, który był bez koszulki. Był cały w szwach i opatrunkach.
-Boże Steve.-Podeszłam do niego. Przejechałam dłonią po zagojonych szramach.
-Nic mi nie jest spokojnie.-Spiął się pod wpływem mojego dotyku. Kiedy zdałam sobie sprawę co ja zrobiłam odsunęłam się czerwona ze wstydu.
-Przepraszam, nie powinnam.-Pisnęłam. Blondyn złapał mnie za policzki i pocałował.
-Kocham cię.-Powiedział. Położyłam ręce na barkach i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Złapał mnie w tali i podniósł mnie kierując się w stronę łóżka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top