Bal
Dedykuję to Desserina
Nie mogłaś się doczekać.
-Nie masz wyjścia moja droga.-warknął Calicifur przyciągając swojego więźnia - Jesterco, dobrze wiesz jak może skończyć się twoja samowolka.
-Masz mnie puścić!
-Zmuś mnie.
Młoda kobieta szarpała się w objęciach króla dhokkalfers.
-Nienawidzę cię. - warknęła na niego nie zaprzestając się szarpać.
-Ja ciebie też.
-To na co mnie tu trzymasz bałwanie.
-Podoba mi się twój temperament i zapał w łóżku.
-Pierdol...
-Ciebie? Bardzo chętnie, ale to potem.-dokończył za nią, doskonale wiedząc że nie to miała na myśli. Ale uwielbiał ją denerwować. Dawało mu to satysfakcje, ponieważ wiedział że Jesterca jest świadoma tego ile on może, a ona nie.
-Ale dlaczego ja?! Nie możesz wybrać sobie kogoś innego?
-Nie.
-Bo?
-Bo nie. Nie zadawaj głupich pytań Jesterco.-warknął i uśmiechnął się kiedy udało mu się wyciągnąć genyra z pokoju. - A teraz chodź, czeka nas dużo pracy nad tobą.
-A żebyś płonął w piekle.-syknęła nawet nie patrząc na niego.
Zaśmiał się i nie zważając na jej dalsze protesty przerzucił ją sobie przez ramię, po czym klepnął w pośladek.
-Ty gnoju!-wydarła się na cały korytarz.
-Oj wiem, że to uwielbiasz.
-Ty...
-Ja.-powiedział dumnie po czym pocałował ją tam gdzie przed chwilą w niemiły sposób znalazła się jego dłoń.
-Świnia.
-Dla ciebie mogę być każdym Jesterco.
-W twoich snach.
-W moich snach robimy dużo ciekawsze rzeczy. Ty naga, przykuta do łóżka i prosząca mnie o...
-Stul paszcze!
-Oj nieładnie, nie dałaś mi dokończyć. A wiesz dobrze, że od twojego zachowania może zależeć życie twoich towarzyszy.
-Ty łajdaku.
-Powtarzasz się maleńka.-powiedział znudzony-Gdyby nie przyjęcie, bylibyśmy w łóżku i robilibyśmy dużo ciekawsze rzeczy.
Przez resztę drogi oboje byli w nieustannej i niezręcznej ciszy.
-Twój strój jest już gotowy. Trzeba cie tylko przygotować.- usłyszeli jak ktoś zwraca się do Jestercy.
Była to młoda dhokkalfer z pofarbowanych na czarno włosach i fiołkowych oczach, Earissa. Bardzo lubiła się z Jestercą i to ona najczęściej opiekowała się nią kiedy Calicifur poranił Genyra.
-Masz 2 godziny i ma być gotowa.-syknął Calicifur i upuścił młoda kobietę na podłogę, a ta upadła boleśnie na tyłek.
Calicifur sam poszedł się jeszcze przygotować, za to Earissa pomogła Jestercy wstać.
-Co za gnój.-syknęła młoda dhokkalfer, pomagając otrzepać się Genyrowi- Jak on do cholery zostać królem? Jego rodzice to się w grobach przewracają jak widzą co wyprawia.
-Ty go naprawdę nie lubisz.
-Mam go niby tam szanować, ale to co on robi, to się w głowie nie mieści. Jak Tithuc może być jego synem.
Earissa była asystentką jednego z synów Calicifura, Tithuca.
-Jak tam zaproszenie go na kolację?-zapytała Jesterca kiedy zdołała wdrapać się na barana czarnowłosej.
-Źle.-zajęczała- Od razu zaczęłam się jąkać. Chodź bo mnie o głowę zetnie jak nie ubierzesz tej sukienki, co dla ciebie uszył. Ale najpierw odprężająca kąpiel.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
-I jak?-zapytała Earissa dolewając jeszcze ciepłej wody do ogromej wanny.
-Jest wspaniałe. Ale wiesz, że umiem się kąpać SAMA.- Jesterca dała nacisk na ostatnie słowo.
-Odpręż się, oczyść myśli.-zaszeptała do ucha Genyrowi- Miałaś się odprężyć, a nie spiąć jeszcze bardziej.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
-Gotowe.- oznajmiła Earissa- Wyglądasz przepięknie.
Rzeczywiście, Jesterca wyglądała olśniewająco w sukni o śnieżnobiałej barwie, o obcisłym kroju z licznymi wcięciami.
-Napracowaliście się nad tym.-powiedziała zachwycona- Jest obłędna.
- Obawiam się tylko, że król nie będzie mógł trzymać rąk przy sobie.
-Nie będę w stanie? Dlaczego mówisz w ten sposób o swoim wła...-nie był w stanie skończyć gdy zobaczył swoją ''wybrankę'' na dzisiejsze wydarzenie.
Stanął słup soli, a jego oczy skupiły się tylko na niej. Jesterca pod wpływem tego spojrzenia zawstydziła się i zdenerwowana spuściła głowę. Poczuła dziwne ciepło na policzkach.
-Czas już na nas.- w końcu Calicifur się odezwał i przyciągnął do siebie, nie do końca chętną na wyjście Jesterce- Chodź, bo zaraz się spóźnimy.
Calicifur widząc opór ze strony Jestercy, od razu wzioł ją na ręce i wyszedł z pracowni Earissy.
-Ta sukienka nie dożyje jutra.- oznajmił Tithuc- Ojciec nie wytrzyma.
-Mam nadzieję że ona da sobie radę.
-Ojciec jej nic nie zrobi. Bynajmniej nie dzisiaj.-powiedział i przyciągnął dhokkalferke (?) do Siebie- A teraz mamy chwilę dla siebie.- zaszeptał tuż przy jej wargach, po czym przycisnął do nich swoje usta.
Tym czasem Calicifur i Jesterca byli w drodze do rezydencji jednego ze starożytnych. Do Vlada Kozzlova. Starożytny Serant zaprosił króla dhokkalfers na jedno z wielu przyjęć przez niego wyprawionych.
Młoda Genyr nie była pewna czy nic jej się tam nie stanie. W końcu Seranty nie przepadały za jej rasą, która chroniła ludzi, co bardzo im przeszkadzało w zdobyciu krwi.
-Nie radzę ci uciekać. Bo wierz mi, będziesz miała jeszcze gorzej niż masz ze mną.
-Nie wiem czy można porównać cierpienie do cierpienia.
-Nie wiesz, aż tak źle nie masz ze mną.- oburzył się dhokkalfer.
-Zaprzeczasz sam sobie, zdajesz sobie z tego sprawę.
Calicifur szedł dalej mimo jej uwagi. Mimo to poraz kolejny miał ochotę zerwać z niej sukienkę i zmusić do słodkich zabaw, choćby tu i teraz. Ale nie sądził by był to dobry pomysł. Ona mogła mu zwiać gdyby na chwilę zwrócił uwagę na co innego. Po drugie było by za dużo świadków, a on woli kiedy jest sam na sam z kochanką. No i obiecał Thitucowi, że suknia wróci w jednym kawałku. Co za...
-Ah Calicifur! Przybyłeś wreszcie.- w progu stał wysoki mężczyzna o białych włosach i świecących lodowo niebieskich oczach. Był to Vlade Kozzlov, jeden ze starożytnych serantów.
Dokładnie zlustrował swojego gościa jak i osobę towarzyszącą. Mina mu zrzedła kiedy rozpoznał w niej wroga, genyra.
-Myslałem że masz lepszy gust.- powiedział zdegustowany.
Wpuścił ich do środka, lustrując wzrokiem kobietę.
-Boisz się?- zaszeptał jej na ucho.
-Nie!- szybko zaprzeczyła. Tylko zrobiła to troszeczkę za głośno, bo oczy wszystkich zebranych znalazł się na tej dwójce.
-Nienawidzę cię.- zniesmaczona schowała twarz w jego ramionach.
-Wierzę ci na słowo.- szepnął z uśmiechem na twarzy- Chodźmy do stołu.
Pociągnął ją za sobą do długiego stołu przy którym siedzieli już kilkudziesięciu gości. Był obładowany jedzeniem, głównie mięsem i winem lub krwią do picia.
Jestercy już zbierało się na wymioty, widząc zawartość tac i talerzy ludzi, którzy nakładali sobie mnóstwo mięsa.
Na szczęście przy nakryciu dla niej były zapiekane warzywa, świeże owoce, a do picia był postawiony dzban z wodą w której pływały plastry pomarańczy, cytryny i liście mięty.
-Specjalnie dla ciebie zamówiłem. Żebym nie słuchał twojego marudzenia potem.
Usiedli na wyznaczonych miejscach. Calicifur odsunął przed Jestercą krzesło, jak przystało na dżentelmena (od siedmiu boleści), a Jesterca skinięciem głowy podziękowała.
Ale w głowie już szykowała plan jak uwolnić się i swoich towarzyszy od tego co w ostatnim czasie się wydarzyło.
Po upływie czasu gości przybywało, aż w końcu przybyli wszyscy i w końcu wszystkie miejsca przy stole były zajęte. Na mosiężna scenę wyszedł gospodarz, który zaczął przemawiać.
Podczas powitania przewinął wzrokiem po wszystkich gościach i zatrzymał się na chwilę przy Jestercy.
Kobieta wpatrywała się przed siebie, zamyślona. Nie obchodziło ją to co mówił Vlade Kozzlov. Chciała po prostu zniknąć z tego miejsca. Czuła się nieswojo, widząc tyle krwiopijców na raz. Nie miała broni, a jej czary były unieruchomienie przez zaklęcie Calicifura.
-Wszystko w porządku.- usłyszała nagle obok siebie.
Odruchowo obróciła się do nieznajomego. Okazał się to być młody na oko serant. Jego zielone oczy wpatrywały się z uwagą w genyra.
-Tak, wszystko jest w porządku.
Spojrzała na miejsce gdzie powinien siedzieć Calicifur, ale było ona puste. Teraz musiał sobie pójść.
Szukałam go wzrokiem, sama też czując na sobie wiele spojrzeń. Niektóre należały do ciekawskich, inne do wrogo nastawionych do genyrów. Ale żaden nie należał do króla dhokkalferów. A to było niepokojące.
- Jak ten ciul poszedł.-wymamrotała zdenerwowana obecnością Seranta, który był coraz bardziej nachalny.
-Ah może chciałabyś się przewietrzyć? Noc jest piękna, a twojego towarzysza brak obok.
-Wie pan co, ja wolałabym gdyby pan sobie poszedł w swoją stronę i zostawił mnie samą sobie.- próbowała odwrócić uwagę mężczyzny od siebie, spłoszyć go i szukać błagającym o pomoc spojrzeniem tego walniętego podobnego do barana stworzenia noszącego imię, Calicifur.
-Oh jaki tam znowu pan, nazywam się Aarot, Aarot Shwerdeshen, a ty?
-Jesterca. Jesterca Pop.- rzuciła szybko dalej poszukując wzrokiem Calicifura.
W końcu go znalazła. Stał obok jakiejś jasnowłosej serant. Rozmawiał z nią, a raczej flirtował a, kobieta wyglądała na zadowoloną rozmawiając z nim. A Jestercy zbierało się na wymioty. Ale też coś ja zabolało w klatce piersiowej. Nieprzyjemne ukłucie pojawiło się kiedy tylko zobaczyła jak beztrosko rozmawiali.
-To jak?- serant okazał się nie zniknąć. Ale teraz Jesterca po prostu postanowiła przystanąć na jego propozycję i ochłonąć.
-Zgadzam się.
-A więc chodźmy.
Wstała, a jej chwilowy wybawca pociągnął ją w stronę wyjścia na ogród.
Chłodne, wieczorne powietrze uderzyło w odslonione ramiona młodej genyr. Pomógł otrzeźwić jej umysł.
Aarot nie przestał jednak jej ciągnąć. Zaczął prowadzić ja w ustronne miejsce. Z dala od gapiów.
Kiedy w końcu przystanął, przyłożył palec do ust, by dać znak o ciszy po czym zaczął mówić.
-Mam dla ciebie wiadomość od Payazzo.- powiedział szeptem, po czym rozejrzał się po okolicy czy nikt nie podsłuchuje- Chce ci pomóc w ucieczce. Tylko musi wiedzieć czy wszystko w porządku. I co ten gnój ci zrobił.
-Dlaczego mi pomagasz?- Jesterca nadal patrzyła na niego bardzo zdezorientowana zaistniałą sytuacją.
-Bo twój brat pomógł mnie.-powiedzial cicho- On czeka na twoją odpowiedź. Bardzo tęskni. Na dodatek ma już plan. Tylko potrzebna mu informacja czy dalej żyjesz.
-Rozu...
-A co tu się ciekawego dzieje?- zza drzewa wyszedł dhokkalfer, z którym Jesterca przybyła na przyjęcie, jej koszmar.
Już mu chciała odburknąć, jej rozmówca ja ubiegł.
-Nic, tylko rozmawiamy.
-A o czym.
-Nie interesuj się.
-Nie pyskuj.
-Kłócicie się jak małżeństwo.
Jesterca spojrzała na niego spojrzeniem, którym mogłaby zabić gdyby potrafiła.
-Heh, wiele osób mi to mówi.- Calicifur odbił piłeczkę, po czym złapał Jesterce za rękę i pociągnął do budynku.
Za to Aarot użył zaklęcia teleportacji by po chwili pojawić się przy Payazza i jego żony, genyra.
Tymczasem Jesterca zbierała opierdol.
- Co ty sobie myślałaś idąc z nim?- zadał jej już któreś pytanie z rzędu. Lecz dalej bez odpowiedzi.
Powoli tracił cierpliwość do kobiety. Ale też wzmagała się w nim chęć do rozerwania na strzępy jej ubrania i wyrzuciła się na jej słodkim, smakowitym ciałku. Jego wyobraźnia wytwarzała obraz jej, nagiej po nim, wijącą się i proszącą o to by przestał. Uwielbiał robić z nią to co chciał, jednak jedyne co mu przeszkadzało to, to że odmawiała, prosiła by przestał, zamiast prosić o więcej. To w pewnym sensie go jednak bolało.
Miał to szczęście że jego syn zadbał o strój w którym nie będzie widać jego wzwodu u krocza.
-Wiesz co wracamy do domu.
-Nie mojego.-zaszeptała.najciszej jak tylko mogła, by nie usłyszał.
-Mylisz się.-rozwiał wszystkie jej próby, o to by nie usłyszał.
Minęło trochę czasu zanim wrócili. Pierwsze twarze które zobaczyli to Thituc i Earissa. Byli rozczochrane i wyglądali jakby dopiero co się zaczęli ubierać, na dodatek zadrapania i ślady po ugryzieniach.
Calicifur zaśmiał się i pokręcił głową . Doskonale wiedział jak jego syn miał ochotę na tę dziewczynę.
Jesterca już spala na jego rękach. Postanowił dać jej dzisiaj spokój. Zaniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku.
Delikatnie zaczął ją rozbierać. Jej piersi podskoczyły kiedy uwolnił je z jedwabnego materiału. Pochylił się i pocałował jej prawą, lewa zaczął delikatnie ugniatać.
-Hymm- zamruczała, ale jednak się nie obudziła.
Calicifur zszedł językiem nieco niżej, zostawiając mokry ślad wzdłuż jej brzucha. Rozebrał ją z reszty ubrań.
Pochylił się jeszcze delikatnie nad jej twarzą i głęboko wpił swoje usta w jej delikatne, niczemu winne wargi.
Po czym po prostu wstał z jej łóżka. I zaczął kierować się do drzwi. Kiedy tylko przekroczył próg, jeszcze raz obejrzał się za siebie, by tylko na nią spojrzeć. Światło księżyca oświetlało ją. Jej niebieskie, długie włosy zdawały się być to peleryna, okalająca ją.
Zamknął w końcu drzwi i poszedł w stronę swojej sypialni.
Po drodze zobaczył jeszcze całujących się Tithuca i Earissy.
Wyglądali jakby nie mogli się od siebie odlepić, jakby tworzyli jedna całość, której nikt nie mógł rozdzielić.
Calicifur w końcu dotarł do swojej sypialni. Stanął przed swoim łożem. Patrzył na nie przez dłuższą chwilę. Po czym chwycił za swoje futro, które było ułożone na fotelu i wyszedł z pomieszczenia.
Jesterca dalej spokojnie spała, na co Calicifur był bardzo uradowany. Tylko że żeby wsiąść ja z powrotem na ręce musiał ją obrócić na plecy. Nic trudnego.
Kiedy znajdowała się już na jego rękach owinięta w jego futro, król tylko zgarnął jakieś odzienie z jej szafy i wyszedł w biegu.
Położył ją na swoje łóżko, kiedy byli już w jego pokoju. Sam rozebrał się do naga, ciuchy gdzieś niedbale rzucając, po czym położył się obok niej. Przywarł swoim ciałem do niej i upewniając się że jej nie zgniecie, zasnął trzymając ją w ramionach.
Od razu uprzedzam:
-moje postacie to Aarot i Earissa.
-reszta postaci nalezy do:
-Jesterca, Tithuc i Vlade do Danceofangels
-Calicufur do promptusa
-jest to opowiadanie oparte na fantomie umbra, który nie należy do mnie a wyżej wymienionych. Ja jestem tylko w członkostwie.
- ten one shot jest mojego autorstwa, co prawda odnosi się do fabuły historii Calicifura i Jestercy, ale to nie oznacza że tak się wydarzyło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top