Claude Faustus x reader
-Kurwa kurwa kurwa...-Szeptała pod nosem, czując jak kilkoro umięśnionych mężczyzn siedzi jej na ogonie. Szybko manewrowała kierownicą by nie wjechać w inne auta, które utrudniały jej ucieczkę. Spanikowana spojrzała w prawe lusterko.
Jedne z nich wyciągnął masywny pistolet i wychylił się z okna. Przerażona kobieta zaklęła pod nosem wiedząc, że jest już martwa.
Jednak zobaczyła światełko w tunelu, jakim był ostry zjazd w lewo. Gdyby się sprężyła nawet nie zobaczyli, że zjechała bo rosły kawałek dalej wysokie chaszcze.
-Nie dam się zabić.-Zmieniła bieg na wyższy i wcisnęła gaz do podłogi. Gdy znalazła się już blisko, gwałtownie wykręciła ster, skręcając z piskiem w tajemniczy zjazd.
Wjechała w krzaki i obserwowała, czy tamci pojadą czy również skręcą. Jednak wszystko poszło po jej myśli i pojechali dalej goniąc za białym podobnym autem.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym wcisnęła delikatnie gaz i wyruszyła polną drogą. (Imię) musiała odczekać dobrą chwilę, by nie minąć tych ludzi w drodze powrotnej. Postanowiła więc trochę pozwiedzać okolicę. Droga z każdą chwilą nabierała na majestatyczności, mimo zaniedbania. Korytarz kwitnących drzew był dla niej niesamowitym widokiem. Ciekawiła się, gdzie może on ją doprowadzić. (Nazwisko) nie spodziewała się jednak ujrzeć wielki dwór szlachecki, który był porośnięty bluszczem oraz bordowymi jak krew różami.
Obraz zaparł (brunetce/blondynce...) dech w piersiach, ale pojawiło się również wrażenie jakby tu kiedyś była.
Zatrzymała auto przy marmurowej fontannie, dla której czas również nie był litościwy. Schowała kluczki od swojej supry. Wiedziała, że nie powinna wchodzić do obcego budynku, jednak chęć zobaczenia opuszczonych szlacheckich pomieszczeń była ogromna. Uwielbiała takie klimaty. Nie raz czytała historię o starych dworach, zamczyskach w okolicy, jednak ten nie pojawił się w żadnej z nich.
Prześlizgnęła się przez uchylone drzwi wejściowe.
-Woaa...-Westchnęła, widząc wielki korytarz zrobiony cały z marmuru. Wielkie schody wychodziły z dwóch stron, prowadząc pewnie do różnych skrzydeł budynku.
Spoglądając na ogromny, kryształowy żyrandol, zdziwiła się, że posiadłość nie została rozkradziona przez tyle lat. Pomijając roślinność, która wdarła się do budynku, był w na prawdę dobrym stanie.
Uśmiechnęła się zmierzając do części, która niegdyś była mieszkalna. Chciała znaleźć pokój hrabi, by znaleźć starą biżuterię, która na czarnym rynku mogła kosztować tysiące.
A zwłaszcza, że bardzo potrzebowała gotówki by oddać zaległe raty mafii, od której pożyczyła kilkanaście tysięcy na leczenie matki, którą ostatecznie pokonał nowotwór.
-To chyba tu.-Mruknęła sama do siebie, widząc największą komnatę z bogato zdobionymi ścianami.
Podbiegła do komody, która stała pod oknem. Drewno było spróchniałe, więc otwarcie szuflady jej trochę zajęło. Musiała wspomóc się scyzorykiem, gdy się jednak z tym uporała, znała małą szkatułkę, a przy niej dziwną księgę z niespotykanym znakiem. Pentagram wpisany w dziwną obręcz.
Zagryzła usta z ciekawości, otwierając lekturę na pierwszych stronach.
-Facere foedus cum daemone.(Zawiązanie paktu z demonem)-Przeczytała łamaną łaciną. (Imię) kojarzyła ten język tylko z starych encyklopedii ojca.-Ale brednie...-Zaśmiała się pod nosem. Bawiło ją, że niegdyś ludzie byli tak łatwo wierni i czcili takie wymyślone istoty.
Dalej śledziła wzrokiem tekst po cichu wypowiadając słowa widniejące na pożółkłej kartce, mimo, że zaczynała mieć uczucie bycia obserwowanej.
Obejrzała się dookoła, ale siedziała całkiem sama. Utwierdzając, że to jej wyobraźnia płata figle, przełożyła stronę i cytowała dalej.
Gdy skończyła, niepokój zawładnął jej ciałem. Prychnęła z własnej głupoty i zamknęła z trzaskiem dziwną księgę.
Nagle poczuła gromadę rąk na swoim ciele. Przerażona wybałuszyła oczy, próbując się wyrwać z uścisku, który zaczął ją dusić. W pokoju zapanował mrok, widać było tylko fioletowe smugi, które jakby krążyły wokół (Nazwisko). Dziewczyna chciała krzyczeć, szamotać się, ale jakby miała paraliż. Nie mogła poruszyć się nawet o milimetr. Z jej policzków ściekały tylko łzy bezsilności i strachu.
(Brunetka/ blondynka...) myślała, że to już jej koniec. Do głowy wdarły się dziwne przerażające głosy, które szeptały jakieś modlitwy, a uścisk niewidzialnych dłoni zaczynał rosnąć na sile. Jakby została rozrywana na dwie części. Ból był tak ogromny, że (imię) straciła przytomność.
-Panienko nakryto do stołu.-Przebudził ją męski głos.
-Gdzie ja jestem...-Jęknęła, czując jak każdy zakamarek ciała błaga o pomstę do nieba. Otworzyła zaspane oczy. Leżała w śnieżnobiałej pościeli, w łóżku, które do złudzenia przypominało te samo co wdziała w starej komnacie. Usiadła na baczność machając głową dookoła. Ona była w tej komnacie. Tylko wszystko wyglądało jakoś inaczej...
Zniknął bluszcz ze ścian. Meble były nowiutkie, a w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów. Wzrok przeniosła na mężczyznę, który stał wyprostowany obserwując poczynania kobiety.-I kim ty do diabła jesteś?-Zmarszczyła brwi.
Nie wiadomo dlaczego nie bała się go, mimo iż nie wyglądał na najprzyjemniejszą osobę.
Ubrany był jak kamerdyner. W smoking, który wydłużał jego postawę. Na zgrabnej twarzy widniały cienkie okulary, które dodawały mu jeszcze powagi.
-Jestem Calude Faustus my lady.-Położył dłoń na pierś i skłonił się nisko.-Zawarłaś ze mną pakt.-Dodał.
-Jaki pakt...-Szepnęła, czując narastające przerażenie.
-Porozmawiam z panienką po śniadaniu, na pusty żołądek nie można nic robić.-Poprawił okulary na nosie.-Jaki ubiór przygotować?-(Imię) zamurowało. Nie do końca przyswajała co właśnie się dzieję.
-Czarna koszula i spodnie.-Rzuciła co jej na język przyniosło.
Chciała wstać by złapać za ubrania, ale gdy postawiła stopę na podłogę, po jej ciele rozszedł się przeraźliwy ból.-Cholera...-Stęknęła.
Claude rzucił to miał w dłoni i podbiegł do (ciemno/jasno)włosej. Położył jej dłoń w tali nie pozwalając wstać. Przeleciał wzrokiem po jej poranionych nogach, które musiały zrobić diabelskie chochliki. Mało co, a by pożarły kobietę żywcem.
-Pomogę panience się ubrać, a potem zniosę na śniadanie.-Zaoferował.
(Imię) spojrzała na niego jak na zaczarowana. Gdyby nie był jakimś tajemniczym typem, który wziął się nie wiadomo skąd, mogłaby zaryzykować stwierdzenia, że jej się podobał.
-Nie nie...-Otrząsnęła się. Faustus jednak nie słuchał jej protestów. Wziął ją w ramiona i zaniósł do łazienki. Nie chciał narażać ją na przeziębienie, przebierając swoją panią przy otwartym oknie.-Ja sobie dam radę.-Powiedziała stanowczo, gdy ten chciał rozpiąć nocną koszulę. Zaparła się rękoma, by tylko nie tknął guzików.
-Panienko...-Przeszył ją swoimi złotymi oczyma.-Nic panience przy mnie nie grozi. Obiecuję, że nie zrobię krzywdy, a nawet uchronię cię od niej my lady.-(Imię) czuła, że może mu zaufać. W tej nierealnych wydarzeniach on wydawał się jedyną rzeczą, w którą wierzy. Zacisnęła usta w wąską linię i poluźniła ręce, dzięki czemu mógł się z niej pozbyć nocnego ubrania.
Delikatnie zsunął materiał z jej ramion. Pod dłońmi czuł jak jej ciało się spina.
-C-c-co to?-Spojrzała przerażona na swoją klatkę piersiową, gdzie widniał tatuaż przypominający znak z przeklętej księgi, od której wszystko się zaczęło.
Faustus przejechał kciukiem po pentagramie. Poczuł małe ukucie, że ten znak skalał tak piękne ciało.
-Jak mówiłem, po śniadaniu.-Odchrząknął, odziewając na nią bieliznę, a następnie koszulę wraz z spodniami. Na nogi wsunął delikatnie buty, bojąc się, że przyciśnie jakieś zadrapnie.
Wsunął pod jej zgięcia kolan lewą rękę, zaś prawą objął talię kobiety.
(Nazwisko) odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję, by tylko nie upaść. Claude czuł jak dziewczyna nie odrywa od niego wzroku, gdy zmierzał do jadalni.
Miał dziwne wrażenie, że gdzieś już ją spotkał w i tak za długim istnieniu.
Posadził ją na krześle, a trojaczki przyniosły tace z pysznościami. Widok kolorowego jedzenia ucieszył oczy (Imię), jednak nie mogła nic przełknąć przez gardło. Chciała się ze wszystkich sił dowiedzieć co to za farsa. Wypiła espresso i to na tyle było z jej śniadania.
-Claude usiądź do cholery, bo czuję się jakby duch stał za mną.-Warknęła tracąc cierpliwość do tego człowieka, który nie opuszczał jej ani na sekundę.
Czarnowłosy skinął, po czym zajął miejsce najbliżej (brunetki/blondynki...).
-Nic panienka nie zjadła.-Zauważył czysty talerz dziewczyny.
-Jak mi wyjaśnisz co się dzieję będę spokojniejsza. Jak to w ogóle możliwe, żeby w jedną noc, ten budynek stał się jak nowy? Dlaczego mam ten cholerny tatuaż na cyckach i kim
wy jesteście?-Panikowała.
Kamerdyner poprawił okulary na nosie i ciężko westchnął.
-Panienka wezwała mnie sama.-Odparł jak gdyby to była to wiadoma rzecz.-Ten tekst z książki, którą znalazłaś my lady, było to zawarcie paktu z demonem, jakim jestem ja. Zaprzedasz mi sowią duszę, a ja mogę z robić z nią co tylko chcę, gdy przyjdzie czas twojej śmierci. Nie trafi ona do nieba. W zamian otrzymuje panienka życie w dobrobycie, jaki tylko sobie zamarzy.-Po wytłumaczeniu w jakiej sytuacji znajduję się (kolor)oka, kobieta nieco się załamała.
Musiała sobie to przemyśleć przez kilka następnych dni, które stopniowo zamieniały się w tygodnie. Demon martwił się o swoją panią. Dbał jak tylko mógł, ale nie mógł złamać jej rozkazu.
Faustus zastawał ją najczęściej siedzącą w fotelu. Patrzyła na wielki ogród, który rozciągał się za posiadłością.
Było tak i tym razem, gdy przyszedł wziąć tackę z nietkniętym obiadem.
-Claude...-Szepnęła cicho, gdy podszedł do biurka.
-Tak panienko?
-Możesz zjeść ze mną kolację w ogrodzie?-Spytała niepewnie. Od dawna nie czuła takiej samotności jak w tamtym momencie, ale nie chciała wracać do miasta. W sumie tam też nie miała czego szukać. Przekalkulowała sobie, że pakt z Faustusem był chyba jedynym dobrym co spotkało ją w życiu.
-Oczywiście my lady, jednak mógłbym wiedzieć skąd taki pomysł się wziął?-Zmarszczył nieco brwi. Był zaskoczony taką propozycją. Przez byłych Hrabi z jakimi miał styczność, raczej był traktowany jak typowy służący. Nie spotkał się jeszcze z takim gestem od przełożonego.
-Nie wiedzieć mi czemu nawet cię lubię.-Prychnęła. Claude uśmiechnął się nieznacznie, po czym się ulotnił by przygotować posiłek.
(Imię) wygramoliła się spod koca i narzuciła bordową piżamę, czarny jedwabny szlafrok. Nie miała zamiaru się przebierać, jej nastrój jej na to nie pozwalał.
Powolnym krokiem udała się na taras, który był pięknie oświetlony po zmroku.
-Wina?-Zaoferował Claude, który dumnie stał przy gotowej kolacji. Odsunął swojej pani krzesło by mogła swobodnie usiąść.
-Tak poproszę.-Kiwnęła, podsuwając kieliszek.-Jesteś niesamowity.-Zerknęła na smacznie wyglądające danie.-Jak ty to robisz w minutę?-Demon nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szeroko.
Nagle czarnowłosy zamarł. Przed oczami pojawiła mu się wizja za czasów Aloisa, kiedy krył swój romans z jedną szlachcianką. Wtedy pierwszy raz przekonał się, że demon może kochać.
Siedział z nią w tym samym miejscu. Wpatrywał się w (kolor) oczy, które były identyczne jak (Imię).
Trancy jednak dowiedział się co jego sługa wyrabia. Krótko po tym szczęśliwym wieczorze, Alois nasłał na młode kobietę Hannah, która pozbyła się jej w sekundzie.
Faustus ukrył te wspomnienia głęboko, pamiętając dobrze ich ból.
-Claude wszystko dobrze?-(Imię) zerwała się, kładąc dłoń na męskim ramieniu. Faustus jakby się nagle zaciął, nie odpowiadając przez dłuższą chwilę.
-Tak panienko.-Stęknął spoglądając w (kolor) tęczówki. Odłożył szklaną butelkę na stół, ale nie odsunął się od kobiety.
(Nazwisko) też nie przyszła myśl by wrócić na swoje miejsce. Jej dłonie wylądowały na torsie demona.
-Kłamiesz.-Stwierdziła. Zdążyła go poznać na tyle by to odszyfrować. Zauważała jego każdy gest, który potrafił zdemaskować jego emocje. Gdy się złościł, często zaciskał nerwowo szczękę, co i teraz zrobił.
-Nie śmiałbym panienki okłamać.-(Imię) stanęła na palcach by zdjąć wreszcie jego okulary, które miał zamiar właśnie poprawić. Zagryzła dolną wargę, przyglądając się jego smukłej twarzy.-Nie rób tego my lady...-Speszył się.
-Czemu niby.-Zaśmiała się wiedząc o co może chodzić.
-Bo nie wytrzymam i pocałuję panienkę.-Wzrok (blondynki/bruneki...) zbystrzał, jednak po chwili uśmiechnęła się szeroko.
-Na to czekam.-Demonowi nie trzeba było więcej powtarzać. Chwycił ją mocniej w tali, likwidując dzielącą ich odległość. Położył kciuk na jej brodzie, kierując jej twarz ku górze, po czym wpił się w wargi kobiety.
Rozdział ulegnie jeszcze poprawie, jednak wstawiam by umilić niektórym ten cholerny powrót do szkoły
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top