2.2 Lonely
Podczas obiadu było bardzo ciepło pomiędzy domownikami. Teresa rozmawiała o czymś z córką, a jej partner co chwilę dodawał coś od siebie. Harry ciągle trzymał kolano Louis'a pod stołem posyłając mu kojące uśmiechy od czasu do czasu. Jason razem z Gemmą posprzątał wszystko ze stołu, a pozostała trójka poszła do salonu. Szatyn ciągle trzymał się blisko młodszego, praktycznie nie odstępował go na krok. Kiedy zasiedli na kanapie, dziwnie było niebieskookiemu, kiedy Harry wsunął rękę za jego plecami i objął w talii przyciągając do siebie mocniej
-Louis - zaczęła kobieta, na co szatyn lekko się spiął. Co jeżeli zaraz będzie kazała mu wyjść? Jeżeli domyśliła się, że między nim, a Harrym coś zaszło.
-Tak? - zapytał drżącym głosem
-Chciałabym, abyś wiedział, że możesz zostać tutaj jak długo tylko chcesz, w prawdzie nie mamy dodatkowego pokoju, ale chyba nie będzie problemu, jeżeli będziesz dzielić go z Harrym?
-Oczywiście, że nie, dziękuję bardzo, to wiele dla mnie znaczy - odetchnął wewnętrznie i posłał kobiecie najszczerszy uśmiech, jaki tylko miał.
Po chwili dołączyła do nich Gemma, która siadła obok Louis'a puszczając mu oczko, a następnie wszedł Jason opadając na miejsce koło swojej partnerki, która wtuliła się w niego.
Szatynowi zrobiło się ciepło na sercu, na ten widok. Spojrzał się z dołu w stronę wpatrzonego w film Harry'ego i dziękował sobie w duszy, że ten postanowił go śledzić w dzień przeprowadzki.
Kiedy film się skończył było już późno. Jason poszedł do sypialni, a młoda brunetka zniknęła za drzwiami łazienki.
-Dobranoc chłopcy - rzekła miło kobieta całując ich delikatnie w czoła.
Harry złapał dłoń starszego i poszedł w stronę swojego pokoju. Louis usiadł na brzegu łóżka bawiąc się rąbkiem swojej koszulki
-Spodnie i koszulkę? - zapytał brunet odwracając się z obiema częściami garderoby w ręku
-Tak, dziękuję - chłopak podszedł podać mu ciuchy
-Łazienka zajęta, Gems spędzi tam pewnie godzinę - wywrócił oczami
-Okej, przebierzemy się tutaj - rzekł ostro szatyn podnosząc się i stając przed troszkę wyższym chłopakiem
-Nie musisz, jak nie chcesz, wiem jak reagowałeś w tedy jak miałeś tylko koszulkę na sobie, próbowałeś zasłonić nią całe swoje ciało
-Hazz, jest okej, naprawdę, tylko mam jeden warunek
-Tak? - zapytał nie śmiało
-Ja rozbiorę ciebie, a ty mnie, okej? - Harry głośno przełknął ślinę
-Okej - brunet pokiwał głową i podszedł jeszcze bliżej chłopaka.
Położył ręce na jego biodra, a palce włożył pod zakończenie koszulki. Dłonie Louis'a złapały mocno bicepsy chłopaka ciągle patrząc w jego oczy. To dodało odwagi brunetowi. Pewniej podciągnął materiał ściągając górną część garderoby. Szatyn uśmiechnął się unosząc się na palcach u stóp, aby złożyć krótki pocałunek na malinowych ustach. Harry zachęcony do dalszego działania klęknął na podłodze przed nim, a drżącymi rękoma rozpinał rozporek jeansów. Dłoń Louis'a spoczęła w brązowych lokach. Młodszy jednym ruchem ściągnął spodnie chłopaka wraz ze skarpetkami. Spojrzał na niego z dołu składając szybki pocałunek na jego podbrzuszu. Przez ciało szatyna przeszły ciarki, a dłoń we włosach chłopaka zadziała sama przyciągając usta chłopaka do poprzedniego miejsca. Harry mruknął pod nosem i zaczął ssać oraz przygryzać bladą skórę tworząc malinkę nad samą linią bokserek. Brunet podniósł się z widocznym uśmiechem. Louis chwycił koszulkę chłopaka i sprawnie ją zdjął. Nie przerywając kontaktu wzrokowego rozpiął rozporek pozwalając materiałowi opaść na podłogę. Harry wyminął chłopaka i podał mu koszulkę oraz spodnie dresowe. Szatyn przebrał się szybko, tak samo jak jego współlokator.
Strony łóżka były już przydzielone od pierwszego nocowania. Kiedy Harry chciał przytulić się do pleców starszego, ten się obrócił napierając swoim ciałem, aby młodszy położył się na plecach. Louis wtulił się w bok chłopaka, a ich nogi splotły się ze sobą. Dłoń Harry'ego spoczęła na ramieniu szatyna i delikatnie je muskała
-Musimy i tak tam pójść - wyszeptał po chwili zielonooki
-Wiem, wszystkie moje rzeczy tam zostawiłem
-Pójdę z tobą, obiecuje - zacisnął mocniej dłoń
-Jutro wyjeżdżają, od dziewiątej do siedemnastej - powiedział Louis po dłuższych przemyśleniach
-W tedy tam pójdziemy, dobrze?
-Dobrze - Harry pocałował czoło chłopaka
-Dobranoc Hazz - wyszeptał po chwili szatyn
-Dobranoc Lou - odparł równie cicho.
***
Rankiem Harry obudził się pierwszy. Spojrzał na starszego chłopaka leżącego obok niego. Brunet położył się bokiem delikatnie odgarniając karmelowy kosmyk włosów z czoła Louis'a. Swoją dłoń pozostawił na bladym policzku, delikatnie masując go kciukiem. Oczy chłopaka otworzyły się ukazując błękitne tęczówki
-Hej - wyszeptał dopiero przebudzony
-Cześć - odparł równie cicho Harry, pochylając się, aby złożyć pocałunek na lekko uchylonych ustach młodszego
-Która godzina? – zapytał ospale przeciągając się
-Około ósmej trzydzieści, idę zrobić śniadanie, jak coś to w domu jest tylko moja siostra – oznajmił podnosząc się
-Jak dobrze, że mamy dzisiaj wolne od szkoły – przyznał szatyn ponownie rozkładając się na łóżku
-Odpoczywaj jeszcze, jak ręka? – zapytał czule poprawiając swoje włosy
-Boli, ale przyzwyczaiłem się, nie zawracaj sobie tym głowy kochanie – Louis posłał mu ciepły uśmiech równocześnie pokazując mu kciuk w górę
-Uh... - brunet wyszedł z pokoju od razu udając się do kuchni.
Podszedł do lodówki wyjmując składniki na jajecznicę z bekonem
-Dzień dobry – uśmiechnęła się Gemma robiąc sobie kanapkę z szynką i pomidorem
-Zostaw, to do jajecznicy – pacnął jej dłoń odciągając od kolejnego kawałka czerwonego warzywa (czy kłótnia o to, że pomidor jest owocem czy warzywem dalej jest aktualna?)
-No już, zrób dla swojego księcia syte śniadanie – posłała mu ciepły uśmiech siadając do stołu
-Chce dla niego jak najlepiej, on zasługuje na wszystko, sama widziałaś
-Kochasz go, prawda?
-I to jak! Ja naprawdę mocno wpadłem w tym uczuciu – stwierdził zsypując jajka na talerz
-Wiem, to da się zauważyć, Harry, on jest zagubiony i potrzebuje pomocy, a ty jesteś dobrym chłopakiem i wiem, że jesteś w stanie mu pomóc – potarła jego ramię odkładając talerz do zmywarki
-Dzięki Gems
-Idę pobiegać, zostawiam was samych, tylko grzecznie – zaśmiała się ubierając buty.
Harry pokręcił roześmiany głową. Położył na tackę dwa talerze, kubki z herbatą. Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do pokoju. Odłożył tackę na biurko dopiero teraz zwracając uwagę na Louisa. Szatyn leżał w samej koszulce, zapewne zaczęła go denerwować wielkość spodni i było mu niewygodnie. Chłopak leżał na brzuchu z lekko uniesionymi biodrami przyciskając twarz do poduszki z zamkniętymi oczami.
Brunet usiadł na brzegu łóżka i położył dłoń na plecach chłopaka delikatnie go drapiąc przez materiał. Louis przewrócił się na plecy patrząc się na młodszego z szerokim uśmiechem, a zaraz po tym z jego ust wydobył się chichot. Harry rozczulony tym dźwiękiem po prostu przytulił się do niego składając kilka pocałunków na jego szyi
-Harry – zaczął szatyn, a zielone oczy zwróciły się w jego kierunku
-Tak? – zapytał ciekawsko
-Zrób mi malinkę – oznajmił prosto z mostu
-Co?
-Zrób to, proszę – spojrzał na niego z nadzieją
-Lou, ja nie wiem, dlaczego tego chcesz? – był zdezorientowany
-To trochę dziwne, ale czuję się z tobą cudownie i w jakiś sposób teraz należę do ciebie, tylko nie myśl, że to złe. Jesteś osobą do której chcę należeć, jesteś dla mnie taki dobry i kochany, a znamy się tak krótko. Zostaw ślad po sobie, pokaż, że jestem twój – mówił bardzo powoli przedłużając niektóre wyrazy.
Ta przemowa była dla Harry'ego czymś pięknym. To wystarczyło, aby zanurzył swoje zęby w bladej skórze chłopaka. Zassał się tworząc pokaźny ślad po sobie. Podczas tworzenia go towarzyszyły temu jęki szatyna. Zielonooki sięgnął po dłoń starszego i splótł ich dłonie razem przenosząc się wyżej zostawiając mniejszy ślad na żuchwie
-Wyglądają pięknie – stwierdził brunet podnosząc się
-Dziękuję ci – Louis również usiadł w sadzie skrzyżnym
-To sama przyjemność, zrobiłem śniadanie – Harry podał chłopakowi talerz ciągle uśmiechając się, ale teraz w jego głowie pojawiła się wątpliwość.
Kiedy zjedli, chłopak odłożył puste talerze na biurko siadając ponownie naprzeciwko współlokatora
-Ludzie całują się cały czas, czy to coś znaczy? – zapytał nagle brunet
-Nie rozumiem o co chodzi
-Lou, naprawdę mi zależy na tobie, chcę aby między nami było coś więcej – tłumaczył szybko
-Hej, nie jesteś sam, nie jestem przyzwyczajony, kiedy ktoś kocha mnie za nic... - Harry wszedł mu w słowo
-Wróć, mogę w nieskończoność wymieniać co w tobie kocham – Louis zachichotał
-Dziękuję, nie wiem co robić w związku, ale wiem, że czuję coś do ciebie, nie wiem czy to miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłem, ale na pewno nie chcę cię stracić i być z tobą w czymś więcej niż zwykła przyjaźń
-A więc, Lou, czy chciałbyś zostać moim chłopakiem? – zapytał ujmując jego dłoń
-Oczywiście, że tak – niebieskooki rzucił się mu na szyję.
Po jakiejś godzinie Harry dostał wiadomość od siostry, gdzie pisała, że jest z przyjaciółkami na mieście. Louis zarzucił na siebie czarną koszulkę młodszego i wyszedł z łazienki. Kiedy starszy chłopak wyszedł z łazienki wzrok bruneta od razu padł na niego. Harry siedział w salonie na podłokietniku kanapy
-Uwielbiam kiedy nosisz moje ciuchy – stwierdził wyciągając ręce w jego stronę
-Pociąga cię to? – zapytał podchodząc bliżej i stanął pomiędzy nogami wyższego
-I to jak – brunet połączył ich usta przyciągając szatyna za biodra jeszcze bliżej siebie.
Louis jęknął cicho w jego usta pogłębiając pocałunek. Mniejsza dłoń niebieskookiego powędrowała na tą większą. Złapał rękę bruneta i pokierował ją trochę niżej, aby zacisnąć ją na swoim pośladku. Pocałunek przerwał im dźwięk telefonu starszego
-Co jest kurwa? – warknął wyciągając swój telefon
-Co jest? – zapytał przykładając głowę do brzucha Louisa
-Wiadomość od nich, piszą, że nie wiedzą gdzie jestem, ale ich to nie obchodzi, lecz jeżeli jestem teraz z jakimś mężczyzną i robię z nim cokolwiek mam się im już na oczy nie pokazywać
-Lou... - zaczął zielonooki
-Ci...Nie obchodzi mnie to, nie teraz
Harry znów chciał coś powiedzieć, ale Louis przeszkodził mu szybkim pocałunkiem
-Nie ma ich w domu, pójdźmy tam i zabierzmy rzeczy, wiem jak uwielbiasz mnie w swoich ciuchach, ale nie mogę całe dnie przechodzić w twoich spodniach, bo w końcu utopię się w nich – zaśmiał się ciągnąc dłoń chłopaka.
Louis otworzył drzwi swoimi kluczami. W środku było dość chłodno pomimo tego, że obecnie mieli środek wiosny. Powietrze było przesiąknięte odorem papierosów i przypalonego jedzenia
-Mam w pokoju kilka kartonów, możemy tam pochować rzeczy - powiedział szatyn wchodząc do mniejszego pomieszczenia
-Okej, od czego zaczynamy? – zapytał zaciekawiony
-Możesz schować ciuchy z szafy i komody, ja pójdę do łazienki po kilka rzeczy – zaproponował ściągając sześć pudeł, które stały na meblu
-Jasne – Harry złożył krótki pocałunek na jego policzku, a zaraz później przystąpił do pakowania odzieży.
Louis wziął jeden karton i zniknął za drzwiami łazienki. Włożył czarną pastę oraz szczoteczkę. Odnalazł swoje trzy ręczniki, które złożył w kostkę. Do pudełka dodał również swój truskawkowy szampon, swoje perfumy, szczotkę do włosów, maszynkę do golenia oraz piankę.
Wrócił do swojego pokoju, gdzie Harry kończył składanie ciuchów z szafy. Szatyn odłożył pudło na łóżko i otworzył szufladę z bielizną. Do rzeczy z łazienki wrzucił bokserki, skarpetki czy też trzy paski do spodni. Zamknął karton odkładając go obok drugiego już zapakowanego
-Mogę iść je zanieść teraz – zaproponował brunet odwracając się
-Uh...Nie, proszę, nie chcę zostać tutaj sam – starszy chłopak posmutniał, a wzrok wbił podłogę
-Już, jestem tutaj – wyszeptał mocno przytulając szatyna mocno przyciągając go do siebie
-Może skończymy jeszcze dwa pudełka i zejdziemy razem? - zaproponował po chwili Louis
-Jasne, biorę się za komodę, chyba, że masz tam coś do ukrycia – zaśmiał się podchodząc do wcześniej wspomnianego miejsca
-Przed tobą? Nigdy – niebieskooki usiadł na łóżku i wyjął swoją małą strefę komfortu
-Co tam masz? – zaciekawił się młodszy siadając obok niego
-To trochę dziwne, ale tutaj trzymam wszystko, co jest taką moją rzeczą – wskazał na zawartość
-Co jest w tym pudełeczku? – zwrócił uwagę na mniejszy przedmiot w rogu
-Coś, co nie będzie mi już nigdy potrzebne – szatyn odłożył wszystko do nowego pudła, oprócz małej szkatułki.
Podszedł do okno i otworzył je wystawiając głowę. Uchylił wieko szkatułki, kiedy poczuł dłonie oplatające go wokół talii. Harry położył głowę na jego ramieniu. Starszy chłopak otworzył pudełeczko i wyjął żyletkę z małą ilością zaschniętej krwi, przez co Harry się lekko spiął. Z oka Louisa uciekła pojedyncza łza przypominając sobie o ostatnim razie, jak jej używał
-Mówiłeś, że już nigdy nie będzie ci potrzebne – zwrócił uwagę po chwili Harry zabierając przedmiot z mniejszej ręki
-Bo nie będzie, do póki mam ciebie – pocałował go żuchwę, bo tylko na tyle pozwalał mu wzrost
-Dobrze – brunet wyrzucił przedmiot daleko za okno, aż ta upadła zaskakująco w worku ze śmieciami obok śmietnika.
Wrócili do pakowania reszty rzeczy. Kiedy cztery kartony były już zapakowane zanieśli je do pokoju Harry'ego.
Brunet zapakował jeden karton wszelkimi drobiazgami z pokoju, kiedy Louis pakował swoje książki oraz zeszyty. Harry usiadł na łóżku zamykając oba pudła. W tym momencie usłyszeli klakson z podwórka, a samochodu wyszli rodzice Louisa
-Japierdole – wyszeptał szatyn wyglądając przez okno.
Małżeństwo weszło do mieszkania zaskoczeni otwartymi drzwiami
-Co do kurwy?! – wykrzyczał mężczyzna wchodząc do sypialni syna.
Harry podniósł się z łóżka i stanął obok swojego chłopaka
-Spokojnie, jestem tylko po rzeczy, więcej mnie na oczy nie zobaczycie – prychnął do starszych wskazując na dwa kartony na łóżku
-Nie zamierzam mieć cokolwiek z tobą wspólnego, mój syn nie będzie pieprzonym pedałem – łysiejący mężczyzna podszedł bliżej
-Ty już nie masz syna – Louis wpatrywał się w nich ze złością
-Już od dawna, byłeś z nim prawda? Jak to wygląda? Dwóch pedałów w jednym bloku, mogłeś pomyśleć, jak to będzie wyglądać, co ludzie pomyślą
-Wiesz co ludzie pomyślą? Nic! Bo nie są tak pieprzonymi homofobami jak wy! A teraz zamierzam zabrać swoje rzeczy i wrócić do mieszkania mojego chłopaka – powiedział niebieskooki, po czym ścisnął dłoń młodszego
-Ty mały gnojku – wrzasnął mężczyzna podnosząc rękę z zamiarem uderzenia syna.
Louis zamknął oczy przygotowany na ból, który jednak nie nastąpił. Po otworzeniu oczu ujrzał, jak Harry powstrzymuje lecącą w jego stronę dłoń. Brunet ze wściekłością patrzył na mężczyznę mocno trzymając jego nadgarstek w miejscu
-Nie masz prawa go bić – warknął odrzucając rękę w bok
-Ciebie też mogę uderzyć, jeżeli trzeba będzie
-Nie zrobisz tego, skieruje sprawę do sądu jeżeli to zrobisz – Harry wrócił na wcześniejsze miejsce obok szatyna – nie przejmujcie się, co ludzie powiedzą i tak już nie macie syna od dawna, nawet mu się nie dziwię, że się do was nie przyznaje
Brunet podniósł karton, a drugi podał Louis'owi równocześnie łącząc ich wolne dłonie. Wyminęli zaskoczonych dorosłych i wyszli z mieszkania.
W domu Harry'ego była już Gemma i Jason. Kiedy dwójka wpadła z kartonami, oczy pozostałej dwójki powędrowały w ich stronę, a ojczym bruneta zabrał od nich kartony odstawiając w jego pokoju. Louis nie zważając na nic wtulił się mocno w wyższego chłopaka zaciskając pięści na jego koszulce pozwalając wypłynąć kilku łzom ze swoich oczu
-Co się stało? Mieliście tylko zabrać rzeczy – powiedziała Gemma w końcu
-Opowiem wam wszystko później, możesz zrobić kakao? Proszę – Harry spojrzał się na ojczyma z prośbą w oczach, na co ten tylko skinął głową.
Młodszy chłopak powoli udał się z ciągle wtulonym w niego Louisem, który puścił go dopiero w ustronnej sypialni
-Dziękuję, ja nie wiem, co bym zrobił bez ciebie, jesteś moim aniołem Harreh, nie zasługuję na ciebie – głos szatyna drżał
-Ci... Nie mów tak, jesteś idealny skarbie – wyszeptał do niego brunet powoli ujmując jego policzek zmuszając, aby spojrzał na niego
-Ale to prawda, całe życie ludzie mnie opuszczają, nie jestem dość dobry dla nikogo
-Kłamiesz, jesteś więcej niż dobry, nie pozwolę cię skrzywdzić, już nigdy, chodź, rozpakujemy twoje rzeczy
-Nie mogę ciągle mieszkać u twoich rodziców
-Zaskakujesz mnie coraz bardziej, mam plan, ale porozmawiamy o nim wieczorem, dobrze? – zapytał całując go w czoło
-Dziękuję – wyszeptał Louis ponownie wtulając się w chłopaka
-No już, hej, teraz będzie tylko lepiej
-Wiem, że będzie – niebieskooki spojrzał ku górze wpatrując się w malinowe usta wyższego chłopaka. Harry zrozumiał aluzję, więc zniżył się czule całując partnera.
Przerwał im dźwięk pukania do drzwi
-Mam dla was kakao – oznajmił męski głos z korytarza
-Już – odparł Harry otwierając i zabierając tackę
-Dziękujemy – szatyn posłał mu uśmiech
-Louis, jeżeli masz jakikolwiek problem, możesz z nami porozmawiać, jesteśmy tutaj dla ciebie dziecko – mężczyzna uśmiechnął się zamykając drzwi
-Są tacy kochani – stwierdził szatyn siadając na łóżku
-Tak, nie wyobrażam sobie żyć z kimkolwiek innym, cieszę się, że moja mama związała się z tak cudownym mężczyzną
-Nie musisz odpowiadać, ale co z twoim biologicznym ojcem? – starszy zawahał się przed zadaniem pytania
-Masz na myśli tego jebanego dawcę spermy? Kiedy Gemma się urodziła był gotowy wziąć odpowiedzialność za swoją córeczkę, ale później pojawiła się wpadka, czyli ja i spierdolił gdzieś, nawet nie wiem gdzie, ale płaci nam czterysta złoty miesięcznie, a na Gemmę pięćset
-Hazz...
-Nie mam potrzeby wiedzieć kto to, naprawdę skarbie, wystarcza mi to co mam teraz – uśmiechnął się szeroko podając mu kubek
-Teraz masz piękną rodzinę
-Oraz pięknego chłopaka – dodał odkładając kubek na etażerkę
-Co jest? – zapytał zdziwiony szatyn również odstawiając przedmiot obok
-Masz bitą śmietanę, czekaj – poprosił Harry unosząc się na kolana.
Podtrzymał się na rękach obok bioder starszego mocno nachylając się nad jego twarzą. Bez chwili zastanowienia zlizał śmietanę z jego górnej wargi. Po ciele starszego przeszły dreszcze. Kiedy tylko twarz zielonookiego odsunęła się Louis spojrzał na niego zaskoczony
-Chyba też masz trochę bitej śmietany – zachichotał liżąc szyję chłopaka
-Nie miałem tam nic – stwierdził Harry kładąc jedną dłoń na dole pleców chłopaka
-Wiem, ale chciałem to zrobić, tak samo, jak chcę zrobić to – powiedział przygryzając opłatek ucha
-A jak ja chcę zrobić to? – zapytał Harry drżącym z przyjemności głosem przygryzając dolną wargę partnera
-Zrób to ponownie – zażądał przyciągając go za kark do siebie.
Harry popchnął chłopaka płasko na łóżko siadając na nim okrakiem
-Harry! Jedziemy z Gemmą po mamę i zajedziemy na zakupy, chcecie coś? – zapytał Jason stojąc za drzwiami
-Raczej nie, dzięki
Teraz nastała chwila ciszy przerwana zamknięciem drzwi frontowych. Harry spojrzał się na chłopaka pod nim z uśmiechem. Pochylił się złożyć pocałunek na lekko rozwartych ustach. Brunet poruszył biodrami przyprawiając starszego o jęk. Całowali się długo i zachłannie w międzyczasie przyprawiając siebie nawzajem o jęki przyjemności podczas ocierania się o siebie. Dłonie Louisa zjechały na tyłek młodszego mocno go ściskając
-Lou, ja nie...
-Ciii...Kochanie, wszystko dobrze, jeżeli nie chcesz, możemy się zatrzymać tutaj
-Nie chcę cię zawieźć – szepnął Harry chowając głowę w zagłębieniu szyi partnera
-Nigdy mnie nie zawiedziesz, kocham cię – mówił odgarniając kosmyk brązowych loków za ucho, które przygryzł jeszcze kilka minut temu
-Ja ciebie też Lou – powiedział bardziej w jego szyję niż do niego
-Może rozpakujemy mnie, a później obejrzymy coś, co ty na to?
-Oczywiście
***
Rodzina Harry'ego wrócili po godzinie. W tym czasie chłopcy rozpakowali rzeczy Louisa
-Pizza na obiad - zawołała mama bruneta
-Idziemy – odpowiedział równie głośno jej syn ciągnąć Louisa za rękę w stronę jadalni
-Cztery sery dla was chłopcy – powiedziała kobieta odkładając duży talerz przed nimi
-Dziękujemy – Louis posłał jej szczery uśmiech.
Po zjedzonym posiłku Gemma poszła do swojego pokoju, a rodzice Harry'ego siedli w salonie oglądać film
-Chcesz pójść do naszego miejsca? – zapytał Harry kładąc szklankę z lemoniadą przed nosem chłopaka
-Jasne – kąciki ust Louisa uniosły się ku górze
-Mamo, idziemy na chwilę, wrócimy później – oznajmił młodszy zakładając tenisówki
-Dobrze, wracajcie, jak już będzie wam za zimno
-Jasne
Chłopcy wyszli z mieszkania idąc przed siebie. Louis postanowił złapać dłoń partnera splatając ich palce. Dopiero po dotarciu na polanę oderwali się od siebie. Louis wspiął się na najwyższą kłodę wyciągając dłoń do młodszego z pomocą. Harry usiadł obok niego stykając się ramionami
-Chcesz zapalić? – zapytał niebieskooki wyjmując paczkę
-Jasne – wyciągnął jednego papierosa odpalając go od razu – od razu pokochałem twoją zapalniczkę
-Kurwa, byłem tak zażenowany, kiedy skapnąłem się, że to właśnie ją miałem w tedy
-Od tamtego momentu zacząłem zastanawiać się, czy mam jakiekolwiek szanse
-Śledząc mnie były na minus milion
-Co się później zmieniło?
-Spojrzałem na ciebie, twoje oczy zalśniły na mój widok, a później usłyszałem twój anielski głos i myślałem, że umarłem – zaczął wyliczać Louis
-Nie pokazywałeś tego zbytnio, bałem się na początku
-Hazz...Wiesz jak jest, ja na początku byłem zdziwiony, że ktokolwiek jest w moim miejscu, teraz się ciesz, że poszedłeś za mną
-Ja też się cieszę – Harry objął go w talii przyciągając ku sobie
-Mówiłeś, że masz jakiś plan – zaciekawił się szatyn wypuszczając dym z płuc
-Za rok skończysz szkołę i będziesz musiał się wybrać na studia, chyba, że nie chcesz, ale tak sobie myślałem, że jak skończysz szkołę i będziesz chciał wyprowadzić się gdzieś i iść na studia, może zamieszkamy razem, mam oszczędności i po zakończeniu szkoły znajdę pracę, teraz w wakacje też czegoś poszukam – brunet dokładnie wszystko opisywał
-Kochanie, zatrzymaj się, nie zamierzam zabierać ci młodości, nie musisz tracić wakacji na pracę, oczywiście, że po skończeniu szkoły chciałbym pójść na studia, ale chcę odpuścić sobie rok czy dwa, aby trochę zarobić i mieć jakiekolwiek oszczędności, jeżeli będziesz chciał się przeprowadzić do mnie, możesz to zrobić w każdej chwili i nie musisz nic za to płacić – tłumaczył Louis wpatrując się w chłopaka
-Lou, chce być przy tobie ile tylko się da – wyszeptał Harry gasząc papierosa
-Więc bądź, ja też będę
Louis dokończył palić i z uśmiechem spojrzał na chłopaka. Mniejsza dłoń powędrowała na policzek bruneta. Harry nie krył swojej wielkiej chęci pocałowania go, szybko wbijając się w jego czerwone usta.
Oboje nie spodziewali się, jak to wszystko się potoczy. Jeszcze tak nie dawno siedzieli tutaj nie wiedząc o sobie praktycznie nic, a teraz nie wyobrażają sobie reszty życia bez siebie. Czasami po prostu widzisz kogoś pierwszy raz w życiu i już masz pewność, że to będzie ktoś ważny dla ciebie. Bez względu na to ile się znacie, masz pewność tej osoby. Tak było z nimi. Pierwszy kontakt wzrokowy zdradził im całą przyszłość, w której tkwili razem.
END
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top