Bucky Barnes x Reader

Jestem kolejny dzień w akademii TRACZY, która mieści się na lotniskowcu. Wyszłam z pokoju i spojrzałam na drzwi obklejone i popisane notkami, że lepiej jak bym już zdechła i takie tam. Przyzwyczaiłam się już, że jestem tu niechciana. Nie dziwie się, byłam agentką Hydry do 15 roku życia. Bowiem dopiero 2 lata temu Avengers złapali mnie i przysłali tu. Wielu z nich widziało we mnie potencjał na następnego członka ich drużyny. Cieszyło mnie to, że chociaż z nimi mogę normalnie pogadać bo pełnią czasami rolę nauczycieli.

Usiadłam pod klasą, zerkając na instagrama, lecz po chwili ktoś wytrącił mi mój telefon z ręki.

-O jest dziwactwo.-Warknął chłopak za którym stała cała banda jego znajomych w uniformach TRACZY, nie lubiłam w nich chodzić, więc często mówiłam, że mam w praniu. Nie raz musiałam słuchać kazań Nicka.

-Zostawcie mnie, nic wam nie zrobiłam.-Mruknęłam podnosząc lekko rozbity telefon. Chyba będę musiała pogadać ze Starkiem, już drugi w tym miesiącu.

-Jesteś debilką, że nie wiesz dlaczego jesteś wyrzutkiem społeczeństwa? Bo jesteś psem z Hydry, tak samo jak ten twój kochany nauczyciel.-Gestykulował chłopak. Naciągnęłam rękawiczkę na metalową rękę, słysząc o Panie Jamesa. Bardzo szanowałam Buckiego, że sobie poradził po tym co mu zrobili, był dla mnie wzorem. -Jak za rok zdam testy na agenta, zabiję pierwsze co ciebie i potem tego idiotę, bo inaczej, powrócicie do waszej bazy zdając raport o Tarczy, tacy ludzie powinni dostać karę śmierci a nie drugą szansę.-Tego było za dużo.                                                       Nie dość, że nie wiedzą jaką traumę przeżyłam, to mają czelność mnie jeszcze obrażać. Rzuciłam czarną rękawiczkę, gdzieś w kąt i posłałam mu prawego sierpowego.

 Chłopak upadł i wytarł krew lecącą mu z nosa. Wstał i uderzył mnie z pięści w brzuch i oto zaczęłam się bójka, którą miałam zakończyć, wysyłając tego cwela do szpitala. Przewróciłam chłopaka i usiadłam na niego okrakiem, dalej go bijąc w twarz. Poczułam jak ktoś łapie mnie za kołnierz i odciąga za kołnierz. Zimowy żołnierz  i Kapitan Ameryka. Rogers rozpędził tłum, po czym pomógł temu obitemu debilowi wstać a Barnes posadził mnie w klasie i pochylił się nade mną.

-Co ty odwalasz? Za rok wstępujesz do Avengers i wywijasz takie numery? Ile razy mam ci tłumaczyć, że przez zachowanie możesz nie zdać?-Mówił zdenerwowany. Ja się gapiłam w podłogę, nie miałam zamiaru z nim rozmawiać o tym co przed chwilę się stało i jaki był tego powód.-Co raz częściej wdajesz się w bójki.-Powiedział nieco spokojniej.-O co teraz chodziło?Siedziałam, zastanawiając co ja tu robię, mogłam zostać od rana w pokoju i udawać chorą.

-O nic.-Mruknęłam cicho po dłuższej chwili, która mnie irytowała. Westchnął cicho i poprosił sztuczną inteligencję o nagranie. Nie chciałam, aby to zobaczył i doznał przykrości, ale się uparł. James jesteś idiotą. Kiedy usłyszał jak ten chłopak zaczął mi grozić, zacisnął metalową rękę, aż pękł mu długopis.

-Rozprawię się z tym gnojkiem. Żadnym agentem to on nie zostanie, najwyżej będzie podłogi mył.-Warknął. Kiedy film się skończył spojrzał na mnie i położył mi dłoń na dłonie.-Powiedz, co ci jeszcze robią.-Nakazał. We mnie coś pękło. Nie miałam już siły na nic.

-Czy ty ślepy jesteś, przechodzisz obok mojego pokoju nie raz, obklejone karteczki z nakazami, żebym się powiesiła a klamka jest czymś zawsze uwalona, rzucają we mnie co popadnie, wyzywają i nękają to na prawdę nie jest ciężko zauważyć!-Zdenerwowana, krzyczałam przez łzy. Miałam dość wszystkiego, tych debilnych bachorów i ogólnie walonej TARCZY. Byłam zmęczona życiem.

Brunet spojrzał się na mnie z troską, kucnął i przytulił mnie nie pewnie.

-Idź spakuj swoje rzeczy wracasz z nami do bazy.-Oznajmił i wytarł moje łzy kciukiem na co się zaczerwieniłam. Kiedy doszło do mnie, że nie będę spotykała tych idiotów szeroko się uśmiechnęłam. Będę mogła może więcej czasu spędzać z Barnesem. 

-Dziękuję.-Wstałam po czym wybiegłam z sali ucieszona. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy w torbę i plecak po czym wróciłam do nauczyciela. Zostawił mnie w tej sali przez kilka godzin, bo musiał poprowadzić lekcję a ja sobie w tym czasie siedziałam i czytałam 

-Idziemy.-Wszedł do klasy. Złapałam za moje bagaże i popędziłam za nim. Weszliśmy do Quinjeta. Kiedy zobaczyłam całą grupę bohaterów nogi zrobiły mi się jak z waty. Rozmawiałam z nimi często, ale osobno. Grzecznie usiadłam sobie na jedno z siedzeń z tyłu.

-Lecisz z nami?-Zdziwił się Stark. 

-Nie zostawię jej tam, potem o tym dokładnie porozmawiamy Tony.-Oznajmił Barnes na co Stark pokiwał głową powiedział:

-Jest problem z pokojem, wszystkie zajęte a te nie zajęte są w remoncie. 

-Przygarnę ją do siebie. Mruknął Zimowy Żołnierz i usiadł obok mnie. Podziękowałam mu cicho i wyjęłam yaoi z zasłoniętą okładką od jakiejś innej mangi. Z fotela w szybowcu przeniosłam się na kanapę w pokoju bruneta, strasznie mnie to wciągnęło. 

-Co ty czytasz tak długo?-Zabrał mi z ręki akurat NA TEJ SCENIE. Popatrzył się na mnie po czym znów do mangi po czym znów na mnie. Ja już nie byłam czerwona tylko bordowa. Zasłoniłam się poduszką nie mogąc wytrzymać mojego wstydu. Położył mi książkę na kolanach i odłożył mi moją poduszkę.

-Jak będziesz chciała to po prostu powiedz.-Szepnął uwodzicielsko, kiedy zobaczył moją minę roześmiał się głośno.

-Panie Barnes znaczy... James!-Westchnęłam, przyzwyczaiłam się do roli nauczyciela.-Jesteś strasznyyy.

-No co? Lubie jak się rumienisz, a propozycja jest do przemyślenia.-Uśmiechnął się szeroko. 

-Chciałbyś.-Pokiwałam głową z dezaprobatą. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy się jakieś  randomowe filmy w telewizji. Zatrzymaliśmy się dłużej na komedii romantycznej i tam jak zawsze pierdoły, że sobie wyznają miłość i przepraszają za swoje błędy ble ble... Ale kiedy przyszedł czas pocałunku, zdałam sobie sprawę, że siedzę obok przystojnego faceta, w którym jestem zakochana dwa lata. Zaczęłam coraz bardziej utożsamiać z pomidorem. Poczułam chłodną rękę a raczej protezę na policzku. 

-Masz chyba gorączkę.

-Nie nie, dobrze się czuję, ja już idę spać, jestem zmęczona.-Pisnęłam i uciekłam. 

Przez kilka dni unikałam jak najwięcej Barnesa, wracałam z pokoju w nocy a wychodziłam rano pod pretekstem biegania, albo dużej ilości prac w laboratorium. Dziś akurat wracałam z zakupów, znad przeciwka szedł akurat brunet. Przyparł mnie do ściany, po czym zablokował wszystkie drogi ucieczki.

-Czemu mnie unikasz?-Spojrzał się mi prosto w oczy.-Nie kontaktujesz się z Hydrą, ale zachowujesz się jakoś podejrzanie.-Dodał. Był bardzo blisko mnie, zbyt blisko.

-N-n-nie.-Wydusiłam z siebie. Było mi gorąco, chciałam, jak najszybciej uciec od niego i mojego wstydu.

-Więc co? Nie za dobrze się czuję kiedy mnie unikasz, nie mam za bardzo z nikim gadać. Steve się martwi o  nie jak o dziecko a z resztą nie mam tematów. Zrobiłem coś nie tak?-Mruknął z nutą smutku. Zauważyłam, że uciekając przed nim, sprawiam mu ból i doskwiera mu samotność, choć przebywa z ludźmi. Postanowiłam zaryzykować. Chwyciłam go za koszulę i szybko go pocałowałam. Kiedy go puściłam spojrzał się na mnie zdziwiony. Ujął dwoma dłońmi moją twarz i wpił się w usta. Przekazywaliśmy uczucia, które przez długi czas tłumiliśmy w sobie. Podgryzał moje wargi, doprowadzając mnie do szaleństwa. Mruczałam cicho, czując nie małą przyjemność. Kiedy musieliśmy się niestety od siebie oderwać bo brakowało mi oddechu bardzo nad tym ubolewałam. Jego usta były takie słodkie.

-Kocham cię to dlatego nie chciałam spędzać czasu z tobą, każda chwila z myślą, że i tak nic między nami nie będzie, tylko przyjaźń, doprowadzała mnie do depresji.-Szepnęłam na co on mnie szczelnie zamkną w jego ramionach. Wtuliłam się w jego tors po czym usłyszałam:

-Ja ciebie też, tylko nic takiego więcej nie rób bo umrę z tęsknoty.-Zaśmiał się a następnie pocałował mnie w czoło. Wreszcie mogłam się poczuć bezpiecznie, pozbywając się swoich problemów.















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top