-Male!Junko Enoshima x Reader
Jechałam na moim rowerze. Wiatr rozwiewał moje [kolor i długość] włosy. O mało co się nie powiesiłam w pobliskim parku, lecz w porę się otrząsnęłam i popędziłam do najbliższego szpitala. Akurat na co miałam ochotę to się naćpać lekami. Leczyłam się od paru miesięcy na depresje, w którą wpędziło mnie moje bezsensowne życie. Mój przyjaciel, który od dawna mi się podobał Mike jest z moją przyjaciółką. Na początku byliśmy zwykłą paczką znajomych lecz wszystko się zmieniło, kiedy poszliśmy do liceum. Oni czuli się w tej szkole jak ryby w wodzie, a ja kompletnie się nie odnajdywałam. Oni zajmowali coraz wyższe wyniki w nauce a ja zatrzymałam się w pewnym momencie i nie mogę się ruszyć. Przez jakiś czas się z nimi nie spotykałam bo musiałam poświęcić czas nauce, a kiedy chciałam powrócić do życia towarzyskiego dowiedziałam się, że oni są razem. Zapewniali mnie, że będzie identycznie jak było prędzej, ale wszystko się zmieniło. Nasze czwartki w pizzeri zamieniły się w ich randki. Oni się cały czas lizali a ja siedziałam i pytałam za jakie grzechy zgodziłam się na to wyjście. Potem wszystko dołożyło cegiełki, dzięki czemu popadłam w depresje.
Rzuciłam rower przed biały budynek i wbiegłam po schodach do przychodni.
-Proszę pani bo miałam próbę samobójczą i bardzo chce porozmawiać z panem psychiatrą.-Odrzekłam pośpiesznie. Pielęgniarka popatrzyła się na mnie z ukosa i podała mi papiery, które musiałam wypełnić, po czym po prostu zostało mi czekanie w kolejce. Usiadłam ociężale na niewygodne krzesła.
-Wolne?-Podszedł chłopak mniej więcej w moim wieku z kawą w ręku. Kiwnęłam głową.-Co ci jest?-Spytał blondyn. Spojrzałam się na niego. Miał duże błękitne oczy i truskawkowe blond włosy. Ubrany był o dziwo w kitel.
-Próbowałam się powiesić. Ty jesteś lekarzem?-Podniosłam brew.
-Taaak? Nie widać?
-No nie, jesteś za młody.-Prychnął na te słowa.
-Po prostu przeskoczyłem kilka klas bo jestem super mądry.
-[imię i nazwisko]!-Krzyknęła pielęgniarka.
-Powodzenia mała.-Powiedział beznamiętnie i pomachał mi. Wzięłam torbę i udałam się do gabinetu. Usiadłam na krześle. Próbowałam przekonać lekarza, żeby dał mi jakieś leki.
-Uważam, że nic ci nie jest. Powinnaś wrócić do domu i po prostu porozmawiać z rodzicami.-Oznajmił i zapiał coś na kartce.
-Proszę pana, ja boję się, że stracę kontrolę w każdej chwili i się zabije. Nie chcę zostawić moją rodzinę. Budził się pan z barakiem chęci do życia i myślami, które kalkulują moją wartość w tym świecie.-Zaczęłam wymyślać, żeby dostać te głupie leki. Doktor ostatni raz się na mnie spojrzał i ciężko westchnął.
-Anna!-Zawołał po czym przyszła czarnoskóra kobieta.-Oprowadzisz ją?-Ona kiwnęła głową i zaczęła mnie ciągnąc po jakiś długich korytarzach.
-Gdzie idziemy? Dostane jakieś leki?-Pytałam. Kobieta się na mnie spojrzała.
-Idziemy do oddziału psychiatrycznego dla młodzieży.-Kiedy to usłyszałam, zdałam sobie sprawę co ja odpierdzieliłam.
-Proszę pani, ale mi wystarczą leki i nie chcę iść do jakiegoś wariatkowa.-Powiedziałam szybko.
-Spokojnie trafisz tu na razie na 3 dni, czyli do czwartku, jeśli uznasz, że jesteś tu bez potrzeby po prostu wypiszemy cię i dostaniesz mocniejsze leki.-Wytłumaczyła.-Na razie powiadomiliśmy twoich rodziców, żeby przywieźli ci potrzebne rzeczy.-Kiwnęłam tylko głową. Nie miałam ochoty się już spierać bo wiedziałam, że to i tak na nic.
Weszłyśmy do części budynku, gdzie znajdowało się wariatkowo. Oprowadziła mnie. Pokazała mi gdzie jest świetlica gdzie odbywały się zajęcia np. plastyczne lub muzyczne, gabinet psychologa. Spojrzała na zegarek i złapała się za głowę.
-Muszę iść mam dyżur.-Spojrzała się po korytarzu i kiedy zauważyła wysokiego blondyna złapała go i kazała dokończyć moje oprowadzanie.
-No cześć.-Stanął obok mnie nastolatek. Był to ten sam blondas co godzinę temu.
-Nie jesteś lekarzem to co robiłeś w przychodni, chyba nie wolno ci wychodzić?-Wydedukowałam.
-Mają dobrą kawę.-Wzruszył ramionami.-Choć pokaże ci nasz pokój. Połowę szpitala jest w remoncie i dlatego przydzielili ciebie do mnie.-Uśmiechnął się szeroko, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pomieszczenia. Pokoik był skromny i czysty. Bardzo mnie zdziwił ten widok bo blondyn sprawiał wrażenie szalonego.-Śpisz przy oknie [imię].-Oznajmił.
-Nie przedstawiałam ci się skąd wiesz jak mam na imię?-Spytałam.
-Widziałam w kartach, które przy sobie miała lekarka.-Mruknął.-Ja jestem Junko Enoshima...
-[imię] przyszli twoi rodzice.-Przerwała mu pielęgniarka. Kiwnęłam głową i udałam się do nich zostawiając chłopaka w pokoju. Kiedy wyszłam do przychodni moja rodzinka rzuciła się na mnie wypytując jak się czuję i czy wszystko w porządku. Po krótkiej rozmowie wzięłam torbę z ubraniami i wróciłam do pokoju żeby się rozpakować. Kiedy rozłożyłam ubrania do półek, wzięłam do ręki ołówek i zaczęłam szkicować. Junko rzucał się po łóżku.
-Boże, ale jesteś nudna.-Prychnął.
-Że co?-Odwróciłam się do niego.
-Jajco, choć poznam cię z ciekawszymi ludźmi może oni cię trochę rozerwą.-Mruknął i pociągnął mnie za sobą.
-Wolałabym zostać w pokoju.-Powiedziałam ostro.
-Nie zostawię bo będziesz chciała się znów powiesić.-Zmarszczyłam czoło. Skąd on to wie? Zastanawiałam się przez drogę do świetlicy. Postawił mnie przed gromadką osób.
-To ta nowa?-Spytał jakiś chłopak z szramą na twarzy.
-Dokładnie to jest [imię i nazwisko].-Powiedział Junko.-[Imię] poznaj Yukio-pokazał na wspomnianego wyżej chłopaka-to jest Leon-wskazał na rudowłosego nastolatka- a te po prawej to Yui i Aoi-były to ładne brunetki o ciemnych oczach i porcelanowej cerze.
-Opowiedz nam o sobie.-Pisnęła Yui.
-Nie za bardzo wiem co.-Mruknęłam zagubiona.
-Może za co tu trafiłaś?-Zadał pytanie Leon.
-W sumie jestem tu przez przypadek, chciałam dostać tylko mocniejsze leki, a wy?
-My jesteśmy tu bo straciłyśmy rodziców w wypadku samochodowym.-Odrzekła smutno Aoi.
-Nerwica natręctw.-Szybko opowiedział Yukio.
-Ja się naćpałem i znaleźli mnie jak kąpałem się w fontannie, mówiąc, że uprawiam aerobik z różowymi delfinami.-Zaczerwienił się ze wstydu Leon.
-Pójdę po coś do picia.-Rzucił Junko i szybko się ewakuował.
-Co z nim?-Spojrzałam się na grupę.
-Podobno zabił swoją dziewczynę i siostrę pod pretekstem miłości, ale nigdy tego nie udowodniono.-Szepnął rudowłosy. Wróciłam wzrokiem na wysokiego blondyna.
-Nie wygląda na takiego. Wydaje, że ma nie równo pod sufitem, ale nie jest złym człowiekiem.-Mruknęłam.
Junko wrócił po jakimś czasie z planszówkami i napojami. Graliśmy tak długo, aż ze świetlicy nie wypędziła pielęgniarka. Musieliśmy się rozejść do sowich pokoi i pójść spać.
-Wstawaj [imię] bo spóźnimy się na śniadanie.-Otworzyłam zaspana oczy ii spojrzałam na zegarek. Z moich obliczeń wyszło, że spałam jakieś 3 godziny. Spojrzałam na chłopaka który był ubrany w czerwone spodnie, białą rozpiętą koszulę i czarną marynarkę, którą podwinął sobie do łokci.
-Nie jestem głodna.-Zakryłam się poduszką i szczelniej się przykryłam kołdrą.-Poczułam jak łapie mnie w pasie i przerzuca mnie przez ramię. Wierzgałam się i biłam pięściami w plecy, ale on był jak ściana. Posadził mnie na stołówce i podsunął mi talerz z jedzeniem.
-Nienawidzę cię prychnęłam zaspana.-Prychnęłam. Blondyn się tylko uroczo uśmiechnął i przeszedł do jedzenia.
***MAGIA CZASU OSTATNI DZIEŃ W SZPITALU***
O dziwo mocno z Junko do siebie się zbliżyliśmy do siebie, nie czułam się wreszcie samotna. Blondyn stał się dla mnie bratnią duszą a ja dla niego. Przez te kilka dni poznałam wreszcie przyjaciół i coraz trudniej było mi się pogodzić z myślą, że jutro wróci wszystko do normy.
Staliśmy przed gabinetem psycholog, było to moje decydujące spotkanie.
-Nie martw się na pewno dostaniesz wypis.-Uśmiechnął się chłopak, jednak nie był to szczery uśmiech a jego oczy ukrywały delikatny smutek.
-O to się nie martwię, trudno was będzie opuścić.
-Zobaczysz wyjdziemy stąd w mgnieniu oka.-Kiwnęłam na to tylko głową i weszłam do gabinetu. Przywitałam się z czarnoskórą kobietą.
-Jak czujesz się z myślą o powrocie do domu?
-Boję się, że powrót mnie przerośnie i znowu wyję do punktu wyjścia. Poznałam wiele osób, które będzie mi strasznie ciężko zostawić. Szczerze mówiąc nie chcę wracać.-Mruknęłam. Brunetka spojrzała się i delikatnie uśmiechnęła.
-Mam dla ciebie pewną propozycję co ty na to?
-Zamieniam się w słuch.-Odparłam zaciekawiona.
-Możesz wracać do domu z obawą, że kilkudniowa kuracja jednak nie pomogła albo zostać i zakończyć ją?
-Wolałabym jednak zostać i ją zakończyć.-Odpowiedziałam szybko. Kobieta zapisała coś w swoim notatniku i oznajmiła, że jestem wolna. PO wyjściu zobaczyłam czekającego na mnie blondyna.
-Choć pomogę ci się spakować.-Oznajmił.
-Nie. Będziesz się jeszcze musiał trochę ze mną pomęczyć.-Chłopak rozpromienił się na te słowa.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.-Przytulił mnie i delikatnie pocałował.-Kocham cię [imię].-Powiedział. Zarumieniłam się niczym pomidor.
-Ja ciebie też.-Szepnęłam zawstydzona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top