Connie x Reader
No tak, poprzedni shot - x Reader miał być wyjątkiem, a tu drugi :D No po prostu dziwnie mi było dać moją OC i Conniego, nie pasowało mi to jakoś, a w sumie z tej perspektywy wcale źle się nie pisze, więc... A Miina i tak się w pewnym momencie pojawia :) No i pod moją powieścią ktoś wspominał, że chętnie by przeczytał coś ze Springerem, więc proszę! To dość krótki, mało ambitny shot, ale mam nadzieję, że umili wam czekanie na kolejny rozdział ,,Turn to dust" i pozwoli wam się rozluźnić po całym dniu. Zapraszam i pozdrawiam!
Connie się zachowywał coraz dziwniej, a ty coraz mniej go rozumiałaś.
Ten zawsze radosny chłopak ostatnio zmienił się dość znacznie, tylko za bardzo nie wiedziałaś z jakiego powodu.
Bo zawsze było wszystko między wami w porządku - wszędzie razem chodziliście, żartowaliście non stop i czułaś, że jesteście świetnymi przyjaciółmi, między którymi nie ma tajemnic.
Ale Connie coś ewidentnie ukrywał i nie wiedziałaś, co może być tego powodem.
Ty też coś przed nim ukrywałaś, tak głęboko, że nikt by się nie domyślił, że coś takiego ma w ogóle miejsce. Spychałaś to cały czas na dalszy plan, byleby tylko czegoś nie zepsuć.
Tym czymś była miłość do tego głupkowatego zgrywusa. Nie wiedziałaś jak, nie wiedziałaś kiedy - po prostu pewnego razu zauważyłaś, że każdy przypadkowy dotyk chłopaka wprawia twoje serce w drżenie a każdy jego uśmiech rozjaśnia twój dzień, nawet jeśli jest to najgorszy dzień w twoim życiu. To było głupie, bo na samym początku wcale nie postrzegałaś go jako kogoś, z kim mogłabyś wyobrażać sobie chodzenie za ręce i przytulanki w zimny dzień przy kominku. A jednak, takie myśli chodziły ci po głowie! I chociażby nie wiadomo jak starałabyś się je wyrzucić z głowy, to wieczorami, gdy nikt już nie zawracał ci głowy, kładłaś się do łóżka, przymykałaś oczy i myślałaś o tym, jak cudownie by było, gdyby Connie Springer odwzajemniał twoje uczucia.
A tymczasem zbyt dobrze wiedziałaś, że osobą, która mu się podoba, jest Sasha. Ruda, równie walnięta co on, dziewczyna, zawsze skoro do pomocy i podwędzenia jedzenia. Czasem chciałaś ją nienawidzić. Ale nie potrafiłaś - była dobrą przyjaciółką Conniego, a właściwie nie tylko jego, bo Sashę lubili wszyscy, chociaż była czasami wkurzająca.
I z czasem zaczęłaś podejrzewać, że dziwne zachowanie Springera to właśnie rosnące uczucie między nim a Braus. Sama sobie dopowiadałaś do ich każdego uśmiechu mrugnięcie okiem, do ich każdego, przypadkowego muśnięcia, dotyk dwójki zakochanych. Każde słowo, które do siebie wypowiedzieli, dla ciebie było przesiąknięte słodyczą. Czułaś, że go tracisz, a bardzo tego nie chciałaś. Mogłaś się pogodzić z tym, że nigdy nie odda ci swojego serca, ale nie mogłabyś się pogodzić z całkowitą jego stratą.
A tymczasem on zachowywał się wobec ciebie zupełnie inaczej. Spoważniał, poświęcał ci mniej czasu, czułaś jakiś dystans. Raz czy dwa przyłapałaś go nad tym, że kręci się obok twojego pokoju, jednak gdy tylko cię widział, mówił, że nie ma na nic czasu i ma mnóstwo obowiązków, a kilka minut później widziałaś go z tą dziwną dziewczyną z jego oddziału... Miina? Chyba tak jej było. Ale co do niej raczej nie miałaś podejrzeń, by kręciła się wokół twojego przyjaciela - bądź co bądź była od was sporo starsza.
Ale i tak każdy kontakt Conniego z inną dziewczyną traktowałaś jak cios w serce. Bo nie chciał spędzać czasu z tobą, tylko z innymi. Nie wiedziałaś, jak możesz to zmienić, jak zacząć rozmowę.
Ale tak cię to męczyło, że cały czas tylko chodziłaś nerwowo po kwaterze...
... aż w końcu natrafiłaś na obiekt swoich westchnień.
Wpadł na ciebie niedaleko wejścia na stołówkę. No tak, przecież nadchodziła pora kolacji, więc ludzie zaczynali się zbierać.
- O, hej [T/I]... - Connie wydawał się speszony.
- No cześć. Dobrze, że chociaż na posiłkach się widzimy, bo niedługo zapomnę, jak wyglądasz, albo jaki masz głos. - To miał być żart, ale wyszła ci raczej kąśliwa uwaga. Od razu tego pożałowałaś, widząc, jak na policzkach Conniego wykwitają rumieńce wstydu. Zwiesił ramiona i utkwił wzrok w podłogę.
- To nie działa, tylko się na mnie zdenerwowała.
- Mówiłam, żebyś nie prosił mnie o pomoc. Ja zupełnie nie znam się na babach. - Miina wzruszyła ramionami.
- Przecież sama nią jesteś! - Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Czy ty widziałeś, żebym ja kiedykolwiek z jakimś facetem miała inny kontakt fizyczny niż moja pięść i jego twarz? - Przekrzywiła głowę i chwyciła się pod boki.
- Hm... No faktycznie nie - przyznałem niechętnie. Miina naprawdę czasami bywała trudna w obyciu i faktycznie nie widziałem, żeby kiedykolwiek jakiś chłopak do niej startował. Według mnie, była całkiem miła i sympatyczna, ale może faktycznie trzeba było się przełamać by spędzić z nią dłużej niż pół godziny.
- Twój pierwszy plan z organizacją romantycznego spotkania jest lepszy - powiedziała już łagodniej. - Czytałam, że laski lecą na takie rzeczy, a potem jest... Ciekawie. - Jej twarz wykrzywił paskudny uśmiech od ucha do ucha. Aż się wzdrygnąłem, widząc to - to była kolejna, dość trudna do przyjęcia cecha Miiny - bywała przerażająca. Ale podejrzewałem, że to przez jej nieumiejętność dostosowania się do otoczenia. Wiedzę o kontaktach międzyludzkich czerpała głównie z książek, więc nie winiłem jej za to.
- Mi o nic takiego nie chodzi! Chcę tylko sprawić jej przyjemność... Nie taką, Miina! - Wrzasnąłem na nią, czując, jaki już jestem czerwony. Uśmiech dalej nie schodził z jej twarzy i ja doskonale wiedziałem, o co chodzi tej kreaturze.
- Dobra, już nie sraj dzieciaku. - Machnęła ręką. Zignorowałem jej uwagę. - No to weź się za robienie tej niespodzianki.
- Myślałem, że to dość oklepane... To wyjątkowa dziewczyna, więc chcę zrobić coś równie wyjątkowego. No i co mam tak po prostu zaprosić ją na randkę? A może ona wcale nie czuje tego, co ja, może coś mi się przywidziało...
- Wiesz co, Connie. - Ande westchnęła. - Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. A co do wyjątkowości... - Spojrzała gdzieś w dal, nieobecnym wzrokiem. - W tym świecie każda oznaka uczucia do drugiego człowieka już jest wyjątkowa.
Kolejny dzień nie widziałaś Conniego i już traciłaś wszelką nadzieję na rozmowę z nim. Nic ci ostatnio nie chciał mówić. I to było naprawdę bolesne. Z każdą chwilą jego nieobecności coraz mocniej czułaś, jak wielkimi uczuciami go obdarzasz.
Stałaś na dziedzińcu i obserwowałaś jak niebo zmienia swoje kolory przy zachodzie słońca. Niby nic wyjątkowego, ale ten widok zawsze zachwycał.
Nagle poczułaś, jak ktoś puka cię w ramię. Odwróciłaś się natychmiast i ledwo powstrzymałaś się przed otwarciem ust ze zdziwienia, widząc, że tą osobą był Connie.
- Hej - powiedział tak zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic. Jakby wcale nie unikał cię przez ostatnie dni.
- Hej. - Jednocześnie cieszyłaś się, że go widzisz, ale też miałaś ochotę mu nawrzucać, zmusić go do rozmowy, żądałaś wyjaśnień. Ale powstrzymał cię jego wzrok. Patrzył na ciebie tak radośnie i widziałaś u niego chyba zaczątek rumieńców. Przez myśl ci przeszło, że wyglądał, jakby... Jakby był zakochany. I bałaś się, co możesz zaraz usłyszeć.
- Sasha i ja jesteśmy razem.
- Co? - Wyrwało ci się.
- Co? - Connie wydawał się wytrącony z rytmu i uniósł brwi.
- Co powiedziałeś? - Nie mogłaś nadal w to uwierzyć.
- Y... Zapytałem, gdzie masz swój sprzęt do manewru.
- Sprzęt? - Nadal nie wiedziałaś o co chodzi. Nie wiedziałaś, czy masz mu przywalić, uciec czy stać i dalej się wpatrywać w niego szeroko otwartymi oczami.
- No sprzęt, swój sprzęt. Czy mogłabyś po niego pójść? Spytałem cię o to trzy sekundy temu. Wszystko w porządku? - Mówił bardzo powoli, jakby mówił do małego dziecka. Przez chwilę jeszcze patrzyłaś na niego osłupiała, aż w końcu skinęłaś głową i ruszyłaś po ekwipunek. Byłaś tak zaskoczona, ze nawet nie zapytałaś, po cholerę mu ten sprzęt.
Czyli to z Sashą tylko sobie wmówiłaś. Prawie westchnęłaś z ulgą. To była tylko twoja wybujała wyobraźnia.
Gdy wróciłaś, spostrzegłaś, że i chłopak ma na sobie oprzyrządowanie.
- To po co ci...
- Chodź za mną. - Machnął na ciebie ręką i ruszył przed siebie, nawet się nie oglądając. To żart? Ruszyłaś za nim, oczywiście, bo twoja ciekawość wzięła górę, ale naprawdę miałaś ochotę trzepnąć go po głowie i zażądać natychmiast wyjaśnień. Ale jego pewna postawa zrobiła na tobie spore wrażenie i może nawet odrobinę onieśmieliła.
Miejscem docelowym okazał się mur. Connie odwrócił się w twoją stronę i uśmiechnął radośnie.
- To w górę! - Wystrzelił linki i po sekundzie sam poszybował wzdłuż muru. Nie mając innego wyjścia poszłaś w jego ślady.
W mgnieniu oka znaleźliście się na samym szczycie muru. Oślepił cię blask zachodzącego słońca, więc odwróciłaś głowę i wtedy na płaskim szczycie spostrzegłaś coś, czego się absolutnie nie spodziewałaś.
Koc i poduszki, trochę wyświechtane, ale zachowały swoje kolory. Na materiale w czarno-czerwoną kratę stały dwie szklanki i butelka z jakimś napojem. Były też talerzyki, na których spostrzegłaś owoce, jakieś ciastka, ale poza słodkościami były również malutkie, pieczone kiełbaski, które uwielbiałaś i pieczone, nadziewany ziemniaki. Prawie szczęka ci opadła. Odwróciłaś się do Conniego i tu nastąpiło kolejne zaskoczenie. Stał lekko speszony, z tym swoim cholernie ładnym rumieńcem na policzkach i ściskał w drżącej dłoni polnego kwiatka, już lekko wygniecionego, ale wciąż świeżego.
- To... To żart jakiś jest? - Wykrztusiłaś z siebie.
- Y... No nie... - Chłopak wyglądał na zbitego z tropu, a ty jakbyś mogła, to sama byś sobie uściskała dłoń i pogratulowała - to było oczywiste, że to nie był żart, to było oczywiste, że to wszystko było dla ciebie, wystarczyło spojrzeć tylko na Springera i na to, jak na ciebie patrzył.
Na szczycie muru byliście tylko wy dwoje i nikogo innego, a ty jeszcze miałaś jakieś wątpliwości, serio?
- Oh, Connie, ee... Ja... - Odebrałaś od niego kwiatek i poczułaś, jak również zaczynasz się czerwienić.
- Chciałem... No... - Potarł kark i uciekł gdzieś w bok wzrokiem. - Sprawić ci przyjemność i przeprosić w ten sposób, że nie poświęcałem ci ostatnio czasu. Musiałem... Zrozumieć... Pewne rzeczy. - Utkwił spojrzenie w swoich butach, a ty uśmiechnęłaś się i nabrałaś odwagi, by złapać go pod brodę, by móc zobaczyć jego duże, zakochane oczy.
- Teraz już wszystko rozumiem - powiedziałaś i gestem pokazałaś na wszystko wokół. - Jest świetnie, cudownie... No dobra, poza jednym. - Palcem wskazałaś na złowrogie sylwetki, które grasowały za murem.
- Kurde, o tym nie pomyślałem. - Znowu tak uroczo się speszył.
- Bardzo romantycznie z twojej strony... Patrzeć razem na tytany. - Zaśmiałaś się cicho.
- Ta, jeśli chodzi o romantyczne niespodzianki, to jestem w tym mistrzem... Ande, ja cię zabije... - Mruknął cicho pod nosem, ale i tak usłyszałaś. Spojrzałaś na niego i nie mogłaś powstrzymać śmiechu, widząc jego skonfundowaną twarz. A on widząc, że wcale nie jesteś zła, również zaczął się śmiać.
I tak się śmialiście jak dwa głupki, nie mogąc się uspokoić i już nie wiedzieliście, czy to ze swoich min się śmiejecie, czy z tych tytanów, które zostały niechcianym dodatkiem waszej randki, czy po prostu cieszycie się swoją obecnością. W pewnym momencie zachwiałaś się i chwytając łapczywie powietrze w usta wpadłaś na Conniego, który podtrzymał cię w pasie, próbując bezskutecznie cię uspokoić. Bo wszystko z ciebie uleciało w tym momencie, stres ostatnich dni, zmartwienia, strach, że stracisz swojego przyjaciela.
Teraz już wiedziałaś, że on jest tylko dla ciebie i złapałaś go za poły kurtki, chcąc go przytrzymać przy sobie. Nagle spoważniał i spojrzał na ciebie tak, jak nigdy. Oczy błyszczały mu spod przymkniętych powiek i zbliżył się do ciebie. Również przymknęłaś oczy i złączyliście swoje usta w pocałunku, który wyrażał wszystko. Niepotrzebnie tyle czasu ukrywaliście między sobą uczucia, ale to pozwoliło umocnić waszą relację i wiedziałaś, że teraz, w jego ramionach będzie już dobrze.
Przytuliłaś się do jego torsu, przeciągając pocałunek. Był taki niewinny i uroczy, w sumie jak Connie. I wiedziałaś, że na razie nie musicie się spieszyć z niczym, że będziecie mieli czas na dalsze kroki, a teraz wystarczyło ci się przytulić do swojego chłopaka(tak, tak, twojego!), wdychać jego zapach i cieszyć się chwilą.
- To co. Jemy? - Gdy w końcu się od siebie oderwaliście Springer pogłaskał cię po włosach a ty odchyliłaś się z uśmiechem i pokiwałaś głową.
Connie zrobił krok do tyłu i coś mlasnęło. Cofnęłaś się o krok i zakryłaś usta ręką, by powstrzymać kolejny wybuch śmiechu.
- Co zrobiłem? - Chłopak nie ruszył się o milimetr i nawet nie spojrzał w dół, powieki miał mocno zaciśnięte a wyraz twarzy zrozpaczony.
- Wdepnąłeś w truskawki, mój kochany.
- Nosz kurw...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top