Datherine - Gra

Przystojny wampir siedział w lokalnym barze Mystic Grill i pił swój ulubiony alkohol czyli burbon. Tylko ten trunek jako jedyny go rozumiał i nie zostawiał. Smutne, ale właśnie takie jest życie. Nawet to nieśmiertelne nie jest usłane różami. Był pochłonięty kolejnymi szklankami alkoholu jak i myślami we własnej głowie do tego stopnia, że nie zwrócił uwagi gdy ktoś do niego podszedł.

- Zły dzień ? - usłyszał pytanie.

Tylko, że on doskonale znał ten głos. Kiedyś go kochał, a potem nienawidził. Tęsknił za tym głosem i był w stanie całym świat obrócić do góry nogami by znów go usłyszeć. Niechętnie podniósł wzrok choć i bez tego doskonale wiedział kto stoi przed nim. Jedyna w swoim rodzaju Katherine Pierce. Pewna siebie, piękna, intrygantka. Sobowtór i wampirzyca która dała mu nieśmiertelność. Ale też to właśnie ona tchnęła w jego serce miłość tylko po to by je złamać. Setki lat czekał na nią, a ona tym się wcale nie przejęła. W każdej chwili mogła do niego wrócić ale zwyczajnie nie chciała. Koło takiego zawodu i rozczarowania nawet on nie mógł przejść obojętnie i udawać, że go to wcale nie rusza.

- Czego chcesz ? - spytał niezbyt miło Damon.

- Nasze powitanie po latach nie było zbyt miłe, więc stwierdziłam, że można to naprawić – stwierdziła Brunetka wzruszając przy tym ramionami.

Sprawiała wrażenie jakby wcale jaj na tym nie zależał. Jakby po prostu się nudziła i szukała dla siebie ciekawego zajęcia. A pamiętajmy, że mówimy o Katherine Pierce. Ona z nudów mogła zabić całe miasto..

- Teraz Ci się zebrało na czułości ? - zakpił Wampir i wypił następną kolejkę alkoholu.

- Może tak, może nie – odpowiedziała i uśmiechnęła się przebiegle – Będziesz tak pił sam, nie potrzebujesz towarzystwa ?

- Daj sobie spokój – warknął – Nie chcę Cię widzieć.

- Na pewno ? - spytała patrząc prosto w jego oczy – Myślałam, że mnie kochasz.

Uśmiechnęła się pewnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jakimi uczuciami darzył ją Damon. Wcześniej chętnie to wykorzystywała. Przecież dla niej życie było tylko i wyłączenie, jedną wielką grą i zabawą. Wygrywają najsilniejszy czyli ona. Katherine nie bawiła się w związki. Zawsze tak było. Zdarzało jej się cierpieć przez miłość jeszcze jako człowiek, więc jako wampir postanowiła zmienić rolę. To ona stała się tą która rozdawała karty i łamała cudze serce. I bardzo dobrze się z tym czuła.

- Kochałem Cię - posłał jej złe spojrzenie – A do tego szukałem Cię przez 167 lat!

- Teraz mnie znalazłeś – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic Wampirzyca.

- Przez ten cały czas nie było Cię tam gdzie miałaś być - wypomniał jej Damon – Robiłem wszystko by Cię uratować, a Ty...

- A ja jestem o wiele sprytniejsza niż myślisz – przerwała mu Dziewczyna - Wcześniej zapewniłam sobie bezpieczeństwo.

- Wszystko żeby przetrwać tak ? - spytał ze złością - I przez cały ten czas, gdy ja jak ten głupi Cię szukałem, czekałem na Ciebie i liczyłem, że po tym wszystkim będziemy razem, Ty się świetnie bawiłaś nie przejmując się mną !

Salvatore miał dość. Skrywał w sobie te uczucia, tą miłość i nienawiść przez setki lat ale to już było za dużo. To prawda. Kochał ją i chciał z nią być. Całe setki lat żył z myślą, że kiedyś to się uda. Ale nie.. Prawda okazała się gorzka i bolesna. Jego ukochana w każdej chwili mogła wrócić po prostu nie chciała.. I to uczucie nie dawało mi spokoju. Czuł się oszukany i wykorzystany. A tego znieść nie mógł Gdy on tak traktował innych to nie było żadnego problemu, ale gdy role się odwracały wszystko zaczynało go denerwować.

- Wiedziałam, że wszystko z Tobą w porządku. - odpowiedziała ze spokojem Wampirzyca.

- Nic nie było w porządku ! Nie było Ciebie ! - krzyknął na nią .

- Ale Damon...

Brunetka patrzyła na niego. W jego ciemne oczy w których widziała ból, na jego złość i bezradność. I widziała siebie. Bo taka była prawda. Byli jakby swoim lustrzanym odbiciem. Oboje zranieni i oszukanie przez życie i miłość. Oboje przez to co się stało w ich życiu stali się nieczuli. Skupili się na zabawie i ignorowali to jak bardzo mogą swoim zachowaniem ranić innych. Oboje kłamali, intrygowali i zabijali. Z wierzchu byli źli, ale w środku byli zranieni i samotni. Dlatego powinni się rozumieć, a zamiast tego bez przerwy się kłócili...

- Przestań ! - nie dał jej dokończyć - Mam dosyć tych twoich gierek Katherine...

Po tych słowach Damon wstał od baru i ruszył w stronę wyjścia z lokalu. Miał dość tej chorej sytuacji. Sam nie wiedział w jakim jest położeniu. Nie mógł zrozumieć tego co czuję. Z jednej strony za te wszystkie kłamstwa nienawidził jej. Chciał wbić kołek w jej serce i zadać jej ból, tak sam jak on czuł przez nią...  Ale była też druga strona... Nadal coś do niej czuł. Nadal nie była mu obojętna, nadal jej pożądał i chciał zatopić się w jej ustach...

- Damon ! - Katherine złapała jego rękę wychodząc za nim.

- Zostaw ! - warkną i strząchnął jej rękę.

- Nie – powiedziała uparcie – Nie póki mnie nie wysłuchasz.

- Czego mam niby słuchać ?! - spojrzał na nią - Że wcale Ci nie jest przykro ? Daruj sobie...

- Zamknij się chociaż na chwilę słuchaj idioto – warknęła na niego – Może zrobiłam wiele rzeczy źle, ale nie udawaj, że Ty jesteś święty. Jesteśmy tacy sami. Oboje zabijamy, kłamiemy, nie damy o nic... Pogódź się z tym...

- Ja dbałam o Ciebie – powiedział szczerze Damon - Zależało mi.

- A mi zależało na Tobie – powiedziała Brunetka zbliżając się do niego i patrząc prosto w jego oczy.

- Widać nie wystarczająco – powiedział z kpiną, ale jednocześnie nie był w stanie oderwać od niej wzroku.

Gdy na nią patrzył, a ich spojrzenia się spotykały czuł takie dziwne uczucie. Bez względu jak bardzo mógł być na nią zły, w tej chwili chciał tylko ją pocałować...

- Może teraz zależmy mi wystarczająco – zasugerowała.

- W co ty grasz ? -s pytał Wampir.

- Przekonajmy się razem – powiedziała z uśmiechem i nagle namiętnie pocałowała go.

Damon po raz kolejny zignorował wszystkie głosy rozsądku i odwzajemnił pocałunek. Co tego, że znowu mógł się sparzyć... Mogła się nim zabawić i go zostawić... Ale co z tego skoro tak bardzo tęsknił za smakiem je usta, że aż nie mógł się od niej oderwać.

Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętnie. W wampirzym tempie przenieśli się do posiadłości Salvatore i wrócili do całowania. Damon podniósł ją do góry a ona oplotła go nogami w pasie. Szykowała się długo, niesamowita i upojna noc. Pytanie tylko czy to będzie coś więcej prócz gry...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top