Poranki(Jean x OC)
- No to dzień dobry. - Jean wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi. Jego ciało nadal lekko drżało pod moimi palcami, a po jego karku spływały stróżki potu, błyszczące w pierwszych promieniach poranka.
- Dzień dobry - odpowiedziałam zdyszana, czując jak rumieniec powoli puszcza z mojej szyi i twarzy. Trzęsącymi się palcami dotykałam włosów tuż nad karkiem mężczyzny. Oddychałam głęboko bo było mi ciężko, ale ten ciężar to było coś, co zdecydowanie lubiłam czuć w takich chwilach jak te. Przygarnęłam jego ciało mocniej do siebie, a on oplótł mnie swoimi ramionami, gładząc przy tym mój nagi bok.
Dopiero się przeprowadziliśmy do naszego nowego mieszkania. Sypialnia to było zdecydowanie moje ulubione pomieszczenie. Tylko duże łóżko, Jean i ja. Ciepło i spokój. Miękki materac i satynowa pościel, z której wcale nie miałam ochoty się wygrzebywać. Albo inaczej, wcale nie miałam ochoty wygrzebywać się z objęć Kirschteina.
Uniósł się lekko, ale zaraz zawahał się i wrócił w okolice mojej szyi, by mnie tam pocałować. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz. A później następny, gdy kolejny pocałunek został złożony na mojej skroni i w końcu na ustach.
- Muszę już wstawać - powiedział niemal przepraszająco i zaczął się podnosić. Oderwał się ode mnie i już miał siadać na krawędzi łóżka, ale wtedy zobaczył jak ostatni skrawek pościeli zsuwa się z mojego ciała, ukazując mnie w całej okazałości. Spostrzegłam już ten znany mi rumieniec podniecenia na jego policzkach i uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę musisz? - zapytałam, unosząc się do siadu i kładąc mu dłoń na klatce piersiowej, a potem zsuwając ją niżej i niżej.
- Dobra, kilka minut mnie nie zbawi... - mruknął i rzucił się na mnie, przygwożdżając mnie swoim ciałem.
~~~
- Dzień dobry. - Pocałował mnie w policzek, gdy zasypana poduszkami jeszcze nie kontaktowałam co się dzieje. Jakie dzień dobry, jak przecież jeszcze było ciemno!
- Ale że już? - Wyjęczałam, nie chciało mi się nawet odgarnąć splatanych włosów z twarzy, miałam ochotę zakopać się w pościeli i z niej nie wychodzić. I nawet dotyk ust mojego faceta nie mógł mnie wybudzić, gdy moje oczy doskonale widziały, że dookoła panuje ciemność i nikt nie mógł mi wmówić, że nastał ranek. Przecież każdy człowiek wiedział, że dzień zaczyna się wtedy, kiedy wschodzi słońce.
- Niestety, kochanie. - Pociągnął mnie za jeden z kosmyków, a ja sapnęłam, gdy zrobił to zbyt mocno. Odrzuciłam poduszki na bok i rzuciłam się wprost w klatkę piersiową Jeana. Przytulił mnie do siebie, pocałował w głowę, ale zaraz stanowczo wywinął się z moich objęć.
Odsunęłam od siebie kołdrę i złapałam mężczyznę za rękę.
- A może jeszcze kilka minut? - zapytałam, głaszcząc kciukiem jego knykcie. Widziałam lekkie zawahanie na jego twarzy i już byłam prawie pewna, że wygrałam...
- Nie da rady. - Pokręcił głową i pocałował grzbiet mojej dłoni, zostawiając mnie w łóżku samą.
~~~
- Dzień dobry... - Zaspany głos dobiegł mnie z mojej prawej strony. Rozejrzałam się nieprzytomnie wokół i poprawiłam okulary na nosie, gdy spojrzałam na Jeana przecierającego oczy.
- Dzień dobry? Co ty gadasz, jeszcze... - Odwróciłam się, by zobaczyć przez okno, jak słońce powoli wstaje nad horyzontem. Łuna światła rozproszyła niespodziewanie mrok naszego pokoju. Zamrugałam kilkukrotnie zdziwiona tym widokiem.
- Siedziałaś całą noc?! - Jean zerwał się gwałtownie, z niedowierzaniem patrząc to na mnie, to na laptopa na moich kolanach.
- No tak jakoś... - bąknęłam, natychmiast zamykając komputer. Jean tylko westchnął na to i pokręcił głową.
- Będziesz nieprzytomna cały dzień.
- Oj trudno. - Odstawiłam laptop na podłogę obok łóżka i rzuciłam się na plecy mojego mężczyzny, który już zaczął wstawać. Niemal westchnęłam z lubością, gdy pod palcami poczułam mięśnie jego brzucha. - To może... - Usta same ułożyły się do pocałunku, który złożyłam na jego barku. Przytuliłam się do niego, zacieśniając jeszcze bardziej uścisk, ale on delikatnie odgiął moje palce i przesunął się na skraj materacu.
- Wstajemy. - Odwrócił się i cmoknął mnie w nos, nie kontynuując ze mną porannej gry.
~~~
Opuszkami delikatnie gładził skórę mojego uda. Nachylił się do mojego ramienia, aż poczułam jego oddech na skórze. Zatrzymał się, jakby zastanawiał się, czy mnie tam pocałować, ale w końcu jego wargi zetknęły się z moim ciałem.
- Dzień dobry - szepnął, w tym samym czasie przenosząc dłoń na wewnętrzną część mojego uda.
- Mhm... - mruknęłam, nawet nie decydując się na otwarcie oczu.
- Wiesz, że jest sobota? - Dalej rysował tylko jemu znane drogi po mojej skórze.
- Mhm...
- I wiesz co to znaczy? - Przywarł do mnie mocniej. Poczułam, że był podniecony, ale nie podzielałam jego stanu.
- Mhm... - mruknęłam po raz kolejny i odwróciłam się do niego plecami, by dalej spać.
- Nie to miałem na myśli - burknął chyba obrażony i w końcu wylazł z łóżka, które teraz było całe moje.
~~~
Gdy nasze spojrzenia się spotkały - jego zaspane, moje znad książki - skinęliśmy sobie bez słowa. Zagłębiłam się jeszcze bardziej w lekturę, gdy wstawał. Ruch pościeli sprawił, że lekki chłód owionął mój prawy bok.
- Pójdę do sklepu.
- Okey - odparłam.
~~~
Poduszka była mokra od łez. Moich łez. Prawa strona łóżka była obca, zimna, nieprzyjemna. Nie pozwalałam sobie nawet na zetknięcie z nią moim małym palcem u nogi.
Kołdra tłumiła mój płacz, który nie ustał wraz z nastaniem poranka. Nie chciało mi się wstać.
W uszach cały czas mi grzmiały raz po raz trzaski drzwi uderzanych o futrynę, szafek i kroków z całego mieszkania.
~~~
- Nie jesteś moją matką, więc nie muszę ci się tłumaczyć.
- Ale jestem twoją dziewczyną i o ile wiem, jeszcze razem mieszkamy? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jego widok rozdzierał moje serce na pół. A jednocześnie miałam ochotę rzucać w niego wszystkim co miałam pod ręką, miałam go dosyć, miałam dosyć tej całej sytuacji.
- Skoro uważasz, że jeszcze, to już niedługo może się to zmienić.
- Nie zmieniaj tematu, nie było cię całą noc, gdzie byłeś?! - Nie wytrzymałam i rzuciłam w niego tym, co miałam pod ręką, czyli jaśkiem. Uchylił się zręcznie. Nie był pijany. Wyglądał normalnie. Wyglądał jak zawsze. Wyglądał jak Jean z każdego innego dnia, tylko teraz jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości. Wiedziałam, że ma trudny charakter, byłam tego świadoma, ale to, co działo się od pewnego czasu zaczynało nam obojgu wymykać się spod kontroli. Moje serce ogarnął strach o najbliższą przyszłość, w dusze wkradała się samotność, a głowę wypełniały niekończące się pretensje.
- Od kiedy cię to tak interesuje, co?! Mam już dosyć tego wszystkiego! - Jego głos rósł z każdym wypowiadanym słowem. Czułam, że zaraz nastąpi wybuch, że zaraz nastąpi coś, czego nie będzie można odwrócić. W spoconych dłoniach z całej siły ściskałam rozkopane przez mnie prześcieradło podczas nieprzespanej nocy.
- A myślisz, że ja nie mam?! - Czułam zbierające się w kącikach oczu łzy ale powstrzymywałam się z całych sił. Nie przed nim, nie mogłam tego zrobić, nie mógł zobaczyć mojej słabości, bo tak, była to bitwa, a kto był słabszy, przegrywał. Bo druga osoba od razu zyskiwała przewagę.
- Wiesz co... - Zachłysnął się w pewnej chwili, zacisnął zęby i z premedytacją i całym jadem, który mógł wlać do swego głosu, powiedział: odpierdol się ode mnie.
Tylko na jedno było mnie stać - na wyciągnięcie palca w stronę drzwi. Ręka tak mi drżała, że ledwo ją utrzymałam w powietrzu.
Jean nie musiał na nic więcej czekać. Odwrócił się na pięcie i wypadł z sypialni jak poparzony, a huk, jaki towarzyszył jego wyjściu z mieszkania, jeszcze długo brzmiał w moich uszach.
~~~
Bladymi, odrapanymi dłońmi pewnie obejmował moje - drżące, zaróżowione na kosteczkach. Czoło oparł na naszych splecionych palcach. Siedzieliśmy tak w ciszy, przez jakiś czas, nie wiedząc, co powiedzieć. Poczułam, jak ramiączko mojej koszulki nocnej zsuwa mi się z ramienia, ale nie miałam serca przerywać tego dotyku - Jeana i mojego.
Kosmyki moich włosów opadły na jego kark, gdy pochyliłam się i prawie bez oddechu ucałowałam czubek jego głowy. Gdy wargi zetknęły się z jego sterczącymi na wszystkie strony włosami poczułam, jak coś ściska mnie za serce.
Nagle zerwał się, chwycił mnie w pasie, oplótł rękami, głowę składając na moich udach i tak mocno mnie ściskał, jakby bał się, że mu ucieknę. Pierwsze promienie słońca padły na jego trzęsące się ramiona. Wyglądał jak mały chłopiec. A ja nie mogąc się powstrzymać przygarnęłam go do siebie, by choć trochę go ogrzać.
- Co myśmy zrobili... - wyszeptałam tuż nad jego uchem. - Co się z nami stało, Jean?
Położyłam mu dłonie na głowie, głaskałam go, starając się ukoić jego, nasz, ból. Klęczał przede mną nie wiem ile czasu. Długo. Czułam jego nieśmiałe pocałunki przez cienki materiał piżamy. Najpierw jedno udo, później drugie. Wyprostował się, i bojąc się spojrzeć mi w oczy, chwycił znów moje dłonie i zaczął całować po kolei każdy z moich palców, bardzo delikatnie, wręcz z namaszczeniem. Patrzyłam na to, a ciepło rozlewało się po całym moim ciele.
Gdy w końcu odważył się na mnie spojrzeć, oczy mu błyszczały, rumieniec kwitł na policzkach, a szczeka drgała nerwowo.
- Pozwól mi być przy tobie, a nigdy cię nie opuszczę.
Wpił się niespodziewanie w moje spierzchnięte wargi, łapiąc mnie mocno za ramiona, a jego palce jak imadła zacisnęły się na mnie. Chwyciłam jego twarz w obie dłonie, czując pod opuszkami kilkudniowy, szorstki zarost.
- Pozwalam - wydyszałam w jego wilgotne od naszych pocałunków usta.
~~~
Ranek minął już dawno, minęło też południe, a my nadal leżeliśmy w rozkopanej pościeli, nie mogąc nawet na chwile odsunąć się od siebie. Wzajemny dotyk nas uspokajał. Wczepiając palce we włosy Jeana zastanawiałam się, czy tak będzie już zawsze. Już czułam się, jakbyśmy dotknęli wieczności.
Jean kilkukrotnie wyrywał się ze snu, ale teraz rozbudził się już na dobre - uniósł się na łokciu i spojrzał mi w oczy. W kącikach ust błąkał mu się uśmieszek. Sama się uśmiechnęłam, widząc jego minę i zarumieniłam się pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.
- Dzień dobry - mruknęłam, mocniej zaciągając na siebie pościel.
Nachylił się i pocałował mnie w sam czubek nosa.
- Cześć, mała. - Uścisnął mnie w całej siły, przyciskając policzek do mojego policzka.
- Będziesz już zawsze tak do mnie mówił? - wyburczałam spod jego ramienia.
- Będę ci tak mówił jeszcze przez tysiąc lat, byle tylko cię wkurzyć. - Zaśmiał się wrednie, nie zwracając uwagi na to, ze próbuję go zepchnąć z łóżka.
Ale w duchu miałam nadzieję, że mówił na poważnie.
~~~~~~
Dzień dobry.
Napisałam tego shota tylko dlatego, żeby zakomunikować, że jeszcze raz się zakochałam w Jeanie.
W sumie, o matko, w całej tej trójce.
(Nie no, ogólnie to miałam tez ochotę napisać z nim shota, a on tak dobrze mi pasuje do Modern AU i wgl nie wiem, ale chciałam coś napisać takiego normalnego, zwykłego, okruchy życia, te sprawy, ale chciałam, żeby po prostu tam był, bo go kocham, ok?)
Chyba jestem już zmęczona, do widzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top