Halloween
Pewnie jeszcze tego nie wiecie, ale Halloween to moje ulubione święto. Z tej wspaniałej okazji oddaję wam pod opiekę ten Halloween'owy Special. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania <3
Sasuke
Spędzam już trzecią pieprzoną godzinę przed lustrem. Halloween... Tak to moje ulubione święto. Nareszcie mogłem latać godzinami po ulicach w mocnym makijażu i na dobrą sprawę nikt nie mógł się do mnie o to przyczepić. Poza tym było to święto śmierci. Kochałem takie klimaty. Były mi dość bliskie przez całe moje cholerne życie. Tym razem pod odstrzał wziąłem Jeff'a The Killer'a. Czarne włosy i białą skórę już miałem więc cała reszta wydawała się o niebo prostsza. Oczywiście jestem perfekcjonistą, co oznacza, że dopóki nie wyjdzie mi idealnie będę się malować w kółko i od nowa. Przeczesałem włosy palcami. Tak... Teraz byłem gotowy. Dookoła moich czarnych oczu widniała mistyfikacja czarnych cieni pod oczami. Usta zdobił gigantyczny rozcięty zakrwawiony uśmiech.
- Jaki kolor oczu miał Jeff? - Zapytałem sam siebie. - Ach tak... Czarne, czerwona, albo białe z czarnymi źrenicami. - Zajrzałem do szafki i wyciągnąłem z niej odpowiednie soczewki. Czerwone... Tak... Te są idealne. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nałożyłem soczewki na oczy. Wyglądały niesamowicie. Kochałem soczewki. Przyjrzałem się efektowi swojej sumiennej pracy i musiałem przyznać, że wyszło nie najgorzej. - Aj! Jeszcze ciuchy! - Zawołałem wybiegając z łazienki. Wziąłem wcześniej wybrane przez siebie ubrania i szybko się w nie ubrałem. To nie tak, że kochałem to święto bez powodu. Zawsze z paczką idziemy na jakąś zajebistą imprezkę i szalejemy do rana. Jeszcze jakoś z tego nie wyrosłem. Kochałem imprezki, na których dosłownie pływaliśmy w alkoholu. Ten Halloween również nie miał być wyjątkiem. Umówiliśmy się w centrum. Miałem jeszcze godzinę. Walnąłem się na łóżko. Czyli za pięćdziesiąt minut musiałbym wyjść. - Albo nie... - Mruknąłem do siebie i wstałem. - Glany... - Znalazłem swoje ukochane buty. Wziąłem pastę, szczoteczkę do jej nakładania, drugą większą do wcierania i szmateczkę, żeby na końcu je wypolerować. Zabrałem się do roboty. Kiedy skończyłem świeciły się tak, że niemalże dało się w nich przejrzeć. Uśmiechnąłem się do siebie. Do wyjścia miałem jeszcze pięć minut. Westchnąłem i naciągnąłem kaptur od bluzy aż po same oczy. Włożyłem buty i w sumie już musiałem wychodzić. Udałem się do centrum. Usiadłem na fontannie. Do wyznaczonego czasu zostało mi jeszcze pięć minut, jednak ja zawsze musiałem być przed czasem. Położyłem się na betonowym murku otaczającym moją ukochaną fontannę. Leżałem tak dobre piętnaście minut kiedy to usłyszałem czyjś głos.
- O proszę! Czy moje oczy ujrzały Sasuke Uchihe we własnej osobie śpiącego niczym żul na murku? - Zawołał z kpiną. Nawet nie otworzyłem na niego oczu. Dobrze wiedziałem do kogo należał ten głos.
- Nie śpię. - Syknąłem. - A Ciebie nikt tu nie zapraszał. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To miejsce publiczne. Nie mam zakazu wstępu.
- Powinienem Ci załatwić zakaz zbliżania się do mnie... - Mruknąłem.
- A Ciebie to Twoja Święta Inkwizycja opuściła? - Zapytał z przekąsem.
- Nie. Spóźniają się jak zwykle.
- Ta jasne! Wmawiaj to sobie! - Zaśmiał się w dość wredny sposób. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniało imię 'Suigetsu'. Odebrałem.
- No nareszcie... - Zacząłem, jednak chłopak mi przerwał.
- Przepraszam, że jeszcze nas nie ma, ale mój brat miał wypadek, Karin jest ze mną w szpitalu. - Zaczął. - Na prawdę mi przykro. Chciałem iść na tą imprezę, ale chyba rozumiesz, że w takiej sytuacji nie mogę.
- Może do was jechać? - Zapytałem. Nie powiem nie przyjemnie. Było mi go żal.
- Nie no coś Ty! - Zawołał. - Ty się baw! My tu posiedzimy i poczekamy na wyniki.
- Nie mogę was tak zostawić.
- No co Ty nie psuj sobie Halloween'u! Idź na jakąś dyskę i wróć do domu w trzy dupy pijany. Nie waż się przyjeżdżać! - Krzyknął na mnie.
- Jesteś pewien, że nie będziesz mnie potrzebował?
- Tak. Na sto procent! - Zaśmiał się.
- Więc w porządku.
- To cześć! Baw się dobrze!
- Cześć. - Odpowiedziałem.
- I co? A nie mówiłem, że Cię wystawi? - Powiedział z szyderstwem w głosie. Dopiero teraz na niego spojrzałem.
- Nic nie wiesz! - Warknąłem.
- Czyżby? - Spytał z kpiną. - Po prostu ma Cię dosyć i stwierdził, że pierwsza lepsza wymówka, żeby się Ciebie pozbyć będzie najlepsza. - Tego było już za wiele. Wstałem i wycelowałem Naruto w cosplay'u Eyeless Jack'a prosto w nos. Chłopak zatoczył się, pisnął z bólu i złapał się za nos, z którego krew lała się ciurkiem. Spojrzał na mnie wściekle. - Zajebię Cię! - Wrzasnął, po czym się na mnie rzucił. Płynnymi ruchami unikałem każdego jego ataku.
- Skoro chcesz zostać workiem treningowym, to proszę bardzo! - Syknąłem wściekle. Walnąłem go z pięści w szczękę zanim jeszcze zdążył się uchylić. Spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach, po czym bez zastanowienia wycelował we mnie pięścią. Ten cios był dla niego zgubny. Uniknąłem go z łatwością, po czym kopnąłem go w głowę. Poleciał do tyłu i wylądował na dupie. Wypalałem w nim dziurę wzrokiem. On za to trzymał się z miejsce w które oberwał i się darł. Spuściłem wzrok i zatrzymałem go na zakrwawionym czubku mojego glana... Na chwilę zamarłem, po czym rzuciłem się ku niemu. Złapałem go za twarz i oderwałem od niej jego dłoń. Krew ściekała mu po twarzy. - Boże... - Jęknąłem. - Zaczekaj, zadzwonię po... - Zacząłem, jednak chłopak mi przerwał.
- Żadnego pogotowia, ani szpitali! - Wrzasnął. Spojrzałem na niego.
- Ale..!
- Powiedziałem nie! - Wręcz odruchowo wyciągnąłem nożyk z kieszeni. Spojrzał na mnie przerażonymi oczami. Przeciąłem rękaw mojej białej bluzy, zwinąłem go, po czy przyłożyłem mu do krwawiącego miejsca. Patrzył na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. - Twoja bluza... - Jęknął.
- To tylko ubranie. - Położył dłoń na mojej i przycisnął mocniej kawałek materiału. - Nie tak mocno. Jeszcze coś sobie zrobisz. Trzymaj to sam. - Wyplątałem rękę spod jego dłoni. - Zabieramy się stąd. - Po tych słowach wziąłem go na ręce.
- Woah! - Krzyknął zaskoczony. - Postaw mnie!
- Nie ma mowy! Nie będziesz tak jeszcze chodził!
- Nie idziemy do szpitala!
- Dobrze... Dobrze, idziemy do mnie.
- Myhym... - Mruknął.Nadal miał łzy w oczach.- W skali od jeden do dziesięciu, jak źle to wygląda? - Zapytał kiedy już trochę się uspokoił.
- Nie jest tak źle... Widziałem gorsze rzeczy... - Mruknąłem. Zatrzymałem się tuż przed drzwiami do swojego domu. Otworzyłem je z buta, po czym wniosłem go do środka.
- Sasuke, co Ty robisz tak wcześnie w domu?! - Dobiegł mnie głos mojego brata. Parę sekund później sam Itachi znajdował się już w holu. - O! Tego to już za wiele! - Zawołał kiedy zobaczył chłopaka w moich ramionach.
- To nie tak jak myślisz... - Jęknąłem.
- Pobiliśmy się. - Dodał Naruto. Itachi podszedł bliżej.
- O Boże! Co jemu się stało?! - Wrzasnął.
- Cóż... - Zacząłem. - Kopnąłem go w twarz?
- Co zrobiłeś?! - Wydarł mi się do ucha.
- To co słyszysz! - Odkrzyknąłem. - Zamiast się drzeć idź po lód!
- A nie lepiej zawieść go do szpitala? - Zapytał.
- Nie! - Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Idź po ten cholerny lód! - Krzyknąłem na niego.
- A Ty nie przeklinaj!
- Nie mów mi co mam robić! Jakbyś nie zauważył to od dwóch lat jestem pełnoletni! A teraz zapierdalaj po ten jebany lód! - Krzyknąłem zatrzaskując za sobą drzwi. Posadziłem Naruto na swoim łóżku.
- A Twoi rodzice?
- Co z nimi? - Zapytałem z niezrozumieniem.
- Nie przeszkadza im to, że przeklinasz na cały dom?
- Nie mieszkają z nami.
- Jak to?
- Normalnie. Mieszkają w Tokyo.
- To czemu wy mieszkacie tutaj?
- Kiedy miałem sześć lat nasi rodzice zaczęli się kłócić. Itachi i ja mieliśmy tego serdecznie dosyć, więc kiedy on skończył osiemnaście, a ja jedenaście wyjechaliśmy do Nagasaki. On znalazł pracę, a ja zacząłem chodzić do nowej szkoły... Jednak czułem się jak pasożyt. Mając dwanaście lat znalazłem sobie pierwszą pracę i chociaż miałem z tego nie wiele, to przynajmniej mogłem się dołożyć do czynszu... - Naruto patrzył na mnie z zaskoczeniem w oczach. - No i od tamtego czasu anie razu ich nie widziałem...
- Ani razu... - Powtórzył głucho. - Nie tęsknisz za nimi czasem? - Zapytał.
- Tak... Tęsknie, ale nie mam po co wracać. Nie zauważali nas. Nie obchodziło ich to, jaki wpływ na nas mają ich kłótnie. Interesowali się tylko swoimi sprawami i tymi kłótniami. A z resztą... Po co ja Ci to mówię... - Po tych słowach do pokoju wszedł Itachi z lodem. Podał mi go. - Dzięki. - Szepnąłem do niego. Lekko rozczochrał moje włosy.
- Nie ma za co. Zajmiesz się nim? - Skinąłem głową. - To zostawię was samych. Jakby co to wołajcie. - Skinąłem głową. Itachi opuścił pokój. Wstałem wszedłem do łazienki, wziąłem pierwszy, lepszy ręcznik, zmoczyłem go, wycisnąłem i wróciłem z nim do Naruto.
- Możesz zabrać ręce? - Spytałem. Odsunął je. Wytarłem go z krwi, po czym przyłożyłem do twarzy lód.
- Mogę o coś zapytać? - Blondyn przerwał ciszę. Skinąłem głową. - Jak sobie z tym radziłeś?
- Z rodzicami? - Upewniłem się.
- Yhym... - Mruknął.
- Nie radziłem sobie. - Spojrzał na mnie pytająco. - Jak miałem dziesięć lat i tylko po to, żeby nie siedzieć w domu i nie słuchać kolejnych kłótni chodziłem na imprezy. Wracałem do domu pijany, albo najebany, a Itachi pomagał mi się z tym kryć. Do szesnastki walczyłem z dragami.
- Ale już nie bierzesz, prawda?
- Czasami się zdarzy.
- Zwariowałeś?!
- To na pewno. - Zaśmiałem się. Naruto też się roześmiał.
- Nie możesz przestać brać?
- Mogę.
- To czemu tego nie zrobisz?
- Życie jest ciekawsze...
- Chyba sobie żartujesz! - Przerwał mi. Odsunąłem od jego twarzy lód. Wstałem i wyciągnąłem z szuflady apteczkę. Usiadłem przed nim i opatrzyłem to rozcięcie. - Jak możesz tak mówić? Dlaczego życie jest ciekawsze kiedy bierzesz?
- Słuchaj nie mam zamiaru kłamać, ja jestem niedoszłym samobójcą. Nigdy nie widziałem sensu w życiu, a jeszcze ta sytuacja rodzinna. Potem mój najlepszy przyjaciel miał wypadek, którego nie przeżył. Odciąłem się od świata i ludzi. Byłem uzależniony od dragów i alkoholu. Prowadziłem nocny tryb życia. Dzień bez seksu to był dzień zmarnowany. Jestem wrakiem i tu nie ma czego składać.
- Boże... Co Ty gadasz... - Szepnął.
- Narkotyki, alkohol to sposób ucieczki przed czarną rzeczywistością...
- Więc czemu jeszcze żyjesz?
- Gdyby nie Itachi już dawno bym nie żył. A teraz... Nie wiem... Coś mi podpowiadało, żebym poczekał jeszcze trochę zanim przedawkuję leki nasenne i dał życiu ostatnią szansę.
- Sasuke... Mogę o coś poprosić?
- Zależy o co... Ale chyba tak.
- Skoro twierdzisz, że nie masz po co żyć nie mógł byś spróbować żyć dla kogoś?
- Nigdy nie znalazłem nikogo z kim wiązałbym swoją przyszłość. - Mruknąłem.
- Mógłbyś spróbować... - Zaciął się. - Dla mnie..? - Po tych słowach spuścił wzrok i wbił go pościel. Patrzyłem na niego zaskoczony. Złapałem bo za brodę i zmusiłem do patrzenia na mnie. Może trochę za mocno. Miał łzy w oczach. Bez zastanowienia musnąłem jego usta. Patrzył na mnie zaskoczony. - Jeszcze raz... - Szepnął. Tym razem połączyłem nasze usta w długim namiętnym pocałunku. To najlepszy Halloween w moim życiu...
Halloween team ^
Halloween Team 2 ^
SasuNaru X Dynie! Hihihihi ^
SasuNaru X Lizaczek ^.^ ^
SasuNaru Kotek X Diabełek <3 ^
SasuNaru Wampirki ^
No mam nadzieje, że rozdział na Halloween się podoba! Do następnego! ~<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top