Klayley - Zaopiekuję sie Tobą
Hayley weszła do ogromnego domu Mikaelsonów w Nowym Orleanie i z zaciekawieniem oglądała każdy szczegół. Wiadomość o jej ciąży z nieprzewidywalnym i niebezpiecznym Klausem Mikaelsonem zaskoczyła wszystkim, w tym ją samą. Jednak Pierwotna rodzina nie zabiła jej ani dziecka, ani nie zostawiła ich na pastwę losy. To już było coś. Ale teraz młoda Wilczyca stała na środku bogato urządzonego salonu i wyraźnie czuła, że to nie jest jej świat. Od teraz wszystko się miało zmienić i to w każdym tego słowa znaczeniu. Miała zamieszkać w tym oto domu razem z wampirami...Nie była pewna jak ma to rozumieć. Chyba był to jakiś wyraz troski, ale miała wrażenie, że jest bardziej jak więzień. Dziecko, które nosiła w sobie, dziecko potężnego Klausa Mikaelsona w każdej chwili mogło stać się celem wielu ataków. Naprawdę wielu bo Pierwotna Hybryda prze setki lat przysporzył sobie niezliczoną ilość wrogów. A teraz to wszystko miało się odbić na niej. Zagubionej, samotnej Wilczycy. Kto by pomyślał do czego może doprowadzić odrobina alkoholu i wspólna noc...
- Mam nadzieję że Ci się tu spodoba - powiedział Klaus który nadal znalazł się tuż obok niej.
Brunetka spojrzała na niego i obojętnie wzruszyła ramionami. Czuła, że zarówno dla niej jak i dla niego to wszystko jest dziwne, trudne... Co więcej miała wrażenie jakby weszła do jego życia, rodziny zupełnie bez zaproszenia... Aon mógł przecież wcale nie chcieć jej ani tego dziecka... Jednak mimo wszystko jej nie zabił, co dawało jej wiele do myślenia..
- Może nie będzie tak źle – stwierdziła.
Klaus przyjrzał się uważnie Dziewczynie. Nie wiedział jak ma się zachować w tej nowej dla nich wszystkich sytuacji. Nigdy by nie pomyślał, że kiedykolwiek będzie ojcem.. Nie spodziewał się też, że jeszcze kiedyś zobaczy Hayley. Sądził, że to była tylko jedna, przyjemna noc, bez większego znaczenia. Jak się okazała ta noc zmieniła ich życie na zawsze.
- Chcesz zobaczyć swój pokój ? - spytał zmieniając temat i ruszył w stronę schodów prowadzących na górę domu.
- Jasne – zgodziła się Dziewczyna i ruszyła za nim.
- To ten – Gdy byli już na górze Klaus wskazał na jedne z wielu drzwi. Po chwili odwrócił się i ruszył w kierunku innych drzwi po czym powiedział - A tu jest mój pokój, jakby co możesz do mnie przyjść...
- Pewnie, dzięki – odpowiedziała niepewnie Hayley i uśmiechnęła się lekko.
Miło jej było ze chociaż trochę Klaus się nią zajmuje, że nie zostawił jej z tym wszystkim samej. Niby to tylko kilka słów i pokazanie pokoju ale dla kogoś z taką przeszłością jak ona to już i tak dużo. Dziewczyna nigdy nie miała prawdziwej rodziny, nie znała miłości ani troski. Nikt nigdy się nią nie zajmował i o wszystko musiała walczyć. Dlatego teraz czuła się miło, że choć trochę to może się zmienić, że nawet jeśli tylko przez ciąże, będzie dla kogoś trochę ważna. Jednak drugiej strony to trochę ją krępowało. Była już tak przyzwyczajona by być samą i niezależną i nie lubiła przyznawać, że może potrzebować czyjeś pomocy. Do tego Klaus... nie miała pojęcia jak to będzie między nimi. Jedyne czego była pewna, to to, że ich relacja przez tą ciąże może być bardzo skomplikowana. A ona mimo wszystko nie chciała niepotrzebnie mieszkać ani się narzucać.
- No dobrze – Klaus spojrzał na nią – Potrzebujesz czegoś ... ? Bo wychodze na miasto...
Pierwotny po raz pierwszy od dawna czuł się tak... dziwnie, szczególnie. Nigdy o nikogo się nie martwił ani nie dbał. A o osoby spoza rodziny to już zwłaszcza. Jednak ta sytuacja była inna. Czuł, że musi, a może nawet chciał zapewnić bezpieczeństwo jej i dziecku. Był za nie odpowiedzialny. Nie mógł sobie wyobrazić jak to będzie... Ale jakaś mała część jego, szeptała cicho , że to może ta jedna jedyna szansa na szczęście czy rodzinę...
- A mogę iść z Tobą ... ? - spytała odrobinę nieśmiało Hayley.
- Miałaś być w domu by nic Ci się nie stało – przypomniał Pierwotny.
- No wiem, ale ja tak nie umiem – westchnęła – Jestem wilkołakiem i nie znoszę siedzieć zamknięta w domu do tego całkiem sama... Chyba wiesz jak to jest... Też jesteś w połowie wilkołakiem..
- Wiem – spojrzał na nią – No dobrze... Możesz iść ze mną.
- Dzięki – uśmiechnęła się lekko Dziewczyna.
Klaus spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Nie wiedział czemu ale coś mu się w niej podobało. Była jakaś taka... inna niż wszystkie dziewczyny, które znał. Zauważył to już przy pierwszy spotkaniu, ale teraz był o tym coraz bardziej przekonany. Do tego miał wrażenie... jakby była do niego podobna. I nie chodziło tylko o wilkołaczą naturę. Ale też o trudną przeszłość związaną z rodziną, upór, niezależność...
- Hm... A tak w ogóle, to jak się dziś czujesz ? - spytał Klaus gdy wyszli z domu.
Czuł się co najmniej dziwnie pytając o to. Przez ostatnie setki lat, na nikim mu nie zależało tak naprawdę. Nie martwił się o nikogo prócz siebie i nie przejmował się niczym... Teraz czuł jak powoli coś się zmienia... Jak on sam się zmienia...
- Nawet dobrze – odpowiedziała Brunetka – Chociaż wiesz, to wszystko jest zwariowane... Noszę w sobie magiczne dziecko, na które polują czarownice bo Ty jesteś ojcem...
- No tak, nieźle się wpakowałaś – zaśmiał się lekko Klaus .
- Ale chyba nie żałuje – zaczęła ostrożnie Hayley.
- Co masz na myśli ? - spojrzał na nią uważnie.
- Ym... Na początku myślałam by... wziąć tojad... - powiedziała - Po co komu te wszystkie problemy z ciążą. Nie byłabym celem a Ty nie miałbyś mnie na głowie. Ale jakoś nie mogłam...Może to dlatego, że nigdy nie miałam prawdziwej rodziny... ale chciałabym urodzić oraz wychować to dziecko.
Pierwotny przez chwilę szedł obok niej w zupełnej ciszy. Słowa Dziewczyny dały mu do myślenia. Po pierwsze była z nim szczera, a szczerość to żadko spotyka w jego świecie cecha. Po drugie powiedziała to jakby nie chciała sprawiać mu problemów, nie jakby się go mała, tylko nie chciała mu się narzucać, co także było dziwne. I w końcu przyznała, że chce tego dziecka... On sam czuł się o wiele bardziej zagubiony w tym wszystkim i za pewne odkrycie i przyznanie się do uczuć zajmie mu dużo więcej czasu, ale już jaka część jego podpowiadała mu, że i on chce tego dziecka, a jego matka nie jest mu całkiem obojętna.
- To dobrze – przerwał milczenie – Nie będę ukrywał, że łatwo nie będzie... Ale damy radę.
- My ? - pytająco Brunetka patrząc przy tym na niego.
- Tak... - także na nią spojrzał, a ich wzrok się spotkał – Chcesz czy nie, przez tą ciąże weszłaś do naszej rodziny.
- Nigdy nie miałam rodziny – powiedziała cicho Hayley.
- Ta na pewno nie jest idealna – stwierdził Klaus – Ale jest coś co nas wyróżnia...
- Co takiego ? - zapytała z zaciekawiem w głosie Wilczyca i spojrzała na niego.
- Bez znaczenia jak bardzo możemy się nienawidzić, gdy trzeba będziemy o siebie walczyć – powiedział – Zawsze i na zawsze.
- To brzmi... pięknie - uśmiechnęła się lekko.
- Ty też się tego teraz tyczysz - Pierwotny spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął – Jesteś jak członek rodziny.
- Naprawdę tak uważasz... ? - spytała Dziewczna - Czy mówisz tak tylko przez ciąże, a jak dziecko się urodzi to się mnie pozbędziesz....
- Mówię poważnie - stwierdził szczerze Klaus - I teraz i potem... Zaopiekuję się Tobie oraz dzieckiem... Obiecuję.
Hayley spojrzała na niego, a na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech i niewiele myśląc Wilczyca przytuliła się do niego. Gdy usłyszała jego słowa poczuła ciepło na sercu. Że mimo trudnych okoliczności i tego wszystkiego co o nim wiedziała on okazał jej troskę. Inni mogli mówić, że Klaus jest zły, ale teraz on był dla niej lepszy niż ktokolwiek przez całe jej życie. Pierwotny był zdziwiony tym gestem ale objął Dziewczynę ramionami i chwilę tak trwali. Nie czuł czegoś takiego od dawna. Miał poczucie, że jest za nią odpowiedzialny i o dziwno, podobało mu się to. Podobało mu się czuć bicie jej serca i oddech gdy byli tak blisko siebie. Żadne z nich nie wiedziało, że tak chwila będzie zaledwie początkiem w ich wspólnej historii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top