Boisz się mnie? - Yandere!Ticci Toby x Scared!Reader [+18]
Witam orzeszki. Wracam po ponad dwu tygodniowej przerwie z tym oto shotem. Swoją nieobecność zawdzięczam dzięki swojemu, jakże pięknemu samopoczuciu, które nie okłamujmy się, jest do bani. Źle się czuję przez ostatnie dni. Nie mam ochoty na nic, przez co zaniedbuje wiele rzeczy ostatnim razem. Naprawdę przepraszam, za tak długą przerwę. Co do pozostałych zamówień - nie mam pojęcia, kiedy ujrzą światło dzienne. Może jutro, może pojutrze. Nie mam pojęcja, za co bardzo, ale to bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Jest to mój pierwszy tak długi shot, także, podziwiam swoje umiejętności xD
Mam również nadzieję, że rozdział się spodoba, zwłaszcza zamawiającej. Starałam się, pomimo tego wszystkiego.
PS. Nie umiem pisać lemonów, także nie miejcie mi za złe nie poprawności tego wszystkiego etc. :c
Rozdział dla: Onuszkiewicz_Julia
Ilość słów : 2017
Dodatkowe info:
« Reader nie jest niepełnoletnia (ma tylko 16 lat) 🔞
Jeżeli zauważyłeś jakiś błąd/literówkę, napisz w komentarzu!
Zapraszam do czytania ^^
***
Przeciągawszy się na łóżku, chwyciłam swój złoty Xiaomi Redmi S2, po czym po wpisaniu sześciu cyfer zabezpieczających mój telefon, kliknęłam jak zawsze rano, ikonę białego aparatu na fioletowo - pomarańczowym tle. W momencie załadowania aplikacji dostałam powiadomienie z Facebooka.
- Ktoś dodał cię do znajomych... - szepnęłam do siebie, by zaraz po obejrzeniu wszystkich instastories jak i po kilku odpowiedziach na komentarze, wejść w wspomnianą wcześniej aplikacje.
Niestety słysząc krzyk mamy z dołu musiałam zostawić to na później. Spojrzałam na czarny zegar wiszący na szarej ścianie, który wskazywał już 7:26. Niechętnie wyszłam spod ciepłej kołdry i ruszyłam w stronę kuchni, wcześniej wyłączając Facebook'a i zostawiając telefon na łóżku.
Jak prawie codziennie, przywitali mnie uśmiechnięci rodzice, którzy już siedzieli przy stole i czekali na mnie z ciepłymi croissantami oraz kawą. Zasiadłam do stołu naprzeciwko ojca, by za chwilę móc wgryźć się w jednego z czekoladowych rogali.
- Kolejne morderstwa w sąsiedztwie - szepnął ojciec wychylając głowę znad gazety i spoglądając na swoją żonę.
- Znowu? - zapytała mama, z nadzieją, że jest to tylko głupi żart ojca. Ten w odpowiedzi skinął jej głową na ''tak''. - Skarbie, może nie idź dzisiaj do szkoły? Późno dziś wracasz... - dodała, patrząc na mnie.
Dla sprostowania, od ponad dwóch tygodni w naszym mieście dzieją się morderstwa. Najstraszniejsze jest to, że zabójstwa są dokonywane na uczniach z mojej szkoły.
Śmierć poniosło aż czterech moich adoratorów oraz dwie dziewczyny, które wyśmiewały każdego, w tym mnie... Dyrektorka przymyka na takie rzeczy oko, co jest wręcz karygodne, lecz nikt nie posiadał głosu w tej sprawie. Jedynie policja mogła coś zrobić, ale P. Suzzan podlizywała się przy nich, przez co nawet nie zamknięto szkoły.
Boję się chodzić sama do szkoły jak i wracać, pewnego dnia może spotkać to mnie lub kogoś mi bliskiego, a wtedy...
- Dzisiaj mam ważne spotkanie z samorządu, nie mogę nie pójść - spoglądając na kobietę z lekkim przerażeniem w oczach, upiłam łyk jasno brązowej cieczy.
- Zadzwoń do nas jak skończysz lekcje, przyjedziemy po ciebie - wtrącił ojciec, wychylając głowę ponownie zza gazety.
- A-ale... -
- Żadnego ''ale'', masz zadzwonić - powiedziawszy to, odłożył gazetę, po czym wstał od stołu i żegnając się z nami, wyszedł do pracy, wcześniej nakładając buty oraz biorąc do ręki swoją teczkę.
Tak na marginesie, tata był biznesmenem oraz posiadał własną firmę, która była znana nawet za granicą. Natomiast mama pracuje jako adwokat. Chcę również iść w ślady rodziców, od dziecka chciałam pomagać innym oraz mieć własną kancelarię adwokacką.
- [Twoje Imię], kotku, zbieraj się wreszcie, jest już za dwadzieścia ósma. - przerywając moje myślenie swym delikatnym głosem, mama pozwoliła mi jedynie na dopicie kawy, by następnie pójść do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica oraz zrobienia delikatnego makijażu.
***
Wchodząc do szkoły nie obyło się bez zbędnych komplementów skierowanych w moją stronę. Co chwilę byłam w ''świetle sławy''. Nie rozumiem, czego wszyscy się na mnie uwzięli. Przecież jest wiele ładnych dziewczyn, nie tylko ja.
Zmieniłam buty, po czym poszłam znaleść moją przyjaciółkę Rose. W trakcie szukania, do moich uszów trafił dźwięk messengera. Wyjęłam telefon z torby, gdy nagle moim oczom ukazał się ten sam chłopak, który zaprosił mnie do znajomych. Toby Rogers.. Kim on jest? Nie widziałam nikogo o takim imieniu i nazwisku w szkole.
Zaczął do mnie wypisywać wiadomości typu ''Hej piękna'', etc. Postanowiłam nie odpisywać na tego typu zaczepki. Chowając telefon usłyszałam kolejny dźwięk, Tym razem był to dziewczęcy pisk... Rose?
Szybko pobiegłam w stronę łazienek. Widok, jaki zastałam był przezabawny. Blondynka płakała nad swoją, najwidoczniej, ulubioną pomadką, która była rozbita na tysiąc kawałków.
Podchodząc do niej, przytuliłam ją, na co dziewczyna z początku wzdrygnęła się, by po chwili odwzajemnić pieszczoty.
- I co ja teraz zrobię [Twoje Imie]? - szepnęła, patrząc mi w oczy.
- Kupisz sobie nową. Chodź już, zaraz lekcje.
- Pójdziemy po lekcjach do galerii? - zapytała z nadzieją. Prowadząc chwilową wojnę na oczy, zgodziłam się, na co uradowana omal mnie nie przewróciła.
***
- Zaakceptuj go! - piszczała, co chwile wyrywając mi telefon, by napisać wiadomość do chłopaka. - Napewno jest przystojny!
- Nie wiem czy jest to dobry pomysł... - szepnęłam, klikając tym samym na ikonę Facebook'a.
W chwili, gdy miałam już kliknąć "akceptuj" dostałam wiadomość. Od niego.
- Rose, zobacz to... - pokazując jej telefon, przy okazji zaczęłam rozglądać się po KFC. Zachowując zimną krew, poprosiłam blondyne o opuszczenie restauracji, na co zgodziła się, oddając mi przy tym urządzenie oraz pakując swoje rzeczy do fioletowej torby.
***
Po odprowadzeniu Rose, musiałam resztę drogi iść sama. Przez całą drogę do domu cholernie się bałam. Co chwilę dostawałam wiadomości od stalkera, typu ''widzę cię", "wiem, gdzie mieszkasz", "nie próbuj uciekać". W pewnym momencie chciałam dzwonić na policję, lecz głowa podpowiadała, bym nie wykonywała do nikogo żadnych telefonów, ponieważ nie było wiadomo, do czego chłopak był zdolny.
Widząc już swój dom, przyśpieszyłam nieznacznie, co niezbyt spodobało się Toby'iego, ponieważ dostałam tonę wiadomości z pogróżkami.
Gdy już miałam otwierać bramę, poczułam, jak ktoś przykłada mi chusteczkę. Nie wdychaj tego, nie... wdychaj...
***
Obudziłam się w ciemnym pokoju. Leżałam na łóżku w czarnej piżamie. Boże, nie mówcie mi, że...
- Wstałaś! - Drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął brunet. Miał on nałożoną maskę oraz złotawe gogle, przez co nie mogłam zobaczyć ani skrawka jego twarzy.
- K-kim jesteś? - wydukałam - I co ja tu robie?!
- Nie wiesz kim jestem? To ja! Toby! - wykrzyczał entuzjastycznie, na co wzdrygnęłam się - Jesteś w mojej sypialni... Podoba ci się? Pomalowałem ściany nawet na [Twoje dwa ulubione kolory] - dodał, znajdując się coraz bliżej mnie.
- J-jesteś chory... - szepnęłam, po czym powolnym krokiem wstałam, przygotowując się do ucieczki.
- To z miłości do ciebie, [Twoje Imie]. Gdzie ty się wybierasz?! - krzyknął, podchodząc do mnie i popchnąwszy mnie na łóżko, usiadł na moich biodrach, tym samym unieruchamiając mnie.
- Z-zejdź ze mnie! M-muszę do ł-łazienki - przestraszyłam się go nie na żarty. To on był mordercą. To on zabił Megan, Jack'a, Kate i wiele, wiele innych... To on za tym wszystkim stoi. W innym wypadku, co robiły by tu ich ubrania? Może są tu?
- Chodź cie zaprowadzę - mruknął mi do ucha, przez co miałam odruch wymiotny.
- J-jasne... - gdy chłopak postanowił łaskawie zejść ze mnie, wstałam z łóżka, po czym poszłam za chłopakiem w stronę wspomnianego wcześniej miejsca z lekkim niepokojem.
Gdy już doszliśmy, weszłam szybko do toalety zamykając się przy tym na klucz. Chciałam znaleźć jak najszybciej drogę ucieczki. Niestety nie mogłam wyjść, ponieważ pod drzwiami czekał na mnie Toby... Pozostało mi tylko okno.
Otworzyłam je powoli, by następnie spojrzeć w dół. Nie było zbyt wysoko, budynek był piętrowy. Boję się, a co, jak mnie znajdzie? Nawet nie mam telefonu przy sobie, przynajmniej nigdzie go nie widziałam... Musiał go mieć przy sobie.
Przełożyłam jedną nogę, drugą. Raz kozie śmierć. Skoczyłam. Starałam się nie wydać przy tym żadnego dźwięku, upaść bezboleśnie. Udało się, poczęłam uciekać w głąb lasu. Nie znajdzie mnie. Prawda?
***
Biegnąc przed siebie, nie raz zdarzyło mi się potknąć, przez co nabyłam sporo siniaków jak i ran. Biegłam dalej, aż po trzech minutach zrobiłam sobie przerwę. Usiadłam pod drzewem. Skuliłam się, a głowę ukryłam w kolanach. Nie miałam siły nawet na płacz.
***
- Ej, ty - otworzyłam oczy i spojrzałam na mężczyzne nade mną. Musiałam zasnąć.. Jezu!
- Aaa! - krzyknęłam, nie pozwalając chłopakowi dokończyć, po czym zerwałam się niczym poparzona. Zimna jak i blada ręka chłopaka nie pozwoliła na dalszą ucieczkę; Mężczyzna przycisnął mnie do drzewa, po czym wyjął nóż z kieszeni bluzy. Boże, tak cholernie się boję...
- C-co ty chcesz zrobić?! - wrzasnęłam, gdy czarnowłosy przyłożył mi nóż do ust.
- Będziesz taka piękna jak ja. A teraz... Idź już spać - mruknął, po czym zrobił delikatne nacięcie na moim policzku.
- Pomocy! R-ratunku! - krzyczałam z bólu, starając odepchnąć mordercę od siebie. Wszelkie starania szły na marne, krwi było coraz więcej, a w duchu modliłam się o kogoś, kto by mi pomógł.
Po niecałych dziesięciu sekundach zauważyłam, jak czarnowłosy opada na ziemię, a za nim stoi brunet. Chwilę zajęło mi ogarnięcię, co się dzieje, a na reakcje było już za późno.
- Ticci.. co ty od..pierdalasz - wyszeptał ostatnie słowa, na koniec dławiąc się swoją krwią. Tego jest za wiele. Nie mam nawet siły, by wołać o pomoc. Nie mam siły, by się ruszyć. Pozostało mi jedynie bacznie obserwować całe zajście ze łzami w oczach.
- Mówiłem ci Jeff... Miałeś się do niej nie zbliżać! Ona jest moja! Moja rozumiesz?! - wrzasnął, wbijając kolejny toporek w ciało Jeffa.
Całe to zajście spowodowało u mnie odruch wymiotny jak i wybuch płaczu. Dlaczego?
- [Twoje Imie]... Czekałem na to całe wieki! Nareście jesteśmy sami... Sami! Nikt nam już nie przeszkadza... - znajdując się mnie coraz bliżej, moje obrzydzenie do jego osoby rosło coraz bardziej, lecz jakaś część mnie chciała go poznać... Boże, [Twoje imie], co ty wygadujesz? To jest morderca.
- J-jak to sami? - szepnęłam, łapiąc się za zakrwawiony policzek. Gdy opadła adrealina, poczułam mocny ból. Syknęłam, przez co z braku sił opadłam w ramiona Toby'iego.
- Już nikt nam nie przeszkodzi. Zabiłem wszystkich, którzy stali nam na drodze. Do naszego szczęścia -
- Jakiego szczęścia?! Czy ty wiesz, co ty uczyniłeś niewinnym ludziom? - przerwałam mu, starając się wyrwać z jego objęć, co oczywiście nie udało się.
- Zrobiłem to dla ciebie! Twoi wszyscy adoratorzy pożegnali się z życiem, a Meghan i Kate? Śmiały się z ciebie. Ja tego nie będę robił. Zabiłem nawet Clockwork, która była zazdrosna o ciebie... Drwiła z ciebie... Nie mogłem na to pozwolić! - w tym momencie chłopak spojrzał ci w oczy. - Kocham cię, [Twoje Imię]. - dodał, całując cię.
Z początku starałaś się opierać, wyrywać, lecz chłopak nadal cię trzymał, pomimo podeptanych nóg, nadal to robił. Jakaś część ciebie kazała ci oddawać pocałunki. Na początku były to najzwyklejsze buziaki, później przerodziły się one w bardziej erotyczniejsze.
Chłopak zaczął dominować. Jeździł językiem po mojej jamie ustnej, przez co zdarzyło mi się jęknąć, co tylko nakręciło chłopaka do dalszego działania.
Nie pozostając w tyle, zaczęłam jeździć opuszkami palców po brzuchu chłopaka, wcześniej ściągając z niego bluzę. Przez chwilę dominowałam, co chłopakowi wyraźnie się nie spodobało; Podniósł mnie w górę, gdy oplątłam jego biodra swoimi nogami, ten postanowił przejść kilka kroków dalej, zdala od świeżych zwłok. Gdy oparł mnie o drzewo, puścił mnie, po czym wsadzając swoją dłoń do moich spodni zaczął masować moją kobiecość.
Nakręcało mnie to, pragnęłam go w sobie coraz mocniej, co nie uszło uwadze Toby'iego, który zaczął patrzeć mi się prosto w moje [Twój kolor oczu] tęczówki, w celu podroczenia się ze mną.
- T-toby... - szepnęłam, a chłopak jak na zawołanie, wiedział co ma zrobić.
Brunet rozsunął swoje spodnie, a moim oczom ukazał się jego członek. Był całkiem potężny, jak i bardzo dobrze twardy.
Nie minęła sekunda, a on już ściągnął moje spodnie i znalazł się we mnie, przez co wydałam z siebie dość głośny krzyk. Robiłam to pierwszy raz, także...
- [Twoje Imie].. czekałem na ten moment już długi czas... Powiedz mi, kiedy będę mógł zacząć się ruszać - wyszeptał mi do ucha, lekko je przygryzając, na co zareagowałam przyjemnymi dreszczami.
Gdy przyzwyczaiłam się do ciała obcego jak i jego rozmiaru w sobie, dałam chłopakowi do zrozumienia, że może przejść dalej, poprzez zwykłe machnięcie głową.
Brunet poruszał się najpierw powoli, by za chwilę przejść do coraz szybszych ruchów. Moje jęki jedynie go nakręcały, przez co już po niecałych piętnastu minutach doszedł we mnie.
- Och, Toby! - krzyknęłam, szczytując zaraz po nim. To był nie najgorszy pierwszy raz, gdybyśmy tego nie robili w lesie... Boże, ja mam dopiero szesnaście lat!
- Nawet nie wiesz, ile ja na to czekałem... - wyszeptał, chowając głowę w moich [Twój kolor włosów] włosach.
- N-nie powinniśmy tego byli robić.. - wydukałam, wyrywając się, po czym zaczęłam się ubierać.
- Wiem, że ci się podobało - mruknął, zapinając pasek od spodni.
- N-nie.. - szepnęłam do siebie, by za chwilę odwrócić się plecami w stronę chłopaka i dodać - wskaż mi drogę do domu..
- Idź prosto, potem skręć w lewo i cały czas prosto - powiedział bez żadnych emocji - Pamiętaj, jesteś obserwowana, nie próbuj uciekać, nie próbuj nikomu o tym mówić, jasne?! Jesteś moja, będziesz ze mną! - krzyknął, po czym wyjął z kieszeni twój telefon - A to, zostanie ze mną. Pa, kochanie - dodał, po czym odszedł znikając między drzewami.
***
Wchodząc do domu, musiałam się tłumaczyć rodzicom; Bojąc się chłopaka, musiałam kłamać. Pierwszy raz w życiu okłamałam rodziców.. Boże, co się ze mną dzieje?
Przez długie tygodnie czułam się obserwowana, nie raz zdawało mi się, że widziałam go gdzieś w pobliżu domu.
Zwariowałam przez niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top