~Seongsang~

W królestwie od wielu lat, jak nie wieków krążyła pewna legenda. Otóż pewnego słonecznego dnia, jeden z synów królewskiej rodzinny, postanowił uciec z zamku. San od zawsze chciał móc poczuć świeży powiew młodzieńczego, młodego życia. Miał on zaledwie czternaście lat, a rodzinie królewskiej potrafił przysporzyć naprawdę wiele kłopotów. Był to niesforny nastolatek, który lubił psoty. Jednak para królewska miała też starszego syna, Seonghwe. Owy chłopak był bardzo spokojnym, rozważnym i odpowiedzialnym nastolatkiem. Gdy owego dnia ukończył swoje dwudzieste urodziny, miał za zadanie przypilnowanie swojego młodszego brata.

- Seonghwa hyung nie ma naszych rodziców, wyjdźmy za tych bram i udajmy się do tajemniczego lasu przekleństw - poprosił swojego brata spoglądając na niego błagalnym wzrokiem

- Nie ma takiego opcji - Seonghwa pozostawał nieugięty, skupiając swoją uwagę na jednej z książek, którą znalazł w bibliotece w zamku.

Wtedy w zamku pracowała pewna kobieta, która traktowała dwójkę młodzieńców jak swoich synów. Bardzo często zajmowała się nimi, gdy król z królową wychodzili na spotkania wszystkich królestw. Dlatego też była z nimi zżyta. Weszła lekko zgarbiona do pomieszczenia kłaniając się przed nastolatkami.

- Księciu Seonghwa może wyjdzie pan z komnaty na spacer? - zaproponowała kobieta z delikatnym uśmiechem spoglądając na młodszego z książąt

Seonghwa westchnął odkładając książkę i wstając. Nie był w stanie odmówić kobiecie, która go tak naprawdę wychowała i dbała o niego. Dlatego też zgodził się na wyjście z budynku i przejściu się po polanie, która mieściła się w murach zamku.

Młodszy z książąt postanowił to wykorzystać. Zakradł się za zamek, gdzie była jedna z małych szparek, przez które przecisnął się tak by jego brat zauważył, że go nie ma. Chciał go sprytem wyciągnąć do zakazanego lasu, nie zdając sobie sprawy jakie konsekwencje będą go czekać. Seonghwa również niewiele myśląc pobiegł za młodszym nie chcąc by coś mu się stało.
Starszy biegł za bratem. Udało mu się go złapać przy jeziorze. Chwycił go mocno za ramię zatrzymując nastolatka.

- Puść mnie! - krzyknął chcąc się wyrwać od uścisku

- Wracamy do domu, czy tego chcesz czy nie. Tam będziesz się tłumaczył przed rodzicami - odparł poirytowany

Nagle otoczyła ich gęsta mgła, a z wody wyłoniła się piękna wodna nimfa. Jej długie niebiesko-przezroczyste włosy dosięgały aż do wody, a jej suknia była delikatnie poniszczona, jednak nadal błyszczała w blasku przebijającego się słońca, które było zasłonięte przez konary drzew. Spojrzała się swoim przeszywającym wzrokiem, oglądając nowo przybyłych bardzo dokładnie.

- Co tutaj robicie? - spytała się ich głębokim, ale nadal melodyjnym głosem

Seonghwa czytał wiele książek, które przytaczały właśnie wątki spotkania z ową istotą. On sam nigdy nie wierzył w takie rzeczy, tak jak w miłość czy dobroć świata. Ale postanowił nie wchodzić w drogę nimfie.

- Przepraszamy za naruszenie pani miejsca i spokoju - powiedział, delikatnie u kłaniając się, chcąc w ten sposób okazać jej szacunek.

Jednak jego brat nie powielał tego, wyswobodził się z uścisku brata i chciał uciec, jednak w zamian zniszczył i podeptał kolejne kwiatki, płosząc zwierzęta. Nie przejmował się tym, chcąc sobie pójść jeszcze dalej. Jednak kobieta zatrzymała go i uniemożliwiła przejście dalej. Seonghwa podbiegł do swojego brata i wziął go za siebie.

- Ten młodzieniec ma złą aurę i niszczy coś dzięki czemu może żyć i oddychać, nie szanując przyrody i stworzeń - powiedziała chłodniejszym głosem

- I co z tego? Każdy z tych wściekniętych stworzeń jest nic nie wart - prychnął będąc niewzruszonym

- Tacy jak ty powinni zostać ukarani - powiedziała poirytowana nimfa

Rozłożyła swoje ręce i wypowiedziała pod nosem zaklęcie, które chciała rzucić na młodzieńcza. Tylko pojawił się pewien problem. Seonghwa postanowił ochronić go swoim ciałem, przez co został trafiony. Chłopak zabłysnął i zmienił się nagle w ogromnego, brązowego wilka, który patrzył się na wszystkich z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nimfa nie chciała ukarać chłopaka, od którego czuła nad wyraz troskę i poszanowanie wobec swojej osoby. Stanęła na ziemi i podszedła do wilka, u kucając przy nim

- Jesteś oddaną i czystą osobą. Podziwiał cię, że to zrobiłeś - powiedziała z przejęciem - Jednak nie mogę cię odczarować. Jedynym sposobem jest czysty i szczery pocałunek, gdy wybije północ. - dodała

Powstała i podszedła do młodszego z braci, który wyglądał na przerażonego. Ukucnął przy bratu i objął jego szyję swoimi rękami, zaczynając płakał w jego futro i przepraszać za swoje niegodne zachowanie

- Widzę u ciebie skruchę młodzieńcze. Dlatego powiem wam co musicie zrobić, by książę mógł wrócić do swojej poprzedniej wersji - powiedziała, znajdując się tym razem nad wodą. Zwróciła się do młodszego z książąt  - Musisz znaleźć osobę o czystym sercu, która swoją niewinnością i troską spowoduje, że twój brat odda swoje serce i pokocha tą osobę. Tak jak już wspomniałam tylko prawdziwy pocałunek może zwalczyć zaklęcie. Musisz tą osobę przyprowadzić do lasu. Ale to oni oboje muszą odnaleźć siebie. Nie możesz jej przyprowadzić prosto do wilka - spojrzała się tym razem na zwierzę - Będę cię chronić. Gdy coś ci się stanie przyjdź tutaj w nocy, a ja cię uleczę. Za dnia będziesz człowiekiem, jednak gdy wybije północ zmienisz się w wilka i tak do czasu gdy właściwa osoba cię nie znajdzie. Jednak pamiętajcie nikt nie może się o tym dowiedzieć. Inaczej zaklęcie będzie trwało już do końca twoich lat - skończyła mówić, po czym rozpłynęła się w wodzie.

Dwójka braci spojrzała się na siebie. Tamtego dnia do zamku wrócił tylko z młodszych następców tronu. Nie mógł powiedzieć gdzie byli. Dlatego też od owego dnia wszyscy w królestwie i pobliskich wioskach sądzili, że drugi, książę zaginął, zostając zabitym przez wrogi naród.

*

Od tamtego feralnego dnia minęło już paręnaście lat. Wcześniej książę San, przejął tron i stał się królem. Jednak nie miał u boku żadnej małżonki, gdyż po kryjomu jego serce nie skradła żadna kobieta, a młody chłopak. Wooyoung był jednym z dwóch synów, jednej ze sprzątaczek, a zarazem dawnej opiekunki książąt. Zakochał się w nim od razu. Jednak wiedział, że ówczesny świat nie przyjął by dobrze tego. Więc by nie zostać określonym "opętanym" przez społeczeństwo, postanowił zostawić to w ukryciu. Nie mógł narażać ukochanego i jego naprawdę cudownej rodziny, której dał lepsze warunki i dach nad głową. Jednak nastolatek nie był jedynakiem.

Posiadał on bowiem o dwa lata starszego brata, Yeosanga. Miał on długie, związane w kitkę blond włosy, oraz anielski głos. Był bardzo delikatny wobec przyrody czy stworzeń. Dbał o innych zapominając o sobie i swoich potrzebach. Dzięki obserwacji młodzieńcza, król wiedział już, że będzie to właściwa osoba. Głos w sercu mu tak podpowiada. Cóż szukał przez tyle lat tej właściwej osoby, z roku na rok czując coraz większy żal wobec siebie i tęsknotę za tym, który go chronił. Dopiero z biegiem czasu zrozumiał co tak bardzo stracił i czego może już więcej nie odzyskać

Pewnego dnia poprosił blondwłosego o przyjście do swojej komnaty. Młody chłopak nie wiedział o co chodzi i na co zostanie skazany. Ale był jedynym, który wiedział o związku jego brata z królem i wspierał ich w tym. Dlatego też San czuł coraz bardziej zwątpienie i niech chciał tego robić. Ale zdawał sobie sprawę, że czas mu się kończy. Gdy usłyszał delikatne pukanie do drzwi, poprosił o wejście i odwrócił się z delikatnym uśmiechem do swojego sługi

- Wzywał mnie król? Co mógłbym dla pana zrobić? - spytał się swoim delikatnie melodyjnym głosem, kłaniając się

- Yeosang prosiłem cię, że gdy jesteśmy sami nie zwracaj się do mnie tak formalnie - przypomniał mu siadając na swoim łożu

- Um no dobrze - odparł lekko skołowany. Akurat z tym nie czuł się dobrze.

- Mam dla ciebie zadanie. Tylko nie możesz nikomu o tym powiedzieć nawet i Wooyoungowi - powiedział w końcu, przygryzając wargę. W zamian dostał skinienie głową Yeosanga - Musisz udać się do tajemniczego lasu przekleństw. Wiem, że to jest niebezpieczne, ale jesteś jedyną zaufaną osobą, którą mogę o to poprosić - powiedział przejęty, czując jak ściska go serce przez kłamstwa, którymi karmił wszystkich dookoła

Yeosang widać było, że zmartwił się ale również poczuł się zobowiązany do pomocy niezależnie od tego czy było by to bezpieczne czy nie.

- A co miałbym zrobić? - spytał się, siadając obok króla

- Chce żebyś znalazł i przyniósł kwiat zdrowia lili, który pomoże mi uleczyć moje chore serce - powiedział, kłamiąc jakby mówił o tym już naprawdę wiele razy. Nie dało się wyczuć czy zobaczyć w nim fałszu. Każdy jego ruch czy słowo było przemyślane i zaplanowane, a on nie mógł się wycofać. - Wooyoung nie wie o mojej chorobie. Zamartwiał by się na śmierć, a nie chce mu dokładać problemów i tak zatraca swoje myśli naszym związkiem. Dlatego ciebie proszę o to. Masz rękę do rośli, więc od razu będziesz wiedział, które to - dodał, łapiąc go w geście desperacji za dłonie

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. San zastanawiał się czy uwierzył mu, czy może domyślił się iż jest to fikcja. Dopiero wzrok pełen troski i zdeterminowane " Tak pomogę ci San hyung" pozwoliło, by król odetchnął z ulgą. Poczuł się jakby wszystkie jego kłamstwa miały zostać zapomniane. Podziękował Yeosangowi, obiecując właściwe zajęcie sie Wooyoungiem i wyjaśnienie mu tego wszystkiego.

Była to jego ostatnia szansa. Czuł bowiem, że jeśli to się nie uda, a ten młody mężczyzna okaże się być niewłaściwym wyborem, to nie tylko nie odzyska brata, ale również jego ukochany jak się dowie co on zrobił to nigdy mu nie wybaczy. Zostanie wtedy sam. Dlatego modlił się o to, by tym razem niebiosa były po jego stronie.

*

Yeosang przed pierwszą wszedł potajemnie do lasu. Czuł strach, szczególnie, że nie lubił chodzić sam gdy była noc. Jednak jego dobra i pełna współczucia strona nie pozwoliła mu na pozostawienie tego bez jakiekolwiek pomocy. Dlatego też zgodził się bez zastanowienia. Nie chciał by ktokolwiek inny narażał swoje życie.

Wziął głęboki wdech i wydech, ostatni raz oglądając się za sobą. Miał naprawdę cichą nadzieję, że szybko znajdzie to co szuka i będzie mógł wrócić do swojego brata i bezpiecznego zamku. Wszedł do lasu, robiąc jak najciszej odgłosy. Nawet uważał by nie oddychać za głośno

- Spokojnie nic mi nie grozi - powtarzał sobie w głowie chcąc zapewnić siebie

Każdy krok powodował, że chłopak czuł iż zaczyna panikować. Nie wiedział, która jest godzina, jednak po księżycu i jego blasku mógł powiedzieć, że jest coś koło dwudziestej-trzeciej. W samym środku lasu było naprawdę ciemno, jedynym oświetleniem był właśnie księżyc. Młody chłopak czuł jak robi się mu zimno, jednak nie zawrócił się i szedł przed siebie.

Nagle usłyszał jak za nim łamią się pojedyncze gałęzie. Po jego ciele przeszły ciarki, a on przyśpieszył kroku. Przygryzł wargę czując jak pod zaczyna się zbierać na jego czole, a serce niespodziewanie przyśpiesza. Przez strach, który opanował jego wąskie ciało, nie zauważył wystającej gałęzi. Potknął się o nią i upadł z cichym syknięciem na ziemię. Przed nim pojawiły się dwa, niezbyt miło wyglądające lisy. Yeosang chciał już wstać, jednak w zamian tylko pisnął z bólu, upadając ponownie na ziemię. Jego oczy zaszkliły się, a on mocno je zacisnął będąc gotowym na śmierć. Jednak ona nie nadeszła. W zamian zobaczył przed sobą potężnie wyglądającego wilka, który odstraszył tamte zwierzęta. Sparaliżowany wzrokiem zwierzęcia, które skrzyżowało się z tym jego, nie zorientował się, iż wilk zaczął lizać jego ranę, czyszcząc ją z krwi.

Nagle cały strach, który dotychczas czuł zniknął. Spojrzenie, którym został obdarzony młodzieniec spowodowało, u niego pewne ciepło w środku i poczucie bezpieczeństwa. Nie czuł, by zwierzę chciało zrobić mu krzywdy, a on sam nie rozumiał, dlaczego tak bardzo chciał pozostać przy boku wilka, który usiadł naprzeciwko nie go. Przyglądali się sobie z tak samo dużym zachwytem i zainteresowaniem. Żaden z nich nie zrobił żadnego ruchu.

Niespodziewanie wokół wilka pojawił się złoto-niebieski pyłek, który otoczył stworzenie. Yeosang przyglądał się temu zafascynowany. Jednak nie spodziewał się, że zamiast wielkiego, potężnego pana lasu zobaczy przed sobą, dobrze zbudowanego, przystojnego zaginionego księcia. Otworzył szeroko oczy, nie wiedząc co ma o tym myśleć. Seonghwa natomiast nic nie mówiąc wziął ostrożnie nieznajomego chłopaka na ręce, zanosząc go nad jezioro, do nimfy. Czuł jak jego nadzieja wraca na normalne życie, a z drugiej strony chciał chronić tego młodzieńca.

*

Od dobrych parunastu minut Yeosang siedział nad jeziorem, spoglądając co chwila na księcia i nimfę. Chciał coś powiedzieć, zaśmiać się czy po prostu obudzić się ze snu, gdyż nie umiał uwierzyć w to co widział przed oczami. Magia była uważana w społeczeństwie za coś niemożliwego, złego i strasznego. I nawet jeśli w pewnym sensie była to prawda, to jednak nie działa się ona bez powodu. Po zatem nie była ona taka zła, skoro magiczna istota tak naprawdę uzdrowiła go z urazy, którego nabawił się jakąś chwilę temu. Czyżby to wszystko co lud chciał wmówić dzieciom było tylko jedną wielką bujdą na resorach? Czy miało to za zadanie właściwie wychować swoje pociechy by żyły w przestrodze przed czymś co wcale nie musi wyrządzić nikomu krzywdy?

- Skoro mój brat cię tutaj wysłał widocznie musi sądzić, że faktycznie możesz być tą osobą, która może mi pomóc zlikwidować klątwę - powiedział w końcu Seonghwa, gdy zostali tylko we dwaj

- Ale... księciu jak ja mam to zrobić? Jestem tylko marnym sługą.. - spuścił głowę - Królewska władczość powinna oddać swoje serce komuś kto jest z panem na równi - dodał przyciszonym głosem

Hwa wcale tak nie uważał. Usiadł przy chłopcu łapiąc go za ręce, przez co ich wzrok znów się skrzyżował. Dwójka chłopaków ponownie poczuła iskrę, która przebiegła po ich ciałach. Czuli w środku jak coś ich ciągnie do siebie i nie chce pozwolić im na to by zostali rozdzieleni. Starszy ułożył swoją chłodną dłoń na policzku chłopaka, powodując u drugiego mocne rumieńce

- Nauczyłem się, że to w jakiej grupie w hierarchii nie ma znaczenia. Jeśli serce wybierze daną osobę, pozostaje nam to zaakceptować i iść jej śladem, pozwolić na poniesienie i uwierzenie w to co szczęśliwe - odparł spokojnym głosem.

- Skąd książę może mieć taką pewność swoich słów? - spytał się go nieśmiało, ukazując swoje sceptyczne nastawienie

- Stąd, że moje ciało samo mi to mówi. Przy pierwszej lepszej osobie nie da się czuć przyśpieszonego bicia serca, chęci ochrony tej osoby czy bycia przy niej - wyjaśnił spokojnym głosem

Tamtej nocy, dwójka zagubionych i niepewnych młodzieńców spędziła na długich rozmowach i niewidocznych na pierwszy rzut oka zbliżeniach, które powodowały u nich ogień przepływający przez ich serca. Jedynie księżyc był tym co widział więcej niż cały inny świat.

*

Przez kolejne dni dwójka nieznanych sobie chłopaków przechodziła po całym lesie nie chcąc wracać do ludzi, którzy nie umieli zrozumieć tego, że przyroda i stworzenia magiczne są częścią tego skomplikowanego świata, i tworzą równowagę. Oboje skupili się na sobie, poznaniu siebie. Noce spędzali na długich rozmowach, coraz częściej obdarzając się śmielszymi objęciami, czy drobnymi muśnięciami. Dnie natomiast spędzali poprzez przemierzanie kolejnych miejsc w poszukiwaniu "kwiatu zdrowia lili".

Niestety nie udało im się go znaleźć. Wracali właśnie w środku dnia do jamy wilka, który czujnie szedł przy nodze chłopca, który był zafascynowany przyrodą i pięknymi dźwiękami jakie las wydobywał. Co jakiś czas było słychać jak ptaki radośnie śpiewają, zwierzęta wydają tylko sobie znane dźwięki, dzięki którym mogą się ze sobą porozumiewać.

Przechodzili przez jedną z nielicznych ścieżek. Nagle usłyszeli obce głosy. Yeosang przestraszył sie widząc przed sobą dwójkę mężczyzn w zbrojach i z bronią. Mieli na ramienicach wyszyte loga złowieszczego narodu, który zawsze chciał przejąć władze nad silniejszym rodem Króla Sana. Niestety bardzo dobrze kojarzyli Yeosanga, widząc go często w wrogim zamku. Dlatego też od razu zdecydowali się zaatakować. Zeszli z koni i z wyciągniętymi włóczniami zaczęli iść w stronę chłopaka i zwierzęcia.

Yeosang zaczął się wycofywać, jednak zablokowały ich drzewa, które pojawiły się za nimi. Niespodziewanie wilk zaatakował dwójkę oprawców. Wbił się w kłami w rękę jednego z nich, który przez to wypuścił swoją włócznię. Krzyknął z bólu, przez co konie spłoszyły się i uciekły. Drugi, który chciał zabić młodzieńca, podbiegł do swojego towarzysza i wbił w samo serce wilka swoją włócznie.
Zwierzę upadło, wyjąc ostatni raz z bólu. Upadło bezwładnie na ziemię. Dzięki swojemu zachowaniu książę uratował nastolatka.

Yeosang widząc jak wokół wilka zaczyna pojawiać się coraz więcej krwi, wziął go szybko na ręce i ostatkiem sił pobiegł do jeziora. Zaczął błagalnie i desperacko wołać nimfę. Z jego oczu zaczynały lecieć łzy. Ułożył przy brzegu jeziora wilka, kucając przy nim. Nimfa wyłoniła się z wody i podpłynęła do nich

- Niestety, jest już za późno... - powiedziała, gdy jej zaklęcie uzdrawiające nie zadziałało

- Nie... Nie może być to prawda!! - upadł na swoje kolana, zalewając się łzami - Nie możesz mnie zostawić!! Słyszysz?! Ja nie mogę cię stracić!! - przytulił się do futra wilka, zamykając oczy i zaciskając piąstki na jego futrze - Kocham cię.... rozumiesz to książę - wyszeptał, podnosząc głowę, spojrzał się na zwierzę i przyłożył swoje usta do tych należących do wilka. Czuł w środku desperację. Nie mógł pozwolić na to, by ukochana osoba odeszła od niego. Nie wtedy, gdy zrozumiał co czuje i czego nie chce za wszelką cenę stracić. 

Pojedyncza łza spadła na ranę wilka, która nagle zabłysnęła oślepiającym światłem. Yeosang zasłonił swoje oczy, widząc jak światło zaczyna być coraz to mocniejsze i jaśniejsze. Całe ciało wilka stało się jasne jak słońce, a wokół niego pojawiło się ten sam złoto-niebieski pyłek co za pierwszym razem gdy się spotkali. Gdy Yeo otworzył oczy, przed nim nie leżał już wilk, a książę w ludzkiej postaci. Z łzami tym razem szczęścia, rzucił się na chłopaka, który w ostatnim momencie chwycił go w talii, tak by nie przewrócił ich

- Też cię kocham Yeosang. Dzięki tobie klątwa została zdjęta, a ja mogę w końcu naprawdę posmakować twoich ust - powiedział.

Seonghwa chwycił w swoje dłonie twarz młodszego, od razu wbijając się z uczuciem, wdzięcznością i delikatnością w jego usta. Yeosang nie mógł inaczej zareagować niż wielkim uśmiechem i odwzajemnieniem pocałunku, który za każdym razem wywoływał szybkie bicie serca i wielkie rumieńce na twarzy, tak jak każde ich zbliżenie. 

Tamtego dnia zaginiony książę wrócił do zamku, oświadczając ludowi co się stało. Przejął tron, wybaczając swojemu bratu. Jednak u jego boku nie było żadnej kobiety, tylko dzięki jego panowaniu pary homoseksualne mogły się wyłonić, dwójka ludzi, która się kochała mogła być szczęśliwa, gdyż cały lud brał przykład z szczęśliwego związku króla z jego służbą. Seonghwa i Yeosang mimo wielu przeszkód, byli szczęśliwi mogąc pokazać światu, że miłość nie ma znaczenia na płeć drugiej osoby, tylko na to czy jesteśmy przy niej szczęśliwi. Stali się oni symbolem walki o miłość i dobroć. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top