79. P. Prevc & A. Semenič

Dotjaa, specjalnie dla ciebie aż 1134 słowa 😁😁😁

Poczułem, że ktoś szturcha mnie łokciem.

- Co chcesz? - warknąłem do mojego najlepszego kumpla, Roba.

- Oderwij na chwilę wzrok od fascynującej tabeli odczynników i spójrz dwa rzędy niżej... Na prawo - przekręcił moją głowę.

- Prevc, i co?

- Gówno - walnął mnie w głowę. - Nie patrzysz od razu jak ci każę, tylko wydziwiasz...

- A jak bym spojrzał od razu to co?

- Patrzył na ciebie, debilu... Wreszcie miałeś okazję popatrzeć w te jego oczy, które tak zachwalasz, na żywo, to zamiast patrzeć tam, gdzie naprawdę warto, słuchasz wykładu, jak jakiś głupi.

- I co, że patrzył? Pewnie nawet nie na mnie. Przypominam, że dwa rzędy za nami siedzi Meg. Więc nie wymyślaj... Ja to co najwyżej mogę sobie popatrzeć.

- Ale ty wiesz, że on jest gejem, nie? - szturchnął mnie barkiem.

- Jeszcze raz mnie szturchniesz, to cię zamorduję! - syknąłem.

- Kocham cię, stary.

- Odsuń się - nie zrobił tego, więc przesiadłem się dwa miejsca dalej. Chłopak się zaśmiał, ale nie poruszył.

Nasze zachowanie przyciągnęło uwagę Petera, który odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Moje serce zabiło szybciej. Odpowiedziałem mu tym samym, a on puścił mi oczko i usiadł prosto.

O cholera.

Ten idiota miał rację.

Powinenem coś zrobić? Jakoś zareagować, czy zostawić to i poczekać aż on coś zrobi?

Boże, o czym ja w ogóle myślę? Przecież on tylko się do mnie uśmiechnął. To nic nie znaczy.

Przez następny tydzień te spojrzenia i uśmiechy się powtarzały.

Nie wiedziałem już co robić. Jego zachowanie bardzo mnie krępowało.

Pod jego spojrzeniem czułem się kompletnie nagi. Jakby rozebrał mnie samym wzrokiem.

- Wiesz co myślę? - szepnął Rob, kiedy siedzieliśmy w barze studenckimi.

- Będę tego żałował - mruknąłem. - Co myślisz?

- On cię sprawdza.

- Jak to?

- Upewnia się, że na niego lecisz.

- Ale po co? Przecież...

- Ale ty czasami jesteś tępa łycha - westchnął. - Jak będzie miał pewność, to się z tobą umówi, a ja idę, bo ten... Wiesz - wstał w momencie, gdy koło naszego stolika pojawił się Peter.

- Cześć, Anze - uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie.

- Hej - odparłem.

- Co robisz dziś wieczorem?

- Bezpośredni jesteś... Nie mam planów.

- Nie lubię owijania w bawełnę... - pochylił się w moją stronę. - I już masz plany na wieczór... O 20 - wyjął smartfon z kieszeni i podał mi go. - Zapisz mi swój numer.

- Jasne - wystukałem na klawiaturze swój numer i podałem mu komórkę. Zapisał ciąg liczb i schował telefon. - Dlaczego chcesz się ze mną umówić?

- Bo mi się podobasz.

- Zawsze jesteś taki bezpośredni? - chciałem wiedzieć.

- Staram się taki być. Różnie wychodzi.

- Rozumiem - uśmiechnąłem się i zagryzłem dolną wargę.

- Masz bardzo ładne usta - oznajmił, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.

- Dziękuję.

- Wyglądają na stworzone do całowania - szepnął, a ja chyba pierwszy raz w życiu się zarumieniłem. - Uroczo się czerwienisz - posłał mi szeroki uśmiech. - Cały jesteś uroczy - zlustrował mnie.

- Nie patrz w ten sposób. Jakby nie patrzeć, ten bar to część uczelni.

- Postaram się - puścił mi oczko. - Odezwę się później - wstał. - Do zobaczenia wieczorem.

Gdy tylko zniknął mi z oczu, przy stoliku pojawił się Rob.

- Mam randkę z Peterem Prevcem - szepnąłem do niego.

- No i zajebiście - roześmiał się. - Kiedy?

- Dziś wieczorem.

- Zamierzasz pójść z nim do łóżka? - zapytał, a ja zakrztusiłem się sokiem.

- Chcesz mnie zabić? - warknąłem. - Nie, nie zamierzam.

- Ciekawe czy on to planuje...? - zastanawiał się.

- Zapytaj go.

- Tak zrobię - wstał.

- Robert!!! - krzyknąłem za nim, ale mnie olał i wyszedł.

Boże.

Mam nadzieję, że tylko tak powiedział i tego nie zrobi.

#   #   #

Po powrocie z uczelni dostałem SMS-a od nieznanego numeru.

Hej :-* Podaj mi adres, pod który mam po ciebie przyjechać :-) Pero

Zapisałem sobie numer i szybko wystukałem odpowiedz z adresem. I oczywiście zapytałem, co ma w planach.

Pero: Powiem tylko, że
będziemy na świeżym
powietrzu... Więc ubierz
się ciepło i wygodnie,
polecam dżinsy ;-)

Ja: No to dużo mi powiedzia-
ło, nic więcej nie powiesz?

Pero: Nie, do zobaczenia
o 8 :-*

Nie odpinałem już, tylko zastanawiałem się co on planuje.

Gdy po mnie przyjechał i siedzieliśmy już w samochodzie, ponowiłem pytanie.

- Nie mam planu. Chcę po prostu spędzić z tobą czas. Nie ważne czy w kinie, barze, czy pójdziemy na plac zabaw dla dzieci na huśtawkę - zerknął na mnie.

- Rozumiem... A huśtawka to nie głupi pomysł - uśmiechnąłem się.

- No to mamy niedaleko - zaśmiał się cicho i skręcił w lewo, a po chwili zaparkował niedaleko starego placu zabaw. - Idziemy?

-  No jasne - wysiadłem i ruszyłem w tamtą stronę, a on za mną.

Zajęliśmy miejsca na huśtawkach obok siebie. Odchyliłem się do tyłu.

- Lubię patrzeć w niebo... Cudowny widok - szepnąłem.

- Nie mogę się nie zgodzić... Widok jest wspaniały.

- Nawet nie spojrzałeś, prawda?

- Cały czas patrzę - odparł. Przeniosłem na niego wzrok i zobaczyłem, że mi się przygląda.

- Mówiłem o niebie.

- Na ziemii mam lepsze widoki - uśmiechnął się.

- Już mnie nie czaruj tym uśmiechem - wychyliłem się jeszcze bardziej na huśtawce i przymknąłem oczy. Po chwili poczułem, że Pero złapał za łańcuchy huśtawki tuż nad moimi dłońmi i stoi między moimi kolanami. - Co robisz?

- Czekam aż na mnie spojrzysz.

- Już - otworzyłem oczy i zorientowałem się jak blisko mojej znajduje się jego twarz. - Patrzę.

- Cieszę się.

- I co teraz?

- Co tylko chcesz - uśmiechnął się, a po chwili poczułem jego usta  na moich. Jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą przytrzymywał się huśtawki.

Postanowiłem zaryzykować i objąłem ramionami jego szyję.

Chłopak trzymał mnie mocno, inaczej już dawno obaj skończyli byśmy na ziemii.

Kiedy się ode mnie oderwał, obaj mieliśmy urwane oddechy.

- Chodźmy gdzieś? - szepnąłem.

- Gdzie?

- Jeszcze nie wiem... Przed siebie.

- Chodźmy - odsunął się trochę i złapał mnie za rękę, gdy już stałem na nogach.

Przez chwilę szliśmy w milczeniu, aż odezwał się Pero.

- Gdzie się nauczyłeś tak całować? - puścił moją dłoń i objął mnie ramieniem w pasie. Nie spodziewałem się takiego pytania. I nie chciałem na nie odpowiadać. - Po twojej minie widzę, że to będzie ciekawa odpowiedź - uśmiechnął się.

- Ja... - cholera! Skłamać, czy nie? - Nigdy się nie całowałem - wyszeptałem.

- Naprawdę? - był szczerze zaskoczony. - To był twój pierwszy pocałunek? - zapytałem, a ja pokiwałem głową. - Czuję się zaszczycony - objął mnie mocniej. - I całujesz naprawdę świetnie - dodał szepcząc mi do ucha.

- Dziękuję...? - nie byłem pewien jak mam zinterpretować jego słowa.

Chłopak zatrzymał się w pół kroku.

- Czyli nie byłeś nigdy w związku - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Nie byłem.

- I to mi odpowiada - przyciągnął mnie do siebie. Założył sobie moje ręce na ramiona i objął mnie w pasie. - Nawet bardzo.

- Czemu? - zdziwiłem się.

- Bo po pierwsze to ze mną całowałeś się pierwszy raz, po drugie jak dobrze pójdzie, to ze mną będziesz w pierwszym związku, a po trzecie i najważniejsze.... Nie masz mnie do kogo porównać.... Bardzo tego nie lubię.

- Jak każdy.

- Możesz być pewien, że tego nie robię - musnął moje usta swoimi.

- Pocałuj mnie.

- Bardzo chętnie - złączył nasze wargi.

Cholera.

Całuję się z, tak naprawdę, obcym mi facetem, na środku jakiegoś parku, gdzie nie ma nawet oświetlenia.

Czy coś ze mną nie tak?

- Pero - zacząłem.

- Tak?

- Nie podoba mi się tu, chodźmy stąd.

- Jak sobie życzysz.

Resztę wieczoru spędziliśmy siedząc na huśtawkach, rozmawiając i skradając sobie pocałunki.

Jezu, Maria...

Ale słodko 😁

Wybaczcie wszystkie błędy, ale dodaję to o 1 w nocy i po prostu nie chce mieć się tego sprawdzać.

Wgl ja kiedyś poprawię błędy we wszystkich shotach, tylko jeszcze nwm kiedy 😁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top