Eremika
Znając kogoś od dziecka, zawsze patrzysz na niego tak samo.
Widząc taką osobę codziennie, nie zmienia się ona wcale. Wszystkie zmiany zachodzą niedostrzegalnie. Zmiany zachowania, wyglądu, charakteru - wszystkie ci się wydaje takie same. Dopiero gdy zaczniesz się głębiej nad tym zastanawiać, spojrzysz na wasze odbicie w tafli jeziora, wtedy zobaczysz, że czas nie stoi w miejscu.
I to pewnego dnia odkrył Eren, widząc Mikasę w płytkim strumieniu, gdy czesała włosy. Odkrył jej poważne, głębokie spojrzenie, którym obdarzała go od czasu do czasu, odkrył głęboką czerń jej włosów i długich rzęs, odkrył smukłość szyi i talii i odkrył to, jaka silna i wyprostowana stała się podczas pobytu w wojsku.
Uświadomił sobie z niemałym szokiem, że uważał Mikasę za ładną dziewczynę. Po prostu miło się na nią patrzyło. I z takim samym niemałym szokiem odkrył, że jego oczy coraz częściej wędruję w stronę jej sylwetki, studiują jej ruchy i coraz częściej widział w niej kobietę, a nie towarzyszkę z dziecięcych lat.
Właściwie to może sama Mikasa nie zmieniła się jakoś szczególnie. To on się zmienił. Dojrzał. Przestał widzieć tylko czubek własnego nosa. Uspokoił się. Zaczął baczniej oglądać świat i akurat po drodze, między tymi obserwacjami, pojawił się wizerunek Mikasy.
Czasem myślał, że zna ją jak nikt inny, a czasem, że nie zna jej wcale.
Coraz częściej o niej myślał i coraz częściej na nią spoglądał. Tak, że było to aż nieprzyzwoite. Czekał za każdym razem na to, jak brunetka zwróci w jego stronę swoje ciemne, błyszczące oczy. Jak delikatny rumieniec wpłynie na jej policzki.
Czekał na to, a i tak za każdym razem gdy to się stawało, odwracał głowę w innym kierunku, również spływając rumieńcem.
Ale nic poza tym nie robił. Dalej denerwował się na nią, a gdy za bardzo mu matkowała, utrzymywał dystans. Bo przecież była jego towarzyszką. Nikim więcej. Chyba nie miał prawa zbliżyć się do niej w ten sposób.
Problem był w tym, że zaczynał pragnąć z każdym dniem czegoś więcej i nie mógł opanować tego uczucia. Pragnął jej dotknąć. Otulić ją jak dawniej jej bordowym szalem. Objąć ją ramieniem.
Eren zastanawiał się od kilku dni, czy mógłby komuś o tym powiedzieć, ale nikt nie wydawał mu się odpowiedni. Historia miała mnóstwo obowiązków z tego względu, że była królową, Connie i Sasha wydawali mu się zbyt dziecinni na tego typu rozmowy, Armin zawsze się peszył, gdy ktokolwiek rozmawiał o ,,takich" sprawach.
Kiedyś pewnie by udał się z tym do Rainera. Rainer wiedziałby, co w takiej sytuacji zrobić. Tyle, że Rainera nie było. Rainer był zdrajcą.
Kto więc zostawał? Jego ulubiony kolega, Jean Kirschtein. Jean, który wydawał się też czuć coś do Mikasy. Oczywistym było, że jednocześnie, w tym przypadku(zresztą nie tylko w tym) stawał się przeciwnikiem Erena.
Dlatego w rezultacie Eren nie miał się do kogo zwrócić. Został w kropce.
Chciał coś zrobić. Zaczął się przyzwyczajać do tej myśli, że przecież nie zostało mu zbyt wiele czasu. Musiał wykorzystywać każdy dzień na stop procent. Skoro mu zaczęło zależeć na Mikasie i nie chodziło bynajmniej o zależenie mu na niej jak na siostrze, przyjaciółce, towarzyszce, a kimś zdecydowanie ważniejszym, bliższym, stwierdził, że po prostu należy to zrobić i wyłożyć kawę na ławę - czuł coś do tej dziewczyny. Coś, co wprawiało jego serce w drżenie za każdym razem, gdy była przy nim. A nadal starał się zamaskować to roztargnieniem, niewyjaśnioną złością w jej stronę... Absurd. Nie, trzeba było coś zmienić.
- Eren? - Wzdrygnął się, gdy usłyszał swoje imię. Ściskał przez ostatnie kilka minut kubek z herbatą, ale nawet nie zaczął jej pić. Spojrzał w bok, gdzie jak zawsze siedziała Mikasa i pilnowała, by na pewno wszystko zjadł. A dlaczego on nigdy nie pilnował jej? Kiedy przyszedł ten moment, gdy przestał o nią dbać, gdy jego celem stała się zemsta?
Teraz, gdy jego cel się rozmył, a granice moralne zostały zatarte, powinien znów zająć się nią i pomyśleć o jej bezpieczeństwie. Jak Mikasa sobie poradzi, gdy jego zabraknie? Nie mógł jej zostawić z niczym przecież.
- Wszystko w porządku? Od kilku dni chodzisz zamyślony. Jeśli coś cię trapi, to proszę, powiedz mi o tym. - Głos Mikasy był łagodny, ale zauważył w nim tę drżącą nutę. Nie chciał, by się martwiła.
- Tak, przepraszam. Ostatnie informacje sprawiły, że jestem trochę skołowany.
- Bardzo dobrze cię rozumiem. - Skinęła głową i powróciła do powolnego przeżuwania kolacji. No tak, w końcu Mikasa też przeżyła szok. Jej życie również obróciło się do góry nogami. Też nie miała lekko.
Zapragnął jej dotknąć. Uspokajająco pogładzić jej dłoń i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, choć świetnie wiedział, że wcale nie będzie. Ale mimo tego, że byli w stołówce pełnej ludzi i przy ich stole zgromadziło się mnóstwo osób, chciał zwyczajnie przekazać jej odrobinę czułości. Już poruszył lekko palcami, już kierował swoją rękę w jej stronę, całkowicie przestając interesować się niedokończoną kolacją. Czuł już ciepło jej ciała.
I nagle jakby ktoś go walnął obuchem w głowę. Nie. Nie mógł tego robić. Nie mógł okazywać jej uczuć. Tak, musiał nad nią czuwać, ale niemo i w ukryciu. Nie miał prawa zmieniać tej relacji, a potem zostawić dziewczyny na zawsze. Nie miał prawa jej tak ranić.
Odzywał się do niej tylko lakonicznie i szorstko. Nie dotykał jej, nie witał się z nią, nie zadawał pytań. Powinna go była znienawidzić, powinna była go zostawić, odwrócić się i nigdy nie oglądać się w tył, a wciąż i wciąż robiła za jego cień, jak zły by dla niej nie był. Cierpiał i pragnął by go wyzywała, zostawiła. I cierpiał bo pragnął, by się do niego uśmiechnęła jak kiedyś, gdy byli małymi dziećmi. Mikasa rzadko się uśmiechała. Smuciło go to.
- Wiem co robisz. Nie udaje ci się to. - Zaczepiła go, gdy kierował się do wejścia siedziby, wracając z wieczornego treningu. Zastawiła mu drogę swoim silnym ciałem i wpatrywała się w niego tak, jak w tytanów stojących jej na drodze. Aż wycofał się o krok, widząc jej zaciętą minę. Wyglądała wtedy pięknie, bo jej policzki bladły, a usta stawały się czerwieńsze. No i te oczy, jak burza.
- Przestań. Nie wiem, o czym mówisz. Przepuść mnie, chciałbym iść się umyć - odpowiedział jej szorstko.
- Eren, nigdy nic od ciebie nie wymagałam. Niczego nie oczekiwałam. Żadnego specjalnego traktowania. Mi zawsze wystarczyło tylko to, że byłeś.
- Zejdź mi z drogi - warknął na nią.
- Nie sprawisz, że zacznę cię nienawidzić, Eren.
Jego imię w jej ustach doprowadzało jego serce do drżenia. Utkwił wzrok w ziemi i zacisnął pięści.
- Kurwa... - syknął, czując, jak jego zęby trą o siebie.
- Chyba, że naprawdę nie chcesz mnie znać - wyszeptała. - Wtedy, nie mając dla kogo walczyć, oddam życie...
- Cholera, nie! Kurwa, czy ty musisz taka być... - Pociągnął za kosmyk włosów, który opadał mu na czoło. Widziałam, jak Mikasa już instynktownie wyciąga do niego dłoń. Chętnie złapałby się tych smukłych palców, ale odsunął się o krok. Jej ręka zawisła w powietrzu.
Cały czas widział przed sobą jej buty. Czemu wciąż tu stała? Słyszał jej oddech. Bordowy szalik lekko się zakołysał.
Stary, bordowy szalik, który jej dał, gdy jeszcze byli dziećmi. Cud, że wytrzymał tyle lat. Wymagał już poważnych napraw i zdecydowanego odświeżenia. A w ogóle, to jej proponował, że kupi jej nowy. Ale nie chciała, chciała koniecznie ten jeden jedyny, głupi, stary, brzydki szalik.
To była chwila, impuls. Złapał za ten wyświechtany kawałek materiału i pociągnął go, zdzierając z szyi dziewczyny. Uniósł go wysoko w górę z zamiarem rzucenia go na ziemię i zdeptania. Zdeptania go i zniszczenia wszystkiego, co mogło być między nimi. Musiała zrozumieć, że...
Światło księżyca padło na jej twarz, a w kącikach oczu zalśniły pierwsze łzy. Patrzyła gdzieś indziej, tylko nie na niego. Stała twardo na dwóch nogach i nawet nie miała zamiaru go powstrzymać.
Zaklął w duchu. Dłoń ściskająca materiał zadrżała. Był pierdolonym egoistą. Nie powinien oglądać się za siebie. Nie powinien patrzeć na nikogo. Musiał iść do przodu i zostawić tych, których kochał.
Ale nie potrafił. Nie chciał jej zostawiać. Nie chciał, by straciła przez niego życie.
Opuścił ramię, podszedł do niej i przytulił ją z całych sił. Znowu robił to samo, co zawsze, robił szybciej niż myślał, ale inaczej nie umiał. Taki już był. Wiedział, że tym gestem ściąga ją do otchłani, z której się nie wydostanie. Ściągał ją w dół i kładł na ołtarzu śmierci, bo bał się iść tam sam.
- Eren... Nie opuszczaj mnie - powiedziała bardzo cicho, wtulając nos w jego ramię. Ten gest sprawił,że Eren jeszcze mocniej objął ją swoimi ramionami, tak, że skurczyła się, zatopiła w jego dotyku.
Trzymał ją jeszcze przez jakąś chwilę, by w końcu odsunąć ją od siebie delikatnie i niemal z namaszczeniem owinąć szalik wokół szyi dziewczyny. Wygładzając go, dotknął kosmyków włosów Mikasy. Przeplótł je między palcami.
Nie, Eren nigdy by z tego nie zrezygnował. Nie mógłby. Jeszcze raz spojrzał na jej bladą twarz. Jej oczy błyszczały, gdy na niego patrzyła. Bardzo powoli, delikatnie, zbliżył wargi do jej czoła. Złożył tam chłodny pocałunek i znów skierował na nią swój wzrok.
- Ty mnie nie opuszczaj - wypowiedział te słowa, dobrze wiedząc, że tym samym skazuje ich na wyrok. Ale inaczej nie mógł.
Stali jeszcze, nie wiedząc, jaki ruch wykonać i co właściwie powiedzieć. Patrzyli na swoje wyświechtane mundury.
Mikasa niespodziewanie wykazała się inicjatywą. Złapała zaskoczonego chłopaka za dłonie i ścisnęła je mocno. Eren podniósł na nią wzrok, a gdy tylko to zrobił, poczuł na swoich ustach gorącą skórę Mikasy. Pocałowała go szybko i mocno, w ten pocałunek wkładając wszystkie jej uczucia.
Był zamroczony jakąś sekundę, może dwie, ale w końcu odwzajemnił się i przyciągnął ją do siebie z całej siły. Krew huczała mu w uszach, a nozdrza wypełniał mu jej zapach. Jej usta były słodkie, przynajmniej dla niego. I miał nadzieję, że tylko dla niego.
W końcu lekko zdyszani odczepili się od siebie. Eren oparł swojej czoło o czoło dziewczyny i gdy w końcu uspokoił oddech, wiedział, co dokładnie powiedzieć.
- Zostań ze mną. Aż do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top