~ star shopping ~(Levi x OC)

  Byłam nieskończonością.

  Nie czułam upływu czasu, przemieszczania się przedmiotów, ciał, ruchu przestrzeni.

  Nie posiadałam ciała.

  Byłam księżycem, gwiazdami błyszczącymi nad nami, mrokiem nocy rozświetlonym ich blaskiem.

  Byłam naszymi dłońmi, splecionymi ze sobą.

  Byłam nami, leżącymi na trawie, czując pod ciałami jej miękkość i chłód ciągnący od wilgotnej ziemi.

  Był dla mnie najważniejszy, ale nie wiedziałam, czy jestem najważniejsza dla niego. Odwróciłam głowę w jego stronę, by zobaczyć jego ostry profil. Miał zamknięte oczy, a tak bardzo pragnęłam, by na mnie spojrzał.

  Levi był dla mnie wszystkim, a wcześniej, do momentu, gdy nasze wargi po raz pierwszy się zetknęły, nie miałam śmiałości sądzić, że może tak być. Bo przecież to było tak nierealne, to nie mogło trwać między nami, nie mogliśmy tak po prostu, beztrosko poddać się temu uczuciu.

  - Możesz mnie tak nie ściskać? - W końcu na mnie spojrzał, unosząc brew.

  - Ups. Nie chciałam. - Uśmiechnęłam się przepraszająco i zabrałam dłoń. Levi popatrzył na mnie z dezaprobatą. Odczekał kilka sekund, ale gdy nie uczyniłam żadnego ruchu, niemal z warknięciem sięgnął w moją stronę i z furią porwał moją dłoń.

  Nie protestowałam. Gdybym mogła się śmiać, to z pewnością bym się zaśmiała - z jego pozornie szorstkiego zachowania, w którym kryło się tyle uczucia, pragnień, pragnienia mojego dotyku, tylko mojego. To mnie zawsze uspokajało.

  Pogładziłam palcem wskazującym wnętrze jego dłoni. Te proste gesty, małe dotknięcia zawsze były między nami, a wybrzmiewały za każdym razem ze zdwojoną siłą. A teraz, w towarzystwie wędrówki gwiazd miałam wrażenie, ze nawet dziesięciokrotnie.

  - Levi... - zaczęłam cicho, bojąc się wydać z siebie głośniejszy dźwięk. Znów na mnie spojrzał, ale tym razem łagodnie. Bardzo powoli, z wysiłkiem, wyciągnęłam przed siebie drugą rękę, tak bardzo pragnąć go dotknąć. Odczytał moje zamiary i chłodnymi palcami przyciągnął moją dłoń do swojej twarzy i przytrzymał ją tam. Mogłam teraz gładzić kciukiem jego policzek. - Czy ty naprawdę chcesz iść tą samą drogą, co ja?

  Zmarszczył brwi, jak zwykle, i mocniej mnie ścisnął.

  - Czy kiedykolwiek dałem ci odczuć, że jest inaczej? - zapytał.

  - Nie denerwuj się.

  - Nie denerwuję.

  - Po prostu powiedz. Nigdy nie chciałam cię do tego zmuszać. Może tak naprawdę nie chciałeś, by to wszystko się tak potoczyło. - Nie mogąc znieść wyrazu jego twarzy odwróciłam się, by popatrzeć na niebo nad nami.

  Po kilku sekundach ciszy do moich uszu znów dobiegł głos Levi'a.

  - Czasem na pewne rzeczy nie da się nic poradzić. Zrobiłem to dla ciebie, Miina. Chciałem być przy tobie. Czy to wszystko ci nie wystarczy?

  Westchnęłam i poczułam, jak coraz bardziej odpływam. Zamrugałam kilkukrotnie, gdy księżyc zaczynał zamieniać się w bezkształtną plamę i znów odwróciłam się, by ujrzeć tak ukochaną przeze mnie twarz, ciemnoszare oczy i czarne włosy zazwyczaj niesfornie opadające na zmarszczone czoło.

  - Wystarczy, Levi. Po prostu zastanawiałam się, czy nie żałujesz. 

  Czy nie żałował naszego pierwszego pocałunku. Czy nie żałował naszej pierwsze wspólnej nocy. I pierwszego wspólnego zaśnięcia. Pierwszego przytulenia. Pierwszego trzymania się za ręce. Pierwszego wyznania miłości. I czy nie żałował kontynuacji wszystkich powyższych.

  - To się nie zastanawiaj. Nie teraz, nie w takim momencie. 

  - Przepraszam... - wyszeptałam.

  - I nie przepraszaj. Nigdy. - Zsunął moją dłoń ze swojego policzka i pocałował jeden z moich paliczków. Trwał tak jeszcze przez jakiś czas z ustami przy mojej skórze, po czym pozwolił mojej ręce opaść na swoją pierś, tam, gdzie biło jego serce. 

  - Trochę się boję tego wszystkiego, Levi. - Cały czas powtarzałam jego imię, by zapamiętać ten smak na języku. To było jak luksus, móc tak po prostu się do niego zwracać. Nigdy bym nie pomyślała, że możliwość wypowiadania jego imienia bez ograniczeń może być aż tak cenna.

  - Popatrz na gwiazdy. - Nie pozwolił mi kontynuować. - Popatrz jak świecą. Widzisz je, prawda?

  - Tak. - Chociaż obraz już zaczynał mi się zamazywać. Ale ten blask był bardzo silny, rozlewał się po niebie coraz mocniej, które jakby się do nas zbliżało.

  - Świecą dzisiaj dla nas. Zapamiętaj ten widok.

  - Postaram się. - Pierwsza pojedyncza łza spłynęła niespodziewanie po moim policzku.

  - Nie, Miina, patrz na gwiazdy. Będziemy kroczyć tą ścieżką, obojętnie co się stanie. Tego chciałaś, prawda? - Jego głos pozwalał mi zostać przytomną, a jednocześnie otulał mnie tak, że zapominałam o zimnie, które czułam od jakiegoś czasu.

  - Tak, chciałam kroczyć z tobą nową ścieżką. - Pokiwałam głową i zdobyłam się na lekki uśmiech, gdy znów spojrzałam na twarz Levi'a. Miał szeroko otwarte oczy, nie spuszczał ze mnie wzroku. - Kocham cię.

  Chciałam jeszcze raz, ostatni, powiedzieć mu o tym. Krew już zaczynała zasychać na trawie, a ból z rany zamieniał się w bardziej przytępiony. Niedługo pewnie nastanie ranek. Czy ktoś zobaczy to całe pobojowisko? Zobaczy trupy żołnierzy wokół nas, strzępy mundurów i rdzawą posokę na trawie? Zobaczy nas, splecionych ze sobą już na zawsze? Czy wsiąkniemy w ziemię i nikt nawet nie wspomni o dwóch bezimiennych zwiadowcach, którzy pozostawili swoje serca za murami...

  - Nikt po nas nie przyjdzie, prawda, Levi? - Z bólem spojrzałam na pozostałości jego nogi, z której nie przestawała wypływać krew. - Umrzemy tutaj. Albo rankiem zjedzą nas tytani.

  - Będziemy razem, Miina. Będę cały czas z tobą. - Przymknął lekko oczy, a ja poczułam uczucie strachu, że to już, zaraz. 

  Mogłam wtedy nie wołać go z przestrachem, gdy ten tytan mnie złapał i rozorał brzuch. Mogłam nie wyciągać do niego dłoni, gdy czołgał się do mnie z oderwaną nogą. Mogłam, mogłam, mogłam... Ale to już nie miało znaczenia.

  Leżeliśmy razem pod gwiazdami. Słuchaliśmy nawzajem swoich oddechów. Gdyby zamknąć oczy, mogłabym zapomnieć o tym, co było dookoła nas. Ta cisza sprawiała wrażenie, jakbyśmy leżeli w łóżku w jego gabinecie, że po prostu to dwójka kochanków zasypiała po wyczerpującej nocy, zasypiała w swoich ramionach, spokojnie czekając na nadejście następnego dnia.

  Ale następny dzień miał dla nas nie nadejść

  Następny dzień będzie dla innych ludzi. Dla innej dwójki kochanków, której dane będzie przeżyć kolejne lata ze sobą.

  Bo my leżeliśmy w kałużach krwi pod gwieździstym niebem. My...

  Umieraliśmy.

                                                                    ~~~~~

  Jest piątek wieczór, więc chyba dobra pora na taki shot. Bardzo krótki, ale... może nie trzeba więcej tu pisać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top