Laurent Thierry x reader
Jest to postać z Great pretender, jest to nowe anime, więc mało osób może je znać, ale gorąco wam je polecam.
Byłam nowym nabytkiem grupy przestępczej, jednak odnajdywałam się lepiej od Makoto. Biedak miał dobre serce, ale słabe szczęście. Z każdymi przekrętami zaczynało mi się to podobać coraz bardziej. Okradaliśmy bogatych przestępców, złych ludzi i zarabialiśmy miliony. W mojej poprzedniej pracy o takich pieniądzach mogłam jedynie pomarzyć. Laurent był głównym mózgiem. Wszystko miał zawsze przemyślane, choć nie zawsze to okazywał. Blondasek był trochę po trzydziestce, miał wiecznie w artystycznym nieładzie włosy, co akurat dodawało mu uroku...
-[Reader] słuchasz?-Machała m dłonią przed oczami Cynthia. Otrząsnęłam się.
-Tak tak.-Odparłam trochę zdezorientowana. Kiedy Francuzik nam tłumaczył plan, ja wlepiałam w niego oczy jak w obraz.
-Wiesz co masz robić [Reader]?-Spytał Laurent. Zamarłam, a na policzkach wyszły mi rumieńce. Rudowłosa zaczęła coś pokazywać za plecami mężczyzny.
-Noo jaa mamm... być prawą ręką...-Cynthia pokazywała jakiś krawat, kiedy widziała, że nie zgadnę, wyjęła nie wiadomo skąd dużą kartkę i napisała na niej.-Mam być prawą ręką Pana Mong.-Prawie wykrzyczałam. Zmarszczyłam brwi.-Czemu ja? Abi albo Cynnthia by się lepiej spisały.-Odparłam.
-Cynthia musi go uwieźć a Abi jest za młoda na takie stanowisko i męża.-Uśmiechnął się. Pokiwałam głową. Dopiero po minucie doszło do mnie co powiedział.
-Jakiego męża. Makoto będzie moim mężem? On jest za młody.
-Nie Makoto tylko ja.-Powiedział Francuzik. Spojrzałam błagalnie na Cynthię, a ona przybiła sobie face palma. Ze wstydu byłam cała czerwona. Kiedy każdy się rozszedł, aby się przygotować do wyjazdu ja dalej siedziałam w fotelu.
-Będziee dobrzee.-Położyła mi na ramieniu dłoń. Cynthia wiedziała, że podkochuję się w blondasie.
-Ja tam umrę ze wstydu i do tego zepsuję całą akcję.
-Może mu się podobasz i dlatego wziął cię jako żonę.-Zachichotała.
-Słyszałaś tylko ja zostałam to tylko mnie mógł wziąć. Ja się do tego nie nadaję.-Marudziłam.
-[Reader] gotowa? Musimy jechać na odprawę, dziś mamy lot do Francji.-Powiedział Laurent trzymając w ręku walizkę. Zerwałam się, po czym pobiegłam do pokoju po swoje rzeczy. Walizki włożyliśmy do taxi, a następnie ruszyliśmy na lotnisko.-Daj rękę.-Nakazał. Z znakiem zapytaniem na twarzy, wysunęłam dłoń w jego stronę. Na palec wsunął mi obrączkę.-Od teraz jesteś moja.-Uśmiechnął się. Moja twarz zaczęła przypominać pomidora, a serce bić kilka razy szybciej.-Pamiętaj musimy udawać małżeństwo.-Oznajmił, po czym wplótł swoje palce w moje. Ten idiota chyba widzi, jak na niego reaguję i specjalnie się znęca nade mną na pewno. Przeszliśmy odprawę i zajęliśmy nasze miejsca w samolocie.
-Przepraszam bardzo, życzą sobie coś państwo?-Podeszła stewardessa. Postanowiłam sobie, że teraz ja go spróbuję zawstydzić, żeby poczuł się tak jak ja.
-Ja poproszę wodę gazowaną, a ty kochanie?-Przeniosłam wzrok na Laurenta.
-Też poproszę wodę.-Powiedział, jakby nigdy nic. Kobieta podała nam butelki i poszła dalej. Po locie pojechaliśmy do hotelu. Kiedy weszliśmy, mi pierwsze co w oczy rzucił się taras z widokiem na Wieże Eiffela, która była pięknie oświetlona. Odłożyłam bagaż i poszłam od razu na taras.
-Jak pięknie.-Patrzyłam jak zaczarowana. Dołączył do mnie Laurent.
-Przez tyle lat mieszkałem tu, a dalej Paryż zabiera mi dech w piersiach.
-Co się stało, że z niego wyjechałeś?-Spojrzałam się na mężczyznę, który nieco posmutniał.
-Nie ważne, choć musisz się spotkać z swoim pracodawcą.-Zmienił temat. Chciałam się do niego przytulić i go pocieszyć.
Przebrałam się w [kolor] sukienkę, która była moim zdaniem sporo przykrótka, a na nogach miałam wysokie szpilki. Kiedy wyszłam z toalety Laurent zagwizdał.-Yare-yare, ale seksy.-Puścił mi oczko.
-Baka.-Mruknęłam, po czym założyłam kolczyki. Poszłam do kasyna i zaczęłam szukać mojego celu, jakim był gruby, niski facet. Zlokalizowałam go przy pokerze, otoczony był kobietami, które leciały głównie na jego pieniądze bo trudno na taki wygląd. Dosiadłam się do gry. Makoto był krupierem, więc wygrywałam. Otyły milioner się coraz bardziej denerwował.
-Jak pani to robi?!
-Szczęście początkującego.-Uśmiechnęłam się i usiadłam bliżej niego.-Co pan na to, żebym podjęłam pracę dla pana. Bardzo podziwiam pańską osobę.-Mong zaśmiał się głośno.
-A jakie ma pani kwalifikacje?
-Skończyłam 5 kierunków studiów, potrafię mówić w 6 językach, a do tego mam wtyki w FBI. Dzięki mnie pański interes mógłby przynosić większe zyski, a ja bym zacierała ślady.-Oznajmiłam nieco ciszej. Milioner uśmiechnął się szeroko i położył dłoń mi na udzie. W tamtym momencie chciała go zastrzelić, jednak pocieszałam się myślą, że go wyrolujemy ze wszystkich pieniędzy.
-Od jutra pani zacznie pracę.-Powiedział. Spędziłam jeszcze godzinę w jego towarzystwie po czym wróciłam do Laurenta. Miałam ochotę go ukatrupić.
-NIC NIE WSPOMINAŁEŚ, ŻE TEN ZBOCZENIEC SIĘ DOBIERA DO WSZYSTKIEGO CO SIĘ RUSZA!-Wrzasnęłam na niego.
-Kto by się nie chciał dobrać do takiej laski.-Uśmiechnął się, zerkając na moje ubranie. Widząc, że nic sobie z tego nie robił, rzuciłam zła buty w kąt i poszłam wzićc prysznic. Przebrałam się w piżamy, po czym udałam się na taras, aby w spokoju poczytać.
-Nie idziesz spać.-Przylazł Francuzik. Nie odzywałam się do niego. Byłam dalej zdenerwowana, że mnie nie uprzedził.-Ejjj [Reader].-Usiadł obok na co ja mu tylko pokazałam środkowy palec.-Przepraszamm...-Mruknął.-Pytałaś wcześniej czemu wyjechałem.-Spojrzałam na niego, zdziwiona, że zaczyna ten temat.-Pierwszym ciosem było, że moja matka zmarła tutaj. Po jej śmierci odrzuciłem naukę i zacząłem się pogrążać w alkoholu, kobietach i hazardzie. W dziwnych okolicznościach potem poznałem kobietę, w której się zakochałem. Należeliśmy do takiej grupy jak ta nasza teraz. Chcieliśmy okraść mafię i nawet nam się to udało jednak, poszło coś nie tak i zginęła ona przez strzał w głowę, a jej ciało wyrzucili jak śmieci do wody. Był to dla mnie za duży ból chodzić po uliczkach, gdzie niedawno chodziłem z Dorothy. Miałem uczucie jakby serce miało mi za chwilę pęknąć. Nie chciałem tu już nigdy wracać, jednak mus to mus.-Ze łzami w oczach, przytuliłam go. Bardziej wyszło, że to on pocieszał mnie.
-Przepraszam, że cię zapytałam.-Powiedziałam wycierając rękawem mokre policzki. Uśmiechnął się miło.
-Jest mi dużo lżej jak wreszcie komuś powiedziałem.-Przeczesał nerwowo włosy.
Dzięki tygodniom ciężkiej pracy, zarobiliśmy największa jak do tej pory sumę, dzięki, której byliśmy ustawieni do końca życia. Wróciliśmy na wyspę Cynthii i zaczęliśmy świętowanie. Makoto znowu powiedział, że weźmie tylko trochę pieniędzy i zacznie, uczciwe życie. Ja zaś podjęłam decyzję o wyjeździe do czasu następnego skoku. Wzięłam moją część łupu i wróciłam do Paryża. Zakochałam się w tym mieście. Wiodłam dość spokojne życie. Pewnego wieczoru postanowiłam się wybrać na spacer do parku blisko, aby zrobić kilka zdjęć Wieży Eiffla.
Kiedy wzięłam aparat, nagle usłyszanym znajomy głos.
-Piękny widok.-Odparł Laurent. Odwróciłam się szybko zaskoczona.
-Wiesz, że mogłeś zadzwonić jak coś nowego się kroi, a nie specjalnie się fatygować.-Mruknęłam i odwróciłam się, żeby zrobić szybko zdjęcia. Poczułam jak od tyłu mnie przytula i głowę opiera na moim ramieniu.-Nie przyjechałem ze względu na zlecenie tylko ze względu na ciebie. Wyjechałaś bez pożegnania, a miałem ci coś ważnego do powiedzenia.-Cala czerwona odwróciłam się z powrotem do niego.
-C-co t-t-takiego?-Spytałam się zdezorientowana. Uklęknął i z kieszeni wyjął małe czerwone pudełeczko.
-Chciałem ci powiedzieć tamtego dnia, że cię kocham i chcę spędzić z tobą resztę życia. Wyjdziesz za mnie?-Posłał mi szeroki uśmiech.
-Laurent...-Jęknęłam mało co nie płacząc ze wzruszania. Mężczyzna patrzył zdezorientowany na moją osobę, nie wiedząc czy wstać czy dalej klękać.
-Czemu płaczesz? Zrobiłem coś źle?
-Oczywiście, że wyjdę za ciebie idioto.-Rzuciłam się mu na szyję. Założył mi pierścionek na palec, po czym pocałował namiętnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top