7.Physics || Larry

Opis: Louis to zbyt seksowny nauczyciel fizyki, a Harry to nieśmiały, być może nieco zadurzony w starszym mężczyźnie, siedemnastolatek.

___

Harry to uroczy i nieśmiały siedemnastolatek, być może za bardzo lubiący nauczyciela fizyki, którym jest Louis Tomlinson. Niestety ciągłe zamyślenie na lekcji powoduje, że potem nic nie rozumie. Co kiedy dostanie kolejną zła ocenę?

___

- Styles. - nauczyciel wyczytał nazwisko, a wspomniany chłopak podszedł do biurka po odbiór sprawdzianu. Kiedy pan Tomlinson wręczał mu kawałek papieru, spojrzał na niego tym nieco zawiedzionym wzrokiem i powiedział:

- Zostajesz po lekcji. Mamy do pogadania. - I nie, zielonookiemu wcale nie przeszły ciarki po plecach na ten ton. Ani trochę.

Kiwnął niezauważalnie głową i wrócił do swojej ławki. Spojrzał bezradnym wzrokiem na kartkę, gdzie widniało wielkie "F". Kartka była bardziej czerwona niż biała od długopisu nauczyciela. Przecież to nie jego wina, że ma zbyt seksownego nauczyciela, prawda? Jego winą także nie jest to, że ma słabość do nieco starszych mężczyzn, czyż nie?

Wreszcie zadzwonił dzwonek na przerwę. Tłum uczniów skierował się do wyjścia, tylko nie Harry. Brunet siedział pod oknem w drugiej ławce, ze spuszczoną głową. Kręcone kosmyki zasłaniały jego twarz.

W końcu sala opustoszała.

Nauczyciel siedzący przy biurku spojrzał na ucznia nieco zasmuconym i troskliwym wzrokiem. Westchnął i wstał, podchodząc do ławki zielonookiego. Kucnął przed nim, tak, że opierał się częściowo na ławce Stylesa.

- Hej, Harry. - powiedział cicho, a uczeń spojrzał na niego smutnym wzrokiem. Zaraz jednak ponownie spuścił głowę.

- Jestem b-beznadziejny. Nie potrafię nic. - mruknął cicho, bo obecność starszego mężczyzny onieśmielała go.

- Nie mów tak. Może z fizyki nie jesteś orłem, ale wiem, że z innych przedmiotów masz same najlepsze oceny. - powiedział łagodnie próbując nawiązać kontakt wzrokowy.

- Mówi pan tak, żeby mnie pocieszyć. Puste słowa. - Harry powiedział cicho.

- Ej, czy ja kiedykolwiek okłamałem ciebie czy kogoś innego? - uniósł dwoma palcami jego podbródek i patrzył głęboko w jego zielone tęczówki. - Odpowiedz mi. - dopowiedział, kiedy nie uzyskał żadnej reakcji.

- N-nie proszę pana. - głos kręconowłosego nieco drżał. Szatyn uśmiechnął się lekko do ucznia, co ten niepewnie odwzajemnił.

- No właśnie. Więc nie wątp w moje słowa nigdy więcej. - rzekł nauczyciel. Puścił podbródek Stylesa, który od razu spuścił wzrok. Pan Tomlinson wziął sprawdzian Harry'ego. - No więc... czego nie rozumiesz?

- Nie widać? - powiedział gburowato zielonooki. Dostał karcący wzrok Tomlinsona. Od razu zaczerwienił się i wymamrotał. - Przepraszam. Po prostu ja nic nie rozumiem i to mnie trochę dołuje. - szatynowi wyraz twarzy nieco złagodniał i westchnął.

- Wątpię, żebym teraz dał radę wytłumaczyć ci ten materiał. - spojrzał na zegarek na nagdarstku. Pomyślał chwilę. - Masz czas w piątek po lekcjach? - zapytał.

- Tak, raczej tak. - odpowiedział po krótkim namyśle zielonooki.

- Przyjdź tutaj, do mojej sali. Postaram się wytłumaczyć ten dział. - westchnął. - Okej? - uśmiechnął się pogodnie nauczyciel. Harry odwzajemnił gest.

- Okej, proszę pana. - pokiwał dodatkowo głową.

- No, a teraz zmykaj na lekcje, mały. - powiedział łagodnie. Nie wina Stylesa, że zaczerwienił się cały na przezwisko, jakiego użył nauczyciel.

-----

Dużo czasu nie minęło od ich rozmowy, gdyż była ona w czwartek, a teraz zielonooki stał przed drzwiami pracowni fizycznej. Zapukał kulturalnie do drzwi. Po usłyszeniu głośnego "proszę", wszedł do środka.

Pan Tomlinson siedział przy biurku, sprawdzając jakieś kartkówki bądź sprawdziany. Kiedy usłyszał, że uczeń już wszedł do klasy, uniósł głowę, uśmiechając się lekko.

- Witaj, Harry. Usiądź w którejś ławce, zaraz się dosiądę tylko podliczę punkty. - powiedział, po czym wrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Styles wykonał polecenie nauczyciela i już chwilę później siedział w drugiej ławce, mając podręcznik przed sobą.

Nie wiedząc, co robić, zaczął rozglądać się po klasie, jednocześnie kiwając się na krześle. Szatyn podniósł wzrok na ucznia.

- Nie huśtaj się na krześle, Harry. - powiedział nieco napiętym tonem. Brunet na sam dźwięk głosu nauczyciela, natychmiastowo zaprzestał wykonywanej czynności. Spuścił wzrok na swoje dłonie, które splótł na ławce.

Tomlinson westchnął i wstał zza biurka. Podszedł do ławki, przy której siedział uczeń. Nie powie, zadowalało go jak ten reagował na jego głos. Szczególnie, że jest taki mały, bezbronny, uroczy... stop. To twój uczeń!

Nauczyciel otrząsnął się z zamyślenia i oparł przednimi dłońmi o ławkę, przy której siedział zielonooki, który nadal nie patrzył na pana Tomlinsona.

- Dobra, pokaż co my tu mamy. - powiedział i przyciągnął do siebie podręcznik, tym samym zabierając go brunetowi. - Niestety zapomniałem dzisiaj wziąć swojego, pozwól, że skorzystam z twojej książki. - przeleciał wzrokiem cały dział ze skupieniem na twarzy. Następnie obszedł z boku ławkę bruneta, stanął za uczniem, kładąc przed nim książkę i oparł się jedną dłonią po prawej stronie Harry'ego, a drugą przewracał kartki. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, iż zielonooki czuł gorąco bijące od ciała nauczyciela, a jego oddech owiewał mu szyję. Styles cały czerwony przełknął ślinę.

- No to słuchaj. Tutaj... - wskazał na miejsce w podręczniku. - ... wytłumaczony jest aspekt... - i tak trwała cała lekcja. Nauczyciel ani razu nie zmienił pozycji, którą zajął na początku. Harry siedział zesztywniały i z rumieńcami na twarzy oraz starał się za wszelką cenę słuchać tego, co mówi Tomlinson.

- ... Dobra. To tyle. Rozumiesz? - spojrzał z boku na profil ucznia. Szatyn tłumaczył mu to przez piętnaście minut.

- M-myślę, że tak. - odparł cicho Harry.

- Zaraz się okaże. - powiedział i podszedł do biurka po jakieś dodatkowe ćwiczenia. Zielonooki odetchnął pierwszy raz od kwadransu. Kiedy Tomlinson wrócił z kserówkami, na szczęście nie stał już centralnie za brunetem, tylko dostawił sobie krzesło vis-á-vis Harry'ego.

- Masz tutaj kilka zadań. Nie ma tu nic, czego nie robiliśmy. Zrób je, a ja ci je potem sprawdzę. - powiedział, po czym oparł się o oparcie krzesła. Zielonooki chwycił długopis w dłoń i przeczytał pierwsze polecenie. W sumie nie wydawało się trudne. Zaczął pisać jakieś obliczenia i wzory, co jednak miał utrudnione przez to, że cały czas czuł wzrok nauczyciela na sobie.

Tomlinson wpatrywał się w chłopca przed sobą. Brązowe loki po części zasłaniały mu twarz, kiedy pochylał się nad kartką. Na policzkach pojawiały się rumieńce za każdym razem, kiedy nauczyciel przypadkiem stykał ich kolana ze sobą pod ławką. Już dawno temu zwrócił uwagę na tego nieśmiałego i delikatnego ucznia. Uroczy i seksowny w jednym. Nieco niebezpieczna mieszanka.

- P-proszę pana? - głos Harry'ego wybudził go z zadumy. - Skończyłem. - powiedział, po czym odsunął lekko kartkę. Pan Tomlinson wstał i ponownie stanął za uczniem. Zza jego pleców zaczął czytać rozwiązane przez Stylesa zadania. Większość była dobrze. Jeden mały błąd.

Szatyn chwycił dłoń Harry'ego, w której był długopis i zaczął poprawiać błąd, jednocześnie mówiąc mu nad uchem:

- Tutaj masz złą jednostkę. Jak popatrzymy na to inaczej, to too... - przedłużył samogłoskę, podkreślając omawiany fragment. - skraca się z tym. - podkreślił inną część. - Więc wtedy jednostka, która zostaje to to. - wziął w kółko ostateczny wynik. - Ale tak to bardzo dobrze, jestem dumny. - uśmiechnął się nauczyciel i zmierzwił jego włosy.

- D-dziękuję panu za czas i wytłumaczenie. - odwzajemnił gest uczeń i wstał z miejsca.

- Jak przyjdziesz za tydzień to myślę, że dopniemy cały materiał i będę widział w dzienniku same "A". - powiedział wesoło nauczyciel, a Harry nie wiedział, czy przetrwa tyle sam na sam z panem Tomlinsonem.

-----

W ciągu tego tygodnia dużo się zmieniło. Do klasy Harry'ego dołączył nowy uczeń, Liam. Payne był dobrze zbudowanym brunetem o ciemnych oczach. Co dziwne, obaj szybko nawiązali ze sobą kontakt. Zielonooki cieszył się, że być może znalazł osobę, do której będzie mógł zwrócić się w każdej chwili.

Czasem kiedy kręconowłosy szedł i śmiał się z czegoś z ciemnookim, napotykał gdzieś w tłumie wzrok... pana Tomlinsona. Jednak nie był on taki jak zawsze. Teraz bardziej przypomniał walkę nauczyciela z samym sobą. Okazyjnie mocno ściskająca rączka z torby na laptopa czy długopis, z którego nagle robiły się dwie części, były normalne. Styles niepokoił się tym zachowaniem. Chociaż na lekcjach nie potrafił zobaczyć tego samego. Wtedy był normalny.

W czwartek po lekcjach, Harry pożegnał się z Liamem całusem w policzek. Każdy rozszedł się do swojego domu.

------

Harry stał przed salą dokładnie tak, jak tydzień temu. Zapukał i po usłyszeniu pozwolenia na wejście, uczynił to. Tym razem zastał nauczyciela robiącego coś na laptopie.

- Dzień dobry. - Harry podświadomie przeżył małe zwycięstwo; nie zająknął się przy Tomlinsonie!

- Cześć, Harry. - zerknął kątem oka na ucznia. - Czy mógłbyś pościerać tablicę, proszę?

- Tak, proszę pana. - odpowiedział i zostawił plecak na jednej z ławek. Podszedł do tablicy i wziął ścierkę w dłoń. Po dostaniu pozwolenia na wyjście z sali w celu namoczenia ścierki, udał się do łazienki, aby to uczynić.

Tomlinson w tym czasie skończył pracę na laptopie i teraz siedział na swoim obrotowym krześle, kręcąc się na nim. Tak, proszę państwa, oto nauczyciel fizyki, ma dwadzieścia sześć lat, brawa dla tego pana!

Harry, kiedy przekroczył próg klasy, zastał ciekawy widok. Tomlinson go nie widział, ale kiedy brunet zachichotał, natychmiastowo zaprzestał swoich działań. Uśmiechnął się na dźwięk chichotu ucznia.

- Co pan robi? - zapytał.

- Ymm... doświadczenie. - powiedział po zastanowieniu nauczyciel. - Tak, dokładnie. Sprawdzam działanie siły odśrodkowej. - powiedział, a zielonooki uśmiechnął się na tą odpowiedź.

Podszedł do tablicy i zaczął ścierać z niej kredę. Nauczyciel wstał z krzesła i siadł na biurku tak, żeby widzieć Harry'ego. Skrzyżował ręce na piersi.

- Jak tam? Robiłeś te zadania? - zadał pytanie, nie spuszczając wzroku z pleców zielonookiego.

- Tak, Liam mi je sprawdził. Prawie wszystko było dobrze. - odpowiedział, lekko unosząc kąciki ust. Szatyn na dźwięk imienia nowego ucznia, spiął się nieco. Dotarło do niego, że ktoś w każdej chwili może zabrać mu Stylesa sprzed nosa. Tak nie będzie.

Nauczyciel zsunął się z biurka i powolnym krokiem podszedł do ucznia. Stanął po lewej stronie, patrząc na jego profil.

- Ah tak? To on jakiś super z fizyki jest? - zadał pytanie. - Jakoś na lekcjach się nie udziela. - mówiąc to zdanie, obszedł zielonookiego, stając za nim. Brunet zastygł w pewnym momencie, ze ścierką w dłoni, która nagle zaprzestała swoich ruchów. Kręconowłosy przełknął ślinę. - A jak wam się układa? - to pytanie powiedział wprost do ucha Harry'ego i uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy ujrzał gęsią skórkę w miejscu, gdzie jego oddech spotkał się ze skórą młodszego.

- C-co ma pan n-na myśli? - Styles nie potrafił skleić jednego prostego zdania, kiedy Tomlinson był tak blisko.

- Wiesz... zwykłe pytanie, z grzeczności. O związek swojego ulubionego ucznia. - kontynuował odprowadzanie Harry'ego od zmysłów, pieszcząc jego uszy lekką chrypką w głosie. Chwilę potem, przejechał dwoma palcami, niezwykle delikatnie wzdłuż jego jednego boku. Zielonooki zadrżał, a ścierka wypadła mu z dłoni, lądując na podłodze. Tomlinson widząc to, uśmiechnął się chytrze. Kucnął, jednocześnie dalej sunąc palcami po jego boku. Drugą ręką podniósł kawałek materiału.

Kiedy wyprostował nogi, dłoń, którą wcześniej muskał bok ucznia, teraz znalazła miejsce na jego biodrze, zataczając na nim kółka.

Szmatkę włożył delikatnie w dłoń Stylesa, mówiąc, cały czas centralnie do jego ucha:

- Nie przeszkadzaj sobie. Ja tylko zadałem ci pytanie. - To niemożliwe jakim prowokatorem był pan Tomlinson. - Dalej ścieraj, nic nie staje na przeszkodzie, żebyś jednocześnie mówił. - i Harry miał wrażenie, że nauczyciel mówiąc to, wcale nie miał na myśli ścierania tablicy. Tomlinson wziął jego rękę w swoją i razem zaczęli powolnymi ruchami czyścić tablicę. Brunet stał odrętwiały, nie rozumiejąc, co dzieje się wokół. Czuł oddech mężczyzny na szyi i dotyk na dłoni oraz biodrze. - Zadałem pytanie. - powiedział ostrzej, mocniej zaciskając palce na boku Harry'ego. I nie jego wina, że jemu się to podobało. Aż za bardzo.

- M-my nie j-jesteśmy razem. - powiedział cichutko, jąkając się.

- Czy aby napewno? - zahaczył zębami o płatek ucha zielonookiego. - Bo wiesz... nie ładnie jest kłamać nauczycielowi. To niegrzeczne. - nieustannie kokieterował młodszego. - A jak jest się niegrzecznym to dostaje się karę, mały. - stanął jeszcze bliżej Harry'ego, niemal stykał się torsem z jego plecami. Stylesowi było niemiłosiernie gorąco i był podniecony.

Tomlinson opuszkami dłoni, którą trzymał tą należącą do ucznia, zjechał po jego ręce, zatrzymując się chwilę na ramieniu. Zaczął nią gładzić ramię i bok szyi młodszego. Napawał się gładkością jego skóry oraz reakcjami jakie otrzymywał. Widział realną walkę zielonookiego z samym sobą.

- N-nie kłamię. - wyszeptał brunet.

- A wczoraj, ten pocałunek w policzek? Hm? - zamruczał.

- T-tylko w p-policzek. To b-było platoniczne. N-nie lubię g-go w ten s-sposób. - kręconowłosy sam zdziwił się, że skonstruował tak długie zdanie. Tomlinson wyciągnął z jego dłoni ścierkę i odłożył ją na półeczkę pod tablicą. Harry oparł się teraz już wolną dłonią o tablicę, bo gdyby tego nie zrobił, pewnie nogi by mu zwiodczały i upadłby na podłogę.

- A czy to... - szatyn złożył pocałunek w zagięciu szyi Stylesa. - ... też było platoniczne? - zielonooki westchnął na ten gest.

- N-nie wiem. - wyjąkał niepewnie.

- Zła odpowiedź. - warknął nauczyciel, a Stylesowi poczarniało przed oczyma na ten ton. - Pomyśl, jaki byłbym zły, gdybyś tak robił Liamowi. - przygryzł na koniec płatek jego ucha. Potem zaczął obcałowywać jego skórę na szyi i karku. Spomiędzy warg młodszego ulatywały pojedyńcze westchnienia przyjemności. Nieświadomie odchylił głowę na bok, dając Tomlinsonowi lepszy dostęp. Na to nauczyciel chytrze uśmiechnął się. W pewnym momencie zassał skórę młodszego, na co ten cichutko jęknął. - Pamiętaj, nikt nie może ci tak robić oprócz mnie. - rzekł apodyktycznym głosem, robiąc kolejną malinkę. - Zrozumiano? - dopowiedział, kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.

- T-tak, tat... - Styles zesztywniał na słowo, które prawie opuściło jego usta. Tomlinson zamarł w bezruchu. Obrócił bruneta przodem do siebie, przyszpilając go do tablicy. Urzekł go widok jaki zastał. Policzki młodszego były całe czerwone, miał przyspieszony oddech, spierzchnięte usta i lekko szkliste, zielone oczy. Niestety Styles unikał kontaktu wzrokowego.

- Popatrz na mnie. - powiedział szatyn. Kiedy Harry nie wykonał tej czynności, sam podniósł jego głowę, trzymając dwa palce na jego podbródku. Teraz patrzył wprost w zielone tęczówki młodszego. - Dokończ to zdanie. - rzekł z pociemniałym wzrokiem. - Powiedz to, kruszynko. - dopowiedział łagodniej. Styles przełknął ślinę. Nauczyciel z bliska był jeszcze bardziej przystojny.

- T-tak... - zawahał się przez moment, ale kiedy spojrzał na oblicze Tomlinsona, powiedział. - Tak, tatusiu.

Szatyn nie wytrzymał. Gwałtownie wbił się w tak zachęcająco wyglądające usta młodszego. Ten jęknął zaskoczony i próbował naśladować ruchy ust Tomlinsona. To był jego pierwszy pocałunek, ale lepszego nie mógł sobie wymarzyć. Ich wargi idealnie ze sobą współgrały i pasowały do siebie. Nauczyciel jedną rękę trzymał na biodrze młodszego, a wierzchem drugiej gładził jego policzek. Kiedy się od siebie oderwali, szatyn dalej uspokajająco głaskał policzek bruneta. Patrzyli sobie w oczy. Po chwili nauczyciel odezwał się:

- Mogę wycałować każdy centymetr twojego ciała. Sunąć moimi dłońmi po twoim delikatnym ciele. Jako pierwszy dać ci prawdziwe spełnienie. Mogę cię sponiewierać, zniszczyć i zrobić z ciebie bałagan. Wystarczy tylko jedno słowo. Chcesz tego, kochanie? - popatrzył głęboko w oczy ucznia. I cóż, jemu nie zależało tylko na jednym. On chciał go poznawać, móc trzymać za rękę i traktować jak swoją księżniczkę.

- M-my nie możem--... - szatyn przerwał mu pocałunkiem.

- Pieprzyć zasady. Jak to mówią ryzyk fizyk. - powiedział od razu nauczyciel. - To jak? Czy mam doprowadzić się na skraj, pieścić każdy skrawek twojego ciała? To zależy od ciebie. Nie chcę cię od niczego zmuszać. - zadał ponownie pytanie szatyn, a Harry już był pewny swojej odpowiedzi.

- D-dotknij mnie, pieprz mnie, tatusiu.

LARloveRY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top