Bucky Barnes x reader mutant vol. 2 18+
Gdy trwali tak w swoich objęciach, usłyszeli w pewnym momencie, dzwonek do drzwi.
-Poczekaj sekundkę.-Posadził ją z powrotem na wykliniamy fotel i poszedł odebrać jedzenie. Jednak gdy otworzył drzwi, do mieszkania wparowali agenci federalni. Zaczęli wykrzykiwać i mierzyć do bruneta, który grzecznie od razu się poddał. Wiedział, że to jakieś nie porozumienie i posiada ułaskawienie od samego prezydenta, więc mogą mu podskoczyć. Ale tym razem nie chodziło o niego, tylko o dziewczynę, która siedziała na balkonie. Usłyszawszy jakiś hałas wstała, po czym wróciła do mieszkania, zobaczyć co robi mężczyzna. Zamiast tego czterech rosłych mężczyzn, przyszpiliło ją do podłogi. Byli tak brutalni i niedelikatni, że (Imię) uroniła łzy z bólu.
Gdy James zobaczył jak zakuwają ją w kajdanki i wstrzykują środek na senny w szyję, chciał im się wyrwać. Zaczął krzyczeć i szarpać się, ale dostał z rękojeści w głowę, przez co padł nieprzytomny. Zostawili go leżącego, a ją przeciągnęli do wozu pancernego. Założyli na jej kończyny kajdany, które uniemożliwią korzystanie z mocy gdy tylko się obudzi. Przetransportowano ją do ośrodka zamkniętego, gdzieś w góry w zachodnich Niemczech. Widziała podczas podróży małe przebłyski jak, prowadzili ją po śniegu i czuła nieprzyjemny chłód, w końcu wyciągnęli ją w za dużej bluzie Barnesa i luźnych spodniach na zimową pogodę.
Odzyskała całkowitą przyjemność, kilkanaście godzin po przetransportowaniu jej na drugi koniec świata. Rozejrzała się po ubogim pomieszczeniu.
W prawym rogu znajdowało się łóżko, a nad nim małe okienko. Westchnęła ciężko, wiedziała, że tak się skończy. Martwiła się o Jamesa. Nie pożegnała się nawet z nim, gdy agenci na nią napadli urwał się jej film. Spojrzała na ręce, które były całe posiniaczone od tego zajścia. Zauważyła przy okazji, że na jej kończynach znajdują się dziwne opaski. Chciała je zdjąć z siebie, ale były bardzo wytrzymałe. Położyła na jednej dłoń, chcąc ją roztopić, ale nic się nie stało. Nie poczuła tego przyjemnego ciepła.-To po to są.-Westchnęła bezsilnie. Urządzenia te blokowały
-Żarcie!-Usłyszała nagle. Z małego otworu otrzymała tackę z... Trudno było określić co to dokładnie było. Jedna wielka papka.
Czuła jak jej żołądek burczy na widok jedzenia, ale mózg wysyłał jej jednoznaczny sygnał, żeby to zostawić. Sięgnęła po miskę. Im dłużej się przyglądała temu, tym bardziej czuła odruch wymiotny. Jedną ręką zatknęła nos, a drugą przechyliła miskę, pijąc szybko cokolwiek to było, zaciskając mocno oczy. Gdy opróżniła miseczkę, chwyciła za plastikowy kubek z wodą i przepłukała sobie buzię. Było to obrzydliwe. Usiadła w rogu na łóżku, zasłaniając twarz dłońmi. Miała przecież spędzić pierwszy dzień, wiedząc, że James odwzajemnia jej uczucia. Chciała jeszcze raz poczuć jak ją bierz na ręce i obejmuje. Cieszyła się, że nie przebrali jej. Dalej miała na sobie bluzę mężczyzny, którą nerwowo ściskała w dłoni.
Podniosła głowę słysząc znowu jakieś szmery zza drzwiami. Usłyszała damski głos, po czym do jej "pokoju" weszła blondwłosa kobieta.
(Nazwisko) spojrzała na nią nieufnie marszcząc brwi. Przysunęła się bliżej do ściany, gdy ta kobieta usiadła na skraju łóżka.
-(Imię) dawno się nie widziałyśmy. Wyrosłaś.-Powiedziała z wyraźnym akcentem niemieckim, uśmiechając się przy tym miło. Ale nastolatka wiedziała, że to wszystko jest dobrą grą aktorską.
-Nie znam cię.-Kiwnęła przecząco głową.
-Ohh no tak. Byłaś bardzo mała, kiedy matka cię oddała do nas.-(brunetka/blondynka...) otworzyła szeroko oczy, rozpoznając w końcu twarz lekarki. To ona podawała jej na początku leki, które miały pomóc w wyleczeniu mutacji. Ale podziałały wręcz przeciwnie. Jej zdolność władania ogniem jeszcze bardziej się rozwinęły.-Widzisz, gdzie zaszłam. Jest to moja własna klinika do badania osób takich jak ty. Czyż to nie wspaniałe?-Kontynuowała. Ale dziewczyna dalej tempo wpatrywała się w nią. Miała nadzieję, że jej nigdy już nie spotka.
-Ty suko.-Wydusiła z siebie, po czym rzuciła się na nią. Jej delikatne dłonie oplotły gardło kobiety. Chciała ją udusić, ale przeszkodziła delegacja żołnierzy.-Byłam wtedy tylko dzieckiem! Chciałam żyć jak normlany człowiek! A ty mnie jeszcze bardziej zniszczyłaś!-Krzyczała rozwścieczona.
Blondynka rozmasowywała bolące miejsce na karku.
-Panowie na stół z nią.-Warknęła do żołnierzy.-Może nauczysz się kindersztuby po zabiegu.-Wycedziła przez zęby.
Żołnierze zabrali rzucającą się (Imię) do jakiegoś wielkiego laboratorium. Położyli na stół operacyjny, ale ten się różnił od tych w szpitalu. Ten posiadał pasy, które unieruchomiły dziewczynę.
-Puścicie mnie. Spalę was wszystkich na popiół!-Wykrzykiwała. Wiedziała, że nie zrobi tego z tymi opasami na dłoni, ale cień nadziei, że kogoś tym wystraszy tlił się w jej sercu. Do sali weszło kilku ludzi w maskach oraz kitlach.
-Ooo siedemnastkę nam dali.-Mężczyzna odgarnął włosy, pokazując numerek kolegom. Rozszerzyła oczy obawiając co mogą jej zrobić.
-Trochę jej szkoda, ale kroimy bo inaczej szefowa nas pokroi.-Zaśmiał się jeden z nich. Chwytając za skalpel.-Znieczulenie?
-Po co? Będzie tak bolało, że sama padnie.-Odparł. Kręcąc głową.-Przygotujcie naczynia do próbek.-Nakazał, po czym wbił w nią ostre narzędzie.
(Imię) wydarła się z bólu na całą salę. Cięli ją na żywca. Dosłownie bo rozcinali przed ramię, by dostać się do kości, skąd mieli pobrać próbki. Zapłakana próbowała się szamotać, ale nic to nie dawało. Pasy spełniały swoje przeznaczenie, a ona czuła jak każda jej komórka płonie. W końcu faktycznie omdlała z bólu i wyczerpania, gdy naruszyli jakiś nerw. Nie chciała się już wybudzać. Nie widziała sensu, żeby znowu wracać do życia w ogromnych męczarniach. Ale niestety znowu otworzyła oczy. Była już w swojej kwaterze, podłączona do kroplówki. Spojrzała się na za bandażowane ręce od nadgarstków po same pachy.
-Kurwa...-Jęknęła, popadając w histerię, która trwała tygodniami. Dni cholernie się jej dłużyły w tym piekle. Chciała jakoś skończyć ze sobą. Ale na powieszenie nie miała odwagi, a podcięcie żył nie było możliwe. Siedziała pod całkowitym nadzorem. Jedyną wygodą jakiej doświadczała to dostawanie raz w tygodniu jakiejś książki niemieckiej. Mimo iż połowy nie rozumiała, wciągała się w nie, bo tylko to jej zostało. W nocy nie spała, nie mogła przez końskie dawki leków jakie dostawała. Leżała wtulona do granatowej bluzy bruneta, o którym marzyła.
-Wstawaj! Prysznic tygodniowy!-Wparował jeden z żołnierzy. Zwlekła się obolała z łóżka. Stanęła, czekając, aż ja przeszukają, czy nie ma ostrego narzędzia. Gdy strażnik upewnił się, wypchnął ją z pokoju i prowadził do pryszniców.
-Mamy ją odebrać.-Zagrodzili im drogę dwójka innych uzbrojonych po uszy mężczyzn. Dziewczyna stanęła, czekając na rozwój sytuacji. Nie spojrzała się na twarze, które dobrze znała.
-Kto wydał polecenie?-Warknął, trzymając ją mocno za ramię.
-Szefowa, na dywanik jesteś proszony.-Powiedział drugi. Strażnik przeraził się i przyśpieszył kroku w stronę gabinetu Niemki.-A ty idziesz z nami.-Szturchnął ją by zawróciła. (Brunetka/blondynka...) zmarszczyła brwi.
-Prysznice są w drugą stronę.-Oznajmiła zmęczonym głosem.
-(Imię) to my.-Spojrzała się niezrozumiale na ich twarze. O mało nie zapadła z szczęścia. Myślała, że ma zwidy z zmęczenia. Sam i James, właśnie byli obok niej. Poczuła jak odzyskuje siły witalne i delikatnie się uśmiecha.
-Musimy się jakoś dostać się na dach.-Zwrócił się do niej Wilson, skręcając w boczny korytarz. Mężczyźnie zaczęli szybko zdejmować jej opaski blokujące mutacje.
-Jezus...-Szepnął James widząc blizny długie na dwadzieścia centymetrów. Zabrała ręce z widoku.
-Potem ci powiem. Chodźmy, wiem jak się tam dostać.-Przyśpieszyła kroku, a mężczyźni podążali za nią. Uważnie spoglądała na oznaczenia korytarzy. Zapamiętywała je z nudów, gdy szła do sali operacyjnej, albo na testy.-Tą drabiną do góry.-Pokazała i podbiegła. Nad nią znajdował się właz, który James próbował odkręcić.
-Stary pośpiesz się, może kręć.-Mówił Sam, który słyszał jak załączają alarmy i cała kawaleria biegnie w ich stronę.
-Wiesz co pcham.-Warknął brunet. Zacisnął mocniej metalową protezę, myśląc, że jeśli teraz się nie uda to już nigdy. Ale na szczęście otworzył właz i wyszli na lądowisko gdzie czekał na nich qunijet z Wakandy. Wbiegli do podniebnego pojazdy, po czym szybko wystartowali.
Dziewczyna rzuciła się na Jamesa z płaczem. Bucky złapał swoją miłość, mało co nie płacząc ze szczęścia.
-Dziękuję, dziękuję, że mnie uwolniliście. Nie wierzyłam, że cię kiedyś zobaczę jeszcze.-Łkała w jego ramię. Barnes musiał, aż usiąść, bojąc, że ją upuści. Kończyny miał jak z waty. Po tylu tygodniach tęsknoty wreszcie ją odzyskał.
-Wreszcie nie będę musiała go niańczyć.-Mruknęła Ayo, widząc radość Buckyego. Wilson uśmiechnął się pod nosem, przytakując jej.-To kierunek dom.-Dodała ustawiając nawigację na Wakandę. Wcześniej ustaliła z Jamesem i Samem, że zaszyją się tam na pewien czas, do puki Tarcza nie upora się z członkami Hydry w rządzie.
Kiedy w końcu wylądowali w królestwie T'Chally, James zaprowadził (Imię) do pewnego domku na obrzeżach. Mieli spędzić tu najbliższe miesiące.
-Trzymaj, tu masz nowe ubrania.-Podsunął jej jakiś strój, który wcześniej przygotowała Shuri. (Kolor)oka pokręciła głową.-Mogę twoją koszulkę i krótkie spodenki?-Spytała nieśmiało. Bucky pokazał rząd białych zębów, a następnie wyjął swoją bordowy t-shirt na krótki rękaw.
-Tam masz prysznic.-Odparł, pokazując jej dużą jasną łazienkę. Miał się wrócić do pokoju i zaczekać na dziewczynę, ale młoda złapała go za rękę, ciągnąc w swoją stronę.
-Choć ze mną.-Zaproponowała. Nie chciała go tracić z pola widzenia choćby na sekundę. Dał się namówić dziewczynie i wspólnie weszli nadzy pod strumień ciepłej wody.
-Co oni ci robili...-Przeraził się widząc liczne blizny na plecach, przypominające te, które zauważył wcześniej na przed rękach.
Odwróciła się do niego, po czym przytuliła do jego torsu.
-Nacinali i pobierali próbki, szukając, gdzie moja mutacja ma swój zalążek. Gdyby to odkryli mogli by mnożyć i zaszczepiać.-Wytłumaczyła cicho. Oparła głowę na jego piersi spoglądając w szare tęczówki.-Podam ci się mimo tych licznych szram?-Zacisnęła szczękę, czekając na odpowiedź. Serce kołatało jej jak oszalałe.
-Oczywiście. Kocham cię całą.-Uśmiechnął się całując jej czoło. Rozpromieniła się słysząc te dwa słowa "kocham cię".
-Wiesz, że pierwszy raz ktoś mi to mówi.-Odparła. Nigdy nikogo nie miała, by mógł ją kochać.
-Zaszczyt być tym pierwszym.-Przygryzł delikatnie jej wargę, nie mogąc się dłużej powstrzymać.
Wplótł palce w jej (długie/krótkie) włosy i połączył ich wargi w namiętnym, pełnym tęsknoty pocałunku, który przekształcał się w coraz głębsze oraz agresywniejsze gesty. Złapał ją za udo splatając ich ciała. Młoda uśmiechnęła się czując nabrzmiałego członka wbijającego się w jej brzuch. Oderwała się na chwile od mężczyzny, który zaczynał obawiać się, że się nieco zapędził.
-Barnes pieprzmy się.-Oznajmiła twardo. Bucky mimowolnie zaśmiał się w głos, co poskutkowało zawstydzeniem dziewczyny. Odwróciła speszona głowę.
-Bardzo mi się podoba ten pomysł.-Odpowiedział rozbawiony, po czym ścisnął jej policzki i ponownie wpił się w jej usta. Zdrową ręką zjechał do jej cipki, chcąc ją przygotować nieco.-Rozłóż delikatnie nogi.-Nakazał, co posłusznie zrobiła. krótko po tym włożył w nią od razu dwa palce, poruszając się płynnie. (Imię) zagryzła usta by głośno nie jęczeć.-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.-Zostawiał na jej ciele liczne malinki, żeby zaznaczyć dogłębnie, że należy do niego.
-James j-ja z-a chwile...-Stęknęła czując jak zbliża się ku orgazmowi. Zimowy żołnierz usłyszawszy to zaprzestał swoich działań. Przyszpilił ją do zimnych płytek. Bioniczną dłonią podniósł jej podbródek wpijając się w malinowe usta, w tym samym czasie, wszedł w nią całym członkiem.-Kurwa...-Pisnęła mu w usta.
Zaczął się w niej coraz szybciej poruszać, aż w pewnym momencie po kilku dziesiątym pchnięciu, po prostu nie wytrzymała i doszła z nim w środku. Czuł jak zaciska się przyjemnie na jego penisie. Wyjął go z niej, która ciężko dyszała.-Odwróć się.-Wydał krótkie polecenie. (Imię) była bardzo posłuszna w tym momencie, że aż mu się wierzyć nie chciało. Oparła się dłońmi o szare płytki i wygięła się w jego stronę. Wbił się w nią ponownie.
-Mógłbyś uprzedzać jak to robisz.-Pisnęła zaskoczona, czując jak nogi jej miękną. Zaczął ruszać intensywnie biodrami. Ścisnął jej pośladki mocno, zostawiając po sobie czerwone palce od palców. Czuła jak kolejny orgazm nią władnie, a on dalej tak samo szybko się porusza, jeszcze przez chwilę, po czym spuszcza się na jej pośladek.
Dokończyli prysznic i się ubrali.
-Chcę się z tobą kochać tak codziennie.-Odparła, wtulają się niego, gdy po posiłku, wspólnie leżeli na hamaku.
-Zapamiętam to.-Uśmiechnął się rozbawiony, kreśląc kółka po jej plecach.
Rozdział jeszcze przed poprawą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top