MineCraft - Nowa Generacja

NiebieskiFiolet

Jak w każdy piątek po godzinie szesnastej Kaśka wracała do domu. Znała drogę od dawna na pamięć, chociaż nie mieszkała w tej miejscowości od urodzenia. W ogóle w ciągu ostatnich lat okolica się dość rozrosła, przybyło trochę mieszkańców i gdyby nie to, że dzięki temu znalazła chwilową pracę w nowopowstałym sklepiku znajomej rodziców, dziewczyna na pewno uznałaby fakt rozrostu za wręcz paskudny. A co do pracy – nie było to jej wymarzone zajęcie na przyszłość, ale póki co nie zamierzała narzekać. Chociaż przez wakacje. Dlatego z głową w chmurach powoli stawiała kolejne kroki na ścieżce prowadzącej do domu. Po drodze na zakręcie jak zwykle zachwyciła się wierzbą (ach, te wspomnienia z dawnej kryjówki! Tyle lat!), która w blasku letniego słońca wyglądała po prostu pięknie i rzucała równie niezwykły cień.

Gdyby nie to, że spotkała nieproszonego gościa tuż przy płocie u celu, który, swoją drogą, aż błagał o gruntowną naprawę – mogłaby uznać ten piątek za podobny do poprzedniego. I jeszcze poprzedniego. No, w zasadzie do każdego innego. A jednak ku jej zdumieniu przy płocie (nawet nie wiadomo po której – od strony domu jej rodziców czy Gabryśki?) siedział zadowolony z życia przeuroczy chłopczyk i podkładał rozmaite dźwięki swojej zabawkowej koparce. Ta z kolei bezlitośnie niszczyła mrowisko, a ewakuacja czarnych istotek wcale młodemu wandalowi nie przeszkadzała. Kasia postanowiła nie zaczepiać obcego dzieciaka, a wpierw wrócić do domu i podpytać rodziców. Może oni znali tego chłopczyka?

Jednak zapomniała, że jej plany mają tendencję do zaliczania się do niespełnionych ambicji i im podobnych, a ten, nawet tak prosty, również wziął w łeb. Zachwycony widokiem potencjalnej uczestniczki zabaw chłopiec zerwał się na równe nogi i ze szczerym, rozbrajającym uśmiechem ruszył w kierunku Kasi.

– Nalysuj mi balanka – zaseplenił cichutko, jakby nagle stracił całą pewność siebie, z jaką jeszcze przed chwilą kroczył.

Zdumionej dziewczynie wpierw tylko jedno przyszło na myśl: mały mól książkowy bawiący się przy domu dawnej, podstawówkowej przyjaciółki. I jeszcze o rudej czuprynie, żeby nie ulegało wątpliwościom. Za duży przypadek. Za duże podobieństwo.

– Brzydko rysuję – mruknęła w odpowiedzi. Szczerze mówiąc, była trochę zmęczona i nie chciało się jej zabawiać dzieciaka, który tylko obudził w niej jakąś zakopaną tęsknotę za absurdalnie wesołą podstawówką i kilkoma szczególnymi osobami. – Ale mogę ci za to powiedzieć, że tutaj kiedyś mieszkała taka jedna, co całkiem fajnie rysowała, możesz jej pójść tam poszukać. – Trzeba przyznać, że potem Kasia przeraziła się, że maluch weźmie sobie radę do serca i wprosi się do obcych mu ludzi... ale zaraz sobie przypomniała, że tam mieszkają prawdopodobnie najżyczliwsi ludzie na tym świecie. Nic się nie stanie.

A chłopczykowi aż zaświeciły się oczy. Momentalnie złapał dziewczynę za rękę i szybciutko ruszył w kierunku sąsiedniego domu, gdzie wszedł bez problemu, bo drzwi były otwarte na oścież, podczas gdy oniemiała Kasia próbowała zarejestrować, co się dzieje. Zdecydowanie za szybko.

Gdy w drzwiach stanęła dziewczyna na oko w jej wieku z burzą rudych loków zwiniętych w kłębek (pewnie to był kiedyś kok) na samym czubku głowy, czas się chyba zatrzymał. A właściwie cofnął. Chłopiec wskoczył rudowłosej na ręce, na co ta się przesympatycznie zaśmiała i dopiero po chwili spojrzała w kierunku drzwi.

– Mały wandal rozwalił mrowisko – palnęła bez dłuższego zastanowienia Kasia. Chyba zapomniała, jak się oddycha. I oczy zaczęły przeciekać.

– Ciebie też dobrze widzieć – odparła cicho Gabryśka, nie odrywając wzroku od dawnej przyjaciółki. Jej oczy ani trochę się nie zmieniły: wciąż były tak samo żywo-zielone i wypełnione masą radosnych iskierek. Można by w nie patrzeć godzinami. Po chwili całkiem ostro ochrzaniła chłopczyka i ten, skruszony jak nie wiem, co, poleciał bawić się przed progiem. Z wrażenia zapomniał o baranku do narysowania.
Usiadł na pierwszym lepszym skrawku trawy i pochłonął się całkowicie kolejnym zajęciem.

– I tak za trzy minuty mu się znudzi i wróci do domu, więc jeśli masz chwilę, to szybko właź do środka – rudowłosa zwróciła się do Kasi, która chętnie przytaknęła. Już po chwili siedziały przy stole w kuchni i podjadały jakieś wyschnięte ciasteczka.

– Jeju, jak my się dawno nie widziałyśmy – szepnęła Kasia.

– Niestety – usłyszała w odpowiedzi głośne westchnięcie. – Przyjechałam z Marcinkiem na parę tygodni. Nie wyobrażasz sobie, jak mi się nie chciało latać na te wszystkie zajęcia na studiach, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie niczego poza pracą z dzieciakami, więc po prostu muszę je skończyć. W ogóle pamiętasz Mateusza, nie?

Kasia oburzyła się w duchu. Jak mogłaby zapomnieć imienia męża tak bliskiej przyjaciółki!

– No pewnie, pamiętam. Szkoda, że nic nie wiedziałam o małym – zaśmiała się.

– Jejuśku, rzeczywiście, strasznie cię przepraszam, ale naprawdę tak dawno się nie widziałyśmy, totalnie mi wypadło z głowy – mówiła, przy tym chaotycznie wymachując rękami.

– Nic się nie stało – odparła z uśmiechem, widząc, że dawna przyjaciółka prawie się nie zmieniła. – Tylko szkoda, że nam się tak urwał kontakt...

Gabrysia tylko kiwnęła głową. Nic nie odpowiedziała. I mimo że obu dziewczynom było naprawdę przykro, ta dawna, niezwykła więź między nimi sprawiła, że cisza wcale im nie przeszkadzała. Chociaż i tak po chwili została przerwana przez małego Marcinka, który nie mógł się doczekać wizyty na strychu. Słyszał o wielu skarbach, które tam mógł znaleźć jak prawdziwy pirat!

Obie wybuchnęły śmiechem, po czym wszyscy wzięli latarki i weszli na strych dość już starego domu. Gabrysia obiecała ukochanemu synkowi, że zanim przyjedzie tata (musiał jeszcze załatwić parę spraw w mieście), pokaże mu każdy zakamarek, w którym sama była w dzieciństwie. A dziadkowie nie mieli nic przeciwko.

Strych jak strych, nic nadzwyczajnego. Znajdzie się na nim dosłownie wszystko: zaczynają od jakiegoś dywanu z plamą, do którego nie wiedzieć czemu wszyscy mają sentyment, przez tony albumów ze zdjęciami, stare zabawki i zeszyty, aż do gratów, które się widzi pierwszy raz w życiu. Gabrysia zaczęła od fotografii, które od razu pokazała Kasi i z zapałem przedstawiała jej kolejnych członków rodziny. A ta mimo zmęczenia czuła się jak nowo narodzona. To niesamowite uczucie po tak długim czasie znowu doświadczyć tej siły, więzi przyjaźni!

Ale z transu wyrwał je łomot pochodzący zza kartonu. Aż dziwne, że Gabryśka w ogóle spuszczała tego małego urwisa z oczu – tym razem włożył stare wrotki na ręce i próbował jakichś chorych sztuczek. Nikt nie wnikał. Za to Kasi przypomniały się te wszystkie popołudnia, kiedy umawiały się na jazdę w okolicach lasu, przez który prowadziła równa droga. Ile przy tym było śmiechu! Zaciekawiony Marcinek stwierdził, że należy się tam czym prędzej udać.

Więc poszli.

Marcinek szedł po środku i trzymał za ręce dziewczyny idące po jego bokach, rozglądając się przy tym z ciekawością i nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Rzadko kiedy coś mówił. W ogóle szli w ciszy, co niezbyt do tej ekipy pasowało. Każdy był pogrążony we własnym świecie. Wyrwali się z tego transu dopiero, gdy zobaczyli charakterystyczny, powalony pień nieopodal ścieżki, która wyglądała pięknie: cała obsypana cieniami pojedynczych listków. A i w lesie panował przyjemny chłód.
– Kochanie – Gabrysia kucnęła i złapała synka za rękę, patrząc mu głęboko w oczy – teraz mama zrobi coś bardzo głupiego, czego nigdy nie wolno ci powtarzać, dobrze?

– Mhm – Marcinek kiwnął główką, miętoląc róg koszulki i Kasia o mało nie dostała cukrzycy mózgu.

– No to, stara, lecimy – wrzasnęła rudowłosa, w biegu łapiąc przyjaciółkę za rękę.

Biegły przed siebie, drąc się przy tym jak opętane: las wypełniony był dzikimi wrzaskami typu Na Notcha, creeper za tobą! , Szkielet za drzewem!, Zombie się ślini na twój widok, chyba ktoś cię podrywa! – ogarnij się, mam męża! czy Cholera, to Entity z ciastem, spierdzielamy .

A Marcinek coraz bardziej podziwiał swoją nieobliczalną mamusię.

Tymczasem ona wraz z Kasią zatrzymały się tuż przed powalonym pniem. Związały swoje sznurówki: prawą stopę jednej z lewą drugiej, i wskoczyły na pień. Zadanie polegało na tym, by przeskakiwać całą ,,trasę" do końca pnia i... no, i się nie zabić.

Oczywiście po jakichś trzech skokach obie leżały całe w błocie, śmiejąc się jak szalone. Ale nikt nie zwrócił na to uwagi, dla nich to się teraz nie liczyło. Znowu były razem. A w dodatku towarzyszył im przeuroczy, rudy jak marchewka Marcinek, który od razu podbiegł do swojej mamusi i ją przytulił, nie pozwalając wstać. Wtedy już wszyscy byli w błocie i (chwilowo) nikomu to nie przeszkadzało.
Dopiero, gdy wstali, zauważyli, że na środku ścieżki leży żółty kamyczek, który uprzednio chłopiec przywlókł ze strychu i schował do kieszeni. Najwyraźniej mu wypadł po drodze. Teraz migotał w promieniach słońca.

Marcinek podbiegł do zguby i zafascynowany jej kolorem, przyglądał się przez dłuższą chwilę. Mimo to na prośbę mamy oddał kamyczek.

Przyjaciółki pomyślały o tym samym.

– Naprawdę ich uwielbiam, ale... nie mogę go tu zostawić – szepnęła Gabrysia, patrząc głęboko w oczy Kasi i wskazując na chłopca. Tamta tylko kiwnęła głową.

– Mimo wszystko ja bym chętnie choć na chwilę tam wróciła, wiesz, tak w odwiedziny – odparła druga. – A z małym coś wykombinujemy.

Zapadła dość długa cisza.

– Nie tęsknisz za nimi? – dopytała.

Gabryśka popatrzyła najpierw na nią, potem na Marcinka. Zmrużyła oczy.

– Nie.

Ale obie doskonale wiedziały, że skłamała.

– Może wrócimy do domu i zobaczymy, czy zacznie silniej świecić, zgoda? – zaproponowała jak gdyby nigdy nic Kasia. Jej przyjaciółka od razu się zgodziła i wręczyła na przechowanie kamyczek, bo sama nie miała kieszeni.

A gdy tylko wzięła go do ręki, przeszedł przez nią jakby... prąd. Światło oślepiło całą trójkę.

Kilka sekund później po błysku nie było ani śladu. Nadal las. Tyle, że sześcienny.

– No dobra – przyznała Gabrysia. – Okropnie tęskniłam.

Roksia_kSZak (ja)

- Mam plan na życie...

- No? - przewróciła oczami brązowowłosa, zapisując coś na kartce w kratkę czarnym długopisem. - Ty i te twoje plany na życie... - burknęła cicho pod nosem.

- Co tam piszesz? - zapytał, teleportując się do jej biurka. Za nim się obejrzała, Alex trzymał w swoich rękach jej kartkę, czytając jej zawartość.

- Oddawaj to! - poderwała się z krzesła, chcąc odzyskać swoją rzecz. - Natychmiast!

- ,,DROGI JANIE. CHODZIMY DO JEDNEJ KLASY I POMYŚLAŁAM, ŻE FAJNIE BY BYŁO..." - parsknął śmiechem, co chwila teleportując się przed wściekłą siostrą po ich pokoju. - Chwila, daj mi doczytać!

- NIE! - cudem udało jej się wyrwać pogniecioną kartkę papieru, chowając za swoimi plecami. - Miałeś mówić coś o swoim ,,planie na życie", a nie kraść mi ważne notatki! Eee... - zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziała, zarumieniła się. Jak tylko mogła zakryła swoją twarz włosami, by jej ,,kochany'' brat nie mógł tego dostrzec. Niestety, na próżno.

- MMM, ,,ważne notatki'' POWIADASZ? - zaczął się śmiać z reakcji siostry. Nie mógł powstrzymać swojego rozbawienia tą sytuacją, więc go po prostu nie krył.

- Debil! - fuknęła, a w jej dłoni pojawiła się kula ognia, która szybko rozprawiła się z kawałkiem papieru. - Ygh... To jaki jest ten twój ,,plan na życie''? - chciała jakkolwiek ominąć poprzedni temat szerokim łukiem.

- A więc tak... - w tej samej chwili usłyszeli dosyć głośny dźwięk w pomieszczeniu. A mianowicie charakterystyczny dźwięk burczenia w brzuchu. Dziewczyna spojrzała na zielonookiego z politowaniem. - Głodny jestem...

- Co za kretyn! - krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. - I mnie to mówisz? Chyba masz tą moc materializacji, no nie?

- Ciekawiej by było, gdybyśmy poszli do kuchni. - powiedział, odwracając wzrok w stronę drzwi. - Bez żadnych teleportacji, czy innych mocy... Zauważyłem, że szybko się męczę... - westchnął, patrząc na spalone skrawki papieru w dłoniach Elizabeth. - Ale dla twojego listu miłosnego było warto! - buchnął śmiechem
- To nie był żaden list miłosny, imbecylu! - warknęła. - Ugh..! Po prostu chodźmy do tej kuchni. - przewróciła oczami, kierując się w stronę drzwi wyjścia ich pokoju.

- Jesteś bardzo przekonująca, Ela. - parsknął śmiechem, podążając za siostrą, krok w krok śmiejąc się z jej napisanych parę zdanek na kartce.

Po kilku minutach zjawili się w kuchni. Z powodu takiej później godziny na zegarze starali się jak najmniej hałasować. Nie chcieli budzić rodziców o czwartej nad ranem, zwłaszcza po ich wielkich przygotowaniach na ,,rodzinną kolację'', która miała się odbyć następnego dnia. Wszyscy z ,,rodzinki'' Boss'ów mieli się na niej zjawić. Rodzina Niko, Larissy, czy samego Entity_303'ego! Podobno nawet siostra bliźniaków, która... No, powiedzmy szczerze, nie przepada za swoją rodziną. A to wszystko miało się odbyć na jednej z kwiecistych polan, pod gołym niebem.

Każda z rodzin podzieliła się na swoje obowiązki, żeby było jak najbardziej sprawiedliwie. Error z Olfix przyjęli zadanie wypieków. Chociaż rodzeństwo wypytywało swoich rodziców, czemu akurat mieli upiec kilka ciast z kremem, ta dwójka nie chciała im zdradzać żadnych informacji.

Niecałe kilka minut później odnieśli sukces. Alex zabrał z szafek głównie słodycze, co nie pochwalała Eliza. Ona za to wzięła dwa steck'i, bo zrobiła się przy okazji głodna. Co chwila marudziła na swojego brata, jaki to jest infantywny i w ogóle.

Mijając pokój swoich rodziców, dziewczynie rozwiązały się sznurówki. Ukucnęła, by je zawiązać, przy okazji słysząc zza drzwi zapłakany głos fioletowowłosej.

- Tęsknię. Error... Ja już nie mogę wytrzymać, kurna. Wszystko mi je przypomina, rozumiesz? Dla nich pewnie minęło kilka tygodni, ale tutaj...
- Ela, idziesz? - mruknął brat, nie wyczuwając przy sobie towarzystwa zielonookiej. Stanął w miejscu, przekręcając głowę lekko w bok. Jednak się nie odwrócił.

- Ygh... Ta, idę! - powiedziała, zapominając kompletnie o sznurówkach. Wstała, chcąc postawić krok naprzód, ale od razu tego pożałowała. Nadepnęła na niezawiązaną sznurówkę, potykając się o własne nogi. Runęła na panele z impetem, w skutek czego zrobiła przy tym niemały hałas. Dopiero wtedy Alex odwrócił się w jej stronę ze zdziwieniem na twarzy.

Chłopak chciał już do niej podejść by zaoferować pomoc, jednak zamarł, kiedy drzwi od pokoju ich rodziców się otworzyły. Stał w nich czerwonooki. „Czyli nici z nie obudzenia rodziców, świetnie, brawo Ela" - pomyślał, mając ochotę przybić sobie piątkę z czołem.

Z ciała mężczyzny zaczęło się ulatniać co raz to więcej pixelów. Spojrzał piorunującym wzrokiem na córkę, po czym posłał jej swoją myśl, która tylko ona mogła ją usłyszeć. Następnie zamknął się w pokoju od środka.

- Alex, musimy iść. - powiedziała szeptem, podnosząc się do siadu. W trybie natychmiastowym zawiązała sznurówkę, po czym wstała w stronę brata. Złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia domu.

- Ale o co chodzi? - nie rozumiał dziwnego zachowania siostry. Jednak nie protestował, nie szarpał się ani nic. Kiedy opuścili miejsce zamieszkania, zielonooki wyrwał rękę z ucisku brązowowłosej. - O co ci chodzi?

- Ty głupi nieogarze! - warknęła. - Później ci powiem... - odwróciła wzrok, ponownie łapiąc brata za rękę. Znowu zaczęła go ciągnąć, tym razem na północ... Chociaż tak naprawdę nie wiedziała, gdzie idzie, chciała jak najszybciej się oddalić od domu.

Alex kompletnie nie wiedział co się dzieje. Mimo wszystko nie szarpał się, tylko z godnie z jej prośbą... Szedł za nią. Nie wiedział gdzie, i co ona chce tym zachowaniem osiągnąć.

W jego umyśle zapaliła się czerwona lampka, kiedy wkroczyli na teren puszczy. Stanął w miejscu, przez co i dziewczyna się zatrzymała.
- Idziemy do Herobrine'a? - mruknął, lustrując ją ciekawskim spojrzeniem. - Trzeba było tak od razu. - wyszczerzył się, nagle ruszając przed siebie, wymijając tym siostrę. Zostawił ją w tyle, kiedy ona biła się z własnymi myślami. W końcu jednak zdecydowała się odezwać.

- Nie, Alex... - wyszeptała. Gdyby ten poszedł jeszcze parę kroków dalej, nie usłyszałby jej głosu. Ale na jego dźwięk zatrzymał się, odwracając się w jej stronę. Ta za to podeszła do niego, z rękami schowanymi w kieszeniach bluzy. - Właściwie to... Nie wiem. Nie wiem gdzie idziemy.

Między nimi zapanowała chwila ciszy. Każde z nich analizowało każde słowo, które mogliby teraz powiedzieć. Jednak zielonooki odezwał się pierwszy.

- To po co to wszystko? - zapytał. - Wszystko w porządku, Ela? - dodał szybko, widząc, że już miała odpowiadać.

Ta za to westchnęła.

- Widziałeś kiedyś, żeby mama płakała? - odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. - Nie, nie widziałeś. Nie mogłeś widzieć.

- Widziałem. - zaprzeczył jej. - Jeden raz... Ale co to ma do rzeczy? - przyjrzał jej się bardziej.

- Nic. - burknęła, przewracając oczami. - Słyszałam, jak płakała. - zamilkła na chwilę, po czym szybko dodała. - Tata powiedział, żebyśmy zostawili nas samych w domu, wyszli na jakiś spacer. Brzmiał dość poważnie, więc...

- Mama płakała? - przerwał jej zdziwiony. - Dlacze-

- Ty infaltywny człowieku! - krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. - Skąd mam to wiedzieć?

Po tym pytaniu  oboje zamilkli. Alex zaczął szperać w swoim ekwipunku, tak samo jak i Elizabeth.

- Mówisz, że... - przerwał ich wspólną ciszę zielonooki. - Tata cię poprosił, żebyśmy ich zostawili sami w domu?..

- Nom. - przytaknęła, spoglądając na brata ciekawskim spojrzeniem. Widząc jego dwuznaczny uśmiech, zaśmiała się cicho.
- Może chciał ją w pewien sposób „pocieszyć"...

- Alex, NIE!

- MOŻE CHCIAŁ ZROBIĆ Z MAMĄ TO SAMO CO TY Z JANEM! - wrzasnął, zaczynając się chichrać pod nosem.

- Nic z nim nie chciałam zrobić, debilu! - warknęła, rzucając się w jego stronę z bronią. Mimo wszystko, ten zrobił szybki unik, przez co spudłowała. - Jak ja cię dorwę..!

Jego śmiech co raz to bardziej przybierał na siłę. Jeszcze chwilkę zaczął się drażnić z siostrą, po czym odpuścił. Zjedli przy okazji swoje jedzenie zabrane z kuchni, po czym wyruszyli na polowanie, ponieważ nadal odczuwali głód, nie wiadomo dlaczego.

Kilka godzin później natrafili się na kilka świń, spacerujących sobie obok Leśnego Dworu. Chłopak zamachnął się na jedną z nich swoją Kosą, zabijając tym swoją ofiarę. Podniósł z podłoża resztki świni niczym trofeum, po czym pokazał je swojej siostrze.

- Mamy jedną.

- Widzę, kretynie.

Eliza jednym ruchem ręki rzuciła ostrzem katany prosto w kolejne zwierzę. Spojrzała wymownie na brata, idąc w stronę wyexpionych itemów.

- Teraz już dwie. - przewróciła oczami, wyjmując z ziemi swoją broń. - Za kilka godzin powinniśmy się zjawić u cioci Niko... No wiesz, te sprawy na temat ostatnich przygotowań. - mruknęła, celując bronią w kolejną świnię. - Alex, słuchasz mnie?
W tym samym momencie bliźniaków oślepiło jasne światło, dochodzące zza krzaków. Oboje syknęli, zasłaniając ręką swoje pole widzenia.

- Co jest... - syknęła z bólu dziewczyna, mrużąc oczy.

Po kilku minutach światło zmalało na sile. Alex przetarł oczy zaciśniętymi pięściami, mrucząc coś pod nosem. Kiedy tak przyglądał się ze zdziwieniem roślinom, Elizabeth usłyszała dobiegające z nich głosy. Wywnioskowała, że były to starsze od niej postacie o tej samej płci.

Nagle brązowowłosy ruszył w ich stronę, z bronią w ręku. Za nim dziewczyna zdążyła zareagować, ten odwrócił głowę w jej stronę, robiąc zamach na krzaki.

- Mamy i kolejne!

- Alex! - krzyknęła przerażona, teleportując się w jego stronę. Znajdując się tuż za nim pociągnęła go mocno za kołnierz bluzki do tyłu, kiedy ten miał już zadać cios. Chłopak upadł na cztery litery, jęcząc z bólu.

- Za co to?! - wykrzyknął, patrząc oskarżycielsko na siostrę.

- Ty pajacu, narwany pojebie! - krzyknęła, chcąc dodać jeszcze kilkanaście wyzwisk w jego stronę. Jednak powstrzymało ją... Dziecko.

Dziewczyna z początku myślała, że za krzakami znajdowali się niewinni ludzie, a tu proszę. Rudowłosy chłopczyk wybiegł zza roślin, rzucając się na zdezorientowanego Alexa z przytulasem. Po chwili oderwał się od niego, patrząc mu w oczy.

- Ty pajacu, nalwany pojebie. - powtórzyło dziecko, zaczynając się śmiać. Chłopak spojrzał na siostrę morderczym spojrzeniem, kiedy ta z trudem powstrzymywała siebie przed wybuchem śmiechu. W tym samym momencie zza krzaków wybiegła kobieta-najprawdopodobniej matka dziecka. Jej włosy były rude, związane w niedbałego koka, natomiast oczy były koloru niebieskiego.

- MARCINEK! - krzyknęła kobieta, odsuwając jak najdalej chłopczyka od Alexa, przytulając go do siebie. - Nigdy nie powtarzaj takich słów, to są bardzo brzydkie słowa! - powiedziała dosyć wysokim tonem, zatapiając swój wzrok w swoim skarbie. Jednak po chwili obdarowała przepraszającym spojrzeniem oboje z bliźniaków. - Uhh... Bardzo was przepraszam za kłopot...

- Nic się nie stało. - przyznał z promiennym uśmiechem posiadacz diamentowej Kosy, drapiąc się z tyłu głowy. Po chwili wstał, bacznie przyglądając się ,,Marcinkowi''.

Eliza w tym czasie lustrowała swoim wzrokiem drugą z kobiet, która zaczynała szarpać się z krzakiem. Po kilku minutach walki z gałązką, co zahaczył o niebieski T-shirt brązowowłosej, niebieskooka zaczęła się rozglądać po otoczeniu. I takim o to sposobem wzrok drugiej z nieznajomych osób, jak i nastolatki się skrzyżowały.

Zielonooka nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zrobiła krok w jej stronę, wyciągając ku niej rękę.

- Przepraszam za niego, nie wiem jakim cudem spostrzegł was jako świnie. - wyszeptała, spoglądając kątem oka na swojego brata. Kasia-bo tak nazywała się lekko nieogarnięta z kobiet-podążyła jej śladami, natrafiając wzrokiem na chłopaka, który zabawiał syna jej najlepszej przyjaciółki. - Popapraniec jeden, eh... Jestem Eliza, a ty? - mruknęła, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Kasia. - odparła, niepewnie ściskając jej dłoń z uśmiechem. - Em... Gabrysia? - zwróciła się do swojej przyjaciółki niepewnym tonem. - Wiesz, gdzie my jesteśmy?.. - mruknęła. Rudowłosa odwróciła się w jej stronę, po czym rozejrzała się wokół. Już miała mówić owe miejsce, w którym obecnie przebywały, jednak Eliza ją wyprzedziła.
- Leśny Dwór. - uśmiechnęła się promiennie. - Należy do Herobrine'a... - dodała szybko.

I tak o to dwójka graczy bardziej się zapoznała z bliźniakami. Rozmawiali w najlepsze, opowiadając sobie legendy, jak i przeżycia związanymi z walką. Kasia i Gabrysia w pewnym momencie spojrzały po sobie, następnie obdarowały przerażonym spojrzeniem zachodzące słońce. Nie zauważyły, że przesiedziały już tu z kilka godzin, a nie chciały raczej zostać na pastwę losu w ciemnym lesie, jak i złych mobów.

- Alex, ściemnia się... - syknęła w stronę zielonookiego, dając mu z łokcia. Przeniosła swój wzrok na dwójkę kobiet. - Ygh... Macie gdzie się podziać?

- Właściwie to... Nie, nie mamy. - odparła zmartwiona Kasia.

- W takim razie zapraszamy was na rodzinną kolację! - wykrzyknął bez zastanowienia Alex, podnosząc małego chłopczyka do góry. - Dzisiaj organizujemy takową, nasza rodzinka jest naprawdę duża, więc...

- Alex, co ty robisz! - warknęła, dając mu cios w potylicę. - Nie wiadomo czy będzie dla nich miejsce...

- Daj mi dokończyć! - przewrócił oczami, masując ręką bolące miejsce. - No więc... Nasza rodzinka jest wielka, może znalazło by się miejsce dla waszej trójki? Warto spróbować.

Niebieskookie spojrzały po sobie.

- Pewnie! - krzyknęła Gabrysia. - Czemu nie? To znaczy... Jeśli możemy oczywiście, heh... - poprawiła się szybko, biorąc od chłopaka Marcinka, by później przytulić go i swoją przyjaciółkę.

- No i załatwione. - wyszczerzyła się jak głupia, zielonooka.

Koles99

-Dobra, ruszamy!- Oznajmił Alex po o czym zaczął prowadzić  w stronę Leśnego dworu. Rudowłosa z dzieckiem i brązowowłosa spojrzały po sobie porozumiewawczo. Nawet uśmiechnęły się do siebie lekko.
-Co was tak bawi? –zapytała w końcu Eliza widząc na ich twarzach uśmiechy. Dziewczyny zaś nie do końca chyba chciał wyjawić sekret który ich bawił.
-Nic nic. Po prostu przypomniało nam się coś zabawnego. –mruknęła rudowłosa z uśmiechem niosąc na rekach swojego małego Marcinka.
-A co jak nas nie poznają? –Dodała szeptem Kasia do Gabrysi. Zaczęły miedzy sobą cicho rozmawiać. Alex postanowił to olać gdyż nie ładnie jest podsłuchiwać. Chyba że to jakiś sekrecik rodziców. Eliza zaś chciała podsłuchiwać lecz po chwili zamyśliła się na temat jaki rozmawiają dziewczyny.
-Nie ma takiej opcji. Poznają nas na bank.- odpowiedziała w końcu Gabrysia.
-Ale wiesz… U nas minęło kilka lat.  U nas kiedyś przecież minęła raptem jedna noc a u nich tutaj minął z tydzień albo i miesiąc.
-Aj daj spokój. –Mruknęła w końcu ruda.- Pamiętam ale może nie jest tak źle.
Słońce zachodziło w tym lesie dosyć szybko. Może dlatego że był on bardzo gęsto porośnięty przez różne drzewa. Gdzieś w oddali pojawiały się już pierwsze moby. Szkielety, creppery, gdzieś w oddali było można usłyszeć mruk zombie. Marcinek przerażony odgłosami postanowił zamknąć oczka i wtulić się w ramiona swojej kochanej rodzicielki albowiem w nich czuł się bezpiecznie. Szli jeszcze tak z dobre 5 minut aż na horyzoncie uwidocznił się zarys wielkiego dworu pośrodku lasu.
-Jesteśmy prawie na miejscu! -Oznajmił radosnym głosem Alex idąc z przodu.
-Mam nadzieje że rodzice się niebawem pojawią. Dziadek z resztą już pewnie na ich wyczekuje.-dodała Eliza.
-Aj… Wiesz jaka jest Babcia Cari. Zawsze musi zrobić  coś przed czasem. Nie lubi spóźnialstwa. –dodał rozbawionym tonem chłopak.
-Babcia Cari?- zapytała jakby sama siebie Kasia i obdarowała pytającym spojrzeniem swoją przyjaciółkę. Ta obdarowała ją tym samym pytającym wzrokiem, jednak po chwili lekko się uśmiechnęła.
-Czyżby i tu upłynęło dużo czasu?
-Chyba na to wygląda.
-Widzę babcie!- Oznajmiła radosnym głosem Eliza i po chwili wyminęła przybyszki z innego wymiaru i pognała do schodów willi teleportując się co kilka kroków. Dopiero teraz dziewczyny zauważyły emitujące z jej ciała piksele. Spojrzały po sobie porozumiewawczo. Tera zbyły pewne ze minęło wiele lat.
Nie minęła nawet chwila gdy Eliza wbiegła do Dworu. Wielki stół w salonie stał już pięknie udekorowany i dla każdego było miejsce. Stały talerze, sztućce, szklanki, jakieś napoje i część jedzenia na zimno. Jedzenie na ciepło jeszcze stało w gorących piecykach. Carify nie chciała by wystygły wiec je tam zostawiła. Herobrine zaś towarzyszył ukochanej w kuchni. Pomagał jej z dociągnięciami na ostatni guzik. Omawiali szczegóły i to kiedy kto i z czym się zjawi. Najpierw miała zjawić się rodzinka Niko z jakimiś pieczeniami. Tuż po nich miała zjawić się rodzinka Nulla. Ci organizowali jakieś wypieki i pieczenie. Następnie Olfix z rodziną, ci mieli za zadanie przynieść  ciasta i ciasteczka. Ogólnie słodkie rzeczy. Na koniec miał stawić się Entity303 ze swoją rodziną. Ci odpowiadali za desery. Dodatkowo miał wpaść Dreadlord. Nie był on członkiem rodziny ale był bardzo bliskim przyjacielem każdego z nich. Dodatkowo każdy z dzieci wyżej wymiennych osób uznaje go za wujka.
-Dziadkuuu!!! –Krzyknęła  Eliza. Co jak co ale za Herobrinem to ona bardzo przepadała.
-Hmm? Oh Eliza! Co ty tu robisz? Gdzie rodzice? Zapytał się i odpowiedział przytuleniem na jej przytulenie.
-Ela! –zaśmiała się Carify po czym odstawiła jedną z pieczeni na bok- Co tak wcześnie?
-Aa…  Tata rano wysłał nas na spacer bo mama płakała. Chciał byśmy zostawili ich samych więc z Alexem poszliśmy do lasu.
-Czemu płakała?- zapytała się Carify patrząc na wnuczkę uważnie.
-Nie wiem. Mówiła coś że bardzo za nimi tęskni i że u nich może zleciał tydzień a u nas tyle czasu. –wzruszyła ramionami- Nie wnikam w to.
-Rozumiem- mruknął Herobrine.
-A tak przy okazji… mamy 3 niespodziewanych gości…. W tym samym czasie wszedł Alex brat dziewczyny prowadząc za sobą Kasie i Gabrysię z małym Marcinkiem.
-Nie mają się gdzie podziać przed nocą więc postanowiliśmy przyprowadzić ich do was. Macie przecież dużą posiadłość. –dodał od siebie chłopak. Dziewczyny po przekroczeniu wejścia do włości samego wielkiego Herobrinea, od razu stwierdziły że za wiele się nie zmieniła. No może prócz tego że wszystko wydało się ciut mniejsze gównie przez to ze urosły.  Mały Marcinek w końcu otworzył oczka i rozejrzał się po całym pomieszczeniu.
Gospodarze spojrzawszy w stronę gości zaniemówili. Zapanowała chwilowa cisza między wszystkimi. Jednak nie na długo. Marcinek przerwał ją głośnym „woooow”. Odpowiedziały mu śmiech jego rodzicielki i przyjaciółki oraz gospodarzy domu wraz z bliźniakami.
-Kopę lat Dziewczyny!- wykrzyknęła Carify.- Widzę że nie tylko u nas czas szybko popłynął.
-A jasne! –roześmiała się Kasia.- dużo się u was nie zmieniło jak widzę –kontynuowała i rozglądała się po pomieszczeniu. Gabrysia odstawiła syna na ziemię i trzymała go za rączkę by nie oddalał się na ową chwilę nigdzie. Bliźnięta zaś stały i nie wiedziały o co chodzi. Patrzyli to na dziadków to na nowo poznane dziewczyny z lasu.
-Ah Eliza, Alex! Poznajcie Kasię i Gabrysię. –W końcu odezwał się Herobrine i otoczył ruda i brązowowłosą ramionami.
-To wy się znacie?! –Krzyknęli niemal jednocześnie rodzeństwo. W potwierdzeniu ich Dzidkowie kiwnęli głowami.
-To długa historia ale kiedyś one bardzo nam pomogły. Wtedy jeszcze w naszej rodzinie było nie za ciekawie ale dzięki nim ułożyło się wszystko dobrze. Do tego stopnia że  jesteście Wy, Aaron, Lily, Finn, Inez i bliźniaki. –roześmiał się i wyjaśnił Białoboki.
-Hero! Trzeba w takim razie dodać 3 krzesła! –Ponagliła nagle Carify- Skoro mamy gości wypadałoby ich ugościć i przenocować do czasu aż nie wrócą do domu.
-Ah racja kochanie. – roześmiał się brunet i podszedł do stołu by móc zrobić miejsce dla dziewczyn i dziecka.- Swoja drogą, co wy na to by zrobić pozostałym niespodziankę?
-To znaczy? –Zapytała Kasia prosząc tym samym o wyjaśnienie.
-No, możecie iść na górę i zaczekać aż wszyscy się zejdą. Wtedy was zawołamy. Ent, Dona, Niko i reszta na pewno ucieszą się na waszą obecność.
-Ty, to dobry pomysł!- odpowiedziała mu brązowowłosa.
-Jestem za! Jestem ciekawa min wszystkich zgromadzonych –roześmiała się Gabrysia.
-W takim razie Ela bądź tak miła i zaprowadź dziewczyny do wolnego pokoju. Niech sobie ta trochę odpoczną a i zaczekają. –Poprosiła ją babcia.
-Ok. –Odpowiedziała córka Pixelowatego.
Gdy tak dziewczyny z innego wymiaru miały już swój pokój gdzie mogły odpocząć, położyły się na dużym wygodnym łóżku wraz z Marcinkiem. Ni stąd ni z owąd ucięły sobie drzemkę.  W tym czasie do Leśnego dworu dotarli wszyscy  którzy mieli być na Kolacji.  Niko z Entity404 wraz z Finnem ustawiali swoje przyniesione części dania do kolacji. Zaraz po nich Null z Veii  wraz z Inez, Nela i Dave.  Tak samo jak poprzednicy rozstawili na stole wszystko co ze sobą przynieśli. Chwilę po nich pojawiła się Olfix z Errorem. Przynieśli wykwintne ciasta i ciastka. Zanieśli je więc do kuchni by móc je pokroić i  ustawić na tacach. Pokroili ciasta, rozłożyli ciastka i odstawili na bok. I wreszcie ostatnia rodzinka. Entity303 z Don i z Aaronem i Lily. Przytaskali pełne ekwipunki wypchane po brzegi różnymi deserkami. No, Dona i Lily się napracowały. Było warto. Gdy wszyscy już byli zebrani, gospodarze domu zarządzili by zajęli swoje miejsca, ale przed  pierwszym posiłkiem  Herobrine posłał grzecznie Elizę.
-Eliza, pójdziesz? –Zapytał grzecznie czy by poszła po gości. Na co dziewczyna grzecznie skinęła głowa i poszła na górę.
-O… a to co? Zapytał Null.
-Właśnie… Co to za podchody? Gości mamy? –dołączył się 303 widząc 3 miejsca wolne.
-Aaa… to zaraz kochani zobaczycie –dodała Melodyjnym głosem Carfy.
-Coś jest na rzeczy –Dodała Niko i spojrzała na rodzonego brata z lekkim uśmiechem. W końcu Eliza ogłosiła ze idą goście i szybko dołączyła do stołu na swoje miejsce. Nie minęła chwila a na schodach można było zobaczyć Marcinka który trzymał  się za ręce dwóch osób. Jeszcze kilka kroków i…. Ukazały się dwie dziewczyny z radosnymi promiennymi uśmiechami na twarzach.  Wtem Olfix położyła dłonie na twarzy. Oniemienie  wymknęło jej się przez ręce. A był to pisk radości. Poderwała się szybko z przed stołu i pognała w stronę dziewczyn rzucając się im na szyję. Reakcja Niko i Dony była taka sama. Piska radości i run do dziewczyn. Ich dzieci zaś były zdezorientowane. Entity zaś roześmiał się głośno i rozłożył ręce
-Witamy w domu! –znajmił303 po czym wstał i podszedł się do nich przywitać.
-Kasia, Gabrysia! –Wrzasnął Null po czym wstał i też poszedł się przywitać, za nim Error Ent404 i sam 303.
-Jeejuuuś!- Krzyknęła Gabrysia odwzajemniając tulenie dawnych przyjaciół- Jak tu się zmieniło! Jacy wy jesteście duzi! I uh… -spojrzała za rodzicieli- Macie własne… Dorosłe dzieci…. –Dodała z lekkim szokiem.
-Na Notcha!- Odezwał się Aaron. Po chwili wstał i podszedł> nie gadajcie ze to one.. -spojrzał na rodziców wymownie, czyli w stronę Enity303 i Dony. Ci zaś kiwnęli twierdząco głowami.- Masakra!
-Aaron?!= Krzyknęła Gabrysia i aż złapała go za kości policzkowe by móc się mu przyjrzeć- Jakiś ty dorosły! Nie poznałam cię –dodała z rozbawieniem i promiennym uśmiechem.
-Ahem… -Odezwał się Finn i podszedł do Niko i 404.- Przedstawcie nam kim one są…- zmarszczył lekko brwi.
-Ah tak- zabrał głos Ent404- To tak, kochani nasi podopieczni –tym razem zwrócił się do Syna i reszty dzieci swojej rodziny i do Veii.- Poznajcie Kasię i Gabrysię. Nasze stare przyjaciółki które bardzo nam pomogły swego czasu.
-Oj daj spokój, dawno i nie prawda Ent zaśmiała się Gabrysia.
-Mamoooo –Odezwał się głos z dołu. Wtem wszyscy spuścili głowy i popatrzyli na małego Marcinka- Jestem głodny –Powiedział z takim smutkiem w głosie. Dzielna mama już miała go wziąć na ręce i przystąpić do stołu, ale ktoś ją ubiegł. Tym kimś był Abdiel.
-Siadamy i wcinamy!- Roześmiał się po czym podniósł małego chłopca i pognał do stołu. O dziwo chłopiec nie płakał a cieszył się. Roześmiał się na cały dom.
-ABDIEL!- Wrzasnęła Gabryśka i pognała za nim- Oddaj mi syna!
-Zaraz! –zaśmiał się i usiadł do stołu dodatkowo odwracając się tak by Gabi nie mogła mu go odebrać. Wszyscy roześmiali się na całą tą sytuację.
-Spokojnie Gabi, niedługo go odda. –pocieszyła ją Dona i zajęła miejsce obok męża i dzieci. Zrezygnowana Ruda usiadła i głęboko westchnęła.
Wtem zapanował w domu harmider wesołych rozmów i żartów. Każdy miał coś do powiedzenia i opowiedzenia, zwłaszcza trójka przybyłych osób z innego świata. Dzieciaki też mieli szansę się wypowiedzieć i zapoznać. Nie było gniewów, nie było kłótni jak kiedyś. Był za to śmiech i łzy szczęścia po miłym spotkaniu. I wszyscy szczęśliwi, tak jak to w rodzinie powinno być i jest.

Wspólny One-Shot dotyczący naszej kochanej serii o MineCraft'cie! ^^ Każda z nas napisała jedną część. Dziękuję, że mogę z wami to pisać <3 *tuulllii*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #oneshoty