94. D. Prevc & J. A. Forfang part II
Wszedłem do pokoju Domena, leżał na łóżku, na brzuchu i miał słuchawki w uszach.
Stanąłem w nogach łóżka i zastanawiałem się chwilę, jak zwrócić jego uwagę.
Postawiłem na najmniej inwazyjny sposób i połaskotałem go w stopę.
Poderwał się gwałtownie, ale gdy zobaczył, że to ja, ponownie opadł na poduszkę i wyciągnął słuchawki z uszu.
- Chcesz żebym dostał zawału?
- Ubieraj się - złapałem go za kostki i pociągnąłem na skraj łóżka.
- Jestem ubrany - zaśmiał się i pociągnął mnie na siebie.
- Idziemy z chłopakami na imprezę - oparłem dłonie o łóżko przy jego głowie. - Jak ci się nie chce to mogę iść sam... Pewnie będzie z kim tańczyć.
- Nie podpuszczaj mnie - podniósł się na łokciach i złączył nasze usta. - O której wychodzimy?
- Zaraz - odsunąłem się od niego.
- Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć? - jęknął.
- O Jezu... Wciągaj jakieś dżinsy i idziemy - założyłem ręce na piersi.
Domen zwlókł się z łóżka i zmienił dresy na dżinsy, a kadrowe polo na zwykły t-shirt.
- Już?
- Tylko pójdę do łazienki - wszedł do pomieszczenia. Przewróciłem oczami i wziąłem do ręki jego kurtkę. - Już - podszedł do mnie i się przytulił.
- Więc chodźmy - pocałowałem go w czoło, a potem wyszliśmy na korytarz, tam Domen założył kurtkę, a ja swoją zapiąłem. Złapałem Słoweńca za rękę i splotłem nasze palce.
- Gdzie dokładnie idziemy?
- Po drugiej stronie miasta jest taki klub, chłopaki już czekają na nas na dole.
- Ok.
Zeszliśmy na dół, a potem, razem z chłopakami, zapakowaliśmy się do kilku taksówek.
Gdy tylko znaleźliśmy się w klubie, okazało się, że nie tylko moja kadra wpadła na pomysł imprezy. Na parkiecie było widać też Niemców i Polaków.
Ja i Domen urwaliśmy się chłopakom, zamówiliśmy piwo i usiedliśmy w loży, objąłem chłopaka ramieniem, a on jeszcze się do mnie przysunął i położył rękę na moim udzie.
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał mi do ucha.
- Widzieliśmy się rano - zaśmiałem się i przytuliłem go mocniej do siebie.
- Szukałem was - Danny stanął przed nami. - Może znajdźcie sobie pokój - roześmiał się. - Idziecie się napić?
- Pijemy - wskazałem na nasze piwo.
- Dobra, rozumiem aluzję, już spadam - śmiał się i odszedł.
Poczułem usta Domena na szyi.
- Kotku, bez malinek.
- Już za późno... Lubię robić ci malinki - odstawiał swoje piwo. - Dlaczego tam jest zamknięte? - wskazał na schody, które były zastawione i był przy nich ochroniarz.
- Bo dziś jest impreza 16 +, a małolaty nie mają tam wstępu.
- Czemu? - spojrzał na mnie.
- Chodź - wstałem i wyciągnąłem do niego rękę. Dołączył do mnie i ruszyliśmy w tamtą stronę. Podszedłem do ochroniarza i szepnąłem do niego. - Dogadamy się? - wyjąłem banknot i wsunąłem go do kieszonki na jego koszulce.
- Stracę robotę - powiedział, a ja dałem mu jeszcze jeden banknot. - Tylko tak żeby was nikt nie widział - wpuścił nas tam, a na szybko pociągnąłem Domena na górę.
- Co mu powiedziałeś?
- Zapłaciłem mu... A małolaty nie mają tu wstępu, dlatego, że te loże zamykają się od wewnątrz - objąłem go w pasie, gdy dotarliśmy na górę.
- Ciekawe - uśmiechnął się.
- Prawda? - odpowiedziałem mu tym samym.
- Co knujesz? - zarzucił mi ramiona na szyję i stanął na palcach.
- Ja? Nic... Ty pytałeś co tu jest.
- Fakt - odsunął się trochę i odwrócił tyłem do mnie, rozglądając się. Przytuliłem się do jego pleców, kładąc mu dłonie na biodrach. - I tak wiem, po co tu przyszliśmy.
- Po co? - szepnąłem, a on oparł się o mnie, dociskając pośladki do moich bioder. - Nie prowokuj mnie - pocałowałem jego szyję.
- Ja? Prowokować? Zwariowałeś? - zaśmiał się. Pociągnął mnie w stronę ostatniej loży.
- I co będziemy robić? - zapytałem, gdy weszliśmy tam, a Domen zamknął nas od środka.
- Nie wiem, jakieś propozycje? - objął ramionami moją szyję i naparł na mnie, więc musiałem usiąść na kanapie za mną, a on zajął miejsce na moich kolanach.
Moje dłonie natychmiast znalazły się pod jego koszulką. Domen zaczął rozpinać moje spodnie. Zmieniłem pozycję i położyłem go na kanapie, a sam znalazłem się między jego nogami.
- Dobrze, że ta kanapa jest szeroka - wyszeptałem całując jego szyję. Moje dłonie powędrowały pod do guzika jego spodni. Zanim je rozpiąłem, wyjąłem ze swoich kieszeni telefon i portfel, i położyłem na stolik, po czym zacząłem go rozbierać. - Cholera - odsunąłem się od niego i sięgnąłem po portfel.
- Co jest? - chłopak uniósł się na łokciach.
- Nie mamy gumki - grzebałem w portfelu.
- Ja pierdolę - jęknął.
- No właśnie nie bardzo - Domi uderzył mnie w ramię. - Wracamy do hotelu? - położyłem mu dłonie na udach.
- Dzwoń po taksówkę - oznajmił i zaczął się podnosić, a ja się roześmiałem.
Zadzwoniłem po taryfę, poprawiliśmy nasze ubrania i ruszyliśmy do wyjścia z klubu..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top