2. ,,Poznajcie swojego przyszłego... zięcia."

Rayan był lekko niespokojny jednak musiał wytrwać do końca zajęć. Jak dobrze, że miał właśnie zajęcia z młodszym rocznikiem, z którym umówił się na test, by miał jakiekolwiek potwierdzenie, że robi coś programowo na tych zajęciach i nikt nie mógł się do niego doczepić. Nie mógł uwierzyć, że Sucrette wpakowała go na tak oczywistą minę. Kurcze... nie był jeszcze gotowy na taki krok. Nie teraz. Do tego by mogli być otwarcie razem, brakowało jeszcze tylko miesiąca. Zleciał by on dość szybko i wówczas wtedy mogli by ogłosić światu swoje uczucie, a teraz? Miał spotkać się z Filipem jako swoim... przyszłym teściem? To było za dużo jak na jeden miesiąc, zwłaszcza, że zaledwie tydzień temu się oświadczył swojej ukochanej i włożył na jej palec pierścionek należący do jego zmarłej prababki. Przechodził w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie a po śmierci jego matki, ten miał przekazać go swojej ukochanej. Oczywiste jest to, że nie miał okazji podarować go Chloe, jednak teraz był pewien, że Sucrette była dla niego odpowiednią posiadaczką. Nie chciał na razie o tym fakcie informować nikogo. Wiedział, że jego ojciec nie poparłby czegoś takiego zwłaszcza, że sam związał się z jego matką, gdy ta była na końcu swej kariery studenckiej. Może i był dzieckiem z wpadki, ale rodzice zawsze go kochali. Był jedynakiem i nie wiedział jak to jest mieć rodzeństwo, więc rodzice poświęcili mu całą swą uwagę. Gdy jednak matka zachorowała, wszystkie się zmieniło. Ojciec zaczął więcej pracować, otrzymywać awanse, aż w końcu zamieszkali w tym mieście i otworzył on swą własną firmę, której siedziba mieści się w innym mieście. Wszystko potem zaczęło się układać. Jednak po śmierci Chloe, zmarła również jego matka i został sam. Została mu tylko sztuka i ... ona. Był gotowy powiedzieć jej rodzicom o nich, jednak nie tak szybko. I to w momencie, gdy jeden sprzeciw Filipa może unieważnić ich plany. Wiedział, że mężczyzna widział w nim kolegę pomimo różnicy wieku pomiędzy nimi. Jednak nie sądził, że będzie taki wyrozumiały, gdy będzie chodzić o jego córkę. Pamiętał doskonale wczorajszą rozmowę ze swoją narzeczoną...
-Hmmm... narzeczoną.  - na samą myśl uśmiechnął się pod nosem nie wierząc, że się to na prawdę dzieje. 
Zerknął odruchowo na zegarek, który sygnalizował koniec czasu. Zeprał pracę studentów i usiadł za biurkiem. Miał teraz trochę wolnego czasu i zamierzał go wykorzystać na przemyślenia. Jednak nie dostał o mało zawału, gdy zobaczył obok swego boku ... ją. 
-Sucrette... Co ty tu robisz? Przestraszyłaś mnie. 
-Przepraszam .... profesorze Zaidi, ale mam pewne pytanie dotyczącego ostatniego spojrzenia na moją pracę magisterską. 
-Oh... rozumiem. W takim razie proszę usiądź. 
Usiadła w pierwszej ławce wyjmując papiery. W ostatnich miesiącach przed innymi studentami odstawiali idealną szopkę. Nikt nie odkrył co na prawdę ich łączyło. Gdy w końcu ostatni student wyszedł z auli, Zaidi zamknął drzwi i spojrzał na dziewczynę. 
-Jesteśmy sami. 
-W końcu. 
Uniosła ręce do góry, wyciągając się lekko. 
-Masz dziś jeszcze jakieś zajęcia? 
-Nie, ale mam mnóstwo pracy do sprawdzenia. W końcu zbliża się koniec roku akademickiego. A jeśli będziesz mi przeszkadzać, nie mogę dać ci gwarancji niedotykalności. 
-Panie Zaidi... a ktoś tu mówi o zakazie zbliżania się?
Podniosła się ze swojego krzesełka i usiadła na ławce zdana na jego łaskę. 
-Panienka to chyba kusi mnie specjalnie?
-Musimy porozmawiać. Rayan... Chodźmy stąd. 
Widząc jej poważne spojrzenie nie mógł jej odmówić. Praca w tej sytuacji mogła poczekać. 
-Bądź za dziesięć minut przy tylnym wyjściu z uniwersytetu. Podjadę pod ciebie. 
-Dobrze. 
Wyszła z sali zaś on zaczął się zbierać. Nie wiedział co może go czekać dosłownie za te parę chwil. Po paru minutach jechali w kierunku jego mieszkania gdzie mogli być sami. Zresztą, już niedługo to będzie również także i jej mieszkanie. Jeszcze nie ośmielił jej się tego zaoferować, jednak wiedział, że wkrótce będzie musiał. Weszli do jego mieszkania niezauważeni, nawet przy eskorcie jego wścibskiej sąsiadki. 
-Więc... O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytał rzucając klucze na blat kuchenny. 
Zanim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, czuł jak jej ramiona obejmują go od tyłu w pasie. 
-Sucrette...
-Ja po prostu chcę być z tobą zawsze Rayan. Obiecaj mi, że nic nigdy nas nie rozdzieli. 
-Sucrette... - szybkim ruchem odwrócił się i złapał swoimi dłońmi jej twarz. - Wiesz, że cię uwielbiam... Można powiedzieć aż do szaleństwa. 
Jego uśmiech działała na nią uzależniająco. Zawsze gdy widziała jego spokojny wzrok, wiedziała, że jest tak jak mówił. Jeszcze nigdy jej nie zawiódł. 
-Jesteś gotowy na to co nas czeka jutro? Nie wiem czego możemy się spodziewać po moim ojcu. 
-Wystarczy, że ty tam będziesz. Nic więc mi nie trzeba. 
Dość namiętnie ją pocałował i cała późniejsza akcja-reakcja doprowadziła ich do zakończenia wspólnego wieczoru, w jego łóżku. Następnego dnia każdy z nich próbował grać dobrą minę do złej gry. Mając w mieszkaniu Rayana niektóre swoje rzeczy, Su nie musiała wracać do akademika by się przygotować. Jakie dziwne mogło się wydawać, ile zostawiała tu swoich rzeczy, mimo, że nadal zamieszkiwała na terenie uczelni Anteros. Gotowi wsiedli do jego auta i ruszyli w kierunku kawiarni. 
-Gotowa?
-Ani trochę. Denerwuje się jak nigdy. 
-Mamy jeszcze czas by zawrócić. 
-Rayan!
-Ja ciebie też kocham kotku. 
-Lepiej zachowaj ten spokój ducha na spotkanie z moim tatusiem. 
Mężczyzna ciężko przełknął ślinę. 
-Nie mówiłam ci chyba, ale miałem za dwa tygodnie jechać z Filipem na koncert. 
-Pierwszy raz o tym słyszę. - powiedziała spoglądając na niego znacząco unosząc do góry prawą brew. 
-Sądzę, że po dzisiejszym dniu, mogą się nam plany zmienić. I... nie chciałabyś pojechać ze mną?
-Dobrze wiesz, że z tobą zawsze i wszędzie. O ile będziesz żył. - zaśmiała się nerwowo, widząc jak niepewny opuścił wzrok. 
Usiadła przy stoliku sprawdzając swój telefon, który dzwonił już wielokrotnie. 
-To moja mama. Halo?
-Cześć skarbie. Jesteście już na miejscu?
-Tak. Właśnie dotarliśmy. Czekamy na was. 
-Czyli jednak... Tak! Filipie jesteś mi winien 10 $. 
-Zakładałaś się o mnie z tatą?!
-Muszę kończyć, za chwilę będziemy. 
-Halo... Mamo... A ty nie masz prawa głosu!
Jej ostry ton tylko wyjątkowo rozbawił Rayana. Obruszyła się i założyła ręce na piersi patrząc przed siebie. 
-W takim razie pójdę na chwilę do toalety. Nie martw się. Nie ucieknę oknem. 
-Spróbowałbyś tylko. 
-Jesteś słodka gdy się złościsz. Marczysz wtedy fajnie swój nosek. 
Zostawił ją samą zaczerwienioną przy stoliku. Ledwo chwilę później prób przekroczyli jej rodzice a go nie było. Świetnie. Gdy menda jest potrzebna to jej nie ma. 
-Mamo! Tato! Jak miło was widzieć. 
-Sucrette kochanie. Tęskniliśmy za tobą. 
Wymienianie uprzejmościom nie było końca aż w końcu dziewczyna zauważyła jak mężczyzna rzuca wzrok w kierunku krzesła na którym wisiał męski płaszcza. 
-Więc... gdzie jest ten gagatek, który chce mi skraść całkowicie moją córeczkę?
-Tato! Uspokój się! Nie chcę byś mi go przestraszył! Zaraz przyjdzie. Poszedł do łazienki. 
-Ciekawe jaki jest. Nic nie chciałaś nam o nim córciu powiedzieć. 
-Bo nie chciałam robić żadnych iluzji czy niedopowiedzeń. Lepiej byście się spotkali i porozmawiali. Chce was uprzedzić, że jest dla mnie bardzo ważny i ... planujemy razem wspólną przyszłość. 
Uniosła dłoń i pokazała im z dumą prezentujący się na palcu pierścionek. Filip o mało co nie zakrztusił się wodą, zaś Łucja rzuciła się na swoją córkę. 
-Moje gratulacje kochanie. Aż cała promieniejesz! Teraz jest co świętować. 
-Chwileczkę. Najpierw muszę go poznać. Nie powiedziałem, że udzielam swojej zgody. 
-Ty akurat kochanie nie masz tu nic do gadanie. To życie naszej córki i ona jedna decyduje. 
-Ale ja...
Nagle przerwał gdy jego wzrok zdawał się coś wyhaczyć. 
-O proszę. To Rayan! Cóż za dziwny zbieg okoliczności!
-Witaj Filipie, Łucjo. 
-Aż miło cię zobaczyć. Zdecydowanie wolę widzieć ciebie niż tego gogusia, który ma zaraz tu przyjść. 
-Gogusia?
-Okazuje się, że nasza córka a pana studentka właśnie się zaręczyła i właśnie mam poznać tego...
-Tato!
-A może byś się Rayan dosiadł? W większym gronie będzie weselej. 
-Filipie!
-Kochanie... Twoja córka zaprosiła kogo chciała i ja zapraszam kogo chcem. 
Sucrette widziała, że Rayan starał się nie wybuchnąć śmiechem. 
-Dobrze. Dosiądę się. 
Usiadł na swoim miejscu, zaś dziewczyna spuściła wzrok. Rayan wdał się z Filipem w dyskusję zostawiając córkę wraz z matką. 
-Więc kochanie... Gdzie się on tyle czasu podziewa?
Dyskretnie spojrzała błagalnym wzrokiem na mężczyznę mając ochotę skończyć już tą nędzną szopkę. 
-Przepraszam Filipie, że przerywam, ale muszę powiedzieć wam również coś ważnego. 
-Słuchamy więc. 
-Sam niedawno się zaręczyłem. 
-Jaki dziwny zbieg okoliczności. My to  macie wyczucie czasu kochani. 
-,,Nawet nie wiesz jak bardzo mamo."
-I jest ona kobietą mojego życia. 
-W takim razie gratuluje ci stary i ...
-Mamo... Tato... Pora byście poznali swojego przyszłego teścia. 
Zaczęli nerwowo kręcić głowami szukając tajemniczego chłopaka. 
-Córeczko... Gdzie on jest? Oprócz naszej czwórki nikogo tu nie widzę. 
-Siedzi przed tobą mamo. 
Rayan złapał Sucrette za rekę i przyciągnął ją do swoich ust, delikatnie składając na niej pocałunek. 
-Kocham Sucrette i nie wyobrażam sobie bez niej swojego życia. 
-Chwila moment! Rayan, co ty odwalasz?! To twoja studentka!
-A także kobieta, która wpłynęła na moje serce Filipie. 
-Również może je łatwo zatopić! Nie zgadzam się na to! W życiu nie pozwolę na ten ślub!
-Ale tato...
-Kochanie... jesteś pewna, że tego chcesz?
-Jak najbardziej mamo. Kocham Rayana i nie chce nikogo innego. 
-W takim razie nie mam tu nic do powiedzenia. 
-Łucjo!
-Filipie! Nasz córka jest dorosła.... Do...ro...sła. Zaraz kończy studia. Ciesz się, że proszą nas o zgodę a nie uciekli do Vegas. 
-O czym ty do jasnej ciasnej mówisz kochanie?!
-Zgodzisz się na ten ślub tato, i to prędzej niż myślisz.
-Sucrette... 
Filip był już lekko podenerwowany i tylko siłą swojej woli jeszcze nie wybuchł. 
-Nic nie rozumiesz. Ja jestem w ciąży. 
Tego dla Filipa było już za wiele. Nawet sam Rayan był zaskoczony. 
-Jak to?
-No wiesz, gdy mężczyzna....
-Nie oto pytałem. 
-Dobrze wiesz, że tabletki działają tylko w dziewięćdziesięciu kilku procentach. Zawsze jest ten jeden procent ryzyka. 
Wiedziała, że nieźle zaskoczyła swoich rodziców i wiedziała, że jej ojciec przystanie na ten ślub. Pożegnali się w dość bojowych nastrojach. Mogła przysiąść, że widziała jak z pomiędzy oczami Rayana a jej ojca, latały błyskawice. 
-Więc kiedy zamierzałaś mi powiedzieć... o dziecku?
Mężczyzna odważył się zadać jej to pytanie na skrzyżowaniu. 
-A, to. Blefowałam. Wcale nie jestem w ciąży. 
Czarnowłosy gwałtownie ruszył i jeszcze gwałtownie zahamował. 
-Sucrette... Chcesz mnie doprowadzić do zawału?
-A co? Już się przestraszyłeś... tatuśki. 
-Nic tylko przerzucić cię przez kolano. 
-Najpierw musiałbyś mnie złapać. 
-Oj... Dobrze wiesz, że lubię wyzwania. 
-Ach tak?
Nachylił się w jej kierunku i dość szybko ją ucałował. 
-Mogę cię zapewnić, że dzisiejszej nocy nie dam ci zasnąć. I być może niedługo twój żart stanie się prawdą. 
-Hę?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top