Sebastian Michaelis x OC

Nazywasz się Katia Eve. Jesteś demoniczną służką w rezydencji młodego Ciela. Posiadasz długie niebieskie włosy i ciemno zielone oczy z domieszką granatu. Należysz do demonów z dość ciężkim charakterem oraz nie przepadasz za kamerdynerem o imieniu Sebastian. 

Postanowiliśmy przygotowywać śniadanie wraz z Bardem do czasu wejścia Michaelisa.

-Bard, mógłbym cię prosić, abyś pomógł Finnianowi. Nie chcemy też, żadnego eksplozji, nieprawdaż?-Uśmiechnął się tym swoim firmowym uśmieszkiem. Blondyn pokiwał tylko głową i dziarskim krokiem wyszedł z kuchni. Zostałam z tym idiotą.

-Poradziłabym sobie z Bardem, bez ciebie.-Prychnęłam. Z Bardem można chociaż normalnie porozmawiać.

-Nie wątpię.-Powiedział i zajął się robieniem grzanek.-Mógłbym wiedzieć gdzie jest twój strój pracowniczy Kat?-Spojrzał się na mnie. Byłam ubrana w czarne spodnie, białą koszulę, czarny krawat i tego samego koloru marynarkę. W ubiegłych czasach, taki strój był niestosownym dla kobiet.

-O co ci chodzi? TO jest mój strój pracowniczy. Nie będę chodzić w sukniach. Jest mi nie wygodnie i krępuje mi ruchy. A pro po dla ciebie Katia, tylko przyjaciele mogą mi mówić Kat a ty do nich nie należysz.-Syknęłam na co Sebastian głośno westchnął. Podaliśmy paniczowi posiłek, po czym poszłam zjeść śniadanie z Mey-Lin, Bardem i Finnianem. Czarnowłosy zaś został przy paniczu. Po posiłku zaczęłam wypełniać swoje obowiązki czyli sprzątnięcie połowy pokoi bo resztą zajmuje się czarnowłosy i wypełnianiem dokumentów, wysłaniem ważnych listów itp. . Kiedy układałam książki panicza w bibliotece, potknęłam się o jeden z stosów. Powieści wypadły mi z ręki a sama przygotowałam się o zetknięcie z twardym podłożem. Lecz nic podobnego się nie stało, tylko poczułam pewną rękę na talii.

-Jak na demona jesteś całkiem niezdarna.-Usłyszałam znienawidzony głos i ujrzałam ten głupi ryj Michaelisa. Zrzuciłam jego rękę z mojego ciała i odebrałam od niego książki. Poczułam też delikatne rumieńce na policzkach.

-Baka. Wolałabym jednak zostać przygnieciona przez książki.-Oznajmiłam cicho i powróciłam do czynności, nie zważając na demona, który zaczął mi pomagać. Nie widziałam czemu, ale czułam się wręcz dziwnie. Obecność Seby nie była taka uciążliwa a wręcz .... przyjemna? Pewnie zjadłam coś niedobrego i jest to efekt uboczny.

W południe, kiedy przebywałam w ogrodzie Ciel zwołał spotkanie w swoim gabinecie. Wraz z Michaelisem, stanęliśmy na baczność przed biurkiem młodzieńca.

-Wezwałem was tutaj odnośnie naszej sprawy o znikających kobietach w Londynie. Ja wraz z Sebastianem jesteśmy prawie pewni, że stoi za tym Marco Libra. Właściciel sieci restauracji w całej europie. Organizuje on jutro bal, na który jesteśmy zaproszeni.-Tłumaczył Ciel.

-Wybacz paniczu, ale w jakiej sprawie wezwał mnie panicz?-Spojrzałaś się na chłopaka. Uśmiechnął się niezauważalnie.

-Mamy zamiar go złapać na gorącym uczynku a do tego jest nam potrzebna młoda kobieta, nie grzesząca urodą.-Oznajmił Sebastian.-A ty panienko idealnie się do tego nadajesz.-Dodał. Na co mnie chwilowo zamurowało.

-Ale paniczu, nie...

-Nie ma żadnego "ale". A ty Sebastianie masz ją przygotować.-Powiedział twardo.

-Yes, my lord.-Klęknęłam wraz z tym idiotą po czym wyszliśmy.

-Kat musimy wybrać sukienkę na jutrzejszy bal i nauczyć cię jak masz się zachowywać.-Mruknął. Z czarnowłosym spędziłam godziny nad nauką etykiety. Nie powiem, ale dużo się nauczyłam od tego "pieklenie dobrego kamerdynera".

Następny dzień minął jak zawsze, lecz kiedy zbliżała się godzina balu, przyszło mi iść do pokoju Sebastiana punkt o 17. Miał mi dać sukienkę i zrobić makijaż, iż na co dzień się nie maluję.
Podeszłam cicho do drzwi i delikatnie zapukałam. Po sekundzie otworzył mi Sebastian w balowym garniturze, w którym wyglądał całkiem całkiem.

-Wejdź proszę.-Uśmiechnął się i wpuścił mnie do pokoju. Seba z prędkością światła przebrał mnie i umalował. Nie zdążyłam pojąć co się stało a już stałam w pięknej bordowej sukni.

-Jeszcze jedno.-Mruknął i rozwinął chustę, która zamieniła się w czerwoną różę. On się urwał z cyrku. Podszedł do mnie i wplótł kwiat we włosy. Nigdy nie był, aż tak blisko. Odwróciłam wzrok, który skierowałam na podłogę. Poczułam jak jego dłoń przejeżdża mi po policzku. Moja twarz przybrała kolor purpury. Zrobiłam jeden krok w tył, żeby nie zwariować.

-Baka.-Jęknęłam zawstydzona. Założyłam jeszcze czerwone długie rękawiczki po czym udałam się do powozu, gdzie znajdował się panicz.

Droga do posiadłości właściciela restauracji. Kiedy weszliśmy do dużego budynku w którym odbywał się bal, Marco podszedł do nas w celu powitania.

-Witam szanowną panią. Jestem Marco Libra.-Ujął moją dłoń i ją ucałował. Udałam, że się rumienie i odparłam:

-Katia Eve, bardzo mi miło pana poznać. Tyle o panu słyszałam, nie mogłam się doczekać naszego spotkania.-Obdarzyłam go uroczym acz sztucznym uśmiechem. Widziałam niezbyt zadowoloną twarz demona. Mam nadzieję, że ta cała farsa się szybko skończy bo nie wytrzymam udawanie pustej i naiwnej idiotki. 

Cały bal spędziłam z tym zboczeńcem. Miałam już odpuścić, ale zaoferował się, że coś mi pokarze. Spojrzałam się na Sebastiana i Ciela, po czym kiwnęłam głową. Poszłam za mężczyzną w ciemne korytarze. Usłyszałam jak wyjmuje nóż. Dzięki mojemu demonicznemu refleksowi, pojawiłam się za nim i kiedy się zamachnął, zabrałam mu sztylet, a następnie z uśmiechem szaleńca rozcięłam mu plecy. Wydał z siebie krzyk bólu, po czym wygiął się w łuk.

-Czym ty do cholery jesteś?!-Jęknął przerażony. Moje oczy zaświeciły się.

-Twoim koszmarem.-Oznajmiłam i miałam zamiar zabić tego pedofila, lecz zatrzymała mnie ręka w białej rękawiczce.

-Nie kazałem ci go zabijać.-Usłyszałam ostry głos panicza. 

-Wybacz paniczu.-Odsunęłam się i puściłam nóż. Bal został przerwany a policja aresztowała zabójce. Panicz pokazał im komnatę z martwymi ciałami. Chciałam to bardzo zobaczyć, lecz Sebastian zasłonił mi oczy i mówił, że to nieodpowiedni widok dla damy i ble ble ble... Zabrania mi najfajniejszej atrakcji tego baluu. Sztywniak.
Wróciliśmy do rezydencji, pierwsze co to podbiegł do mnie Finny z trójką swoich przyjaciół.

-Uśmiechnij się Kat, będziesz miała pamiątkę.-Pokazali na aparat. Westchnęłam i zdobyłam się na sztuczny uśmiech. Doliczyli do dziesięciu i zrobili zdjęcie.

-Ej to nie mój aparat, który pokazuję...-Michaelis zakrył ręką usta Ciela. Podniosłam jedną brew. Coś kombinują.

-Paniczu czas na odpoczynek.-Oznajmił i zabrał hrabie.

-Yaawwnn-Ziewnęłam. Byłam tym dniem wykończona, więc przebrałam się w moje piżamy i usiadłam na łóżku, czytając jakąś powieść. Nie chciało mi się latać za tymi pacanami.

#w tym samym czasie#

Ciel, Sebastian wraz z resztą domowników próbowali uzyskać obraz z aparatu. Po kilku minutach mogli zobaczyć obraz uśmiechniętej Kati, która stoi obok radosnego Michaelisa.

-S-s-sebastian?-Krzyknęli wszyscy obecni prócz zdziwionego demona. 

-Nie wiedziałem, że za sobą przepadacie.-Uśmiechnął się zadziornie Ciel. Odcień oczu kamerdynera zmienił się na różowy.

-Wybaczcie mi na chwilę.-Odparł jak zawsze opanowany. Udał się do pokoi służby. Stanął przed jednymi z wieloma, a następnie zapukał.

Pov. OC

-Proszę.-Powiedziałam, po czym zobaczyłam demona w dość dziwnym stanie. Nie miał marynarki a koszula była delikatnie rozpięta, odsłaniając wyrzeźbioną klatkę. 

-Coś się stało paniczowi?-Spytała zatroskana i miałam zamiar wyjść, ale ręce należące do Sebastiana, przyparły mnie do ściany.

-C-co t-ty r-robisz?-Spytałam przerażona. 

-Jesteś najbardziej, denerwującym, bezczelnym i dziecinnym...-Warkną przerażającym głosem.-Ale i tak cię kocham.-Wpił się w jej zimne usta. Nie wiedziałam co się dzieje. Odepchnęłam delikatnie Sebastiana, spojrzała na niego. Pchnęłam, go na łóżko, po czym się do niego wtuliłam. 

-WRESZCIE PO 3000 LAT ZNALAZŁAM IDEALNĄ PODUSZKĘ.-Oznajmiłam i położyłam głowę na klatce roześmianego demona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top