146. Valentine's date | K. Stoch & P. Prevc
Skoro walentynki, to ich nie mogło zabraknąć 😁
Oczywiście na słodko 💖
Jak prawie wszytko tutaj 😂
I jeszcze info: wattpad nie informuje mnie o większości waszych komentarzy, więc jeśli padło jakieś pytanie, czy coś i nie odpowiedziałam, to wybaczcie
- Hej - rzuciłem, gdy Kamil otworzył mi drzwi. - Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek, skarbie - wszedłem do środka i pocałowałem go lekko.
- Nie uważasz, że jesteśmy za starzy na obchodzenie walentynek?
- Ja nie jestem stary - odparłem, za co oberwałem w ramię. - Przecież żartuję - przytuliłem go do siebie.
- Miałem na myśli, to że tyle lat jesteśmy już razem.
- Wyrwałeś małolata, powinieneś być zadowolony - zaśmiałem się.
- Jestem... Tylko ten małolat nie ma już 19 lat - roześmiał się. - 7 lat - szepnął.
- Długo - pocałowałem go w czoło. - Codziennie kocham cię coraz mocniej - pogłaskałem go po policzku.
- Ja ciebie też kocham, Pero.
Uśmiechnąłem się do niego i pochyliłem by złączyć nasze usta.
- Zostawić was samych? - zaśmiał się Hula.
- My się zmyjemy - odsunąłem się od mojego Polaka.
- Dokąd? - zdziwił się Kamil.
- Do mnie - odparłem. - W tym roku bez randki.
- Nadrobimy po olimpiadzie... Chodźmy.
Pożegnaliśmy się ze Stefanem i poszliśmy do mojego pokoju.
Kamil popatrzył na stolik stojący w nogach mojego łóżka i laptop, który na nim leżał.
- Oglądałem film wczoraj wieczorem - wyjaśniłem. - Przemyciłem coś - uśmiechnąłem się.
- Co takiego? - położył się na łóżku, wcześniej zrzucając buty.
- Wino - podszedłem do szafy i wyjąłem alkohol. - Nie mamy kieliszków, więc muszą wystarczyć nam szklanki... Ale korkociąg ogarnąłem - podszedłem do łóżka, postawiłem wszytko na szafce nocnej, wyjąłem korkociąg z szuflady. - Ja otwieram wino, ty włączasz film - kiwnąłem na laptop.
- Ok - wziął komputer i włączył go. Otworzyłem butelkę oraz nalałem nam ciemnego alkoholu do szklanek. Usiadłem na łóżku, opierając się o jego wezgłowie. - Darujemy sobie romantyczne kino, co?
- Zdecydowanie - zaśmiałem się.
- Jakaś klasyka? Matrix, Ojciec chrzestny, hmm?
- To pierwsze - odparłem, cały czas mu się przyglądając. Kamil włączył film, odstawił laptopa na stolik i usiadł obok mnie, podałem mu szklankę i objąłem go ramieniem, a on wtulił się w mój bok. - Tak sobie pomyślałem...
- O czym?
- Jesteśmy razem już 7 lat... Od dwóch jesteśmy zaręczeni... - urwałem, bo Kamil odsunął się ode mnie żeby popatrzeć mi w oczy.
- Mówisz o ślubie?
- Tak.
- Też o tym myślałem - przyznał. - Już od dłuższego czasu.
- Chciałbym... Powinniśmy chyba ustalić datę, czy coś... Nie wiem jak się planuje ślub - rzuciłem.
- Zajmijmy się tym po olimpiadzie, ok?
- Ok - zgodziłem się, a Kam wrócił do poprzedniej pozycji. - Ale chciałbym żebyśmy byli tylko we dwóch.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki romantyk, skarbie - podniósł głowę.
- Czyli potrafię cię jeszcze zaskoczyć.
- Codziennie mnie zaskakujesz tym, że ze mną wytrzymujesz - pocałował mnie w brodę.
- Można się przyzwyczaić - odparłem, a on uderzył mnie w rękę. - Przecież żartuję... Kocham cię takiego jaki jesteś i nie zmieniłbym cię na nikogo innego.
- Ja też cię kocham.
- No chyba, że na Wellingera - udałem, że się nad tym zastanawiam, a Kamil patrzył na mnie unosząc brwi, a po chwili się zaśmiał.
Pochyliłem głowę i pocałowałem go, przyciągając do siebie, Kamil wylał na mnie wino, które trzymał w dłoni. Oderwałem się od niego i spojrzałem na swoją koszulkę.
- Chyba będziesz musiał się rozebrać - uśmiechnął się.
- Chyba tak - odstawiłem szklankę i zdjąłem t-shirt. Rzuciłem go na podłogę przy łóżku. Zabrałem szklankę Kamilowi.
- Ej!
- Już wypiłeś - zaśmiałem się, a on mi zawtórował.
- Wiesz, co kocham w Tobie najbardziej? - zapytał.
- Co?
- To, że tak dobrze cię znam - usiadł mi na kolanach.
- Znasz mnie jak nikt inny... Czasem mam wrażenie, że lepiej niż ja sam... A wiesz, co ja najbardziej w tobie kocham?
- Nie.
- Twój upór i zawziętość... Gdyby nie to, to nie bylibyśmy razem... I tyle byś nie osiągnął.
- Jesteśmy razem, bo jestem minimalne bardziej uparty niż ty, skarbie - zaśmiał się
- To fakt... No i Robert, który mnie podpuszczał, a tobie podpowiadał.
- Jego musimy zaprosić na ślub... Jest jakby ojcem naszego związku - zauważył mój narzeczony.
- No tak... Masz rację... I... - przerwał mi, całując moje usta, od razu odwzajemniłem pocałunek, przyciągając go do siebie. Zsunąłem dłonie po jego plecach na pośladki i zacisnąłem lekko palce, a Kamil jęknął w moje usta.
- Napaleniec - zaśmiał się.
- Na ciebie zawsze, kochanie - położyłem go na plecach, na łóżku i zawisłem nad nim. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - uniósł głowę, łącząc nasze usta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top