Walentynkowy Specjał część I
Wszyscy chłopcy z „Minetei Academy" zostali zwolnieni do domów po przerwie, aby w tym czasie dziewczęta mogły przygotować dla nich czekoladki w takich salach jak: kuchni, kuchni, w której uczniowie mieli lekcje gotowania i w Klubie Gotowania. Wszystkie uczennice przygotowywały czekoladę w granulkach do roztopienia. Luna robiła wszystko starannie według przepisu swojej matki, aby trafić w gust wampirów w jednej masie, choć dla Kanato zrobiła bardziej słodka masę od pozostałych, a dla Shu mniej słodkie. Yoko w tym czasie siedziała przy ścianie.
– Yoko... – powiedziała patrząc na nią.
– Czego?
– Rób te czekoladki...
– Nie.
– Proszę cię...
– Nie.
– Dam ci wylizać ciasto...
– Nie.
– Yoko... – powiedziała zrezygnowana.
– Nie.
Fioletowowłosa westchnęła tylko i powróciła do pracy. Reszta uczennic, z drugiej klasy nawet nie zwracała uwagi na tą dwójkę, z wyjątkiem Shizuki, która wpatrywała się w nie z chęcią zamordowania.
– Panno Mukami. – zawołała nauczycielka pilnująca uczennic.
– Tak?
– Masz zrobić chociażby zrobić jedną czekoladkę, inaczej nie wypuścimy cię stąd do końca walentynek, które są jutro. Możesz nawet dać przyjaciółce lub któremuś ze swoich braci, albo nawet komuś z grona pedagogicznego.
– Nie.
– Och... - powiedziała kobieta. – Jak dobrze, że pan Reinhart zgodził się zostać po lekcjach, aby przypilnować uczennice.
– Nie zrobię czekoladek.
– Dobrze. Powiadomię go, aby po moim dyżurze został tutaj. – po tych słowach odeszła w poprzednie miejsce.
– Dlaczego nie chcesz ich robić...? Przecież mogłabyś nawet sama je zjeść...
– Nienawidzę tego dnia i nie będę robiła czegokolwiek związanego z tym świętem. Nawet, jeśli mam do piętnastego być w szkole z tym typem. - prychnęła.
– (A mówią, że to ja jestem głupia...) – stwierdziła okularnica. – Heh...
– No co?
– Nic...
Fioletowowłosa przelała masy do foremek i odłożyła je do lodówki, po czym posprzątała po sobie, i usiadła obok czarnowłosej mając ze sobą miskę z pozostałością czekolady.
– Chcesz...?
– Nie.
– Twoja strata... – podniosła się i wróciła do blatu.
Po jakimś czasie, kiedy połowa dziewcząt wyszła z sali wraz ze swoimi czekoladkami.
– (Ona chyba naprawdę chce tu zostać...)
Szatynka podeszła do czerwonookiej.
– A ty co? Nie masz dla kogo robić? Bo nikt cię nie kocha? Mózgu nie masz, to czekoladki też.
Dziewczyna nie odpowiedziała jej, ale za to obrzuciła ją znudzonym wzrokiem.
– I co? Nic nie odpowiesz?
– Zostaw ją... – mruknęła zerkając na bursztynowooką.
– Bo co? Ty tyle ich robisz, jakbyś miała je podarować wszystkim członkom Host klubów w mieście.
– I mówi to osoba... która załamała się po tym... jak jeden z Host'ów ją odrzucił... – przypomniała niebieskooka.
– Zamilcz! – rzuciła wściekła szatynka. Po tych słowach odeszła wściekła tupiąc w płytki.
– (Biedne płytki...) – pomyślała Yoko.
Po jakimś czasie, kiedy czekolady okularnicy stwardniały, ta wzięła je i powkładała w kolorowe papierki, po czym wsadziła do przezroczystych folii, które związała białą wstążką. Po tym wszystkim podeszła do swojej przyjaciółki i dała jej wielka czekoladkę w wielkości dłoni z pozostałości po cieście.
– Po co mi to dajesz?
– Abyś mogła razem ze mną wyjść... – odpowiedziała podając jej rękę.
Odmówiła pomocy i sama wstała, i zaczęła iść za okularnica w stronę wyjścia.
– I co, trudno było? – zapytała nauczycielka.
Czerwonooka zignorowała słowa kobiety i szły dalej w stronę wyjścia.
– Chcesz im je włożyć do szafek? – zapytała patrząc na duży kawał czekolady, który dostała.
– Właśnie zastanawiam się nad tym... Z jednej strony chciałam dać im w walentynki... ale mogłabym dać wtedy tylko braciom Sakamaki... więc chyba wolę, aby zlało się z resztą...
Czarnowłosa wyszła przed szkołę, a niebieskooka powsadzała wszystkie czekoladki, po czym podeszła do dziewczyny.
– Masz jakieś plany?
– Nie... Ale co piątek zawsze z Kanato po szkole chodzimy do cukierni... Tylko nie wiem, czy dziś będzie chciał...
– Dlaczego niby?
– Bo pewnie nie będzie chciał już wychodzić z rezydencji...
– Aha.
– Chcesz iść ze mną kupić coś słodkiego...? – zapytała patrząc na nią.
– Nie. – odpowiedziała patrząc na czekoladkę, którą dostała w ratunku.
– Dobrze... – powiedziała lekko smutna.
Po chwili ciszy Yoko zapytała się:
– Jest zatrute?
– Nie...
– A masz truciznę?
– Nie... Chyba, że w domu... – kiedy zobaczyła nadzieję w oczach dziewczyny poprawiła się. – Czyli u Rei'a...
– Och...
– Do zobaczenia...
– Pa.
Yoko poszła w stronę autobusu, który miał przystanek piętnaście minut od rezydencji Mukamich. Jadąc tak autobusem i będąc zamyśloną, usłyszała jak jakaś trójka chłopaków o kilka lat starszych od niej coś mówi.
– Może ta lolitka ma tą czekoladę dla nas. – powiedział brunet w czapce z daszkiem.
– (Ja ci, kurwa, dam lolitkę!) – pomyślała z chęcią mordu w oczach.
– Chyba tak! – odpowiedział mu chłopak w czerwonym swetrze, który zobaczył, jak czerwonooka się na nich patrzy.
– Myślę, że chce zaprosić cię na randkę. – powiedział najniższy w białej bluzie, który dobrze widział jej chęć morderstwa, ale chciał zobaczyć co zrobi jemu przyjacielowi.
– No dobra. – zdjął swoja czapke i splunął na dłoń i poprawił swoje włosy, a na twarzy siedemnastolatki pojawiło się zmieszanie i obrzydzenie, po czym podszedł do Yoko, a jego dwaj przyjaciele śmiali się cicho za jego plecami. – Twój ojciec pewnie jest bokserem... bo jesteś prawdziwym nokautem. – mówi poprawiając włosy.
– Hmm~... – udawała zamyślona, po czym przywaliła z pięści chłopakowi w twarz (co było dla niej trochę trudne, zważając na wzrost chłopaka).
Brunet padł na kolana trzymając się za krwawiący nos, a jego przyjaciele wybuchli śmiechem.
– Myślałam, że dzisiaj Walentynki, a nie Dzień Dresa. – mówiła z sadystycznym uśmiechem, patrząc na kulącego się przed nią chłopaka, po czym kopnęła go w żebra, aby się przewrócił na plecy.
Przez resztę drogi brunet stał za swoimi przyjaciółmi, którzy nadal się podśmiechiwali z niego, a tym bardziej, że patrzył na czarnowłosą w przerażeniu. Yoko patrzyła na swoje odbicie w szybie z dumą. Humor dziewczyny od razu poprawił się, kiedy zrobiła komuś krzywdę, czego nie mogła robić w rezydencji na wampirach przez ich siłę. Kiedy zobaczyła swój przystanek rzuciła na niego oko, ale nie wstała z miejsca - postanowiła, że pojedzie do sąsiedniego miasta. Gdy była już na dworcu, wysiadła, a za nią trójka chłopaków.
– Уходите, дебилы.
Chłopaki spojrzeli się na dziewczynę jak na anomalię, po czym odeszli zdziwieni, nadal patrząc na Yoko tak, jakby przy ich każdym mrugnięciu miałaby być bliżej. Czerwonooka zaczęła się kierować w stronę kociej kawiarni, w której zamówiła sobie kawę waniliowo-orzechową.
~~~
Po pożegnaniu się z Yoko, fioletowowłosa poszła w stronę cukierni i kupiła w niej ciasto toffi oraz małe babeczki z adwokatem posypane kawałkami czekolady. Po swoich małych zakupach zaczęła iść pieszo do rezydencji.
– Powiedzcie, że idę pieszo... – wyszeptała wiedząc, że chowańce, któregoś z wampirów są przy niej. Z jej ust wydobyło się westchnienie. – (Jestem ciekawa, ile czekoladek dostaną... Ciekawa jestem jak będzie za miesiąc...)
Po prawie godzinie okularnica dotarła do rezydencji, zapukała do drzwi, które same się otworzyły, a za nimi był Laito.
– Co tak długo, Bitch-chan~?
– Mówiłam... aby wasze chowańce przekazały... że idę pieszo...
– Tak długo~? A może po prostu z kimś byłaś~.
– Nie...
– Czemu szłaś pieszo? – zapytał Reiji, pojawiając się obok nich. – Nie miałaś autobusu, ani pociągu?
– Po prostu... tak wolałam...
– No dobrze... – powiedział patrząc na nią z góry.
– Co tak pachnie? – zapytał Kanato. – Masz coś dla mnie?
Dziewczyna wyciągnęła ze swojej torby, w której znajdowały się babeczki i ciasto zapakowane w białe torby.
– Tak... – wyciągnęła rękę ze słodyczami w jego kierunku.
– Och. Dzięki. – wziął je od dziewczyny, po czym odszedł.
~~~
Czerwonooka przeszła przez próg rezydencji i oparła się o drzwi wydając z siebie głęboki wydech.
– Coś nie tak, S Neko-chan?
– Czemu się o to pytasz?
– Bo jestem spragniony.
– Trudno. – odparła.
Blondyn oparł swoją dłoń obok głowy dziewczyny.
– Hej! – krzyknął głęboki głos za nim.
– Yuma~. – zamruczał Kou. – Nie przeszkadzaj nam w zabawie. – kiedy to mówił, dziewczyna próbowała go odepchnąć.
– Odwal się od mojej lochy. – odepchnął brata.
Brązowowłosy wziął ją na ręce, ale ta zaczęła się wyrywać, więc ją odstawił.
– Coś się stało? – zapytał zdziwiony.
– Nie. – odpowiedziała obojętnie, po czym poszła do swojego pokoju.
– Hej, Yuma! – zawołał Kou, kiedy Yoko już nie było.
– Czego? – zapytał zirytowany.
– Patrz co ma w swojej torbie! – mówił to wyjmując czekoladkę od Luny.
– Wow... Duży kawał czekolady... Wow... – patrzył na brata zdenerwowany.
– To chyba dla ciebie. – powiedział to i podał mu ją.
– Och... - mruknął zawstydzony i odebrał słodycz.
~~~
– I jak smakowało...? – zapytała siedząc na łóżku obok Kanato, kiedy skończył jeść.
– Nawet dobre. – odpowiedział odkładając papierowy talerz na szafkę nocną. – Ale wiesz na co mam bardziej ochotę?
– Tak... – podała mu dłoń, którą ucałował.
Wampir wbił swoje kły w jej palec, na co dziewczyna się lekko uśmiechnęła. Po jakimś czasie niebieskooka położyła się, aby fioletowowłosy mógł więcej wypić. Kiedy ręce Luny od palców do łokci były pogryzione, ta patrzyła na nie z fascynacją.
– Dziękuję... – objęła go.
– Nie masz za co. – pocałował jej czoło i odwzajemnił gest.
~~~
Bracia Mukami jedli wspólnie czekoladkę przyniesioną przez Yoko.
– Jakie... to jest... dobre... – mówił Azusa ciesząc się smakiem.
– Tak! S Neko-chan jednak potrafi zrobić czekoladki.
– Jestem w szoku, że to jest jadalne. – skomentował Yuma.
– Mnie dziwi, że nie smakuje trucizną. – mruknął nastraszy.
Kiedy wampiry były już w połowie jedzenia, usłyszeli jak ktoś wchodzi do pokoju.
– Widzieliście gdzieś moją torbę...? – zapytała zaspana, ale przebrana w swoje normalne ubrania, po chwili zobaczyła co się przed nią dzieje. – Dlaczego jecie czekoladę Ayato?
– Co? – zawołali wszyscy na raz ze zdziwienia.
– Skąd te zdziwienie? Nie mogę dać czekolady dla ulubionego wampira?
– Ona jest pijana. – stwierdził brązowowłosy.
– Najwyraźniej. – odpowiedział mu starszy.
– Yuma, sprawdź czy nie ubyło nic z zapasów twojej sake. – rozkazał przerażony Ruki.
– Nie jestem pijana. O co wam chodzi? – mówiła będąc w pełni poważną.
– Azusa. – zaczął blondyn. – Dzwoń po egzorcystę. – mówił zestresowany. – Coś ją ewidentnie opętało!
– Tak! Szybko! – krzyczał pospiesznie brązowooki.
– Albo po karetkę. – powiedział granatowooki. – Patrząc na to, że miało być dla Ayato, lepiej byłoby pójść na płukanie żołądka.
– Nic nie dodawałam do czekolady.
Kou wziął szybko telefon do ręki, wiedząc, że Azusie trochę to zajmie. Wybrał numer do specjalisty od opętań, ale nie odebrano połączenia.
– Pójdźcie po kredę. Musimy sami to zrobić! – mówił Ruki.
Wszyscy bracia pobiegli szukać kredy, a w tym czasie dziewczyna usiadła na kanapie i czekała na nich wpatrując się w drzwi. Po chwili wszyscy byli trzymając w dłoniach kredy.
– Dobrze się czujecie? – mówiła to patrząc na nich, jakby oszaleli.
– To ty się tutaj źle czujesz! – wskazał na nią palcem najstarszy, a reszta przytaknęła. – Chłopaki, wiecie co robić. – mówił trzymając kredę przy piersi.
Yuma wziął na ręce Yoko, a pozostali odsunęli meble, aby zrobić miejsce. Najwyższy odstawił dziewczynę, a wszyscy czworo zaczęli robić idealnie równy krąg wokół niej.
– Może lepiej damy ją M Neko-chan? – zapytał blondyn.
– Dobry plan. – pochwalił go Yuma, po czym wziął dziewczynę pod pachę tak, jakby była deską.
Wszyscy wybiegli z rezydencji niczym małe dzieci z „Domu Strachów”. Yuma usiadł na miejscu kierowcy, a obok niego siedziała do góry nogami Yoko. Brązowowłosy jechał jak najszybciej w stronę rezydencji Sakamaki'ch. Kou siedział przerażony z tyłu, wtulając się w Azusę, który był zamyślony. A Ruki zachowywał się, jakby to była normalna prędkość i czytał swoją książkę. Po chwili byli już pod rezydencją, szybko wysiedli (Yuma trzymał Yoko tak jak wcześniej). Ciemnowłosy zaczął głośno i z całej siły pukać w drzwi, które po chwili otworzył Reiji.
– Reijiii~! – krzyczał żałośnie, po czym wpadł mu w ramiona. – Opętało to Bydło! – wskazał na Yoko.
Okularnik patrzył tylko na niego zdziwiony trzymając miotłę w jednej ręce, chciał go przez chwilę przytulić, ale zdał sobie sprawę z tego, że nie są sami.
– Co?
– Ona jest jakaś dziwna. Ratuj nas od niej. Idź po swoje bydło.
– Już dobrze... – mruknął i włożył mu do dłoni miotłę, po czym odszedł.
~~~
Kanato wisiał nad Luną i kiedy ich usta były blisko siebie usłyszeli pukanie do drzwi, przez co odwrócili się gwałtownie w stronę dźwięku.
– Przepraszam, że wam przeszkadzam. – powiedział Reiji otwierając drzwi. – Widzę, że naprawdę przeszkadzam. – skomentował, widząc jak para jest blisko siebie. – Ale panienka Luna musi zejść na dół.
– Co...? Czemu ja...?
– Po prostu... – nie wiedział co powiedzieć. – Sam chcę wiedzieć. – po tych słowach odwrócił się i odszedł.
Fioletowowłosi spojrzeli na siebie zdziwieni. Kanato podniósł się i usiadł obok.
– Chodźmy... – powiedziała podnosząc się.
Kiedy próbowała wstać, wampir pociągnął ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, przez co upadła na jego kolana. Fioletowooki pocałował ją w policzek.
– Teraz możemy. – puścił ją.
Dziewczyna przytuliła go na chwilę, po czym wstała, a fioletowowłosy zaraz po niej. Oboje zeszli po schodach. Kiedy okularnica zauważyła swoją przyjaciółkę przyspieszyła kroku i przytuliła ją. Kanato patrzył na nie wkurzony, za to, że przerwano mu i za to, że przytula inną osobę.
– Yoko...
– Tak? – zapytała, jakby się nie znały.
Kou stał obok zrozpaczony i załamany. Luna patrzyła na czerwonooką zdziwiona. Ayato wraz z Subaru.
– Co jest? – zapytał najmłodszy patrząc na Mukami'ch, którzy patrzyli na niego z nadzieją.
Ale nikt mu nie odpowiedział, co poskutkowało tym, że spojrzał z mordem w oczach na Kou.
– Może lepiej pójdźmy do salonu, zamiast stać tak w holu. – zasugerował okularnik.
– Dobry pomysł. – powiedział Ruki.
Wszyscy poszli do salonu, w którym czekali już na nich Laito i, leżący na kanapie, Shu.
– Ooo~. – zamruczał kapelusznik. – Czyżby to był prezent od naszych suczek~? – zapytał oblizując wargi.
– Nie. – odpowiedziała czarnowłosa.
Luna stała obok Yoko, a obok okularnicy Kanato, który wpatrywał się w nią wściekle. Ayato usiadł w fotelu i oparł swoja kostkę o kolano.
– Co się dzie-
Zaczął czerwonobrązowowłosy, ale niska dziewczyna przerwała mu obejmując go od tyłu, oparła swoją głowę o niego, po czym wtuliła się. Każdy patrzy ze zdziwieniem na nią, czekając na to, aż zacznie dusić wampira, ale nic się nie działo dalej. Zielonooki złapał Yoko za dłonie i przycisnął je do siebie, przez co jego kąciki ust lekko się podniosły. Nikt, kto znajdował się w pomieszczeniu, nie mógł uwierzyć własnym oczom, nawet Shu patrzył na nich zdziwiony.
– Ayato jest jak skarb... – mówiła słodkim głosem, a chłopak uśmiechnął się widocznie na te słowa, przez co wszyscy wstrzymali „oddech”. – Nic tylko zakopać w ogródku. – po dokończeniu myśli, każdy odetchnął z ulgą.
Czerwonooka wyprostowała się, a na jej twarzy pojawił się grymas osoby patrzącej z obrzydzeniem i chęcią zabicia obrzydliwego robaka. Ayato widząc jej wzrok zasmucił się. Aby nikt tego nie zauważył, odwrócił głowę przed siebie i spuścił wzrok na podłogę. Dziewczyna odeszła z założonymi rękami na piersiach do swojej rodziny i przyjaciół.
– Hurra... wróciła... – wiwatował Azusa.
Turkusowozielonowłosy przytulił dziewczynę, ale Subaru do nich podszedł i odciągnął ją od wampira, po czym złapał ją za nadgarstek. Każdy tylko śledził wzrokiem białowłosego, kiedy ten zaciągnął dziewczynę za sobą do wyjścia. Yuma obserwował go wkurzony, ale pozostał w miejscu.
– Chodź, bo tu są idioci. – mruknął.
Kiedy byli już na zewnątrz wziął ją na plecy i zaczął biec, kiedy byli przed murem wampir przeskoczył go. Po jakimś czasie oboje byli na tej samej polanie, co wtedy, kiedy dziewczyna próbowała uciec z rezydencji Sakamaki'ch. Byli już w tym samym miejscu, co wcześniej, gdy znalazł śpiąca Yoko. Odłożył ją na ziemię. Subaru spojrzał w jej oczy z miłością. Albinos przeszedł obok dziewczyny, poszedł w stronę krzaków, z których wyciągnął butelkę wina i dwa kieliszki oraz koc piknikowy. Rozłożył go i oboje na nim usiedli, po czym z wielką starannością otworzył butelkę alkoholu i nalał go do kieliszków. Kiedy tak razem w ciszy pili, obserwowali, pięknie świecący na niebie, srebrny księżyc i gwiazdy. Białowłosy zdjął z siebie swoją kurtkę i założył ją na ramiona czarnowłosej, na co ta zarumieniła się. Chłopak położył swoją głowę na jej kolanach. Czerwonooka zaczęła głaskać wampira po włosach, ale po chwili zauważyła, że na drugim końcu polany, przy lesie stały trzy wilki. Kiedy te zauważyły, że śmiertelniczka przygląda psy spojrzały się na siebie porozumiewawczo i jeden z nich podszedł do Yoko. Czarnowłosa wyciągnęła do niego rękę, na co wilk zawarczał, ale po chwili odwrócił się do swoich towarzyszy. Nagle złagodniał, przy czym zaskomlał cicho. Podszedł pod jej rękę, dając się pogłaskać. Gdy wilk był blisko Yoko, próbował napić się z jej kieliszka, ale ta szybko podniosła go do góry.
~~~
W tym samym czasie każdy, kto znajdował się w rezydencji (i Kino), obserwował zza krzaków lub liściach drzew, po drugiej stronie polany za plecami Yoko i Subaru. Wszyscy mieli przy sobie lornetki, przez które patrzyli. Po chwili do wampirów i Luny (która bardziej była zainteresowana zabawą z Alfred'em) podeszły pozostałe dwa wilki, które przemieniły się w Carlę i Shin'a.
– Szkoda, że nie mogłem sam iść, tylko Nisa! – mówił rozciągając się.
– Rozpoznałaby cię. – mruknął Carla.
– Zabije ich. – wyszeptał wściekle Kou patrząc przez lornetkę, która zaraz by pękła, gdyby nie to, że Ruki położył na jego ramieniu swoją dłoń, aby go uspokoić.
Z okulary lunety Ayato wypływały łzy, a Yuma oglądał z gniewem jak jego dziewczyna spędza czas razem z albinosem, kiedy Shu spał i opierał swoją głowę na jego kolanach.
– (Jak tylko wrócimy, to postaram się, aby nie mogła wyjść z łóżka przez tydzień.) – pomyślał brązowooki.
– (Zamknę ją w piwnicy i będzie cierpieć!) – myślał Kou.
– (Kurduuupluuu!) – krzyczał w myślach zapłakany Ayato.
Laito oblizywał swoje wargi z wyraźnym zaciekawieniem obserwując swojego młodszego brata na polanie z dziewczyna. Kino wrócił do grania na swojej konsoli, znudzony oglądaniem czerwonookich. Kanato siedział obok Luny, zajętej swoim przyjacielem, a Azusa siedział po drugiej stronie dziewczyny. Ciemnowłosi opierali się wspólnie o drzewo. Shin znów zmienił się w wilka i położył się przy nogach niebieskookiej, a Carla tylko patrzył na nich wszystkich stojąc obok ciemnowłosych.
~~~
Yoko odwróciła się w kierunku białowłosego, kiedy ten coś mruknął pod nosem i nagle ją pocałował. Czarnowłosa na początku była zdziwiona, ale po chwili odwzajemniła pieszczotę. Ale wilk przerwał im wtulając się w piersi dziewczyny i wsunął swój nos w jej dekolt od bluzy. Subaru wydał się wściekły i odsunął z siłą wilka, po czym sam zaczął robić to samo, co pies, który przyłączył się do niego. Na początku była wkurzona, ale nie potrafiła się na niego gniewać. Czerwonooki wgryzł się w jej obojczyk, na co ta głośno jęknęła. Wampir starannie oblizał ugryzienie. Po chwili dziewczyna wzięła pysk wilka i pocałowała go, który na ten gest polizał ją po twarzy.
~~~
Nagle Shin dostrzegł drugiego wilka, który nie należał do niego.
– Czujecie ten smród? – zapytał odwracając się do swoich kompanów.
– Tak. – odpowiedzieli wszyscy.
– O co chodzi...? – zapytała fioletowowłosa
– To wilkołak. – wyjaśnił Carla.
– To czemu Subaru nie reaguje...?
– Dlatego, że wiatr wieje na naszą korzyść i wieje od ich strony, a nie od naszej, i jeszcze pewnie nie chce psuć tej chwili. – wyjaśnił okularnik.
– Och... – odpowiedziała spuszczając głowę, na co Alfred zsunął się z jej głowy nadal trzymając jej włosy, przez co był przed jej twarzą. Dziewczyna wyjęła przed siebie dłonie, aby nietoperz mógł swobodnie upaść (co zrobił). – Więc... kto to...?
– Prawdopodobnie brat Sary. – odparł Ruki wpatrując się w wilkołaka. – Wszędzie poznam ten smród.
– A on nie woli chłopców? – zapytał Kou.
– No właśnie. – zamruczał Laito.
~~~
Shigeru zawarczał na wampira, który chciał mu coś zrobić, ale wilkołak uspokoił się po tym, jak zobaczył Yoko.
– Chodźmy się przejść do lasu~. – powiedziała dziewczyna łapiąc za ramię białowłosego.
– No dobrze. – rzucił wściekłe spojrzenie na wilczą formę Shigeru.
Czerwonoocy wstali i poszli w stronę lasu wraz z Nise, a wilkołak odłączył się od nich, kiedy wilk Tsukinami'ch zawarczał na niego grożąco.
~~~
– Yuma, idioto! – zawołał Shu, kiedy ten wstał gwałtownie, przez co jego głowa spadła na ziemię.
– Idę sprawdzić co pili! – odpowiedział, chcąc pognać przez polanę.
– To wino! – krzyknął Laito powstrzymując śmiech od tego, że najwyższy z nich prawie się przewrócił przez krecią dziurę.
Brązowowłosy podbiegł do miejsca pikniku i podniósł butelkę wina przyglądając się jej uważnie, po czym odwrócił się z głupim uśmiechem do pozostałych i zawołał:
– Ale słabiak! – krzyczał śmiejąc się. – To prawie alkoholu nie ma!
Wszyscy pozostali, będąc załamani, walnęli się z otwartej dłoni w czoło.
~~~
Kiedy czerwonoocy spacerowali spotkali Karlheinz'a, czaił się na nich.
– Mój młody synu Subaru, czy ty piłeś alkohol z panienką Yoko? – krzyknął oburzony patrząc na czerwoną twarz najmłodszego syna. – A ty czemu nie zostałaś po szkole? – zawołał wskazując palcem na dziewczynę. – Moje serce krwawi. – złapał się za pierś i teatralnie przechylił swoją głowę, opierając o czoło dłoń.
– Co pan tu robi? – zapytała dziewczyna.
– (Co ty tutaj robisz? Co ja tutaj robię? Co my robimy tu?) – zastanawiał się załamany Subaru.
~*~
Kiedy był już poniedziałek Luna z ukrywaną niecierpliwością patrzyła jak wampiry i jej koleżanki ze szkoły otwierają swoje szkolne szafki. Co ciekawsze, Subaru nie dostał czekoladek tylko od dziewczyn, a również od Kou, tak samo Shu, który dostał jeszcze czekoladkę od Yumy i Reiji od Ruki'ego. A Yoko przez tydzień leżała w łóżku przez Yumę.
– Dziękuję ci... panno... Ewo... – powiedział Azusa przytulając Lunę od tyłu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top