One Shot - Urodzinowy specjał Yoko
Kiedy Yoko siedziała przed długowłosym mężczyzną w limuzynie, gdy usłyszała odpalający silnik, odwróciła się ostatni raz w stronę Sakamaki'ch. Obserwowała ich do momentu, kiedy straciła już ich wszystkich z oczu.
– A więc, moja droga. – dopił kieliszek i odstawił go na bok, po czym wstał. Podszedł do dziewczyny, która siedziała naprzeciw niego.
***
Czerwonooka obudziła się w sypialni ubrana w piżamę, a obok niej stał Karlheinz z troską w oczach, który pogłaskał ją po głowie.
– Kim pan jest?
– Nie poznajesz mnie, kochanie? – zapytał zasmucony.
– Nie. – na to słowo złotooki wydał się smutniejszy.
Długowłosy wyciągnął dłoń do dziewczyny, która nie podała mu swojej, tylko odsunęła się na drugą stronę łóżka (bliżej drzwi).
– A pamiętasz, co się stało?
– E. Nie... – odpowiedziała zmieszana.
– Zaręczyliśmy się, a ty po tym zemdlałaś
– Naprawdę? – odpowiedziała smutno. – (Nie wierzę ci! Jesteś za stary.)
– Tak. – po dłuższej chwili dodał: – A pamiętasz coś z wcześniej?
– Tak. A dokładniej?
– Zanim mnie poznałaś.
– Ostatnie co pamiętam, to jak moja matka dzwoniła do jakiegoś mężczyzny. – odpowiedziała skupiając się.
– I coś jeszcze?
– Że wsiadłam do limuzyny, a kierowca był dupkiem. A potem... – rozejrzała się po pokoju. – Jak siedziałam z tobą w limuzynie. – dodała po zastanowieniu się.
– Heh... – wydał z siebie smutny pomruk.
– Hm?
– Żałuję, że nie pamiętasz naszych chwil.
– Tak… ja też. – odpowiedziała.
– Chodź, moja kochana! – ponownie wyjął do niej rękę.
Czarnowłosa podniosła dłoń, wyskoczyła z łóżka i pobiegła w stronę drzwi, ale na jej nieszczęście były zamknięte. Obracała szybko i mocno gałkę, do momentu, kiedy nie poczuła na swoich ramionach dłoni, które ja sparaliżowały. Po chwili dłonie białowłosego zaczęły zjeżdżać wzdłuż jej rąk, a kiedy znalazły się na nadgarstkach, ujął je w swe dłonie. Czerwonooka próbowała się wyrwać z uchwytu, kiedy jej ręce były podnoszone. Mężczyzna zaczął je całować od palców do ramienia, a kiedy skończył, zaczął całować drugą dłoń. Siedemnastolatkę zaczął obejmować niemiły dreszcz. Gdy skończył zbliżył się do jej ucha i wyszeptał:
– Może teraz oprowadzę cię po naszym pałacu~?
– T-tak.
– Chodź, kochanie. – objął ją ramieniem, chwycił za gałkę i przekręcił ją, a drzwi otworzyły się.
– (Co? Jakim cudem?) – spojrzała na niego, a ten opuszkiem palca dotknął jej czubek nosa na ułamek sekundy.
– Pum!
– (Muszę się rozeznać po budynku i znaleźć jakieś wyjście stąd. I to jak najszybciej. Nie ufam mu.) – starała się ukradkiem rozglądać po zamku. – Em... Przepraszam… Ale jak masz na imię?
– Karlheinz.
Białowłosy oprowadził dziewczynę po zamku, a kiedy skończył odprowadził ją do sypialni i odszedł, gdy ta udawała, że śpi. Potem wyszedł zamknął drzwi na klucz i odszedł. Yoko usłyszała, że mężczyzna poszedł, zaczęła szukać po pokoju swojego noża, którym ostatnim razem zabiła, ale nigdzie go nie było, a była jej walizka. Rozglądała się po całym pokoju w poszukiwaniu jakiejś broni, ale jak na złość nigdzie nie było. Kiedy miała dość poszukiwaniami czegokolwiek, zmęczona rzuciła się na łóżko. Przez cały czas starała się coś wymyślić, aby jakoś uciec. Gdy obudziła się miała na głowie założony worek jutowy, próbowała się uwolnić, ale jej ręce były związane za plecami.
– (No nie wytrzymam!) – zaczęła się rzucać na boki, próbując się uwolnić. – (Dlaczego nie mam przy sobie żadnej broni?!)
Po jakimś czasie usłyszała jak ktoś idzie, więc przestała się ruszać. Poczuła po chwili jak zimną dłoń przejeżdża po worku na jej twarzy, na co wzdrygnęła się.
– Nie bój się mnie, kochanie. – powiedział z troską.
– (Precz z tymi łapami!)
Yoko została wzięta na ręce, a po chwili została odstawiona na ziemię. Nie rozumiała dlaczego znajdowały się pod nią zimne płytki skoro, była podniesiona z łóżka i nie czuła żadnych kroków ani niczego innego. Kiedy próbowała to zrozumieć zdjęto jej worek z głowy. Rozejrzała się dookoła siebie i zobaczyła, że znajdują się w salonie. Chciała coś powiedzieć, ale białowłosy przyłożył swój palec do otwierających się ust, aby ta nie odzywała się. Czerwonooka przeżegnała się w duchu i zaczęła modlić do wszystkich bogów świata.
– Spokojnie, kochanie. – powiedział spokojnie. – Musisz zmyć z siebie swój zapach i ubrać się w coś bardziej adekwatnego. – objął ją w talii i zaczął prowadzić do łazienki, która była w jego sypialni. – Proszę, rozbierz się. – mówił siadając na krześle, machnął ręką i płynnie oparł się o nią.
– (No chyba nie!) – pomyślała.
– Coś nie tak, skarbie? – zapytał wstając. – Może ci pomóc~? – zapytał kładąc swoje dłonie na jej ramionach.
Zsunął jej ramiączka od halki, a ta odruchowo odwróciła się do niego z ruchem walnięcia go z otwartej dłoni w policzek, ale długowłosy złapał ją za nadgarstek. Dziewczyna chciała walnąć go druga ręką w brzuch, ale ten ponownie powstrzymał jej atak, na co ta uniosła gwałtownie nogę, aby walnąć mężczyznę w krocze, który natychmiastowo złączył swoje nogi powodując to, że noga czarnowłosej była między jego. Spojrzała na złotookiego z wściekłością, a ten odwzajemnił to miłością. Karlheinz nachylił się nad nią, na co ta zaczęła się odchylać do tyłu, przez co po chwili plecy Yoko były równoległe z podłogą. Jej prawa ręka, którą chciała walnąć w policzek znajdowała się wyciągnięta za głową niedoszłej ofiary (swojej przemocy), a lewa była między ich brzuchami, jedyne, na czym mogła utrzymać swój ciężar, to lewa noga, która była prostopadła do podłogi.
– Chyba sama się przebiorę. – powiedziała wnerwiona.
– A ja popatrzę.
– Nie. – odpowiedziała prawie krzycząc. – Proszę stąd wyjść.
– Jeśli tylko ładnie mnie o to poprosisz~. – pocałował ją w nos.
– Ładnie proszę stąd iść. – wycedziła przez zęby.
– Nie o to mi chodziło. – zniżył swoją głowę, aby ta była nad jej piersiami.
Czerwonooka postanowiła walnąć długowłosego z główki. Kiedy miała przywalić swoim czołem o jego, poczuła nagle, że jest całowana w usta. Gdy chciała odsunąć swoją głowę jej wargi zostały polizane. Yoko chciała coś krzyknąć, ale z jej gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.
– A więc, kochanie. – mówił romantycznym tonem. – Mam ci pomóc przebrać się i umyć? – czarnowłosa natychmiast zaczęła kręcić swoją głową na boki. – Dobrze~.
Czarnowłosa próbowała się wyrwać, a Karlheinz pomógł jej w tym puszczając bez ostrzeżenia jej dłonie powodując jej upadek na zimną posadzkę. Dziewczyna szybko wstała i zaczęła biec do drzwi, i jak na złość, znów nie mogła ich otworzyć, a nie słyszała, aby były one zamykane. Kiedy próbowała wyważyć drzwi, poczuła jak zimne dłonie wślizgują się pod jej ręce zaczepiając się o środek dekoltu czerwonej halki z czarną koronką. Yoko zamarła i natychmiast koszula nocna została rozerwana na pół, ukazując ciało siedemnastolatki.
– Jesteś taka piękna. – powiedział patrząc przez jej ramię. – Ale szkoda, że nie jesteś już dziewicą. – zdarł z niej pozostałości z piżamy i wrzucił do wanny.
Mył ciało czerwonookiej, a kiedy skończył zostawił ją, całując jej czoło, po czym wyszedł przez drzwi, które zachowały się, jakby nie były wcześniej zamknięte.
Yoko skuliła się i zasłoniła pianą. Oparła swoją głowę o brzeg wanny i po chwili zasnęła.
Po jakimś czasie obudziła się słysząc jak drzwi są otwierane, a w nich stał Karlheinz trzymając wiktoriańską czarno-czerwoną suknie.
– (Nie założę tego.) – pomyślała natymiastowo.
– Chodź, ubiorę cię. – mówił zadowolony. Na to słowa plecy Yoko od razu przywarły do ściany wanny. – Przecież nic ci nie zrobię. – zbliżył się. – Kocham cię. – kucnął przy wannie i zaczął gładzić włosy dziewczyny.
Mężczyzna wstał i wyciągnął dłoń do czarnowłosej, która niechętnie podała mu swoją dłoń, po czym wstała. Białowłosy wytarł każdy skrawek jej ciała, na co wzdrygała się.
– Dlaczego masz te blizny?
Nie dostał odpowiedzi, bo nie miała jak mu odpowiedzieć.
– Dobrze… Zrobię to inaczej... – odparł i przykucnął przy jej nodze, i zaczął lizać jej blizny, od dołu do góry. – Za niedługo powinno zniknąć.
– (Moje blizny…) – pomyślała smutno.
Po jakimś czasie, kiedy ślina wsiąknęła w ciało blizn nie było, a złotooki zaczął ją powoli ubierać. Założył jej bieliznę w koronkę, pończochy, gorset i suknie.
– A teraz mała nagroda~. – powiedział podniecającym głosem. – Dla nas obu~. – objął jej szyje i zaczął całować jej usta, a potem lizać wargi. – A teraz możesz wyjść. – otworzył drzwi i ukłonił się.
***
Yoko próbowała wydostać się od tygodnia z zamku Karlheinz’a, który okazał się być wampirem tak samo, że był jej narzeczonym. Leżała zmęczona na łóżku przez to, że ciągle próbowała uciec z pałacu. Po pewnym czasie zasnęła. Obudziła się, przetarła oczy i usiadła na łóżku. Nagle obok niej pojawił się białowłosy trzymając w rękach worek jutowy.
– Mam ci go założyć czy sama to zrobisz? – zapytał obojętnie.
– Nie chcę tego. – odparła ozięble.
– Czyli ja, kochanie. – powiedział z rozbrajającym uśmiechem.
Wampir pocałował ją i oblizał wargi, po czym założył jej worek jutowy na głowę.
– Nasiąknęłaś mym zapachem i mojej służby, więc chyba mogę pokazać moim synom oraz podwładnym moją nową oblubienice. – powiedział uśmiechając się sadystycznie.
***
Yoko siedziała w limuzynie na kolanach długowłosego, ciągle wierciła się zaznaczając tym, że nie chce tu być. Kiedy dotarli na miejsce wampir zdjął ją z kolan i postawił obok siebie. Poczekał, kiedy lokaj otworzy drzwi. Siwy mężczyzna otworzył im drzwi. Najpierw wysiadł król wampirów, a po nim jego oblubienica.
– Dziękuję. – chwycił siedemnastolatkę, tak aby ta ujęła jego ramię. – Chodźmy, kochanie! Musisz poznać moich synów i ich narzeczoną. – po tym złapał dziewczynę i zmusił ją, aby oparła swoją głowę o jego ramię.
Oboje weszli do rezydencji, gdzie w holu czekali synowie białowłosego i dziewczyna w fioletowych włosach, ubrana elegancko.
– Witam was, moje drogie dzieci! – powiedział podnosząc radośnie ręce do góry.
Nikt się nie odezwał.
– Witaj, wuju... – powiedziała nieśmiało dziewczyna.
– Och. – powiedział melancholijnie. – Czyż to nie młoda panienka Tsuki Neko? – zapytał przyglądając się jej.
– Tak... – odpowiedziała ze spuszczonym wzrokiem.
– Możesz mówić do mnie „ojcze” albo „teściu”!
– Dobrze… wuju…
Kanato zbliżył się ukradkiem do okularnicy.
– Och, widzę, że wybrałaś Kanato. – powiedział przyglądając się najniższemu z synów.
– T-tak... – odpowiedziała zerkając na fioletowowłosego, a po odpowiedzi została przez niego objęta.
– Kim jest ta kobieta? – odezwał się okularnik.
– Wasza nowa mamusia~!
– Co?! – zapytali wszyscy bracia równocześnie.
– Mówisz~, że~ to nasza nowa~ mamusia~? – zapytał Laito zbliżając się i równocześnie wypinając.
– Laito, odsuń się. – powiedział groźnie jego ojciec.
– Dobrze, dobrze~. – powiedział zawiedziony, odsunął się do okularnicy, oparł swoją rękę o jej głowę i oparł się o nią.
– Heh... – powiedział zmęczony mężczyzna. – To może przedstawię ci moich synów. – odparł zmieszany ciszą. – Najstarszy to Shu, który ciągle śpi, więc uważaj jak siadasz. Reiji, poznasz go po tym, że będzie chciał cię pobić swoim batem, albo będzie chciał dać ci lekcję dobrych manier. – na ten opis okularnik zdenerwował się, ale nic nie powiedział. – Trojaczki: Ayato, Kanato i Laito. Ayato będzie się czepiać twojego wzrostu lub biustu. Kanato będzie chciał cię zabić, jeśli zbliżasz się do panienki Neko.
– Luny Sakamaki. – poprawił go najwyższy syn.
– Dobrze... – odparł. – Laito będzie chciał cię zgwałcić. – na to zdanie Yoko odwróciła się natymiastowo w stronę mężczyzny. – I mój młody syn Subaru! – powiedział promiennie. – Jeśli go wkurzysz, to pewnie rozwali ścianę. – po dłuższym czasie dodał jeszcze. – A panienkę Lunę poznasz.
– A dlaczego ma worek? – zapytał Ayato. – Jest taka brzydka, czy co?
Na te słowa czerwonooka wkurzyła się i chciała go kopnąć, ale nie mogła z dwóch powodów: pierwszy był taki, że była trzymana, a drugi, że nie widziała tego osobnika.
***
Nie spędzili nawet godziny u synów króla wampirów. Później znów weszli do limuzyny i pojechali do innej rezydencji, w której znajdowało się czterech popleczników białowłosego.
– A więc, moja kochana. – objął ją. – Teraz przedstawię ci moje ulubione wampiry. – uśmiechnął się do chłopaków. – Ruki - najstarszy, będzie cię pewnie nazywał bydłem, jest trochę milszy od mojego drugiego syna. Kou, będzie pewnie chciał się przebrać za kota. Yuma będzie cię zmuszał do jedzenia jego warzyw, a głównie pomidorów. Azusa będzie chciał, byś go biła.
Czarnowłosa odwróciła się w stronę wampira i pokiwała głową.
– Panie... – zaczął Ruki. – Dlaczego ona ma worek na głowie? Nie, żeby mi to przeszkadzało czy coś... – mówił zmieszany.
– Ach, to. – odwrócił się w jej kierunku. – To dlatego, że nie chce, aby ktoś patrzył na jej piękno. – wytłumaczył obejmując ją w talii.
– No chyba, że tak... – odpowiedział pokornie.
***
Minął miesiąc od poznania synów i popleczników Karlheinza. Właśnie nadchodził dzień ślubu, (który miał się odbyć w ludzkim swiecie) miedzy dziewczyna, a wampirem. W kościele wampirzym znajdowali się bracia Sakamaki wraz z Luną, bracia Mukami i inne nie znane jej wampiry. Czerwonooka była ubrana w piękna, białą suknię.
– (Odzyskałam głos. Jak dobrze…) – pomyślała z otuchą. – (Jako wspaniały taktyk muszę coś wymyślić!) – myślała przed drzwiami kościoła w przedsionku.
Kiedy weszła do kościoła, szeroko otwarte ze zdziwienia oczy braci Sakamakich skierowały się na nią. Dziewczyna myślała, że chodzi im o to, że jednak nie okazała się brzydka, jak myśleli. Gdy miało nastąpić pytanie skierowane do śmiertelniczki, na które miała odpowiedzieć „Tak. Ślubuję” odwróciła się z uroczym uśmiechem do mezczyzna i powiedziała delikatnym głosem:
– Nie. – po odpowiedzi zaczęła biec w stronę okna za kapłanem, po czym wyskoczyła przez nie.
Po chwili znajdowała się na trawie, a wokół niej znajdowały się kolorowe odłamki szkła, rzuciła jeszcze na ułamek sekundy wzrok za siebie i zobaczyła, że okno było na wysokości półtora metra, po czym zaczęła poobijana biec w stronę lasu. Kiedy adrenalina przestała działać, opadła na ziemię. Gdy leżała tak oparta plecami o drzewo zauważyła, że coś w krzakach się rusza, chciała się przygotować do ataku, ale jej ciało jej nie pozwalało. Była gotowa na atak z drugiej strony, ale zza krzaków wyskoczyła małpa indyjska, która zaczęła się jej przyglądać z każdej strony, a potem objęła jej szyję i uwiesiła się na niej.
– Cześć, mały... – powiedziała ciężko dysząc. – Mała? – zaczęła przyglądać się małpie. – Nazwę cię Elmo.
***
Czerwonooka zbudowała domek na drzewie dla siebie, jak i małpy, z którą mieszkała. Elmo raz na dzień, gdzieś wychodził i przynosił banany, którymi żywili się. Kompan dziewczyny przyniósł jej ubrania, aby ciągle nie chodziła w sukni ślubnej.
Pewnego dnia, kiedy czarnowłosa polowała na jajka dzikich ptaków zobaczyła, że prawie pod jej nogami znajdowali się przechadzający bracia Sakamaki wraz z Luną. Dziewczyna skoczyła za nich i zaczęła po cichu podążać, ale bracia odwrócili się w jej kierunku, a zaraz po nich fioletowowłosa.
– (Ups…) – pomyślała zażenowana swoją wpadką.
– Kurdupel! – krzyknął czerwonobrązowowłosy.
– Panienka Yoko... – powiedziała radośnie dziewczyna, po czym przytuliła ją.
Elmo wziął do rąk jakiegoś patyka i zaczął wymachiwać nim w stronę niebieskookiej, która zaczęła się przesuwać do tyłu w stronę swoich braci. Małpa zaczęła się zbliżać do chłopaków. Podniosła ręce do góry i zaczęła krzyczeć:
– Uga-buga! Ijuuu, ijuu!
Kapelusznik zaczął przyglądać się małpie indyjskiej i po chwili stwierdził:
– Ale ta małpa ma kuszący ogon~. – po tych słowach próbował go pogłaskać po tej części ciała, ale był to wielki błąd, ponieważ Elmo go ugryzł. – Ała! Gryzie! Umieram! To coś ma wściekliznę! – krzyczał żałośnie.
– To małpa indyjska... – powiedziała fioletowowłosa patrząc na niego obojętnie. Reiji przytaknął jej poprawiając swoje okulary.
– Wszystko jedno! Ja tu umieram!
– Jesteś wampirem... – dodała.
– Ale umieram! – kontynuował.
– (Zaraz w niego czymś rzucę.) – pomyślała czerwonooka. – Po co tu jesteście? – zapytała nakierowując na nich swoją włócznię.
– Kurduplu~, ale z ciebie ostra dziewczynka. – powiedział Ayato.
– Ty pewnie jesteś Ayato. – stwierdziła badając go wzrokiem.
– Co? – zapytał zdziwiony. – Nie poznajesz mnie?
– Nie. – odpowiedziała stanowczo. – Jedyne co o was wiem to, to, że jesteście synami Karlheinz’a.
Wszyscy bracia zaczęli się na nią patrzeć z zainteresowaniem.
– Myślicie... – zaczęła okularnica. – … że wyczyścił jej pamięć…?
– To bardzo możliwe. – powiedział Reiji. – Patrząc na to jak miło odnosi się do Ayato
Subaru posmutniał, ale ciężko było to zauważyć.
– Halo! – krzyczał rudobrązowowłosy. – Ja tu umieram! – podniósł nadgarstek drugą dłonią.
– Może lepiej jedźmy do szpitala…? – zapytała niebieskooka
– Zabierzcie panienkę Yoko i wracajmy do limuzyny. – rozkazał bladopurpurowooki
Zielonoocy bracia wzięli dziewczynę, która próbowała się wyrywać, a na jej brzuchu usiadł Elmo. Laito bał się pilnującego Elmo swojej współlokatorki.
– Gdzie jedziemy, paniczu? – zapytał kierowca.
– Do szkoły. – odpowiedział krótko ciemnowłosy.
Po jakimś czasie byli już pod szkołą. Zielonoocy nadal trzymali dziewczynę. Ayato za ręce, a Laito za nogi, a Elmo siedział na jej brzuchu, pilnując jej. Weszli do gabinetu i bracia, którzy trzymali ją stanęli przy drzwiach. Kiedy Yoko nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu w drodze ucieczki. Ale jej wzrok przykuło coś innego, a mianowicie czarny fotel, na którym siedział ktoś w białym fartuchu, odwrócony od nich plecami. Mężczyzna na fotelu odwrócił się do całej ósemki, a na jego głowie znajdowały się okulary przeciwsłoneczne; zdjął je i położył na biurku obok siebie.
– Coś nie tak, moje kochane dzieciaczki? – zapytał patrząc na nich, a potem skupił się na Yoko.
Po chwili ciszy odezwał się wkurzony Laito:
– Ja tu umieram! – krzyczał zaciskając palce na nadgarstku. – Ta małpa ma wściekliznę! – wskazał skaleczonym palcem na Elmo, który siedział na ramieniu czerwonookiej i obejmował jej szyje. Małpka wydała z siebie zdziwiony głos. – Teraz udaje, że nic się nie stało! – mówił wściekle.
– Dobrze, dobrze. – powiedział szkolny pielęgniarz. Wziął kartkę do ręki i napisał coś na niej. – Usiądź. – pokazał na leżankę szpitalną.
Blondyn zaczął go badać i walnął młotkiem w kolano, po tym podał mu kartkę, na której wcześniej coś napisał, a na niej były przepisane leki przeciwbólowe. Nagle zza plecami wszystkich, Ayato i Elmo zaczęli się być, po chwili krzesła zostały porozwalane, a wokół nich było pełno kurzu, wszyscy zaczęli się na nich patrzeć zszokowani, po chwili przestali walczyć. Małpa zaczęła się podejrzanie cofać. Elmo wyjął zza siebie liście z lasu i zaczął tworzyć maść, którą dał Laito. Rudobrązowowłosy zamoczył palec w mazi, spróbował go i po chwili powiedział:
– Mmm, orzechy.
Ayato natychmiast zabrał mu maść i zaczął się nią smarować, jego rany zaczęły się goić. Pielęgniarz zaczął się wpatrywać w czarnowłosą dziewczynę z uśmiechem. Przed oczami Yoko pojawił się Karlheinz, więc wybiegła z pomieszczenia; mężczyzna wybiegł za nią. Czerwonooka zaczęła biec ze wszystkich sił, a kiedy zaczęła się męczyć wbiegła do pierwszej lepszej sali lekcyjnej i schowała się pod biurkiem nauczyciela. Po jakimś dłuższym czasie zaczęła słyszeć zbliżające się w jej kierunku kroki. Dziewczyna skuliła się, jej ciało zaczęło się pocić z nerwów. Ktoś podszedł do jej kryjówki i schylił się - był to okularnik, Yoko odetchnęła z ulgą, kiedy ten wyciągnął do niej rękę.
– Chodź, mamy miasto do spalenia. – powiedział ze swoim sadystycznym uśmiechem.
Czerwonooka chwyciła dłoń ciemnowłosego, pociągnął ją do siebie.
***
Reiji i Yoko mieli przy sobie benzynę i zapałki, pojechali do Tokio, które po pewnym czasie stanęło w płomieniach.
Yoko razem z Elmo, Sakamaki razem z Luną uciekli za granicę do Rosji, zmienili swoje imiona i nazwiska, i tak zaczęli żyć na nowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top