Samotność - ItaSaku
– Nie postawiłbyś mi drinka? – zagaiła do ciemnowłosego mężczyzny obok niej.
Siedziała przy barze już od dobrych kilku godzin i piekielnie się nudziła, a on akurat się dosiadł. Potrzebowała rozrywki. Przystojniak z pewnością nadawał się do tego.
– Rum z sokiem pomarańczowym? – zapytał bez cienia entuzjazmu. Przyjrzała się dokładniej jego kilkudniowemu zarostowi i nieco potarganym włosom związanym gumką. Kolorem nie odróżniały się od czerni garnituru, więc niemal zlewały się w jedno na jego plecach.
– Oczywiście.
Zamówił i upił łyk swojej whisky. Po chwili Sakura dostała zamówienie. Oblizała wargę, nerwowo zastukała paznokciem o ściankę szklanki i ponownie spojrzała na mężczyznę.
– Dobra ta whisky?
Mężczyzna uśmiechnął się, ale nie odpowiedział, tylko na potwierdzenie upił kolejny łyk. Kobieta pomyślała, że jej były mąż właśnie taki był i przez to z samego rana podpisała papiery rozwodowe. Nie mogła w nieskończoność przeciągać tej batalii, w której to ona krzyczała, błagała, rwała włosy z głowy, a on zbywał ją milczeniem. Poddała się.
– Zazwyczaj pije rum, kiedy mam dobry humor. – Ujęła szklankę w dłoń i zamieszała drinkiem. – Dziś wolę coś smutnego.
– Wódka jest na smutne dni. – Zerknął na nią. Przyjrzał się jej drobnej sylwetce odzianej w czarną sukienkę, na dłużej pozostał na jej delikatnych rysach bladej twarzy oraz różowych włosach otaczających ją. Jego wzrok spowodował jej rumieniec. Odwrócił wzrok, aby dłużej jej nie peszyć i dopił resztkę whisky. – Poproszę wódkę z colą oraz whisky z lodem – zwrócił się do barmana, który po chwili odebrał drinka z rumem i postawił grube szkła przed klientami.
– Od razu lepiej. – Mlasnęła ze smakiem po wzięciu dużego łyku drinka. – W wódce jest coś smutnego. Może to przez Polskę. Kraj o smutnej, przerażającej historii i o ludziach z obłędem w oczach u władzy oraz tych, co ich podbili. W Polsce wszędzie upamiętniają wojnę i jej grozę. Tak jak w tym muzeum w Gdańsku. Na samą myśl o nim mam ciarki. Ta gra świateł i atmosfera. – Na jej nagich ramionach pojawiła się gęsia skórka. – Idąc tym tokiem myślenia i rum powinien być trunkiem na smutek. Stłamszeni, biedni Kubańczycy. – Zamilkła na chwilę pogrążając się we wspomnieniach pustych sklepowych półek, biegających po ulicy brudnych dzieciach w poszarpanych ciuchach.
– Rum pochodzi z Karaibów.
– Kubę zamieszkiwali Karaibowie.
Skinął głową, dezerterują z potyczki słownej, na którą kobieta była gotowa.
– Może to zabrzmi egoistycznie – zaczęła ostrożnie po dużym łyku drinka. – Myśląc o Kubie, nie skupiam się na ich historii, a myślę o ich muzyce i tańcu. Kiedy zaczynają grać na bębnach i ruszać się w rytm rumby, nie mogę oderwać się od nich oczu. Są przepełnieni pasją i miłością, kiedy to w Polsce wszyscy traktują cię z góry i pędzą ulicami zamyśleni i milczący. Na Kubie nigdy nie czułam się samotna, nawet jak nikogo nie znałam, zaraz ktoś do mnie zagaił. Ich jowialność oraz otwartość zaskarbiła im moją miłość.
– Całkowite przeciwieństwa – podsumował, wciąż pochylony nad szklanką whisky.
– Czasami przeciwieństwa się przyciągają, ale nie zawsze to dobra mieszanka – powiedziała z goryczą na myśl o byłym mężu. O tym samotniku z dobrym sercem, którego milczenie zabiło ich miłość.
– Więc kochasz rozmowne osoby.
– Jeśli ktoś przychodzi do mnie z sercem, ja odpowiadam mu sercem.
Duszkiem dopiła wódkę z colą i poprosiła o kolejną.
– A jeśli ktoś traktuje cię milczeniem, odpowiadasz milczeniem?
– Milczenie nie jest odpowiedzią. – Rozdrażniona zamieszała słomką w nowym drinku. Zimno szklanki z początku wywołało gęsią skórkę. Zmęczone ciało stało się o wiele wrażliwsze.
– Czasami milczenie zastępuje dziesiątki słów.
Początek jej związku był pełen dzikiego seksu, szalonych wypadów do egzotycznych krajów, imprez do upadłego i nieustannego biegu od pracy do przeróżnych zainteresowań. Kino, siłownia, karuzele, łyżwiarstwo i wiele innych. W całym tym galimatiasie nie przeszkadzało jej jego milczenie, a wręcz przeciwnie. Wokół niej tyle się działo, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Oczywiście, że rozmawiali, znali się niemal na wylot, wiedzieli o sobie niemal wszystko, ale jej mąż był oszczędny w słowach i nie mówił, kiedy nie czuł takiej potrzeby, a ona wręcz przeciwnie, nie potrafiła się zamknąć. Tak jak w tym barze. Siedziała obok przystojnego mężczyzny i mówiła, mówiła, mówiła.
– Nie należę do osób, które rozumieją milczenie. Dla mnie milczenie jest obojętnością.
W ich związku w końcu nadeszła pora na przystopowanie, na ustabilizowanie się i odpoczynek od nieustannych imprez i biegu. Wtedy siedząc na kanapie i oglądając Netflixa w jego ramionach, czasami czuła się, jakby mówiła do ściany. Na jej próby nawiązania rozmów, odpowiadał monosylabicznie bądź jedynie się uśmiechał. Z początku nie raziło jej to, aż tak, ale z czasem stało się powodem kłótni.
– Milczenie nie znaczy nic, to słowa są wszystkim.
– Kocham cię.
Spojrzał na nią, na jej zlęknione spojrzenie, na jej zarumienione policzki i w zdziwieniu otwarte usta.
– Skoro słowa są wszystkim, to kocham cię, znaczy wszystko.
– Nie bądź głupi – syknęła zła i upiła łyk drinka, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć na to wyznanie.
– Kocham cię.
– Nie pieprz! Pierwszy raz widzę cię na oczy!
– A to dopiero kłamstwo.
Barman zerknął na nich, niepewien czy powinien interweniować, czy poczekać na rozwój sytuacji. Dojdzie do awantury czy wyjaśnią sobie kilka kwestii, ochłonął i sami wyjdą?
– Skoro mnie kochasz, to powiedz mi, za co? Dlaczego? Od kiedy? Od którego momentu? – Machała ręką w złości i desperacji. Papiery rozwodowe leżące na jej biurku wciąż były mokre od jej łez. A ten piekielnie przystojny mężczyzna, jej były mąż, musiał wybrać ten sam bar i w dodatku w tak bezlitosny sposób karać ją za decyzję o rozwodzie. Z początku pomyślała, że jest w stanie pośmiać się z tego, poflirtować jak kiedyś i odejść, póki serce nie zaboli, a on wyciągnął ciężką artylerię. Chciał walki, a ona nie czuła się gotowa, aby zmierzyć się z nim. – I czy wciąż mnie kochasz, bo w to wątpię najbardziej? Kiedyś może było coś między nami, ale tego już nie ma i nie będzie. Skończyłam z tobą zimny draniu.
– Poznaliśmy się w barze, zagaiłaś do mnie tak jak dzisiaj. Oczywiście, że kupiłem ci drinka i nie tylko. Kupiłem ci wszystko.
– No tak. Teraz porozmawiajmy o pieniądzach – prychnęła bardziej zrezygnowana niż zła. Itachi miał pieniądze. Miał ich mnóstwo i nie szczędził ich na nią. Zabrał ją w najdalsze zakątki świata i spełniał najmniejsze pragnienia. Czy to wystarczyło? Oczywiście, że nie.
– Kupiłem ci wszystko, ponieważ nie potrafię inaczej okazać uczuć. Sądziłem, że jacht, wakacje na Kubie, ogromna willa i porsche oraz zwykłe kocham cię, wystarczą ci.
– A gdzie zwykłe pięknie dziś wyglądasz albo jak się dzisiaj czujesz? – Obrażona niczym małe dziecko, splotła ramiona na piersi i zacisnęła usta w wąską linię. Jeszcze brakowało tupnięcia, kokardki we włosach i zabranego lizaka.
– Zawsze przy kolacji opowiadałaś mi, jak ci minął dzień.
– Nigdy nie zapytałeś.
– Nie sądziłem, że muszę. Ty zawsze mówisz, nawet jeśli nikt cię o nic nie pyta.
– A więc to moja wina? – Oburzona wskazała na siebie. – Nie wierzę, że w ogóle cię słucham. Odważyłeś się powiedzieć do mnie więcej niż jedno zdanie, tylko i wyłącznie, że już nie jesteśmy razem? Po co się do mnie odzywasz? Mogłeś siedzieć obok, wysłuchać mnie i pójść pieprzyć swoją przyszłą żonę.
– Nie ma przyszłej żony.
– Nie obchodzi mnie to. Pomilcz sobie sam, ja spadam.
– Przecież chcę rozmawiać.
Wstał zaraz po niej.
– A ja już nie chce. – Założyła swój płaszcz, który zdjęła z oparcia krzesła, złapała za torebkę i skierowała się do wyjścia. Itachi pośpiesznie wyjął kilka banknotów, rzucił ja na blat przed barmanem i pobiegł za Sakurą. Pospiesznie mijający go piesi, odgłosy klaksonów i szybko sunące koła po mokrym asfalcie. Cały ten zgiełk pasował do szalenie bijącego serca.
– Poczekaj. – Dogonił ją na przejściu dla pieszych. Stanął obok i dodał: – Chcę powiedzieć ci, co czuję.
– To ja ci powiem, co ja czuje. Czuję się zraniona, doszczętnie zniszczona i niewyobrażalnie samotna. A to wszystko przez ciebie! – Połowę jej twarzy skrywał cień, drugą oświetlała uliczna latarnia. Włosy delikatnie zmoczyła mżawka.
– Przeze mnie? Ja się nie zmieniłem. Ja nigdy nie byłem gadatliwy, biorąc mnie za męża, wiedziałaś o tym, więc co się zmieniło? Czemu zacząłem ci przeszkadzać?
– Nigdy nie pytałeś mnie, jak minął mi dzień. – Zwróciła się do niego przodem. O głowę niższa, ale harda.
Zapaliło się zielone światło, ale oboje nie ruszyli.
– Sakura...
– Nigdy nie zapytałeś, dlaczego wtedy krwawiłam i co powiedział mi doktor. – W czarnym płaszczu wyglądała niczym kruszynka, a jej blada twarz oblana rumieńcami kontrastowała z czernią.
– Przecież powiedziałaś, że wszystko w porządku.
– Nic nie było w porządku! Tego dnia straciłam nasze dziecko i wszystko się posypało! – Rozpłakała się na dobre. Policzki zalały łzy, a ramiona drżały od spazmów, kilku przechodniów zwróciło na nich uwagę, ale nic nie powiedzieli.
Itachi z początku zawahał się, ale po chwili objął ją.
– Nic nie mówiłaś.
– Nigdy nie pytałeś.
Itachi wtulił twarz w jej różowe włosy, pozwolił łzom spłynąć po policzkach.
– Jak się czujesz? – zapytał zachrypniętym tonem i nieco się odsunął. Spojrzał na jej wykrzywioną w rozpaczy twarz, na jej zaróżowione policzki i czerwone od płaczu oczy.
– Zła, smutna, pusta, samotna...
– Jest nas dwoje. Nie musimy być samotni.
Chciałam napisać coś innego, specjalnego, a nie kolejny schematyczny oneshot, jakich wiele. Kolejna historia, której zakończenie znacie, mimo iż nawet nie czytaliście jej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top