10.Cup of tea||Larry

- Dlaczego jesteś smutny? - Louis spojrzał na małą dziewczynkę, która oczekiwała na odpowiedź ze strony szatyna. Ten tylko westchnął i przetarł twarz dłońmi. Przybrał na twarz fałszywy uśmiech i spojrzał na małą istotkę przyglądającą się mu zielono-szarymi ślepiami. Brązowe kosmyki, które uciekły z długiego warkocza powiewały lekko a wietrze.

- Nie jestem smutny, tylko zamyślony. - posłał jej lekki uśmiech. Urocze to dziecko.

- Nie kłam, widziałam, że płakałeś. - zrobiła dziubek, wydymając wargi.

- Jesteś ciekawska, nie sądzisz? - zapytał jednak w przyjaznym geście.

- Nie jestem ciekawska, tylko martwię się o ciebie. - powiedziała słodkim głosikiem. - Harry zawsze mówi, żeby traktować ludzi z życzliwością, a jak komuś jest smutno, to pocieszyć. - uśmiechnęła się szeroko. - Harry to mój brat. Jest taaaki wysoki! - pokazała jak najwyżej potrafiła.

- To w takim razie ten twój brat musi być mądry, bo takie rzeczy mówi. - lekko uniósł kąciki ust.

- Tak! Zawsze tak mówi! - powiedziała rozentuzjazmowana brunetka. - Kocham go, wiesz? - uśmiechnęła się słodko. - A wiesz, że on jest inny niż wszyscy? - zapytała retorycznie. - On nie lubi dziewczyn. Sam mi mówił! - paplała dziewczynka. - On powiedział, że jest hemo... homo...? - nie potrafiła się wysłowić.

- Homoseksualistą? - przyszedł jej z pomocą szatyn, zainteresowany słowami małej.

- Tak! - wykrzyknęła zadowolona. - I jak się go zapytałam, co to znaczy, to on powiedział, że to taki inny rodzaj miłości. Po prostu kocha chłopaka, a nie dziewczynę. - powiedziała troszkę zamyślona. - Na początku wydawało mi się to dziwne, no bo ja mam tatę i mamusię, a nie dwóch tatusiów, ale potem dowiedziałam się, że miłość to miłość i to nie ma znaczenia. - wzruszyła ramionami.

- To bardzo dobrze, że to rozumiesz. Jesteś bardzo bystra jak na swój wiek. - zaaprobował jej Louis. - Nawet niektórzy dorośli tego nie rozumieją. - posmutniał lekko na te słowa, bo sam doskonale się o tym przekonał.

- Ja nie rozumiem takich ludzi! Jak Harry kocha drugiego chłopaka, to nic złego, prawda? - zadała pytanie, a niebieskooki przytaknął jej delikatnie głową. - No! A gdyby kochał dziewczynę to też nic złego! - lekko oburzyła się dziewczynka. - Ważne, że kocha drugą osobę! - zaakcentowała czasownik w zdaniu.

- Masz rację. - pokiwał głową Tomlinson, lekko zamyślony. - Jak masz na imię?

- Jestem Darcy. A ty? - zapytała zaciekawiona.

- Louis. - uśmiechnął się lekko, potrząsając jej małą dłonią.

- Wiesz, która jest godzina? - zadała pytanie. Szatyn spojrzał na wyświetlacz telefonu.

- Jest piętnasta dwadzieścia trzy. - odpowiedział.

- Ojej! Harry będzie się martwił! Muszę już iść! - powiedziała zmartwiona brunetka i zamierzała już iść.

- Darcy? - zatrzymał ją głosem Louis. Mała odwróciła się zaciekawiona. - Powiedz twojemu bratu, że mówi swojej siostrze bardzo mądre rzeczy. - uśmiechnął się lekko szatyn. Dziewczynka uniosła kąciki ust i pokiwała głową w zrozumieniu, po czym ostatni raz machając, wróciła na plac zabaw, który znajdował się opodal parku.

----

- Dlaczego jesteś zły? - urocza brunetka stanęła przed Louisem przy ławce. Szatyn spojrzał na nią i lekko uśmiechnął się, a złość na rodziców cześciowo poszła na bok.

- Wiesz, takie tam... problemy dorosłych. - skrzywił się lekko.

- Ej! Nie jestem taka mała! - powiedziała oburzona dziewczynka. - Naprawdę zrozumiem. I pomogę, obiecuję. - popatrzyła na niego z miną smutnego pieska. Tomlinson westchnął i przetarł twarz dłońmi. Poklepał miejce obok siebie na ławce, aby mała sobie usiadła. Tak też zrobiła.

- Ostatnio mówiłaś mi o swoim bracie i o tym, że zawsze mówi o równej miłości oraz o tym, że nieważne kogo kochasz, prawda? - zapytał retorycznie, ale Darcy i tak kiwnęła lekko głową, uważnie słuchając szatyna. - A potem ci powiedziałem, że nie wszyscy to rozumieją. - zrobił pauzę i popatrzył na dziewczynkę. - Miałem na myśli głównie moich rodziców. - westchnął. - Dlatego byłem tutaj wczoraj i płakałem i dlatego jestem tutaj dzisiaj, zły. - zakończył. Mała zmarszczyła brwi.

- Mieszkasz z nimi? - zapytała.

- Nie, ale postanowiłem ujawnić się im podczas rodzinnego obiadu. - powiedział cicho.

- Ujawnić się? Z czym? - zadała pytanie zaciekawiona. Szatyn westchnął.

- Z tym, że jestem homoseksualistą. - powiedział. - Ale oni tego nie zrozumieli i zostałem zwyzywany od najgorszych. - wzruszył ramionami jakby to było nic wielkiego.

- Czyli wolisz chłopców, tak jak mój brat? - zapytała, a niebieskooki kiwnął lekko głową. - Ale wiesz co? Nie zmieniaj się tylko ze względu na swoich rodziców. Bądz sobą, bo jak jesteś sobą, to jesteś super! - powiedziała. - Znajdź sobie chłopaka i bądź z nim szczęśliwy. - rzekła i jakby zamyśliła się na chwilę. Potem rozszerzyły jej się oczy i zapowietrzyła się na moment. Louis popatrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami. W końcu dziewczynka odezwała się. - Albo zakochaj się w moim bracie, a on zakocha się w tobie! - wykrzyknęła, a Louis zaśmiał się pogodnie, tarmosząc jej włosy w przyjaznym geście.

- To tak nie działa. - powiedział z lekkim uśmiechem. Mała wydęła dolną wargę zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Ale byście razem taaak uroczo wyglądali! - wykrzyknęła Darcy. Tomlinson czuł się nieco zagubiony w tej sytuacji, bowiem niecodziennie jakieś dziecko insynuuje mu związek z osobą, o której wie tylko tyle, że jest wysoki i jest gejem. - On jest taaaki wysoki i opiekuńczy, a ty taaki uroczy, a on by cię obronił przed caaałym światem! - jak widać mała mocno zaangażowała się w swatkę.

- Mówiłem ci, że to tak nie działa, Darcy. - uśmiechnął się lekko. Brunetka wydęła dolną wargę.

- Nigdy nie mów nigdy. - powiedziała hardo.

- Już jak tam chcesz. - posłał jej uśmiech, a następnie popatrzył w dal, przed siebie.

- Daaarcy! - do uszu Louisa dobiegło czyjeś nawoływanie głębokim, męskim głosem. I cóż, Tomlinson śmiał twierdzić, że to owy „Harry". Dziewczynka pomachała z ławki do mężczyzny tak, aby obwieścić swoje miejsce położenia. Jej brat podszedł do ławki, rozmawiając z kimś przez telefon, a Darcy zeskoczyła i stanęła u boku Harry'ego.

Louis popatrzył na mężczyznę. Ciche o kurwa zabrzmiało w jego głowie. Stał przed nim grecki bożek. Nieco dłuższe, czekoladowe loki, zielone oczy i dobrze zbudowana sylwetka. Tomlinson przez chwilę zapatrzył się na niego. Jednak nie był sam, ponieważ Harry na chwilę przestał słuchać rozmówcy w słuchawce, a pierwszymi słowami, jakie wypowiedział po obudzeniu się z transu, były „Tak, tak, jestem. Słucham pana."

Wszystkiemu przyglądała się Darcy z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.

Potem oddalili się.

_____

- Co tym razem się stało? - Louis podniósł głowę na Darcy, która stała przed nim. - Dlaczego tu siedzisz? - szatyn był zadziwiony jak mała czuła się swobodnie w jego towarzystwie. Bez oporów siadła obok niego na ławce, machając nogami w powietrzu.

- Tym razem musiałem się oderwać od codziennego życia. - powiedział, chociaż to nie do końca była prawda. Przecież nie powie małej, że miała nadzieję na ponowne zobaczenie jej brata, prawda?

- Tak? A co robisz w swoim „codziennym życiu"? - zaciekawiła się brunetka.

- Jestem architektem. - odpowiedział Louis, lekko uśmiechając się, bowiem naprawdę kochał to, co robi.

- Czyli projektujesz budynki? - zapytała dla pewności.

- Owszem. - przytaknął jej niebieskooki. - Wiesz gdzie jest galeria handlowa? - zadał pytanie. Darcy przytaknęła głową. - To ja ją projektowałem. - posłał mały uśmiech w stronę dziewczynki, która wyglądała na zdziwioną.

- Naprawdę? - mała z wrażenia przestała machać nogami, zastygając w miejscu. Tomlinson skinął potwierdzająco głową. - Harry kocha chodzić do tej galerii! Będzie zachwycony jak mu powiem! - ucieszyła się dziewczynka, stając na równe nogi. Niebieskooki powstrzymał uśmiech na dźwięk imienia brata Darcy. - O, patrz, idzie! - wykrzyknęła i pobiegła w podskokach w stronę brata. Uczepiła się jego nogi i mówiła mu to, czego się dzisiaj dowiedziała od Louisa. Zareagował podobnym „Naprawdę?" i pięknym uśmiechem.

- A więc to ty jesteś ten Louis. - szatyn wstał, kiedy rodzeństwo podeszło do jego ławki. Głos bruneta był głęboki i kojący.

- Jeżeli Darcy nie zna innych Louisów, to tak, to ja. - niebieskooki posłał najładniejszy uśmiech na jaki go stać w stronę kręconowłosego.

- Cóż, myślę, że wiesz jak się nazywam, ale żeby było prawidłowo; Harry. - powiedział, po czym wyciągnął w stronę Tomlinsona swoją dużą dłoń, którą ten uścisnął.

- Tak, Darcy mi dużo o tobie opowiadała. - zaśmiał się lekko szatyn. Kiedy zobaczył jak zielonooki patrzy na siostrę podejrzliwym wzrokiem, dopowiedział: - Spokojnie, same dobre rzeczy.

- No ja mam nadzieję. - powiedział żartobliwie, unosząc kąciki ust.

- Gem! - ich małą rozmowę przerwał krzyk Darcy, która pobiegła w stronę kobiety, która szła chodnikiem.

- Moja starsza siostra. - powiedział Harry w stronę Louisa, który nie wiedział co się dzieje.

- Gemma Styles. - przedstawiła się blondynka, podobnie jak jej brat chwilę wcześniej, wyciągając dłoń w jego stronę.

- Louis Tomlinson. - uścisnął jej dłoń. Harry'emu teraz w głowie w kółko krążyło „TomlinsonTomlinsonTomlinson". - Miło mi poznać.

- Mnie również. - posłała mu lekki uśmiech, po czym popatrzyła na zegarek. - Darcy, jeśli chcesz zdążyć na lekcję tańca, to musimy się pospieszyć. - oznajmiła dziewczynce, która ożywiła się.

- Chodź, Gem! Idziemy! - powiedziała entuzjastycznie i pociągnęła siostrę za rękę. Ta nieco zdezorientowana zachowaniem małej, poszła za nią, pospiesznie rzucając pożegnanie do brata i Louisa.

- Sam między kobietami? - zapytał Harry'ego, nadal patrząc za znikającymi sylwetkami sióstr Styles.

- Taa... ale i tak nie zamieniłbym ich na żadne inne. - powiedział zielonooki.

- Znam to uczucie. Tylko ja mam ich pięć. - zaśmiał się szatyn.

- Pięć? Wow... musi być wesoło. - rzekł brunet, patrząc na rozmówcę.

- Jak jeszcze chodziłem do szkoły to tak... bardzo wesoło. - Tomlinson na chwilę odpłynął w stronę wspomnień, jednak chwilę później wrócił do rzeczywistości. Popatrzył na zielonookiego, którego przyłapał na przyglądaniu mu się. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, zielonooki odwrócił głowę, przerywając kontakt wzrokowy. Louis uśmiechnął się lekko na widok zawstydzonego Stylesa.

- Przejdziemy się? - zapytał niebieskooki, chcąc jeszcze chociaż chwilę pobyć z Harrym. - Jeżeli oczywiście nie masz jakiś rzeczy na głowie do zrobienia. - dodał. Zielonooki popatrzył na niego, po czym uniósł kąciki ust.

- Chętnie.

Szli tak, beztrosko rozmawiając o głupotach, wybuchając co chwilę śmiechem. Czuli się tak swobodnie w swoim towarzystwie, że czas się w tym momencie nie liczył.

Kiedy oboje stwierdzili, że czas wracać ze względu na późną porę oraz zaniżoną temperaturę, skierowali się w stronę domu Louisa, gdyż Harry chciał mieć pewność, że ten bezpiecznie dojdzie do celu.

Zatrzymali się przy furtce do posesji szatyna, a Styles przyglądał się budynkowi, w którym mieszka niebieskooki.

- Wow... ładny. Sam projektowałeś? - mówiąc to, kręconowłosy spojrzał na niższego. Ten delikatnie skinął głową, patrząc w zielone tęczówki. - Chciałbym kiedyś go zobaczyć w środku. - Louis powstrzymał pisk, który niemal uleciał z jego gardła na sugestię tego, że brunet chce go odwiedzić.

- J-jak byś chciał, możesz teraz. - głos niebieskookiego nieco zadrżał. - Jeśli oczywiście nie jest dla ciebie za późno. - dodał, bo wiedział, że zapraszanie kogoś do swojego domu o godzinie dwudziestej pierwszej nie jest najnormalniejszym pomysłem.

Spojrzał nieśmiało na wyższego, który posłał mu najpiękniejszy uśmiech na świecie.

- Prowadź. - pokazał ręką na furtkę. Tomlinson po raz kolejny powstrzymał wewnętrzną nastolatkę, odwracając się w stronę domofonu, gdzie również było miejsce na wpisanie kodu. Bez problemowo wpisał rząd cyfr i chwilę potem znajdywali się w ogrodzie Louisa. Styles grzecznie szedł za niższym, co mu nie przeszkadzało, bowiem miał idealny widok na tyłek szatyna, gdzie chcąc nie chcąc uciekał mu wzrok. Niebieskooki czuł to spojrzenie na sobie, na co lekko zarumienił się, choć schlebiało mu to.

Kiedy dotarli do drzwi, szatyn wyciągnął klucze i modlił się, żeby ręce mu nie trzęsły się od palącego wzroku zielonych tęczówek na sobie. Całe szczęście trafił za pierwszym razem i chwilę później stali w przedpokoju szatyna, ściągając płaszcze i buty.

Harry rozglądał się dookoła rozentuzjazmowany, co chwilę pochwalając gust niższego, który był cały zarumieniony. Weszli do kuchni połączonej z salonem, a Styles usiadł przy blacie na krześle barowym.

- Coś do picia? - zadał pytanie z grzeczności, stając po drugiej stronie blatu.

- Herbatę, jeśli to nie problem. - brunet posłał niższemu piękny uśmiech, który został odwzajemniony.

- Żaden. - rzekł Louis i wlał wodę do czajnika elektrycznego, który był szybszy od zwykłego. Po wykonaniu tej czynności odwrócił się w stronę gościa, opierając tyłkiem o blat.

- A więc... - zaczął zielonooki. - Skąd architektura?

- Od małego lubiłem rysować. Głównie rysowałem budynki, które widziałem. Potem, jak byłem w liceum, coraz częściej rysowałem jakieś swoje projekty, no i tak jestem w takim, a nie innym miejscu w moim życiu. - wzruszył ramionami, po czym odwrócił się w celu zalania dwóch kubków herbaty, bowiem czajnik już wyłączył się, tym samym oznajmiając zagotowanie wody. - A ty? Czym się zajmujesz? Co robisz?

- Ja pracuję w agencji zajmującej się modelingiem.

- To... jesteś modelem? - zadał pytanie szatyn, czekając, aż herbata zaparzy się. Harry zaśmiał się miękko.

- Nie, jestem fotografem. - odpowiedział po chwili, a niebieskooki speszył się. - A co, mógłbym być po tej drugiej stronie aparatu? - zapytał i żartobliwie naprężył mięśnie. Louis tylko próbował powstrzymać ślinotok. Niepewnie pokiwał twierdząco głową. Zaraz jednak powrócił do przygotowywania gorącego napoju. Odchrząknął.

- Słodzisz? - zapytał, chcąc się pozbyć niewygodnego dla niego tematu. Sam co prawda nie dodawał cukru do herbaty, ale wiedział, że nie wszyscy przepadają za smakiem gorzkiej nafty.

- Tak, dwie łyżeczki. - odpowiedział Harry, przyglądając się słodkiej istotce, która otworzyła najwyższą szafkę w celu ściągnięcia stamtąd kilogramowego opakowania cukru. Louis próbował tam sięgnąć, ale jego wzrost mu to utrudniał. Kiedy chciał już wchodzić na blat, albo przynieść krzesło, poczuł za sobą czyjeś ciało. Nie „czyjeś", ale Harry'ego. Jego długa ręka bez problemu wyciągnęła przedmiot z szafki. Jednak po wykonanej czynności, nie zmienił swojego położenia, nawet o milimetr. Jego tors niemal stykał się z plecami niższego, a jego oddech, kiedy opuścił wzrok, drażnił wrażliwą skórę szyi szatyna. Niebieskooki niezauważalnie przełknął ślinę, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Rozważał strategię mądrego rozegrania tej akcji.

- M-możesz się odsunąć? - powiedział drżącym głosem, resztkami kontroli. Brunet nachylił się bardziej nad nim.

- Napewno tego chcesz? - wychrypiał do jego ucha, owiewając go zimnym powietrzem. Na karku Louisa pojawiła się gęsia skórka.

- Ch-chciałeś herbatę. Nie dokończę jej kiedy t-tak stoisz. - Tomlinson powinien dostać jakiegoś nobla za samokontrolę.

- Tak? Czyli jak? Dlaczego nie możesz jej dokończyć? - Harry kontynuował swoją grę, prowokując szatyna i wystawiając na próbę jego silną wolę. - Może chodzi ci o to, że stoję tak blisko ciebie, że jak się poruszysz to otrzesz się o mnie? Że swoim cudownym tyłkiem wywołasz u mnie erekcję? Hm? - mruczał do jego ucha, po czym przyparł go bardziej do blatu, dociskając swoje krocze do jego tyłka, pokazując mu jak bardzo jest podniecony. Oddech niższego stał się płytki, serce biło niemiłosiernie szybko, a dodatkowo i w jego spodniach zrobiło się powstanie.

- Ch-chciałeś herbatę. - powtórzył, bowiem nie w jego naturze było uleganie własnemu ciału.

- Próbujesz mi się oprzeć? Mojemu głosowi, ciału i osobowości? Nieładnie. - ostatnie słowo powiedział niezwykle nisko, a Louis określiłby ten ton jako uosobienie seksu. - Próbujesz walczyć sam ze sobą? Podziwiam, bo ja od razu uległem twojemu urokowi. - teraz jednym ruchem obrócił go przodem do siebie, przypierając do blatu. - A herbata? - spojrzał na dwa kubki. Zaraz jednaj wrócił wzrokiem do niebieskich tęczówek. - Są rzeczy ważne i ważniejsze. - powiedział prosto. - Jak na przykład zajęcie się tym. - po tych słowach zderzył ze sobą ich biodra, powodując gardłowy jęk Harry'ego i gwałtowne wciągnięcie powietrza przez Louisa. - Dalej próbujesz się hamować? Chcę ciebie słyszeć, nie powstrzymuj się. - I czy to dziwne, że w tym momencie wszystkie bariery szatyna poszły się przysłowiowo „jebać"?

Styles ponownie otarł o siebie ich erekcje, a Louis tym razem pozwolił jękowi wydostać się z jego gardła, a sam odchylił głowę do tyłu na zadaną przyjemność. Na twarzy Harry'ego pojawił się mały uśmiech zwycięstwa, a jednocześnie zachwycał się dźwiękiem, który wydał szatyn. Położył swoje duże dłonie na cudownie krągłych biodrach niższego, po czym posadził go na blacie, stając pomiędzy jego nogami. Louis oplótł go nogami w pasie, krzyżując je w kostkach.

Styles zaczął składać pocałunki na szyi niebieskookiego, powodując u niego gęsią skórkę. Niższy odchylił głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp. Brunet podtrzymywał go, kładąc dłonie na łopatkach. Ręce Louisa znalazły miejsce na ramionach partnera. Spomiędzy warg szatyna ulatywały westchnienia przyjemności.

Kiedy Harry doszedł pocałunkami do twarzy niebieskookiego, zatrzymał się. Popatrzył w jego hipnotyzujące tęczówki, zjeżdżając jedną dłonią na biodro niższego, a drugą lokując na policzku Tomlinsona. Zaczął powoli zbliżać się do twarzy niższego, wlepiając swój wzrok w lekko rozchylone usta Louisa. Ten z kolei cały gotował się z podniecenia i pierwszy raz w życiu dziękował za swój niski wzrost oraz to, że tak wysoko umieścił cukier. Kiedy Harry powoli zmniejszał dystans pomiędzy ich ustami, sekunda stawała się minutą, a minuta - godziną. W końcu Louis poczuł motyle zetknięcie ich warg, a cudowne uczucie, które go ogarnęło, chwilę później znikło. Zielonooki nieznacznie odsunął się od niższego, jakby spodziewając się dostania w pysk za to zbliżenie. Louis jednak nie pozwolił mu na skończenie tej chwili, przyciągając go za kołnierz do namiętniejszego pocałunku. Harry przez chwilę był zdezorientowany (w ten pozytywny sposób), ale chwilę potem wyraźnie zdominował szatyna, badając językiem jego podniebienie. Dłonie Tomlinsona pozostały zaciśnięte na koszuli wyższego, a te należące do Stylesa, nieustannie jedna z nich była na biodrze Louisa, a druga gładziła jego policzek.

Pomiędzy pocałunkami z warg szatyna wydostało się polecenie, które miało brzmieć jak „sypialnia", a to Harry z przyjemnością wykonał.

Dalszy tok wydarzeń był wszystkim znany.

Jednak jedna rzecz jest pewna:

Rano, zimna herbata jest niedobra.

LARloveRY.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top