19. D. A. Tande & K. Stoch

Stałem obok niego na podium. To jeszcze nie zwycięstwo w całym TCS, a cieszył się jak cholera.

Tak jak rok temu, gdy stałem obok niego. W tym samym turnieju.

Zaczęto grać hymn. Zerkałem na niego, gdy śpiewał. Ale po chwili już otwarcie się gapiłem.

Nie mogłem w to uwierzyć... Już od roku był mój. Tylko mój.

Gdy hymn Polski ucichł, nachyliłem się do ucha Kamila.

- Spotkamy się w hotelu. Napisz do mnie, kiedy wrócisz.

On pokiwał głową, a ja odszedłem.

Po powrocie do pokoju hotelowego, wziąłem prysznic i przebrałem się.

Leżąc w łóżku przeglądałem facebooka, gdy dostałem SMS-a.

Kamil 💖: Właśnie wróciłem 😘

Ja: Już do ciebie idę 💕

Kamil 💖: Czekam

Wstałem i poszedłem do niego. Wszedłem do pokoju, drzwi do łazienki były uchylone, zajrzałem tam i zobaczyłem, że Kam bierze prysznic.

- Umyć ci plecy? - zapytałem.

- Chodź - zaśmiał się. Rozebrałem się i dołączyłem do niego. Chłopak objął mnie w pasie ramionami, stanął na palcach i złączył nasze usta. - Dzisiejsze zwycięstwo smakuje podwójnie dobrze - szepnął.

- Podwójnie? - zdziwiłem się. Przecież to trzeci konkurs.

- Nie pamiętasz - uderzył mnie w ramię ze śmiechem i dopiero teraz zdałem siebie sprawę, że dziś czwarty stycznia. Dziś mija rok odkąd jesteśmy razem.

- To już rok - szepnąłem. - A zaczęło się od spojrzenia.

- Spojrzenia? Gapiłeś się na mnie - zaśmiał się wtulając we mnie. - W pewnej chwili myślałem, że mnie pocałujesz na podium.

- Miałem ochotę... Ale wtedy nie byłem jeszcze gotowy.

- Dobrze, że byłeś, kiedy ja cię pocałowałem. Cholernie bałem się, że mnie odepchniesz.

- Nigdy bym cię nie odepchnął - pocałowałem go w czoło i zakręciłem wodę.

- Miałeś mi umyć plecy - przypomniał ze śmiechem.

- Najpierw chcę się z tobą kochać - wymruczałem mu w usta.

- Rozumiem, ale...

- I - przerwałem mu, uniósł brwi, nienawidził, gdy mu przerywałem, ale słuchał - pogratulować wygranej...

- Dziękuję, Danny...

- I...

- Możesz przestać mi przerywać?

- To daj mi skończyć - zaśmiałem się.

- Nie, bo ja mam coś ważniejszego do powiedzenia - oznajmił.

- Jesteś pewien?

- Tak.

- Słucham - pocałowała go w nos.

- Po zakończeniu sezonu... Zabieram cię w pewne miejsce.

- Czemu nie teraz?

- Bo jest środek sezonu - zaśmiał się. - Chociaż powinienem cię tam zabrać dziś, w ramach rocznicowej randki... - mówił, a ja całowałem jego szyję. - Ale nie możemy teraz wyjechać - przeniosłem usta na jego ramię- więc musimy przełożyć ją na potem.

- Dobrze - pocałowałem go.

- Więc teraz chodźmy do kina - wyszedł z kabiny prysznicowej. Owinął się ręcznikiem i wszedł do pokoju.

- Kamil - jęknąłem i poszedłem za nim.

- Zostawiasz mokre ślady na podłodze - nie patrzył na mnie. - Masz zamiar się ubrać? - zapytał zakładając bieliznę. - Czy chcesz iść nagi?

- Nigdzie nie idziemy - objąłem go od tyłu i przycisnąłem usta do jego karku.

- Owszem idziemy - próbował rozplątać moje palce splecione na jego brzuchu. - Daniel!- śmiał się. - Uparciuchu!

- Twój - szepnąłem.

- Oczywiście, że mój... A teraz niech mój uparciuch się ubierze i idziemy do kina.

- Możemy obejrzeć coś tutaj... Mamy jutro kwalifikacje, powinieneś być wypoczęty.

- Masz rację - przyznał. - Powinienem się wyspać, ty też... Rozejdźmy się swoich pokoi- znowu spróbował oderwać moje dłonie od swojego ciała. Zaśmiał się, kiedy przylgnąłem do niego jeszcze mocniej.

- Nigdzie nie idę - szepnąłem mu do ucha.

- To chociaż mnie puść - śmiał się. - Chcę się ubrać.

- I tak zaraz cię rozbiorę - przygryzłem płatek jego ucha.

- Skąd masz pewność, że mam ochotę? - droczył się ze mną.

- Hmmm... - udałem, że się zastanawiam, ale przesunąłem dłońmi po jego ciele żeby położyć lewą na jego biodrze, a prawą na przyrodzeniu. - Pewnie stąd - muskałem palcami jego twardniejącego penisa. Jęknął, gdy włożyłem dłoń w jego bokserki.- Nadal chcesz iść do kina?

- Nie znoszę cię - szepnął.

- Kochasz mnie - pocałowałem jego skroń, gdy mocniej się o mnie oparł. Nadal pieściłem go dłonią. Słyszałem jego przyspieszony oddech, jęczał cicho. - Nudził byś się bezemnie...

- Jak cholera - położył lewą dłoń na mojej, która leżała na jego biodrze i splótł nasze palce. - Chodźmy na łóżko...

- Tu ci niewygodnie? - zapytałem.

- Daniel - jęknął.

- Mmm...? - uśmiechnąłem się.

- Widzę, że się uśmiechasz... Na tamtej ścianie wisi lustro - kiwnął głową. Podniosłem głowę i zobaczyłem nasze odbicie. Na chwilę przestałem go dotykać i zsunąłem mu bieliznę.

Zrobiłem krok do tyłu, więc on musiał zrobić to samo. Przesuwaliśmy się w stronę łóżka. Odwróciłem go przodem do siebie i pocałowałem, stanął na palcach i pogłębił pieszczotę. Sunąłem dłońmi po jego ciele, jedną wplątałem we włosy na potylicy, a drugą położyłem na jego pośladkach.

- Przekonałem cię żebyśmy zostali? - odsunąłem się minimalnie, na tyle żebym mógł coś powiedzieć, ale nadal muskałem wargami jego usta.

- Prawie... Musisz się jeszcze postarać - mówił z uśmiechem.

Zaśmiałem się i pchnąłem go na łóżko. Przesunął się robiąc mi miejsce, zawisłem nad nim opierając się na ramionach i kolanach. Pocałowałem go lekko, od razu zsuwając usta na jego szyję. Zastałem lekko skórę, robiąc malinkę i przesunąłem usta niżej na klatkę piersiową, a potem brzuch.

Usłyszałem jak wciągnął powietrze, a potem jęknął, kiedy wziąłem do ust jego penisa. Doskonale wiedziałem co mam robić, ale chciałem się z nim trochę podroczyć, więc przeciagnąłem jak mogłem chwilę jego orgazmu.

- Daniel - wyjęczał. Uwielbiałem, gdy to robił. - Przestań się nade mną znęcać.

- Nie znęcam się... - uniosłem głowę. - Ale mogę przestać, jeśli chcesz...

- Nie, nie przestawaj - wyszeptał.

Przestałem się droczyć z jego ciałem i doprowadziłem go na szczyt, a potem położyłem się obok niego. Przytulił się do mnie, a ja objąłem go ramieniem.

- Gratulowałem ci już wygranej? - pocałowałem go w czubek głowy.

- Tak, z całą pewnością - zaśmiał się.

- Kocham cię - szepnąłem.

- Ja ciebie też... Nawet, gdy jesteś cholernie uparty.

- Zawsze dobrze wychodzisz na moim uporze - zauważyłem.

- Fakt - przyznał. - I nadal uważam, że zrobiłeś to specjalnie - uniósł się na łokciu przypominając mi zawody TCS sprzed roku.

- Co? Zepsułem skok żebyś ty na pewno wygrał?

- Tak.

- To był przypadek - skłamałem. - Podmuch wiatru i bum... Zresztą... Już to przebolałem.

- I tak wiem swoje...

- Zmieńmy temat - postanowiłem. Kamil przekręcił się na brzuch i patrzył na mnie. Odgarnąłem mu z czoła kilka kosmyków włosów.

- Przyznaj się - szepnął.

- Kamil.

- Ja i tak wiem, że zrobiłeś to specjalnie... Zresztą... Plączesz się... Wiatr? Po zdarzeniu powiedziałeś, że poluzowało się wiązanie.

- Co chcesz usłyszeć, Kamil?

- Prawdę.

- Ok... Zrobiłem to specjalnie. Chciałem mieć pewność, że to ty wygrasz.

- Ale dlaczego? Przecież...

- Bo chciałem żebyś to ty wygrał. Bo już wtedy wiedziałem, że cię kocham i zrobiłbym dla ciebie wszystko.

- Wiem, że mnie kochasz... Wiem, że zrobiłbyś dla mnie wszystko, ale...

- Nie ma co tego roztrząsać... Było minęło... Skup się na tym co jest teraz - przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem.

- A co jest teraz?

- Teraz? - uśmiechnąłem się.

- Tak.

- Teraz masz mnie i skup się na mnie, a jutro... A jutro skup się na Turnieju Czterech Skoczni.

_______________

Ehhh.... Miałam to rozegrać inaczej...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top