5. K. Stoch & A. Wellinger
Byłem z siebie cholernie dumny.
Miałem podium.
Miałem złoto!!!
Idąc korytarzem hotelu zatrzymałem się pod pewnymi drzwiami.
Nie należały do mojego pokoju, ale do pokoju osoby, która do niedawna była całym moim światem.
Nie poszło mu dziś za dobrze, widziałem, że był na siebie zły.
Chciał to wygrać, chciał wygrać cały turniej. Ale jestem pewien, że jego trener ma inne priorytety.
Wziąłem głęboki oddech i zapukałem do drzwi. Bałem się tego, co mogę od niego usłyszeć.
Nie rozmawialiśmy od roku. Bo dokładnie rok temu, podczas pierwszego konkursu TCS się rozstaliśmy.
- Kamil? - usłyszałem zdziwiony głos. Uwielbiałem, gdy Andi wymawia moje imię.
- Mogę wejść?
- Po co? Nie chcę rozmawiać - oparł się o framugę.
- Nie musimy rozmawiać... Po prostu... Nie chcę żebyś był sam - szepnąłem.
- Myślisz, że znowu to zrobię? Że się potnę? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie, wiem, że nie. Obiecałeś... - ale tak na prawdę bałem się, że sięgnął po żyletkę. -Naprawdę mnie nie wpuścisz?
- Wejdź - odsunął się.
- Andi... Chcę z tobą pogadać...
- O czym? - zdziwił się. - Przecież od roku nie rozmawiamy.
- Właśnie dlatego - oparłem się o oparcie fotela.
- Nie rozumiem - oznajmił.
- Żałuję tego... Tak cholernie żałuję... Przepraszam.
- Widziałem po złotym orle, jak bardzo było ci z tym ciężko - zironizował.
- To, że wygrałem to kwestia skupienia. Co znaczy, że po zamknięciu drzwi pokoju zdejmowałem maskę i pozwalałem sobie na na słabość.
- Zawsze tym byłem, prawda? Twoją słabością?
- Nie, Andi. Jesteś moją siłą. Motywujesz mnie. Bo to co osiągam, robię dla ciebie żebyś mógł być ze mnie dumny - wyszeptałem.
- Zawsze jestem - odparł.
- Kiedy z tobą zerwałem... - zacząłem. - To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłem.
- Owszem, była - potwierdził.
- Chciałbym... Zostańmy chociaż przyjaciółmi, co? - uśmiechnąłem się.
- Nie.
- Co? Dlaczego?
- Jeśli przyjaźnisz się ze swoim eks to znaczy, że nigdy nie kochałeś - oznajmił.
- Albo, że nadal kochasz - dodałem. Wstałem - Andi... Wiem, że cię zraniłem... Wiem, że nigdy tego nie powiedziałem, ale naprawdę...
- Mnie kochałeś, wiem to Kamil. Naprawdę.
- Nie przerywaj mi - zdenerwowałem się. - Chciałem ci powiedzieć, że nadal cię kocham i zrobię dla ciebie wszystko.
- Wszystko?
- Tak - zrobiłem krok w jego stronę.
- Naprawdę?
- Oczywiście - potwierdziłem i zbliżyłem się jeszcze.
- Wyjdź - zażądał.
- Słucham?
- Idź.
- Ale... Myślałem....
- Do siebie... Ogarnij się i o 9 widzimy się w holu - uśmiechnął się.
- Idziemy gdzieś?
- Tak, weź kurtkę.
- Ok - zgodziłem się.
- Kamil - zatrzymał mnie, gdy byłem przy drzwiach.
- Tak?
- Ja też cię kocham.
Na moich ustach pojawił się uśmiech. Podszedłem do blondyna, stanąłem na palcach i go pocałowałem.
Jakiś czas później siedzieliśmy w pokoju Andiego i patrzyliśmy na orła, który stał na szafce nocnej.
- Zawsze chciałeś go mieć - dotknąłem statuetki.
- I mam - pocałował mnie w skroń. - Dwa orły - zaśmiał się, a ja złączyłem nasze usta w pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top