ChanBaek

Chanyeol to upadły anioł, który przez swoje grzechy miał zostać dany do czyśćca, jednak wybłagał bogów, by mógł zostać na ziemi przy swojej matce, którą kochał z całego serca. Ale za karę, zostały zabrane mu wszelkie odczuwanie emocji. Tylko prawdziwa miłość, może przywrócić mu szczęście. 
Baekhyun to pełen energii i dobroci serca nastolatek, który mimo swojego przykrego życia, nie traci nadziei w dobro i co dzień przychodzi do szpitala do osób, które są na skraju śmierci. Widząc pierwszy raz Chanyeola postanawia przekonać go do siebie i nie podaje się w swoim celu. 


*


Chanyeol siedział u swojej matki, która właśnie dostała kolejną dawkę leków, gdyż jej stan się pogorszył. Siedział przy niej, spoglądając na kobiety bladą, wychudzoną i pełną smutku twarz. Dobrze wiedział, że to on sprawiał najwięcej jej cierpienia. Nie mógł sobie wybaczyć, że to przez niego jedyna najważniejsza dla niego osoba, co dzień walczyła, by móc chociaż utrzymać rytm serca dla syna, by dać mu czas na znalezienie tego kogo szuka.

Wiele razy próbował powiedzieć "kocham cię mamo", czy chociaż podnieść kąciki ust, jednak nie był w stanie. Nie miał uczuć i wątpił by kiedykolwiek to się zmieniło. To był najgorszy skutek tego, że chciał zostać na ziemi. Nie miał możliwości ukazania szczęścia, uśmiechu, a jedynie co miał w sobie to pustkę, smutek czy chłód. Wątpił by ktokolwiek był w stanie to zniszczyć. Przez wiele lat szukał i próbował, ale na marne.


- Przepraszam cię za to, że musisz to wszystko przechodzić - chwycił lekko zimną dłoń starszej kobiety, mówiąc swoim zimnym i bez emocji głosem


Spuścił głowę, uraniając pojedynczą łzę. Miał wielkie poczucie winny, że przez popełnione przez niego grzechy to właśnie jedyna ważna dla niego osoba musiała odpokutowywać. Wiele razy zastanawiał się czy dobrze zrobił zostając tutaj na ziemi. Miał co do tego wątpliwości, ale tak naprawdę nic już nie mógł zrobić. Nawet poddał się w szukaniu tej osoby, która mogła by go uratować. Skoro przez ostatnie pięć lat się to nie udało, to jak niby miało by się to teraz udać?

Jedyna rzecz jaka dawała mu siłę, była właśnie śpiąca kobieta, która nie pozwalała swojemu dziecku na stracenie wszystkich nadziei. Dawała mu otuchy, gdy ściskała jego dłoń, dając tym do zrozumienia, że wszystko słyszy.


- Wiesz dzisiaj spotkałem twoją koleżankę z czasów dzieciństwa. Usłyszała o tym co ci się stało. Jednak nie byłem w stanie jej powiedzieć, że to ja cię do takiego stanu doprowadziłem - przygryzł wargę.


Nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że kobieta od tego feralnego dnia jest w śpiące farmakologicznej. Wolał to określać jako "spanie", mimo iż sami lekarze, nie znając całej prawdy nie dają jej szans na obudzenie się czy w ogóle przeżycie. Mężczyzna do końca życia będzie to pamiętał.

Jako upadły anioł był w złej pozycji. Nie miał skrzydeł, które zostały mu zabrane za za duże grzechy, które popełnił. Tak naprawdę jego dusza powinna zostać dana do piekła. Ale przez to jak bardzo mocno kochał matkę, a ona jego, dostał inne zadanie. 


*


(RETROSPEKCJA)


Chanyeol jak zawsze wracał z nielegalnego wyścigu. Palił spokojnie zioło, gdy w jego torbie znajdywały się spore sumy pieniędzy po wygranym zakładzie. Grał on w niebezpieczną grę, ale uwielbiał uczucie adrenaliny czy bycie na granicy prawa. Nie bał się tego i nie zdawał sobie sprawy, że może narażać na zagrożenie ważne dla niego osoby. Chociaż w sumie miał on tylko matkę, przez którą ukrywał to kim jest. Miał on ukończone studia prawne, więc miał też wymówkę czemu go tak często nie ma czy jak zdobywa tak spore pieniądze.

Jedynie jego narzeczona o wszystkim wiedziała. W sumie to ona go w to wciągnęła w bardzo młodym wieku. Jej starszy brat był zawsze najlepszym. Do czasu aż nie pojawił się Yeol. Szybko zrzucił go z numeru jeden, stawiając na tej pozycji. Lubił pokazywać, że jest lepszy od wszystkich i nie krył się z tym poniżaniem każdego kto z nim przegrał. Tylko, że w końcu musiała się przelać gorycz porażek innych.


*

Wszedł on do swojego domu, rzucając gdzieś w bok swoją marynarkę. Jedynie o czym marzył to ciepła kąpiel i chwile rozmowy z mamą, która zawsze lubiła opowiadać mu jak z tatą w jego wieku szaleli. Mimo iż chłopak znał każdą historie na pamięć, uwielbiał widzieć uśmiech i tak dużą radość u rodzicielki, gdy mu o tym mówiła


- Kochanie... -krzyknął, nagle zamierając w bezruchu - C...co ty robisz, s..skarbie?


Przed jego oczami, jego własna narzeczona trzymała nóż, stojąc nad w półprzytomną matką Chanyeola. Chłopak czuł w środku złość, ale i strach przed utratą matki. Jednak jak zawsze przybrał maskę obojętności


- Myślałeś, że będę z takim dupkiem jak ty za darmo? - prychnęła
- Dałem ci wszystko. Dom, miłość, opiekę, czy nawet pieniądze. Więc o co ci do cholery chodzi?! - wrzasnął na nią, zaciskając dłonie
- Poniżyłeś mojego brata i spowodowałeś, że policja go schwytała. Dobrze wiem, że to ty podłożyłeś go im, a przez to popełnił on samobójstwo w więzieniu, a wiesz dlaczego? - powiedziała pełnym żalu głosem
- Wiem - uśmiechnął się niewzruszony - Sama dobrze wiesz, że nie lubię, gdy ktoś się chwali tym czego nie zrobił. A twój braciszek.... on na za dużo sobie pozwalał - dodał wzruszając ramionami - Ale widzę, że ty też nie jesteś lepsza. Głupia suka, która sądzi, że może coś znaczyć w tym świecie. Wiesz gdzie się nadajesz? Do burdelu, tylko tam jakie dziwki jak ty pasują - powiedział z obojętnością


I to był największy jego błąd. Dziewczynie puściły wszelkie hamulce. Chciała by mężczyzna cierpiał tak jak ona cierpiała.


- Tak? To pora byś i ty stracił najważniejszą dla siebie osobę!! - wrzasnęła


Bez żadnego wahania, wyciągnęła strzykawkę i wbiła ją w ramię kobiety, leżącej pod jej nogami. Wstrzyknęła do jej ciała truciznę, którą ciężko wykryć w organizmie, gdyż w mgnieniu oka przenika przez krew. Chanyeol podbiegł do nich i chwycił swoją już byłą narzeczoną za ramiona, rzucając nią o ścianę. Upadł na kolana, biorąc w ramiona matkę. Ex narzeczona chłopaka wybiegła nagle z mieszkania zabierając torbę z pieniędzmi


- Mamo!! Proszę nie odchudź! Nie zostawiaj mnie - zaczął krzyczeć i pierwszy raz od dłuższego czasu płakać - Proszę zostań!! Ja zrobię wszystko tylko nie zostawiaj mnie - dodał
Dopiero po chwili zadzwonił po karetę, która po parunastu minutach przyjechała. Wszyscy byli pewni, że kobieta już nie żyję. Ale okazało się, że cudem jej serce pracuje. Gdy dotarli do szpitala, rodzicielka chłopaka została poddana różnym badaniom i przeczyszczenia krwi. Trwało to cały dzień, a mężczyzna ani na moment nie opuszczał jej.


*


Nastała noc. Chanyeol spał przy pani Park, trzymając ją za dłoń. Nie odchodził, bojąc się, że jak wróci nie będzie mógł jej powiedzieć "żegnaj". Nagle poczuł na ramieniu dotyk. Otworzył zaspany oczy widząc przed sobą, anioła. Był on ubrany w białą szatę, z tyłu mając ogromne, lśniące skrzydła o tym samym kolorze. Wyglądał majestatycznie, a chłopak od razu mógł poczuć jego potęgę.  Wiedział, że one istnieją, ale nigdy nie sądził, że może takie stworzenie spotka. W tym świecie anioły można było zobaczyć głownie w nocy, a wszyscy wierzyli w ich istnienie, tak jak w diabły, czy upadłe anioły. Wiele tych trzecich chodziło po ziemi i błąkało się, szukając swojego miejsca i możliwości dostania się do nieba. Wyprostował się przecierając swoje oczy, by mieć pewność, że nie przewidziało mu się


- Kim jesteś? -spytał się nieznajomego
- To ty tutaj powinneś leżeć - odparł nieznajomy, omijając jego pytanie
- Co ty pieprzysz? - ponownie zadał pytanie, czując się jakby coś brał
- Plan tamtej dziewczyny był taki by to ciebie zaatakować i zabić. Ale twoja mama wiedziała o tym co robisz i kim jesteś, dlatego uchroniła cię, mówiąc jej, że to ona ci kazała załatwić jej brata. Więc się wkurzyła i chciała ją zabić - spojrzał się na chłopaka, który patrzył się na niego w szoku i niedowierzaniu - Wyrządziłeś jej tak wiele bólu, strachu i kłopotów, że aż sam nigdy nie widziałem by ktokolwiek po tym wszystkim mógł kochać kogoś kto był tak zły jak ty. Twoja matka jest świętą duszą i wielkim sercu. Przebaczyła by ci wszystko co byś zrobił.


Chanyeol spuścił wzrok. Poczuł poczucie winny. Tak często krzyczał na nią, mówił jak bardzo jej nienawidzi, przychodził napity, naćpany, co dzień narażał swoje życie i kłamał jej w żywe oczy, podczas gdy ona może stracić swoje życie tylko dlatego, że chciała go uchronić. Spojrzał się na nią. Wstał i pocałował kobietę w czoło, po czym podszedł do anioła

- Skoro to ja miałem zginać to, to zrób, ale przywróć życie mojej mamie! Ona nic tutaj złego nie zrobiła - poprosił go, będąc gotowym oddać swoja duszę
- Nie mogę tego zrobić i zabrać ci życia - odparł spokojnym głosem
- W takim razie pozwól mojej matce żyć i bym mógł naprawić to co złego zrobiłem. Bym mógł spłacić swoje grzechy. Nie mogę jej stracić.... proszę -powiedział ze skruchą


Przez chwilę panowała cisza. Anioł nie odezwał się, jedynie skanując wzrokiem chłopaka. Czuł jego strach o bliską mu osobę i poczucie winy. Wiedział, że nie może od tak zabrać mu życia, ale też wiedział, że został tam wysłany by dać mu nauczkę.

Nagle przed nimi pojawił się portal, a z niego wyszli dwaj bogowie. Mieli na sobie złote szaty, a na głowie aurerory, biła od nich potężna siła i moc. Wyglądali całkowicie inaczej niż poprzedni a anioł. Chłopak poczuł wewnątrz strach tym co miało się stać. Ale musiał ponieść winę za swoje czyny. 


- Chanyeol - odezwał się do niego jeden z nowo przybyłych - Wiemy jak bardzo kochasz swoją matkę, dlatego nie zabierzemy ci jej. Ale musisz też ponieść konsekwencje swoich grzechów. - chrząknął - Dlatego rada podjęła względem ciebie specjalne traktowanie
- Jakie? Zrobię wszystko, byle by mama żyła - przerwał mu, mówiąc pewnym głosem
- Nigdy tak naprawdę nie pokochałeś nikogo. Twoja była narzeczona, była ci tylko potrzebna do zapotrzebowań seksualnych. Nigdy nikogo nie traktowałeś na równi, wszystkich poniżałeś. Dlatego wszelkie odczuwanie uczuć zostaje ci zabrane. Jednak to nie wszystko - przeniósł na ułamek sekundy wzrok na kobietę - Twoja matka zostanie dana w śpiączkę farmakologiczną. Będziesz miał ją przy sobie, ale nie będziesz mógł z nią rozmawiać, widzieć jej oczu czy uśmiechu. Będziesz czuł tylko pustkę i smutek. Będziesz upadłym aniołem, a twoje skrzydła dopiero pojawią się, gdy wypełnisz zadanie - wyjaśnił


Chanyeol kiwnął głową. Ważne dla niego było to, żeby kobieta była przy nim. Nie obchodziło go to, że nie będzie miał uczuć. I tak ich nigdy nie miał, więc nie było to dla niego nic wielkiego.


- To nie koniec. By twoja matka wróciła do ciebie i wybudziła się będziesz musiał znaleźć prawdziwą miłość, która złamie twoje skamieniałe mury i wyzwoli z ciebie dobro. Inaczej zginiesz i już nigdy nie zobaczysz swojej matki, którą wybudzimy, ale nie będzie ciebie w ogóle pamiętać - tym razem odezwał się już drugi z bogów

Chłopak był tak zdesperowany i pewny siebie, że bez zastanowienia zgodził się, podpisując z nimi pakt. Nie miał określonego czasu. Jednak do póki nie znajdzie miłości nie mógł popełnić żadnej zbrodni, czy wrócić do tego kim był. Inaczej pakt zostanie zerwany, a on wszystko straci.



*


Chanyeol był pewny, że szybko mu się uda znaleźć miłość. Jednak bardzo się mylił. Przez pięć lat wszystkie osoby, z którymi spotykał się były dla niego obojętne i nawet jak chciał się zmusić do pokochania ich, to nie był w stanie. Z roku na rok, coraz bardziej pustka i smutek zapełniała jego życie. Spędzał całe dnie u matki, co jakiś czas uraniając pojedyncze łzy.

Demony ze snów nie pozwalały mu zapomnieć prawdy i tego jak bardzo spieprzył. Nie pozwalały mu wyzwolić się z nicości i uciec. A on w końcu nawet temu się poddał. Zaczął w pewnym momencie godzić się, z tym, że już więcej nie zobaczy kobiety. Jedyne co pozwalało mu nie zrezygnować ze wszystkiego było to, że jego matka mogła by go nie pamiętać, gdyby zerwał pakt.

Wstał z krzesła, gdy zobaczył jak za oknem robiło się ciemno. Niestety nawet jak chciał nie mógł nic poradzić na to, że wizyty są do określonej godziny. Nie raz było tak, że ochrona musiała go wyprowadzać, bo on chciał zostać. Tym razem nie miał sił na siłowanie się z nim. Wstał z miejsca i ucałował czoło swojej matki. Schował swoje dłonie do kieszeni spodni, wzdychając.


*


Następnego dnia chłopak pojawił się zdecydowanie wcześniej. Odpuścił sobie pójście do pracy, a w zamian już o ósmej był w szpitalu. Kiwnął głową w stronę recepcjonistki. Ta nawet nie spojrzała się na niego, zajęta czytaniem miejscowej gazety. Większość z tutejszych pielęgniarek czy lekarzy nie przepadała za chłodnym chłopakiem. Nikt z nich nie znał prawdy, a mężczyzna miał w poważaniu to co myślą ci ludzie o nim.

Wszedł do pokoju matki i zamarł widząc jakąś obcą osobę, która poprawiała poduszkę kobiecie. Po posturze mógł powiedzieć, że to jakiś drobny chłopak. Ale przez to, że stał do niego tyłem nic więcej nie mógł wywnioskować.


- Kim ty kurwa jesteś? - warknął do obcego.


Nieznajomy cicho pisnął i odwrócił się w stronę przybyłej osoby. Chanyeol otworzył szeroko oczy widząc przed sobą kogoś tak pięknego i wyglądającego niewinnie. Jego serce pierwszy raz zabiło szybciej, a on poczuł dziwne ciepło. Jednak nie zastanawiał się nad tym za długo. Chciał tylko spokoju i w ciszy pobyć z matką. Chociaż nie ukrywał, że był podejrzliwy względem nieznajomego.

- Oh wybacz - powiedział melodyjnym głosem, kłaniając się - Nazywam się Baekhyun i pracuje w wolontariacie. Co dzień z rana przychodzę do tej pani. Nigdy tutaj hyunga nie widziałem, więc stwierdziłem, że pani Park jest samotna - dodał z szerokim uśmiechem
- To jak widzisz źle stwierdziłeś - prychnął, przewracając oczami
- Przepraszam jeśli ciebie hyung to obraziło. Ale nie wyglądasz na kogoś kto by się tym przejął - zachichotał
- Nie powinien hyung być taki niemiły - wydął wargę - Każdemu mogło się to zdarzyć. Ale najważniejsze, że się myliłem - dodał z szerokim uśmiechem 

Chan westchnął i chciał go wyminąć. Szturchnął chłopaka, chcąc przejść. Jednak niższy zachwiał się i w ostatnim momencie chwycił rękaw wyższego. Mężczyzna impulsywnie odwrócił się do niego i chwycił go w pasie, przyciągając do siebie. Zamarli w bezruchu, spoglądając w swoje oczy z zafascynowaniem. Oboje czuli się jak w transie.

Dopiero szelest za drzwi wybudził ich. Lekko skrępowani odsunęli się od siebie. Przez chwilę panowała między nimi cisza. Żaden z nich nie wiedział co miałby powiedzieć, czy jak się wytłumaczyć. Dlatego też usiedli w ciszy na przeciwko siebie. Jeden po prawej stronie pani Park, a drugi po lewej. Jednak między mężczyznami nie panowała niezręczna cisza. Oboje co jakiś czas zerkali ukradkiem na siebie


*

Taka sytuacja powtarzała się co dzień. Spotykali się z rana w sali matki Chanyeola, witając się ze sobą i nic więcej nie mówiąc. Siedzieli i patrzyli na siebie. Nie wiedzieli jak mieli by zacząć znajomość. Baek bał się, że palnie coś głupiego przed przystojnym nowo poznanym facetem, a Chan nie chciał znów zniszczyć szansy.

Parę dni minęło od ich pierwszego spotkania. Tym razem Chanyeol nie mógł być w ciągu dnia u matki. Dopiero pod wieczór przyjechał na motorze, wręcz wbiegając do środka. Zmachany, oparł dłonie o kolana, mając sobie za złe, że dzisiaj nie będzie mógł zobaczyć ślicznego chłopca. Jakie było jego zaskoczenie, gdy unosząc swój wzrok natrafił na naprawdę uroczy widok. Otóż Baek spał na wpół leżąco, opierając ręce o brzeg łóżka kobiety.

Chan bardzo ostrożnie i cicho podszedł do niego. Wziął koc z krzesła obok ściany i okrył nim ramiona chłopaka. Baek czując coś ciepłego mruknął zadowolony i nieświadomie przekręcił głowę w stronę stojącego nad nim mężczyzną. Chciał go pocałować, ale wiedział, że to jeszcze nie czas. Musiał sie hamować 


- Dziękuję, że czekałeś - wyszeptał, schylając się i całując go w czoło.


Ten mały ruch, spowodował, że niższy chłopak zaczął się wybudzać. Jak poparzony, Yeol odsunął się od drugiego, przybierając i tak obojętny wyraz twarzy. Beakhyun wyciągnął się i cicho ziewnął. Spojrzał zaskoczony na drugiego.


-Hyung? Myślałem już, że nie przyjdziesz... - powiedział z widoczną ulgą iż może zobaczyć mężczyznę. Spróbował wstać, jednak zachwiał się, przez to od razu wyższy chwycił go w swoje objęcia
- Aish powinneś bardziej uważać i nie czekać na mnie. Pewnie nawet nic nie jadłeś... - mruknął niezadowolony
- To nic takiego. Jedynie trochę się przeziębiłem - odparł zawstydzony
- Masz gdzie pójść? - spytał się go bez emocji
- W sumie to... - zawahał się, jednak mocny i przeszywający wzrok Chana spowodował, że Baek poczuł się aż nad to bezbronny, przez co wiedział, że musi powiedzieć prawdę - To tak jakby nie mam gdzie. Mój ojciec to szczególnie nie będzie chciał mnie widzieć, a ja jego napitego - powiedział zestresowany, spuszczając wzrok
- Twój ojciec pije? Nałogowo? Jest agresywny w stosunku do ciebie? - zaczął zadawać mu pytania
- Nawet jeśli tak jest to czemu udajesz, że to cię interesuje? - westchnął. Dla niego było to jak wymuszona troska. Sądził, że starszy po prostu ma ta naprawdę wywalone w niego
- To nie tak - westchnął - Pojedziemy do mnie. Tam wszystko sobie wyjaśnimy. I tak w końcu musimy porozmawiać. Nie da się ukryć, że coś nas ciągnie do siebie - zaproponował


Młodszy mimo wszystko nie był w stanie odmówić jemu. Czuł, że nie może inaczej postąpić. To był pierwszy raz od zawarcia paktu z bogami, gdy Chanyeol poczuł inne uczucie niż pustkę i ból. Nie był w stanie się uśmiechnąć, ale Baek idealnie czytał z jego oczu. W nich widział wszystko. Wieczór i noc zbliżyła ich do siebie. Poznali swoje historie i cele.


*

Po tamtej nocy dwójka mężczyzn zbliżyła się do siebie. Zaczęli się spotykać poza szpitalem. Chodzili razem do matki Chanyeola. Dużo rozmawiali ze sobą. Czuli się wyśmienicie w swoim towarzystwie. W końcu pustki, które były w ich sercach zaczynały znikać i być zastąpione ciepłem, poczuciem bycia ważnym.

Wrócili z wizyty u pani Park, od razu kierując się do domu Chanyeola. To była już ich rutyna. Tak naprawdę Baek większość swojego czasu spędzał u starszego w domu. Można było nawet powiedzieć, że mieszkał już u niego.

Chanyeol robił kurczaka w sosie słodko-kwaśnym i do tego kartofle. Co jakiś czas zerkał na niższego, który kroił warzywa do sałatki. Wyglądał dla niego naprawdę uroczo, gdy w skupieniu przygryzał wargę lub wysuwał delikatnie swój język. W takich momentach chciał się uśmiechnąć, poczuć coś więcej niż obojętność. Teraz już rozumiał, dlaczego właśnie to była jego kara i odpokutowanie. Było to bardziej bolesne niż udawanie. Szczególnie, że zaczął coś czuć do niższego, słodkiego chłopaka


- Auć - syknął cicho Baek


Chłopak przez zamyślenie skaleczył się w palec, gdy kroił ogórka. Jego oczy zaszkliły się, gdyż od zawsze bał się krwi i nie lubił tego widoku. Park od razu podszedł do niego, Chwycił jego nadgarstek i pociągnął go do kranu. Włączył wodę i polał jego palec zimną wodą


- Uważaj - mruknął cicho - Jest to tylko draśnięcie, ale mogłeś sobie nawet go uciąć. - pokręcił głową
- Przepraszam.. - powiedział cichutko, spuszczając głowę.


Chanyeol nic się nie odezwał. Udał się do łazienki i wyciągnął apteczkę. Wziął z niej plaster i wrócił do chłopaka. Ponownie ująć jego dłoń. Ucałował palec chłopaka i przykleił na ranę, różowy plaster. Sam nie wiedział skąd go miał, ale pasował mu do niego. Uniósł swój wzrok, podnosząc palcami jego podbródek, dzięki czemu ich wzrok skrzyżował się, a oni nie byli w stanie oderwać od siebie wzroku.


- Nie przepraszaj mnie, tylko uważaj. Nie chce cię następnym razem zabierać do szpitala. Musisz się oduczyć przepraszania- powiedział, pstrykając go w nosek.
- Czyli za to co będę chciał zrobić nie muszę przepraszać? - spytał się go niewinnym głosem
- Tak, dokładnie tak- prychnął przewracając oczami


Baekhyun nie odrywał od niego wzroku. Nagle bez zastanowienia chwycił jego twarz i stanął na palcach. Przybliżył ich twarze do siebie i musnął jego usta. Przestraszony w szybkim tempie odsunął się, czując jak jego policzki płoną. Uśmiechnął się szeroko. Chanyeol przez chwilę patrzył się na niego w osłupieniu.


- Źle to zrobiłeś - mruknął


Chwycił go w pasie i przyciągnął do siebie. Wbił się namiętnie i z uczuciem w jego usta. Jego kąciki ust pierwszy raz od pięciu lat uniosły się do góry, gdy chłopak odwzajemnił pieszczotę. Ich serca biły równie szybko. W końcu znaleźli siebie. Zakochali się w sobie na zabój, przyznając się przed samymi sobą. Zajęci sobą nie zwrócili uwagi jak na plecach Chanyeola ujawniły się piękne, lśniące białe skrzydła.

W czasie, gdy dwójka mężczyzn cieszyła się sobą, w szpitalu wydarzył się cud. Pani Park nagle otworzyła oczy, jej parametry z sekundy na sekundę poprawiły się, a serce zaczęło normalnie bić. Klątwa została zdjęta, a życie trójki osób nabrało koloru i w końcu mogli zaznać szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top