Claude x reader
Stałam na barierce mostu i wpatrywałam się w rzekę. Już nie ma nic co kocham, moja praca zabójcy przestała przynosić mi chorą radość, kiedy złamałam jedną z moich najważniejszych zasad. "Nigdy nie zabije dziecka,,. Pieniądze przyćmiły resztki człowieczeństwa. Zlecenie było proste. Zabić następcę rodu Cyrius, czyli małego chłopczyka o imieniu Adam. Kiedy zobaczyłam rozpacz matki, która trzymała martwe ciało swojego synka, moje sumienie odezwało się po wielu latach.
-Bóg mnie stworzył przez przypadek, nie mam prawa żyć.-Odparłam, po czym przechyliłam się do przodu. Ostanie co pamiętam zimna woda, która mnie pochłonęła.
-Panienko, pora wstawać.
-Mamo daj mi spokój, dziś mam wolne.-Mruknęłam, myśląc, że to moja rodzicielka. Po chwili zdałam sobie sprawę, że mama nie ma takiego głosu. Zerwałam się na równe nogi, aż spadłam z łóżka. Przed sobą zobaczyłam czarnowłosego mężczyznę ubranego w frak.-Kim ty do cholery jesteś i co ja tu robię, powinnam być w rzece albo w trumnie.-Odparłam zaskoczona. Rozejrzałam się po bogato zdobionym pokoju.
-Claude Faustus. Jesteś w posiadłości Trancy. Powinnaś być mi wdzięczna, że cię uratowałem i pozwoliłem pracować jako moja pomocniczka.-Wyciągnął rękę i pomógł mi wstać.
-Jesteś chory, nie po to skakałam do rzeki, żeby mnie ktoś ratował, a następnie kazał pracować jako służąca.-Prychnęłam poirytowana.
-Masz pięć minut na ubranie, w innym przypadku wchodzę i sam cię ubieram.-Mruknął po czym wyszedł. Spojrzałam po pokoju. Mów wzrok zatrzymał się na krześle, gdzie były przyszykowane czarne spodnie oraz biała koszula, a przy krześle stały czarne buty sięgające do kolana. Z obawy, że ten psychol do mnie wejdzie, szybko ubrałam się i uczesałam moje włosy w koka. Wyszłam z pokoju przed, którym czekał ten okularnik, całkiem przystojny okularnik.-Chodźmy [imię], zrobimy śniadanie paniczowi.-Odparł. Poszłam grzecznie za tym kamerdynerem. Kiedy byliśmy w kuchni musiałam pomagać mu robić śniadanie jakiemuś bachorowi.-Idę obudzić panicza a ty dopilnuj, żeby grzanki się nie przypaliły i zrób herbatę owocową.-Na te słowa kiwnęłam głową i posłusznie to zrobiłam. Kiedy Claude wrócił wszystko ustawił na srebrnym wózku.
-Chodź za mną. Nie odzywaj się nie proszona, kiedy hrabia będzie jadł i grzecznie staniesz obok mnie.-Powiedział ostro, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie, jakby się czegoś obawiał.
-A co jeśli tego nie zrobię? Nie jestem czyjąś służącą tylko płatnym zabójcą.-Warknęłam.
-Ehhh nikt tu cię nie trzyma, ale dostaniesz dziesięć razy większe wynagrodzenie niż twoja stawka.
-Zachęciłeś mnie, jak mam się do tego dzieciaka zwracać?-Spytałam.
-Do hrabi.-Poprawił mnie.-Masz zwracać się Paniczu.-Kiwnęłam głową. Weszliśmy do jadalni, gdzie siedział blond włosy chłopczyk o niebieskich oczach.-Wygląda jak mały aniołek.-Oznajmiłam szeptem. Claude popatrzył się na mnie jak na obłąkaną. Bez słowa rozstawiłam talerze z jedzeniem a mężczyzna nalał herbaty.
-Claude kto to jest do cholery?-Warknął Alois.
-Wybacz paniczu, to jest panienka [Imię]. Zatrudniłem ją.-Wytłumaczył czarnowłosy. Hrabia tylko westchnął, po czym zaczął jeść śniadanie. Claude odesłał mnie do pokoju dla służby gdzie czekało na mnie śniadanie i ciasto z owocami. Miło z jego strony. Kiedy czytałam sobie książkę usłyszałam dzwoneczek pod, którym był podpis kuchnia. Westchnęłam ciężko.
-Panicz aktualnie obywa lekcje, musimy wstawić pieczeń a następnie sprzątnąć posiadłość. Tam są warzywa, obierz je i pokrój je a ja w tym czasie przygotuje mięso.-Nakazał.
Po kilku tygodniach spędzonych w posiadłości Trancy, zwykłe czynności zaczęły mi sprawiać przyjemność kiedy robiłam z czarnowłosym. Jedynym minusem był hrabia, który nie okazał się aniołkiem na jakiego wyglądał tylko małym diabłem.
-[Imię].-Obudził mnie głos hrabiego. Spojrzałam troszkę przestraszona na lokaja, który skinieniem głowy nakazał mi podejść.
-T-tak paniczu?-Spytałam zaskoczona. Zazwyczaj olewał mnie.
-Serwetka jest krzywo.-Warknął. Kiedy położyłam dłonie na stole, Alois zamachnął się by wbić mi widelec w rękę, ale w ostatniej chwili powstrzymał go Claude.
-Paniczu te postępowanie jest bardzo niekulturalne. [Nazwisko] wróć do pokoju dla służby dzisiaj masz wolne.-Odparł Faustus. Zdziwiona przebiegiem zdarzeń bez słowa wyszłam. Byłam zdziwiona, że Claude sprzeciwił się paniczowi. Usiadłam i drżącymi rękoma sięgnęłam po książkę. Ten gówniarz to wcielenie zła. Miałam zamiar się chwilę odprężyć i spróbować zapomnieć o tym co się stało. Kiedy otworzyłam książkę wypadł z niej mały liścik.
"Spotkajmy się w ogrodzie o 20." Claude
Kiedy przeczytałam karteczkę uśmiechnęłam się szeroko. Włożyłam karteczkę z powrotem do książki i przeszłam do lektury. Kiedy zbliżała się upragniona godzina snu panicza, ubrałam się w zwiewną czarną sukienkę, która miała odkryte ramiona. Pobiegłam do ogrodu i usiadłam w altance. Po chwili Claude pojawił się przede mną.
-Wybacz, że musiałaś czekać, ale panicz miał problemy z zaśnięciem, ale teraz zapraszam panienko ze mną.-Wyciągnął dłoń w moją stronę Kiedy ją chwyciłam, pociągnął mnie w głąb pobliskiego lasku. [( ͡° ͜ʖ ͡° )] Po chwili drogi zobaczyłam zapalone lampiony ustawione w krąg a w środku był rozłożony stół z kolacją.
-Chciałem cię przeprosić w imieniu hrabi.-Powiedział to z ręką na sercu.
-Nic się nie stało a tak w ogóle bardzo dziękuję, że mnie ochroniłeś.-Uśmiechnęłam się delikatnie. Claude zrumienił się, ale szybko odwrócił wzrok, żebym chyba nie zauważyła. Wyglądał słodko.
-Siadajmy bo za chwile ostygnie.-Odsunął mi krzesło po czym sam usiadł.-W miłej atmosferze zjedliśmy kolacje.-[Imię] muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że mnie nie znienawidzisz.-Spojrzał się na mnie.
-Obiecuję.-Odparłam z pewnością, przygryzając wargę.
-Jestem demonem, wiąże mnie pakt z Aloisem Trancy i co ważniejsze zakochałem się w tobie.-Powiedział szybko na jednym wdechu, patrząc mi prosto w oczy. Na początku myślałam, że to głupi żart, ale Claude pozostawał poważny. Chyba zauważył, że mu nie wierzę. Zdjął rękawiczki. Jego paznokcie były czarne a na dłoniach widniały pentagramy. Jego oczy zaświeciły się niczym złoto. Na widok braku reakcji złożył z powrotem rękawiczki. Kiedy chciał już odejść złapałam go i obróciłam twarzą w moją stronę. Ujęłam jego twarz, a następnie go pocałowałam namiętnie.
-Też cię kocham okularniku.-Zaśmiałam się. Zaczęło się robić chłodno, więc postanowiliśmy wrócić do rezydencji. Demon spędził u mnie miłą noc.
Obudziłam się wtulona w czarnowłosego lokaja. Jego włosy niechlujnie opadały mu na twarz co dodawało mu to uroku. Jednak wydawał mi się na przygnębionego.
-Musimy wstawać, aby Alois nic nie podejrzewał.-Pocałował mnie w czoło. Wstał, zbierając swoje ubrania.-Bądź za chwile w kuchni, pomożesz mi ze śniadaniem.-Uśmiechnął się, po czym wyszedł. Wzięłam szybko kąpiel, a następnie się ubrałam i poleciałam do kuchni robić śniadanie. -Po śniadaniu przyjedzie Ciel Phantohive wraz z lokajem Sebastianem, w tym czasie najlepiej, gdybyś wyszła na jakiś czas.-Oznajmił z zmartwioną miną.
-Claude o czym ty mówisz?-Spytałam się zaskoczona. Faustus oparł się o blat i głęboko westchnął.
-Nie przyjeżdżają w sprawach firmy, podejrzewam, raczej, że chcą zabić panicza. Zgodnie z kontraktem też mogę...
-Nawet tak nie myśl.-Moje oczy wypełniły się łzami. -Nie pozwalam ci na to.-Wtuliłam się w jego tors.-Chcę się tobą nacieszyć.
-Proszę cię, wyjedź jak najprędzej.-Powiedział, po czym kciukiem starł moje łzy z policzków.
-Nigdzie się stąd nie ruszam bez ciebie. Zostaje.-Oznajmiłam ostro. Claude spojrzał się tylko i westchnął.
Do przyjazdu gości nie odzywaliśmy się do siebie słowem. Alois zaproponował, żeby lokaje zrobili pokaz szermierki. Zgodzili się na to, lecz po chwili zwykły pokaz przerodził się w brutalny pojedynek. Hrabia rzucili się na siebie po chwili. Kiedy zauważyły to demony udały się do swoich właścicieli, chcąc ich uratować. Sebastian był dużo silniejszy od Clauda. Chwyciłam szable i ruszyłam, żeby pomóc okularnikowi.
-[IMIĘ]!! Uciekaj do cholery! To rozkaz!-Zasłonił mnie swoim ciałem, które po chwili zostało przebite przez ostrze wroga. Faustus upadł na podłogę. Wypuściłam miecz z dłoni i podbiegłam do niego. Jego koszula się zaczęła barwić się krwią. Po chwili padł wystrzał z pistoletu Ciela.-Alois został zabity. Wszystko stracone.-Zakaszlał.
-Claude nie pozwalam ci. Nie umieraj proszę.-Drżącymi rękoma próbowałam zatamować krwawienie.-Nie możesz mnie zostawić!-Krzyknęłam ze łzami w oczach.
-Spokojnie (Imię). Spotkamy się jeszcze.-Pogładził mnie po policzku. Widziałam jak ulatuje z niego życie. Wpiłam się w jego usta. Trudno mi było się pogodzić z myślą, że to jest nasz ostatni.-Wrócę po ciebie.-Szepnął cicho. Jego ciało zamieniało się stopniowo w proch. Moja pierwsza, ostatnia miłość odeszła i nigdy nie powróci. Zostały jedynie wspomnienia, po nim oraz złamane serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top