9.Friendzone||Larry

Opis: Harry i Louis są przyjaciółmi. Tylko. Czy napewno?

______
- Cześć Harry. - brunet uśmiechnął się lekko słysząc znajomy głos za sobą. Odwrócił się w stronę swojego przyjaciela, przytulając go na powitanie. Wrócił do poprzednio wykonywanej czynności, jaką było porządkowanie książek w szkolnej szafce.

- Hej, Lou. - Powiedział ze spóźnionym zapłonem, czując jak szatyn opiera się o szafki obok, patrząc na zielonookiego. - Co tam? - zaczął luźną rozmowę.

- Nie najgorzej. Jedynie babka z chemii marudziła coś o moim zeszycie, a właściwie jego braku. - niebieskooki przewrócił oczami, a kręconowłosy zaśmiał się lekko. Starszy słysząc ten dźwięk, mimowolnie sam się uśmiechnął.

- A dziwisz się jej? - zapytał rozbawiony Harry. Niebieskooki wzruszył ramionami. Chwilę później zadzwonił dzwonek na lekcję.

- Dobra, ja lecę na matmę. Do zobaczenia na stołówce. - powiedział, po czym przelotnie całując go w policzek, pobiegł do sali. Mimo, że takie gesty w ich przyjaźni były normalne, to kręconowłosy zarumienił się lekko i nieśmiało uśmiechnął.

W wyśmienitym humorze kontynuował porządki w szafce, bowiem miał teraz okienko.

- Kiedy mu powiesz? - usłyszał głos obok siebie. Podskoczył z zaskoczenia, mierząc blond czuprynę morderczym spojrzeniem.

- Ciebie też miło widzieć, Niall. - Powiedział z przekąsem. - Poza tym, nie wiem o czym ty mówisz. - dopowiedział, wzruszył ramionami i zamknął szafkę, która była już niemal pedantycznie czysta. Horan popatrzył na niego jak na idiotę, a Styles uniósł jedną brew, udając, że nie wie o co chodzi Irlandczykowi.

- Przecież to widać jak na niego patrzysz. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Zielonooki niezauważalnie przełknął ślinę, bo tak, on wiedział o co chodzi Niallowi.

- „Tak" czyli jak? - zgrywał głupka Harry.

- Ty już dobrze wiesz. - zafalował brwiami blondyn.

- Właśnie nie wiem! - wyrzucił ręce w górę z frustracji.

- Nie udawaj, Harold! - Horan też podniósł głos, a brunet wiedział, że jest zły, przez użyte przezwisko. - Wiesz dobrze jak na niego patrzysz! I co do niego czujesz!

- Cicho bądź, Niall, ktoś usłyszy. - Harry uciszył Irlandczyka, który uśmiechnął się chytrze.

- Ha! Więc coś jest na rzeczy. - powiedział już uspokojony blondyn. Styles wypuścił głośno powietrze w akcie poddania się.

- Dobra, okej, wygrałeś. - podniósł ręce w obronnym geście.

- Więc...? - zapytał zaciekawiony Niall.

- Więc... co? - zielonooki zmarszczył brwi.

- Więc co jest pomiędzy wami? - blondyn zrobił typową minę pedofila.

- A co ma być? - zapytał zmarkotniały Harry. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Jestem w friendzone. - wzruszył ramionami ze zbolałą miną.

- Skąd wiesz, że jesteś we friendzone? - zadał pytanie Horan.

- To widać. Wszystkie platoniczne gesty, przezwiska. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Pff, to ty ślepy jesteś. - powiedział Niall, prychając. - A uśmiechy i wzrok? Uwierz, nie raz widziałem jak ci się przyglądał, kiedy nie patrzyłeś. - powiedział Horan, zakładając ręce na piersi.

- Jeżeli masz mi robić złudne nadzieje, to proszę, odpuść Niall. - powiedział Harry, z nieco przygnębioną miną, wymijając Nialla i zmierzając w stronę stołówki, gdzie zaraz miała być długa przerwa.

_____

Louis usiadł na swoim stałym miejscu, tuż obok Harry'ego. Zielonooki spostrzegł Nialla wchodzącego na stołówkę, który jak tylko ich zobaczył, uśmiechnął się chytrze, a Styles miał ochotę uciekać.

- Cześć, Louis. - przywitał się blondyn jak gdyby nigdy nic i wepchał się na miejsce obok szatyna (a warto dodać, że ławy nie były zbyt długie, mieszczące około dwie osoby tak, aby mogły swobodnie siedzieć). W wyniku dosiadki Irlandczyka, Tomlinson był zmuszony przysunąć się bliżej Harry'ego (tak blisko, że stykali się udami i łokciami)

- Hej, Niall. Czemu tu się wepchałeś? Zawsze siedzisz naprzeciwko. - zastanowił się niebieskooki.

- Um... tak, tylko... ten... przyprowadziłem kolegów. - wymyślił na szybko, a Harry strzelił mu mentalnego facepalma. Krzesłem. - Zaraz przyjdą. - dodał dla wiarygodności. - O, patrzcie, idą! - wskazał głową na wejście, w którym pojawiło się dwóch uczniów. Horan podszedł do „kolegów" i widać było, że tłumaczy im plan. Ci w lekkim szoku podeszli do stolika i usiedli naprzeciw Harry'ego, Louisa i Nialla.

- Cześć, jestem Liam. - odezwał się brunet z sarnimi tęczówkami. - A to Zayn. - wskazał na chłopaka obok, który miał kruczoczarne włosy i śniadą cerę.

- Harry i Louis. - odezwał się szatyn, zanim zielonooki zdążył otworzyć buzię. Wskazał kolejno na Stylesa, a potem na siebie.

- Skąd się znacie z Niallem? - zapytał zielonooki, bo szczerze go to ciekawiło.

- Umm... chodzimy razem na... - zaczął Zayn, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż blondyn się wtrącił.

- Na zajęcia wokalne.

- Nie wiedziałem, że śpiewasz. - zwrócił się Louis do Horana.

- Ja też nie. - Harry dopowiedział. Wiedział, że to nie jest prawda, ale chciał mu nieco dopiec.

- Ponieważ niedawno zacząłem i to jeszcze nic wielkiego. - powiedział, wzruszając ramionami.

- To ten... chyba powodzenia, co nie? - Styles nie bardzo wiedział co powiedzieć.

- W sumie to dobrze nam idzie śpiewanie w trio, ale brakuje nam dwóch osób, lubicie śpiewać? - odezwał się Liam, chcąc wszystko urealnić.

- Lubię, ale nie umiem. Za to Harry... - spojrzał na kręconowłosego - ... lubi, ale w dodatku wychodzi mu to fenomenalnie.

- Bez przesady, Lou. - brunet nieco się zawstydził.

Całe szczęście, dalszą wymianę zdań przerwał im dzwonek.

_____

Harry wrócił do domu w nienajlepszym humorze. Wszystko dlatego, że jego mała tajemnica poniekąd wyszła na jaw. To nie tak, że nie ufał Niallowi, bo ufał, ale wiedział, że ten często najpierw mówi, a dopiero potem myśli.

Zjadł obiad, którym było odgrzewane spaghetti, po czym udał się do swojego pokoju. Tam odrobił zadanie domowe i spakował plecak na następny dzień. Nim spostrzegł, wybiła godzina osiemnasta. Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, włączył sobie muzykę i zaczął sprawdzać wszystkie media społecznościowe. Oddał się temu „produktywnemu" zajęciu, dopóki na wyświetlaczu jego telefonu nie wyświetliło się zdjęcie kontaktu Louisa.

Popatrzył chwilę na dzwoniący telefon, dopiero chwilę później odbierając, bo gdyby od razu wcisnął zieloną słuchawkę, mogłoby wydać się to dziwne.

- Hej, Lou. - odezwał się.

- Cześć, Hazz. - usłyszał delikatny głos przyjaciela. - Masz może dzisiaj czas? - serce zielonookiego zabiło nieco szybciej, ale zaraz potem uświadomił sobie, że Louis zapewne chce zapytać o totalnie prozaiczną rzecz.

- Tak, raczej mam pusty grafik. - uśmiechnął się lekko.

- Bo wiesz, dzisiaj poznaliśmy tych znajomych Nialla, tego... umm... Zayna i Liama. Pomyślałem sobie, że będzie fajnie jak ich bardziej poznamy, mogą się okazać całkiem spoko. - powiedział na jednym wydechu. - Chciałem zapytać, co o tym sądzisz.

- Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł. - naprawdę podziwiał szatyna za jego zdolności socjologiczne, bo Styles w przeciwieństwie do niego był bardzo nieśmiały w kontaktach międzyludzkich.

- Uff, to dobrze, bo nie byłem pewny co do tego. - zielonookiemu zrobiło się ciepło na sercu, kiedy usłyszał, że jego zdanie dla Louisa jest ważne. - To może spotkamy się wstępnie o dziewiętnastej trzydzieści w tej pizzerii na rogu?

- Dla mnie brzmi świetnie. - wzruszył beztrosko ramionami, chociaż wiedział, że niebieskooki nie jest wstanie tego zobaczyć.

- Okej, to zobaczenia, Hazz! - powiedział entuzjastycznie Tomlinson.

- Do zobaczenia, Lou. - odpowiedział zielonooki, z lekkim uśmiechem na twarzy. Kiedy myślał, że połączenie zostało zakończone, westchnął do telefonu coś w stylu „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham". Kiedy odstawił słuchawkę od ucha, spostrzegł, że połączenie dalej trwa. Z nadzieją, że szatyn tego nie usłyszał, szybko się rozłączył.

Poszedł pod prysznic, aby przygotować się do wyjścia, a jednocześnie oczyścić umysł z myśli typu „debilu, jeśli on to usłyszał, to zniszczyłeś właśnie przyjaźń idealną".

Po piętnastu minutach wyszedł z łazienki, przepasany ręcznikiem w pasie i mokrymi włosami. Wybrał rzeczy do ubrania, a kiedy miał już je wkładać na siebie, usłyszał dzwonek do drzwi. Jego mama miał klucze, więc po co miałaby dzwonić? Może zapomniała kluczy? Albo zostawiła w biurze?

Nie przejmując się swoim ubiorem, a właściwie prawie jego braku, nie licząc ręcznika, zszedł na dół w celu otworzenia drzwi swojej rodzicielce. Kiedy był na schodach, dzwonek stał się bardziej natarczywy. Jeszcze bardziej zdziwiony podszedł do drzwi i otworzył, nawet nie zaglądając przez judasza.

Szczyt jego zdziwienia osiągnął, kiedy zobaczył na swoim ganku Louisa. Zaraz w jego głowie pojawiły się myśli „a co jeśli usłyszał moje wyznanie i przyszedł zakończyć przyjaźń?" Zaraz potem wyrzucił je z głowy, próbując zachowywać normalnie.

- Hej, co ty tu... - nie dane było mu dokończyć, gdyż szatyn przekroczył próg jego domu, położył dłonie na jego barkach, po czym wpił się w jego usta, pchając go w głąb pomieszczenia. Harry był zaskoczony tym odważnym ruchem, że w pierwszej chwili stał osłupiały, ale zaraz potem zaczął zachłannie oddawać pocałunki. Brunet zdominował niebieskookiego w tym pocałunku. Przyparł go do pobliskiej ściany, jedną ręką trzymając go w talii, a drugą na ścianie obok jego głowy. Niższy położył swoje dłonie na nagim torsie zielonookiego, głaszcząc go kciukami, powodując tym u Stylesa gęsią skórkę. Mogliby tak całować się w nieskończoność, gdyby nie życiowe funkcje takie jak zamienianie tlenu w CO2, zwane oddychaniem.

Z lekkim ociągnięciem oderwali się od siebie, a kręconowłosy na końcu lekko pociągnął za dolną wargę szatyna. Przez chwilę Harry miał zamknięte oczy, modląc się, aby to nie okazał się sen, z którego zaraz się obudzi. Louis za to przyglądał się pięknej twarzy zielonookiego, nie wierząc, że naprawdę to zrobił, a ten naprawdę odwzajemnił pocałunek. Niższy położył delikatnie dłoń na policzku bruneta, powodując, że ten otworzył oczy, a na twarzy zajaśniał lekki uśmiech. Styles przeniósł tę dłoń, która przed momentem znajdywała na talii szatyna, na jego rękę, która muskała delikatnie jego twarz.

- Co to było? - zapytał cichym, zachrypniętym głosem Harry.

- Myślę, że właśnie ciebie pocałowałem, a ty to odwzajemniłeś. - powiedział równie cicho niebieskooki, lekko unosząc kąciki ust.

- A miałem powód, żeby tego nie odwzajemnić? - uniósł jedną brew w pytającym geście.

- Nie wiem. Mnie nie pytaj. - rzekł szatyn. Zaraz jednak spoważniał, powodując, że zielonookiemu również uśmiech zszedł z twarzy. - Wiesz, usłyszałem to, co powiedziałeś pod koniec naszej rozmowy. Chyba nie miałem tego usłyszeć. - Harry spuścił wzrok na swoje gołe stopy, przypominając sobie, że nadal stoi w samym ręczniku. Szatyn delikatnie uchwycił jego podbródek, podnosząc jego głowę tak, aby patrzył mu w oczy. - Ale dobrze, że to usłyszałem. - posłał mu lekki uśmiech, który ten odwzajemnił. - Inaczej nigdy nie odważyłbym się na taki odważny gest i wyznanie. - zrobił pauzę i popatrzył w przestrzeń za Stylesem. Po chwili jednak wrócił wzrokiem do zielonych tęczówek. - Bo ja... ja cię kocham, Harry. Odkąd tylko zobaczyłem cię w tłumie nieogarniętych pierwszaków, oczarowałeś mnie. Potem błogosławieństwem było to, że potrzebowałeś pomocy z matematyki, a ja akurat ten przedmiot lubię najbardziej. Dalej droga do zakochania była krótka. - pogłaskał jego policzek wierzchem dłoni. Harry patrzył na niego, niedowierzając.

- Lou... ja... - nie wiedział co powiedzieć, bowiem jego myśli krzyczały tylko „on cię kocha!" - Ja też cię kocham. Bardzo. - powiedział, po czym uśmiechnął się tak szeroko, że dołeczki w jego policzkach uwydatniły się. Szatyn wsadził w jeden z nich swój palec, unosząc kąciki ust.

I możliwe, że spędzili resztę dnia razem, a żadne spotkanie z Niallem, Zaynem i Liamem nie przeszkodziło im w tym.

LARloveRY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top