Snake x reader

One shot na zamówienie Karanyaq

( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)( ꈍᴗꈍ)

Siedziałam zamknięta w metalowej klatce. Wycieńczona występami, złapałam za butelkę wody i wypiłam kilka łyków. 

-[Reader] masz się przygotować, za trzydzieści minut wychodzisz.-Warknął szef, po czym rzucił we mnie strojem. Kiedy mężczyzna odszedł ubrałam się posłusznie. Nie chciałam się przeciwstawiać, wolałam, żeby odbyło się to bez batów. Od kiedy moja rodzina mnie sprzedała, moje życie zmieniło się w piekło, a moja pasja do gimnastyki stała się nienawiścią.-Idziemy. Pamiętaj uśmiech, a jak pomylisz kroki, nie dostaniesz jedzenia przez trzy dni.-Wyciągnął mnie za nadgarstki. Zaciągnął do wielkiego namiotu, gdzie się odbywało przedstawienie. Spokojnie weszłam na scenę, a następnie na matę. Wszystko mi dobrze szło, ale pod koniec przez śliskie buty, omsknęła mi się noga. Na szczęście się nie przewróciłam. Zauważyłam minę szefa, który ścisnął, ze złości swoją magiczną różdżkę. 
Ukłoniłam się po czym zeszłam ze sceny.

-Rumlow, zastąp mnie.-Warknął do bruneta, który był jego prawą ręką. Złapał mnie za ramię i wyprowadził na zewnątrz.-Głupia szmata.-Popchnął mnie na ziemię. Złapał za bicz do tresowania zwierząt. Szybko próbowałam wstać, ale nogi mi się strasznie plątały. Zaczęłam się szybko od niego odsuwać. 

-Błagam nie. Miałam tylko kilka dni do nauki nowego układu i to wszystko przez śliskie buty.-Łkałam.

-Za chwilę się nauczysz się pokory.-Warknął i zamachnął. Zwinęłam się w trzęsący kłębek , czekając na uderzenie. Jednak nic takiego się nie stało. Ból nie nadszedł.
Otworzyłam powoli oczy z obawą, że zrobił tylko to, aby mnie zmylić.
Ujrzałam jak czarnowłosy mężczyzna złapał czarny bat, a obok stał niski, bogato ubrany młodzieniec. Chłopak wyglądał na jakieś dwanaście lat, jednak w ręku trzymał laskę.

-Już po wszystkim.-Nachylił się młody, szczupły chłopak z małymi łuskami na twarzy. Miał złote, piękne oczy, które spoglądały się na mnie bystrze. Złapałam niepewnie jego dłoń, a następnie stanęłam na równe nogi.

-Sebastianie idziemy.-Warknął bogacz, do lokaja, po czym zaczęli iść w stronę powozu.-Na co czekasz choć.-Odparł do mnie mężczyzna w fraku.
Kiwnęłam głową, po czym wyrównałam z nimi kroku. Usiadłam zarumieniona obok białowłosego mężczyzny. Był ubrany schludnie.

-Zaimponowały paniczowi, panienki umiejętności. Mój pan chciałby złożyć ofertę pracy.-Odezwał się lokaj. Spojrzałam zaciekawiona na czarnowłosego.-Pieniądze nie będą małe, mogłaby panienka wychodzić z posiadłości oraz zakwaterowanie. Byłaby panienka pomocą domową oraz prowadziłaby zajęcia rozciągające dla panicza. Panicz Ciel nie umie nawet fikołka zrobić.-Odparł rozbawiony, nieco ciszej. 

-Sebastian...-Skarcił go zawstydzony, zły nastolatek.-Przyjmujesz ofertę?-Odwrócił się w moją stronę. 

-Wszystko byle tam nie wracać.-Odparłam bez większego zastanowienia.

Dojechaliśmy do wielkiej posiadłości. Sebastian zabrał panicza do spania. Snake miał za zadanie pokazać mi mój pokój. Białowłosy zaproponował mi pożyczenie piżam, bo nie zabrałam swoich rzeczy przez pośpiech. Weszłam za nim do pomieszczenia, po czym pisnęłam przestraszona na widok węży. Spojrzał się na mnie.

-Nic ci nie zrobimy, odparł Oscar.-Szepnął.

-Ty je rozumiesz?-Spytałam zachwycona. Pokiwał głową i posadził mnie na jego łóżku. Przedstawił po kolei swoje węże, co chwile je dubbingując. Byłam bardzo zaskoczona, że są miłymi przyjaznymi zwierzętami. 

Na następny dzień ubrałam się w strój pracowniczy jaki dostałam od Sebastiana. Obowiązki, które dostałam były dla mnie przyjemnością. Razem ze białowłosym, udaliśmy się po zakupy do miasta. Poszliśmy na rynek, aby kupić warzywa oraz owoce, które mieliśmy napisane na kartce. 

-C-co to jest?-Spojrzałam na kolorowy sklep. Snake spojrzał się na mnie zdziwiony.

-Nie byłaś nigdy w sklepie ze słodyczami?-Spytał, spokojnym, cichym głosem. Pokiwałam przecząco głową. Zabrał mnie do środka, abym mogła popatrzeć na nieznane mi cukierki. Wszystko wyglądało tak pięknie i realistycznie, że nigdy nie powiedziałabym, że to można zjeść. Kiedy weszliśmy złotooki postawił torby i podał mi lizaka w kształcie róży. 

-T-t-to d-dla mnie?-Pokiwał twierdząco głową. Zarumieniona przyjęłam prezent.-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go w policzek. Snake zarumienił się, po czym odwrócił głowę, zasłaniając usta ręką.

Spędziłam już kilka miesięcy w posiadłości. Bardzo mi się spodobało takie życie, choć często przerażał mnie Michaelis. Miał swoje jakieś tajne sprawy z paniczem, ale na ogół był bardzo miły. 
Większość czasu spędzałam z małomównym chłopakiem. Bardzo odpowiadało mi jego towarzystwo oraz węży. Może dlatego, że też dużą część swojego życia spędził pracując w cyrku. Tłumaczył mi wiele rzeczy, które przegapiłam, przez pobyt w klatce. Jedynym moim oknem na świat było podsłuchiwanie innych lub zerkanie kiedy byłam przewożona, pomiędzy miastami. Ale od niedawna zaczęłam czuć ciepło w sercu na myśl o wężowym chłopaku. Będąc blisko niego, uczucie to obezwładnia duszę oraz serce, a jego uśmiech powoduje motyle w brzuchu. Nigdy przy nikim tego czegoś nie doznawałam, bo też nikt mi nie okazywał takiej troski i ciepła. 

-[Reader] jesteś głodna?-Rozmyślanie przerwał mi lokaj panicza. 
Pokiwałam przecząco głową. Zjadłam wcześniej kanapkę z masłem orzechowym, co mi starczyło.-Jesteś ostatnio nie obecna.-Zauważył. 

-No bo..-Zawahałam się.

-Słucham panienko?-Posłał mi pokrzepiający uśmiech.

-Wydajesz mi się bardzo oczytany, mam jedno pytanie.-Złapałam się nerwowo za ramię. Zdezorientowany przechylił głowę, przyglądając się mi.-Spędzam dużo czasku z Snake'em, czuję się przy nim inaczej, niż przy tobie czy innych domownikach, a kiedy znika mi z oczu to wraz z tym przyjemnym ciepłem gdzieś tu.-Wskazałam na klatkę piersiową. Wysoki mężczyzna roześmiał się.

-Ty go kochasz.-Odparł.-To  uczucie w tobie to miłość.

-Co to znaczy? Czy też kogoś kochasz?-Zbombardowałam go pytaniami. Jego dłoń w rękawiczce powędrowała na pociągła brodę. Nie odzywał się przez chwilę, myśląc nad odpowiedzią.

-Nie da się jej dokładnie zdefiniować, ale to coś co odczuwasz właśnie z serca. Ja się tak czuję przy naszym paniczu.-Poklepał mnie po głowie, po czym odszedł. 

-Ja kocham...-Szepnęłam pod nosem, kładąc dłonie na serce. Czytałam o tym w książkach, ale nie wiedziałam, że ja też potrafię. Uśmiechnęłam się szeroko. Czym prędzej pobiegłam do szklarni, gdzie Snake podlewał właśnie kwiaty.

-Ohayo.-Mruknął Snake na mój widok.-Coś się stało?-Zaniepokoił się. Pokręciłam głową energicznie. Złapałam go za dłonie, spoglądając się prosto w złote tęczówki. 

-Ja cię kocham.-Powiedziałam pełna radości. Białowłosy się zrobił cały czerwony. 

-Ja ciebie też.-Podrapał się nerwowo po karku, rozpromieniając się. Zbliżył się powoli do mnie. Złożył delikatnie pocałunek na moich ustach, po czym przytulił mnie mocno. 











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top