Dawca i biorca | 𝗦𝘂𝗴𝗮

dla: neko_hearts ♥

Jeśli Song Mei była czegoś w życiu pewna, to tego, że nie należy ufać osobnikowi nazywającemu się Min Yoongi. Tacy chłopcy jak on nigdy się nie zmieniają, ani tym bardziej nie zwracają uwagi na innych.

Siedząc w trzeciej ławce na lekcji matematyki, poczuła, jak coś zaplątuje jej się we włosy. Nim się zorientowała, papierowy samolocik został wyciągnięty i obecnie znajdował się w dłoniach Changsung'a.

— Bardzo śmieszne — skomentował całe zajście chłopak, patrząc gniewnie w kierunku końca klasy. To właśnie tam był teren idiotów, jak zwykł mawiać.

— Coś mówiłeś?

Nonszalancki, pełen pogardy ton, spowodował, że Mei poczuła ciarki na całym ciele, a potem chwyciła dłoń swojego chłopaka.

— Daj spokój Chansung — uśmiechnęła się, próbując załagodzić spięcie, nim nauczyciel wszedł do klasy. — Nie warto się nimi przejmować.

Choć nastolatka pragnęła, aby w tym momencie zaczęły się zajęcia, musiała cierpliwie poczekać. Jak na złość belfer nie przyszedł o ustalonej godzinie lekcji, a spóźniony o ponad dziesięć minut. W tym czasie Min zdołał zapalić papierosa, razem ze swoimi znajomymi kilkakrotnie wyśmiać Changsun'a, wspomnieć, że chętnie by wykorzystał Mei, a następnie oglądał, jak dziewczyna się rumieni na jego widok.

Tego było za wiele dla biednego chłopaka Song. Chansung wstał z ławki i praktycznie rzucił się na Yoongi'ego. W tym całym zdarzeniu Min miał rozciętą wargę, a Lee podbite oko. Oboje wylądowali na dywaniku dyrektora, a Song z obawą czekała po lekcji pod jego gabinetem.

Kiedy w końcu drzwi się otworzyły, Mei dostrzegła wychodzącego chłopaka. Prawie od razu rzuciła mu się na szyję, mówiąc przy tym, że się martwiła. Chansung nie odpowiedział nic, ponieważ tak naprawdę było mu szkoda ukochanej.

— Żałosne — prychnął, przechodzący obok nich Yoongi.

Para natomiast zlekceważyła jego zaczepkę i udała się do wyjścia z budynku.

Jeśli ktokolwiek pomyślał, że ta sytuacja spowoduje złagodzenie konfliktu na linii Mei — Yoongi, bardzo, ale to bardzo się pomylił. Ktoś by spytał, jak to wszystko się zaczęło? Dlaczego Min był taki dla innych i jaki w tym wszystkim był cel? Otóż bardzo łatwo to wytłumaczyć.

Wszyscy, którzy znali Yoongi'ego, wiedzieli, że nastolatek nie cierpiał odmowy. Popularny Suga, jak zwykli w szkole na niego mawiać, był bożyszczem dziewczyn, surowy, władczy i despotyczny. Jeśli się na coś uparł, musiał to dostać.

Natomiast incydent, który tak naprawdę wpłynął na całą relację Song — Min, miał miejsce w drugiej klasie. Na zajęciach z biologii, niesforny uczeń, został przydzielony do dobrze uczącej się dziewczyny. Nauczycielka była wręcz pewna, że to poprawi zainteresowanie i oceny Yoongi'ego z tego właśnie przedmiotu.

Nawet by to wszystko miało sens, gdyby nie nastawienie chłopaka. Podczas zadanego w parach projektu, w którym Suga pierwszy i ostatni raz odwiedził Mei w jej domu, nauka nie siedziała w głowie nastolatka.

— Słuchasz mnie? — powiedziała zirytowana Song, patrząc na Yoongi'ego, który tak naprawdę od dłuższego czasu ziewał w jej towarzystwie.

— Co? — odparł chłopak, dzięki czemu Mei zrozumiała, że kompletnie ją ignorował.

— Skup się! — zarządziła. — Wiem, że to ciężkie, szczególnie dla kogoś takiego jak ty... Jednak od tego zależy moja przyszłość. Ty nie masz ambicji, by skończyć szkołę.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — warknął Min.

— Dobra — westchnęła zrezygnowana. — Powiedzmy, że jakimś cudem skończysz wszystkie klasy. Jednak proszę cię Yoongi. Skup się teraz. Ten projekt jest bardzo ważny.

Mei patrzyła, jak kolega przez moment myśli, a potem zbliża się do niej. Może w innym wszechświecie byłby dla niej interesujący i nawet przystojny, lecz teraz jedyne co do niego czuła, to współczucie. Chciała, by Min po prostu się zaangażował w ten projekt i choć raz z nią współpracował.

— Skoro tak bardzo ci zależy — zaczął nastolatek, sięgając jej twarzy i zakładając pukiel włosów za ucho. — To mnie odpowiednio zmotywuj, maleńka.

Czymś, co bardzo irytowało Mei, bardziej niż pewność siebie i olewczy sposób życia Yoongi'ego, było nieudolne poderwanie jej tanimi tekstami.

— Skup się — odpowiedziała, wyrywając się spod jego dłoni. — To wystarczy.

Choć była w tamtym momencie stanowcza, kolega nie miał nawet odrobiny ochoty, skupiać się na nauce.

— Przecież wiem, że tego chcesz.

Jego szept pieścił uszy, przygryzając ich płatek. Dłonie zaczęły wędrówkę po plecach, do ramiączek koszulki, którą miała na sobie. Mei starała się wyrwać, ponieważ nigdy nie była tak blisko z nikim. A nie chciała przekraczać tej bariery z kimś, pokroju Min Yoongi'ego.

— Coś chyba ci się pomyliło — rzuciła ostro, wstając z miejsca. — Myślę, że powinieneś wyjść. Czas na ciebie, Min.

Od tego czasu Yoongi uprzykrzał życie nie tylko Mei, ale i Chansung'a. Uważał to za zabawne i wręcz jego rozrywką było patrzenie na wściekłą minę dziewczyny. Czerpał satysfakcję z tego powodu i nawet tego nie ukrywał.

Natomiast Mei przyjęła postawę obojętnej w stosunku do wrogiego zachowania nastolatka. Choć miała już serdecznie dość, przez wzgląd na Chansung'a udawała, że to wszystko po niej kolokwialnie mówiąc, spływa. Nie chciała kolejnych spięć, wizyt u dyrektora i ran na ciele ukochanego. Jednak wiedziała, że Min po prostu nie odpuści i zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel.

— Nie powinnaś tego tak zostawić! — powiedział Lee, gdy Yoongi kolejny raz przeszedł samego siebie. — Jeśli zgłosisz nękanie...

— To co?

— To w końcu wyrzucą go ze szkoły!

Mei patrzyła w brązowe oczy ukochanego, w których znalazła pewną determinację. Rzeczywiście, nastolatek miał rację. Aczkolwiek Mei pokręciła głową i wstała z miejsca, wyrywając dłoń z objęć Chansung'a.

— W niczym to nie pomoże. Wiesz, że Yoongi nie jest osobą, która przejęłaby się wyrzuceniem ze szkoły.

— Wraca jak bumerang — skwitował z niesmakiem Lee.

— Pozostało niewiele czasu. Pół roku wytrzymam, jego pożal się boże denne i szowinistyczne zaczepki.

Tamtego wieczora Chansung zabrał Mei na randkę. Chciał, by ukochana, choć na chwilę zapomniała o zmartwieniach. Przez cały czas prawił dziewczynie komplementy i powiedział, jak bardzo ją kocha. Właśnie tamtego dnia, Mei oddała się chłopakowi całkowicie.

Później jakoś musieli przetrwać pół roku z Yoongi'm. Min nie zamierzał ułatwiać im życia i tak jak Lee przewidział, ciągle uprzykrzał im pobyt w szkole. Czasami w lekki, zazwyczaj w ciężki i uwłaczający sposób.

Ale taki był, beztroski, bezmyślny, olewający. Nikt jednak nawet najbliżsi, czy nauczyciele, nie znali tajemnicy chłopaka. Może jakby poznali prawdę... Ale Yoongi nie potrzebował litości. Nawet o niej nie myślał. Żył swoim życiem, które było tylko pokazem, że wszystko jest okej. Nic nie było.

Ostatnimi czasy serce coraz bardziej go bolało. Klął pod nosem, osuwając się w szkolnej toalecie. Nieuleczalna wada serca była powodem jego zachowania. Bo po co ma być miły i pilny, jak najpewniej nie dożyje końca szkoły? W jakim celu ma zdobywać wiedzę, skoro ona mu się nie przyda.

Wiele pisał w swoim zeszycie. Aczkolwiek nikt nie wiedział, co dokładnie ma zapisane na jego kartkach. Min się nie chwalił, tylko strzegł go jak oczka w głowie. Naiwnie wierzył, że tylko to może przynieść ukojenie i uśmierzyć ból. Oglądał filmy o gangsterach i postaciach pełnych honoru. Czy on sam taki był? Doskonale znał odpowiedzieć. Nie potrafił nic zrobić ze swoim życiem. Dość krótkim i wątłym. Tym, które za niedługo się skończy, bo jednym możliwym sposobem uleczenie był przeszczep serca. A lista oczekujących prawie dwukrotnie przebijała dawców.

Tamtego wieczora siedział w pokoju. Rodziców nie było, więc miał choć trochę spokoju. Nie musiał znosić pretensjonalnego tonu ojca, ani błagania matki, by choć trochę potraktował swoje życie poważnie.

Jak mógł? Będąc niemal pewny, że jest tykającą bombą. Człowiekiem, któremu niedane jest przeżyć dobre i spokojne życie u boku osoby, którą nazwałby ukochaną?

Dlatego Yoongi był, jaki był.

Kolejny raz oglądał jeden ze swoich ulubionych programów. Na biurku leżało otworzone piwo, a z boku tabletki. Może to w przypływie gniewu, chwili, natchnienia, sięgnął po narkotyki i postanowił skrócić swoje nędzne życie?

Nie był od nich uzależniony, choć wiele osób tak myślało. Jak zawsze to były tylko pozory. Narkotyki, które koledzy mu podsuwali pod nos, leżały na stoliku w charakterystycznej fiolce.

Wielokrotnie zastanawiał się, czy nie skrócić swej męki zwanej życiem? W dodatku na uwięzi, ponieważ Yoongi nigdy nie był wolny. Płynnym ruchem wziął tabletki i przystawił przed twarzą. Przez moment, jakby się zastanowił czy dobrze uczyni? Aczkolwiek pomimo zawahania się, przystawił flakon do ust i wziął całą jego zawartość.

Mei wielokrotnie się zastanawiała, dlaczego to właśnie ją w życiu spotyka tyle złego? Czemu zawsze, gdy na kimś jej zależy, on odchodzi? Jak to możliwe, że kiedy pokochała, wydarzył się incydent, który zaprzepaścił spokojną przyszłość? O śmierci Chansung'a dowiedziała się dopiero drugiego dnia. Był to dla niej wielki, wręcz potężny cios, powodujący nie tylko cierpienie, gorycz i żal, ale przede wszystkim poczucie pustki. Żałoba była długa i nie szczędziła łez.

Siedząc w gabinecie dyrektora, słuchała ogólnych wyjaśnień. Lee jechał z rodzicami samochodem, wpadli w poślizg. Uczeń nie przeżył. Zupełnie jak i jego rodzice. Świadkowie zauważyli wybiegające zwierze, które najprawdopodobniej było powodem nieszczęśliwego zdarzenia drogowego. Pieprzony jeleń.

Natomiast o Yoongi'm dowiedziała się z plotek. Idąc korytarzem, zauważyła dwóch osobników z jego paczki, którzy szeptali między sobą.

— Jego stan jest ciężki — rzucił Kihyun, który był z Min'em dość blisko. Znali się przecież od podrostka. — Przedawkował benzo.

Mei była na tyle mądra, że wiedziała, co w slangu oznacza ta nazwa. Benzodiazepiny. Leki działające na ośrodkowy układ nerwowy. Posiadają właściwości uspokajające, nasenne, przeciwlękowe i przeciwdrgawkowe. Ale najważniejsze było to, że bezsprzecznie uzależniały.

Song przez chwile stała, jak kukła na polu, mająca na celu odstraszyć kruki. Jednak nie trwało to długo, ponieważ Kihyun ją zganił i musiała odejść. Trzymała zaciśnięte pięści, czuła jak kłykcie jej bieleją. Parła przed siebie, a do oczu napływały słone łzy. Jednak miała nadzieję, że czas i spokój pomogą jej pogodzić się z rozstaniem. Nawet w dniu pogrzebu ukochanego.

Przez wiele dni Mei starała się jakoś trzymać. Choć denerwowały ją spojrzenia pełne litości, wyrzutów sumienia i czystego, ludzkiego smutku. Wiedziała jednak, że Chansung nie chciałby, aby była smutna. Więc ze wszystkich sił starała się przetrwać, pokazując światu swoją obojętną twarz. Nocami zaś płakała za ukochanym, który odszedł stanowczo za szybko.

Szkołę ukończyła z wyróżnieniem i nawet dostała stypendium na prestiżowym uniwersytecie w stolicy. Daegu porzuciła bez obawy, z nadzieją na lepsze jutro. Swoją przyszłość związała z pisarstwem, ponieważ to właśnie słowa połączone w zdania, pozwalały na zapomnienie i ucieczkę od trudnej codzienności. Bolesne wspomnienia zamieniała w twory i historie, które ostatecznie z pliku lądowały w komputerowym koszu.

Na zajęciach zanurzała się w świecie romantyzmu, które przedstawiali znani autorzy kultowych powieści. Słuchała wykładowcy i notowała każdy szczegół. Wspomnieniami wracała do uczucia, jakie połączyło ją z Lee.

A potem w nocy przychodził płacz i ból, który mimo upływu czasu wcale nie odchodził. Choć wielokrotnie modliła się, aby ponownie być beztroską. Jednak jak mogła taką być? Bez bratniej duszy?

Tamtego dnia szła kampusem, a w dłoniach trzymała ostatnie dwie lektury, które omawiali na zajęciach. Przyciskała je do piersi, niczym drogocenny skarb. Znała ich wartość i strzegła jak oka w głowie.

Tamtego dnia było ciepło. Wiosna powróciła do Seulu, ukazując się na krzewach i drzewach, różowych płatkach wiśni i białej magnolii. Malowniczym krajobrazie, który przedostał się spośród betonowych konstrukcji i szeroko rozwiniętej urbanistyki.

Zamyślona wspominała dzień, w którym razem z Chansung'iem oglądali spadające gwiazdy, siedząc pod drzewem wiśni na wzgórzu za miastem. Pamiętała jego usta wygięte w charakterystyczną podkówkę, sięgającą prawie oczu. Uśmiech szeroki i ciepły. Błyszczące oczy i śmiech.

Nagle poczuła szarpnięcie, a potem usłyszała charakterystyczny głos.

— Uważaj!

Nim dotarło do niej, co mogło się stać i jak pogrążona była w marzeniach, weszła na zatłoczoną ulicę, ujrzała znajomą twarz, która przez lata, praktycznie wcale się nie zmieniła.

Min Yoongi stał obok, trzymając ją w silnym objęciu, przyciskając do piersi, w której poczuła przyśpieszone bicie serca. Przez moment stała w bezruchu, jakby obawiając się, co znajomy z przeszłości mógłby zrobić. Przecież go znała i wiedziała, do czego jest zdolny.

Yoongi po chwili ją puścił, zwalniając uścisk, którym wziął Mei w pewnego rodzaju niewolę, Odsunął się, a potem spojrzał na kobiecą twarz. Choć poznałby ją wszędzie, przez głowę przeszła mu myśl, że wypiękniała. Zawsze mu się podobała, szczególnie od momentu, w którym rzuciła mu wyzwanie. Teraz natomiast nie wiedział, dlaczego przy niej, serce, które otrzymał, chciało wręcz wyrwać się z klatki. Mostek powodował, że zaczęło być mu ciasno.

Stali w milczeniu, obserwując siebie nawzajem. Jakby się badali. Aczkolwiek każde bało się zareagować. Po prostu nie wiedzieli, co powiedzieć. A kiedy Mei, chciała się odezwać, Yoongi tak po prostu rzekł:

— Zgłupiałaś?!

Momentalnie usta, które otworzyła, się zamknęły, a oczy zmrużyła gniewnie. Myślała, że może wydoroślał, jednak najwidoczniej się pomyliła. Zacisnęła dłoń na książkach.

— Chciałaś zginąć?

— Myślę, że to nie twoja sprawa — odpowiedziała zła.

Nim Yoongi puścił jej ramiona, zdążyła zauważyć, że jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Złość, która nim zawładnęła, usunęła się, dając miejsce niepewności i pewnego rodzaju poczuciu zawodu.

Mei skarciła się w myślach, ponieważ przez moment uwierzyła, że Min tak po prostu o nią się martwił. Jednak znała tego osobnika — Min Yoongi nigdy o nic się nie martwił.

Kiedy poczuła się wolna, a jego dłonie odsunęły się, bez dodatkowych słów skierowała się w stronę odpowiedniego wydziału. W tamtym momencie chciała zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, stać się niewidzialna. Aby tylko relikt przeszłości, jak pośpiesznie nazwała Yoongi'ego, jej nie zlokalizował.

Przez następne dni próbowała się skupić na nauce. Czasami jednak nieproszony gość, zawracał jej głowę. Zastanawiała się, dlaczego Min jest w tym miejscu? Czemu opuścił Daegu? Czy zaczął studiować? Pokręciła przecząco głową.

— Min Yoongi i studia? — zaśmiała się głośno.

— Co w tym dziwnego? — usłyszała znajomy głos, gdzieś z oddali.

Była pewna, że w opuszczonej przestrzeni, w której się znajdowała, nikt jej nie znajdzie. A już na pewno nie on.

— Nie cierpiałeś się uczyć — zauważyła.

W jej głosie usłyszał pewnego rodzaju wyższość. Aczkolwiek się nie zraził. Wiedział, że Song po prostu żywi do niego urazę. I wcale jej się nie dziwił. We wcześniejszym życiu, jak zwykł mawiać, był cynicznym głupkiem. Zachowywał się niewybaczalnie, szczególnie w stosunku do dziewczyny. Teraz zbierał tego żniwa.

— To było... — zaczął, ale urwał. Wciąż nie cierpiał się rozwodzić.

— Nawet nie próbuj mnie udobruchać.

Mei była stanowcza i władcza. Przez czas, który minął od zakończenia szkoły średniej, nabrała doświadczenia. Wiedziała, że takich jak Min należy od razu gasić. Jak papierosa w popielniczce.

Podszedł bliżej i zajął miejsce obok. W jego dłoni zauważyła znajomy notatnik. Flashback powrócił do głowy i z zaciekawieniem spojrzała na pożółkłe kartki.

— Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? — rzucił, posyłając jej ukradkowe spojrzenie.

— Wróciłeś z niego, aby o tym wiedzieć?

Przez moment zapadło milczenie, które przerwało parsknięcie Yoongi'ego. A potem Min przygryzł wargę.

— Coś tak jakby.

Pozostały czas, jaki siedzieli przy sobie, nie odzywali się do siebie. Nie przerywali zbawiennej ciszy, która między nimi nastała. Później Mei wstała, poprawiła mankiety koszuli, spakowała książki do torby i odeszła. Pozostawiając go bez słowa pożegnania.

Kolejne tygodnie obfitowały w brak kontaktu z żywym reliktem przeszłości, jak zwykła mawiać na Yoongi'ego Mei. Miała wiele obowiązków i musiała skończyć semestralną pracę. W dodatku dorabiała sobie w kawiarni, aby móc wykupić lepszy pokój w akademiku.

Zdziwiona była, gdy tamtej środy, jak zwykle przyszła do pracy, a zamiast Jeongguk'a przywitały ją znajome, brązowe tęczówki.

— Co ty tu robisz? — warknęła niemiło w stronę chłopaka.

— Pracuję — odparł spokojnie, nie siląc się nawet na uśmiech.

Song przewróciła oczami, a potem zawiązała fartuszek. Po dwudziestu minutach dowiedziała się, że Yoongi jest nowym pracownikiem i będzie jej pomagał. W dodatku to właśnie Mei miała go przeszkolić.

Kawiarenka nie była dużych rozmiarów. Panował w niej spokój i harmonia. Wszystko, co według Mei zaburzała obecność Yoongi'ego. Jednak musiała znosić jego towarzystwo, choć tylko dwa razy w tygodniu.

Z początku Min wydawał się mieć dwie lewe ręce, jednak po kilku razach odnalazł się w nowym miejscu i nawet Song była zaskoczona, jak sprawnie obsługiwał ekspres. W dodatku nauczył się poważnie traktować swoje obowiązki, a nawet nawiązywać sympatyczne więzi z klientami i współpracownikami. Nie jak wcześniej. Za pomocą strachu i pięści.

Tamtego dnia Yoongi'ego nie było w pracy. Nie był rozpisany, przez co Mei była pewna, że go nie zobaczy. Lekkie ukłucie zawodu ścisnęło jej serce, jednak zaprzeczyła, by mogła za nim tęsknić. Jak zawsze po godzinach pracy, wyszła zza lady, aby złożyć krzesła na stoliki i umyć podłogę, gdy usłyszała charakterystyczny dzwonek, oznajmujący, że ktoś wszedł do środka.

— Zamknięte! — zawołała, nie odwracając wzroku w stronę drzwi.

Nim usłyszała odpowiedź, poczuła przeciąg, a potem znajomy zapach. To Yoongi stał obok i właśnie pomagał jej zakładać pozostałe krzesła na stoliki.

— Chyba masz dzisiaj wolne? — rzuciła, starając się brzmieć naturalnie.

Nie skomentował tego, tylko uniósł kąciki ust do góry. Później zniknął na zapleczu, a powrócił z pełnym wody i płynu wiaderkiem.

— Co ty robisz, Min?

Wciąż nie odpowiadał, tylko zanurzył mopa w wodzie, a następnie za pomocą obrotowego wiadra, osuszył go i zaczął zmywać podłogę. Powietrze przeszył kwiatowy zapach płynu.

Mei stała z dłońmi złożonymi na biodrach, by następnie ruszyć w kierunku chłopaka. To wszystko było dla niej dziwne i to bardzo. Nim jednak zdążyła odebrać kij Yoongi'emu, jego dłonie puściły mop, aby chwycić jej talię i przycisnąć do lady.

Song nie wiedziała i nawet nie chciała poznać, jak przyśpieszył jej puls. Patrzyła przez moment w jego brązowe oczy, które w tamtym momencie mogły skruszyć najtwardszą skałę.

— Co ty... — wyszeptała, czując, jak niebezpiecznie zbliżają się jego wargi. — Co ty robisz, Min?

— Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie irytujesz — odpowiedział. — Ale nie potrafię cię zostawić.

Jego ciało było niebezpiecznie blisko. Mei mogła poczuć, jak ciężko oddycha, a następnie zanotowała, że chłopak jest podniecony. Przełknęła ślinę, starając się uwolnić. Choć tak naprawdę miała ochotę, go pocałować. Coś, co powodowało, że dłuższego czasu między nimi iskrzyło, teraz mogło się urzeczywistnić.

Nie, stop!, pomyślała szybko. Następnie odepchnęła chłopaka. Poprawiła fartuszek i chwyciła za mop. Nie chciała, aby Yoongi za dużo sobie pomyślał, a już na pewno ujrzał wkradające się na jej twarz rumieńce.

— Jestem już dorosła — rzuciła po chwili. — Nie musisz się o mnie martwić.

Nie skomentował tego. Mei nawet na to nie liczyła. Skończyła myć podłogę i zniknęła na zapleczu. Kiedy natomiast wróciła, Yoongi'ego już nie było.

Min nie pojawił się już więcej w kawiarni, a Mei dowiedziała się, że następnego dnia złożył wypowiedzenie. Z początku stwierdziła, że to wszystko było jego winą, lecz z czasem zaczęła wątpić.

— Może byłam dla niego zbyt surowa?

Jak zawsze odzywało się w niej poczucie winy, które powinna już dawno wyrzucić z głowy. Aczkolwiek nie mogła. Nawet w obliczu takiego cynicznego typa, jakim Yoongi był.

Przez następne dni omijała zatłoczone miejsca, nie chcąc wpaść przypadkiem na starego znajomego. Uczyła się pilnie i studiowała zagadnienia, które mogły jej się przydać w przyszłości.

Wieczorem jak zwykle była w kawiarence. Jeongguk wyszedł chwilę wcześniej, gdy Mei powiedziała, że sama może posprzątać. Chłopak w podzięce objął ją i powiedział, że jest najlepsza. A potem z telefonem przy uchu, wyszedł z pracy, pozostawiając ją samą.

Przemyła stoliki, umyła ekspres. Złożyła krzesła i poszła nalać wody do wiaderka, kiedy ponownie usłyszała odgłos dzwonka. Zlekceważyła go, będąc pewną, że to Jeon czegoś zapomniał. Jakie było jej zdziwienie, gdy ujrzała znajome brązowe tęczówki. To Yoongi stał w progu, a w ręce trzymał swoją dżinsową kurtkę.

— Zamknięte — rzuciła, tylko na tyle było ją stać.

Jednak min sobie nic z tego nie zrobił, a stawiał kroki pewne, dopadając Song przy ladzie. Mając w głowie jakieś uczucie déjà vu, Mei chciała odepchnąć chłopaka. Czuła, że Min jest wyjątkowo za blisko.

— Jesteś taka irytująca — westchnął, opierając głowę o jej czoło.

Mei poczuła od niego alkoholowy zapach. Aczkolwiek nie poruszyła się, nawet na cal. Yoongi natomiast westchnął głęboko, przygryzając wargę.

— Chyba, powinieneś pójść...

Poczuła jak kręci głową. Następnie jego dłoń chwyciła jej drobne ramiona. Z trudem odchylił głowę, spoglądając prosto w oczy.

— Muszę ci coś powiedzieć.

— Możesz zrobić to, jak będziesz trzeźwy? — zapytała z oburzeniem.

— Wtedy nie będę miał tyle odwagi.

Mei prychnęła. Czy piekło zamarzło? Min Yoongi czegoś się obawia?

— Sam wiem, że to będzie brzmiało dość absurdalnie — zaczął spokojnie, jakby czując, że to, co powie, może na zawsze zmienić jego dotychczasowe życie. A może obawiał się o Mei?

— Zaczynam się martwić.

— Ja... Ja cię... Ja cię chyba kocham.

Otworzyła szerzej oczy, a potem głośno się zaśmiała. Chciała odepchnąć chłopaka, lecz Yoongi złapał jej dłonie i rozszerzył na boki.

— Słuchaj Song! — zagrzmiał. — Wiem, że to brzmi dość absurdalnie. Jednak proszę, abyś mnie wysłuchała. A potem zdecydujesz, co z tym zrobisz.

— Kto powiedział, że będę chciała cię posłuchać?

— Chansung'a byś posłuchała.

Wzmianka o ukochanym zdenerwowała Mei. Natychmiast wyrwała dłoń z ręki Yoongi'ego i uderzyła go pięścią w klatkę piersiową.

— Nie waż się mówić o kimś, kogo nie szanowałeś!

Czuła jak przybiera w niej furia. Okładała pięścią jego piersi, nim doszczętnie straciła siły. A kiedy myślała, że się osunie na ziemię, Yoongi złapał jej talię i posadził na blacie.

— Wiem, że to, co powiem, będzie brzmiało absurdalnie. Wiem, że nie jestem na to gotowy, tak samo jak ty. Ale to prawda. Kocham cię Song Mei... I nie mogę z tym dłużej walczyć.

— Jak możesz mi to mówić?

Poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Natychmiast starła ją duża dłoń chłopaka. Pociągnęła nosem. Samo wspomnienie Chansung'a powodowało w niej ból. Choć myślała, że pogodziła się z jego stratą.

— To wszystko... To nie jest proste i sam tego nie rozumiem. Natomiast musisz wiedzieć, co wydarzyło się tamtego dnia.

Mei podniosła wzrok, odnajdując poważne spojrzenie Yoongi'ego. Nie wyglądał, jakby żartował. Choć gdzieś z tyłu głowy wciąż miała przeświadczenie, że Min zawsze był oszustem. Tym razem jednak postanowiła go wysłuchać.

— Więc? — rzuciła oschle. — Co się stało?

Roztrzęsiony głos Yoongi'ego spowodował, że historia, którą opowiedział, wydawała się prawdziwa. Mei słuchała z uwagą, postanawiając, że nie będzie osądzać nikogo, póki nie dowie się prawdy.

— Urodziłem się z wadą serca — mówił spokojnie. — Nieuleczalną. Jedyną szansą był przeszczep. Jednak nawet na niego mogłem się nie doczekać.

Yoongi mówił dalej, a Mei nawet nie zamierzała mu współczuć. W końcu to go nie upoważniało do zatruwania innym życia. Min żył, jakby jutra miało nie być i to dosłownie. Jednak nie powinien innym marnować szansy, czy ośmieszać, okaleczać, lub drwić. Mei zacisnęła pięści, kiedy przypomniał jej ich pierwszy moment u niej w pokoju.

— A później było mi wszystko jedno — wtrącił. — Przedawkowałem benzo. Chciałem odejść z honorem, a nie ze strachem. Postanowiłem, że sam zdecyduje, jak odbiorę sobie życie.

— Jeśli myślisz, że będę z tego powodu ci współczuć...

— Nie proszę o współczucie, ani wybaczenie — odpowiedział, wciąż patrząc w jej oczy. — Aczkolwiek chcę, byś zrozumiała. To dzięki niemu żyję.

Song nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Yoongi wziął jej dłoń, włożył pod koszulkę i przystawił do piersi. Poczuła bijące jak szalone serce.

— To jego serce — wyszeptał. — Chansung zdecydował się być pośmiertnym dawcą. Dla mnie nie było ratunku, a jednak on mnie...

Mei poczuła się zła. Napad agresji ogarnął jej ciało i wyrwała się z uścisku chłopaka. Natychmiast zeskoczyła ze stołu. Z nieznajomą sobie siłą zaczęła popychać zdezorientowanego Yoongi'ego.

— Jak mogłeś?! — krzyczała. — Po tym wszystkim?! Po tym, jakie piekło zgotowałeś mu codziennie w szkole?!

Wpadła w istną furię. Miała dosyć tego życia i mężczyzny, który wciąż starał się ją uspokoić. Jednak rezultat był inny. Zła, zrozpaczona, wzięła do ręki wiadro i nie myśląc wiele, oblała Yoongi'ego. Następnie wręcz wyrzuciła go z kawiarni, zamykając jej drzwi i osuwając się na podłogę. Tak bardzo poczuła się nijaka i mała w tym pełnym kłamstw świecie.

Siedziała w bibliotece i przygotowywała się do swojej semestralnej prezentacji. Zagłębiała w lekturze książki i rozmyślała o przeszłości. Spojrzała przez okno i dostrzegła piękne kwiaty na drzewie.

Znowu nadeszła wiosna, pomyślała. Natychmiast ujrzała przed sobą uśmiechniętą twarz Chansung'a. Kolejny rok bez ukochanego. Kolejny owocujący w rozterki, naukę i nowe doświadczenia.

Obserwowała chwiejące się na wietrze gałązki, udekorowane różowymi kwiatami. A potem zdziwiła się, gdy przed oczami pojawił się Yoongi.

Zamrugała kilka razy, aby dojść do wniosku, że jest na tyle późno, że potrzebuje rozprostować kości. Siedziała nazbyt długo i była zmęczona. Spakowała więc przybory do torby i zamknęła książki, odkładając je na miejsce. Ukłoniła się przed znajomą bibliotekarką i skierowała do wyjścia. Aby opuścić budynek, musiała zejść po schodach i przejść obok frontowych sal. Ze zdziwieniem usłyszała przepiękną melodię.

Zamknęła oczy, napawając się czystymi dźwiękami. Nuty układały się w rytm, powodując dreszcze na skórze. Fortepianowa melodia pieściła jej zmysły, aż doszło do niej, że nigdy wcześniej nie słyszała tak pięknego utworu.

Zaciekawiona podeszła bliżej, aby przyjrzeć się wykonawcy. Z początku nie mogła rozpoznać osoby, ponieważ mężczyzna siedział do niej tyłem. Pogrążony był w muzyce, a jego palce namiętnie dotykały klawiszy. Z czułością, jakby pieściły najpiękniejszą kochankę.

Melodia, piękna i czysta, przyśpieszyła. Mei porównała to do burzy na spokojnym morzu. Cisza, delikatność i nagły zwryw. Patrzyła na palce, pieszczące instrument. Na ich dokładność i pewne ruchy. A gdy utwór osiągnął moment kulminacyjny, zerwana melodia pozostawiła pustkę i pewnego rodzaju wyrwę na sercu.

Song wydała z siebie cichy jęk. Czuła się, jakby przeżyła muzyczny orgazm. Nie doświadczyła nigdy takiego upojenia. Jej policzki były rumiane, gdy zobaczyła, jak kompozytor wstaje z miejsca. A potem zachłysnęła się powietrzem, dostrzegając tak znajomą twarz.

— Więc to jest melodia na miarę uzyskania tytułu magistra kompozycji? — poważny głos rektora zabrzmiał w pełnej ludzi sali.

— Tak — odpowiedział pewnie Yoongi, zamykając klapę fortepianu.

— Jaką nazwę nosi to dzieło?

— Mei.

Zamrugała szybko oczami, jakby nie dowierzając. Jak to? Dlaczego?

— Mei oznacza kwiat. Tym dla mnie jest kompozycja. Kwiatem, który z początku puszcza pąk, aby z czasem nabrać piękna i rozkwitnąć, ukazując swe piękno.

Przez moment jeszcze stała, oniemiała w drzwiach sali. A potem odwróciła się i pędem ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, co to mogło oznaczać i dlaczego Min tak zatytułował swój utwór magisterski. Wtedy doszła do wniosku, że tak naprawdę nic o nim nie wiedziała.

Choć bała się przyznać, już dawno przeszedł jej gniew. Może to czas, a może pewna rozwaga, uświadomiła, że przecież Yoongi nie miał wpływu na to wszystko. Czuła się winna, jak to miała w zwyczaju.

Po kolejnym zaliczeniu, które przyprawiło ją o kilka siwych włosów, skierowała się do akademika, aby spakować walizki i wrócić do Daegu. Nim jednak weszła do budynku, zauważyła opartego o barierkę Yoongi'ego. Min, widząc jej osobę, zmieszał się i poprawił mankiety koszuli.

— Co tu robisz? — zapytała, nie siląc się na powitanie.

— Chciałem cię tylko zobaczyć.

Jego mina nie zdradzała nic więcej, niż poczucie żalu. Oczy nie błyszczały, choć powinny, bo ostatecznie zdobył tytuł magistra. Usłyszała to, wychodząc z budynku.

— Czego tak właściwie ode mnie chcesz?

Zaskoczyła go. Jej bezpośredniość. Przez moment milczał, aby zbliżyć się do Mei i spojrzeć prosto w oczy.

— Chciałem przeprosić — mruknął. — Za wszystko. Za to, że żyję i że dostałem jego serce. Za to, że Chansung nie żyje, a ja stąpam po świecie.

Wzięła głęboki wdech, by następnie wypuścić powietrze. Yoongi wyminął ją, jakby składał niemą obietnicę. Że już nigdy nie pojawi się w jej życiu.

— Nie jestem na ciebie zła — powiedziała, gdy oddalił się na tyle, by jej nie dotknąć. Jednak usłyszał, bo przystał. — Nie nienawidzę cię. Jednak potrzebuję czasu. Gubię się w tym wszystkim Yoongi.

— Mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedzi.

W tamtym momencie Mei odwróciła się i podbiegła do Yoongi'ego. Oplotła dłońmi jego ciało, przytulając się do twardych pleców. Tak bardzo potrzebowała jego ciepła i poczucia, że serce, które teraz spoczywa w klatce chłopaka, wciąż bije dla niej.


Od Autorki: Wiem, że długo czekałaś na to zamówienie. Bardzoooo długo. Jednak mam nadzieję, że sprostałam, choć trochę pozmieniałam i dalej nie wiem, czy jestem bardziej na tak, czy bardziej na nie. Pozostawiam Tobie ocenę.

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top