"Instruktor"

Pozdrawiam z obozu jeździeckiego. ;> Ta historia nie ma nic wspólnego ze mną, żeby nie było. Natchnął mnie jeden tekst instruktora xD i trochę to rozwinąłem.

Jestem w ośrodku jeździeckim. Właśnie kładę się spać. Podróż tutaj minęła mi bardzo dobrze. Nie spotkałem na drodze żadnych wypadków, ani jeleni. Przyjechałem późno wieczorem, więc ośrodek już zasypiał. Właściciel czekał jeszcze na mnie, żeby pokazać mi, gdzie jest mój pokój. Dowiedziałem się od niego, że poza mną są tu jeszcze dwie dziewczyny, on z żoną, oraz instruktor. Oni są starszym małżeństwem i z tego żyją. Agroturystyka, czy jakoś tam. Nie pamiętam. Dostałem pokój nad stajnią. Tutaj także są te dwie dziewczynki. Idę spać. Jutro o 9 mam pierwszą lekcje jazdy. Kiedyś jeździłem, ale to było dawno temu. Chociaż podstawy nadal pamiętam.

Wstałem rano, ogarnąłem się i poszedłem do stajni. Oglądałem konie i zastanawiałem się, na którym będę dzisiaj jeździł. Po chwili do stajni przyszedł również jakiś wysoki brunet. Miał na oko trzydzieści lat. Był szczupły, ale było widać, że jest umięśniony. Ubrany był w czarne bryczesy, specjalne buty, czapsy, oraz bluzkę z jakimś napisem.

-Czyli Ciebie mam uczyć?- Powiedział i znikł za jakimiś drzwiami.

-Tak.- Rzuciłem w przestrzeń i chciałem wejść tam za nim, ale zdążył już wyjść. Niósł ze sobą siodło, oraz ogłowie. Od razu wcisnął to na ręce. No to wziąłem. Miną mnie i podszedł do jednego z boksów. Poszedłem za nim.

-Na nim będziesz jeździł.- Powiedział odsuwając drzwi. Spojrzałem na wysokiego siwego ogiera. Spojrzałem na plakietką przy boksie.

-Tabun.

-Dokładnie.- Wziął siodło i przewiesił przez drzwi.- Umiesz osiodłać konia?

-Chyba tak.

-Tak, albo nie. Wiesz albo nie.- Miłem wrażenie, że się lekko uśmiechnął. Miał smukłą twarz i w sumie strasznie chciałbym zobaczyć jak się uśmiecha.

-Tak.- Odpowiedziałem, bo chyba nic trudnego.

-To dawaj.- Oparł się o boks i uśmiechnął. Sprawdza mnie? Co on taki pewny siebie. Wpierw wziąłem ogłowie. Gdy założyłem i zapiąłem siodło popatrzyłem się na niego uśmiechnięty podnosząc jedną brew. -Pasek przy ogłowiu musisz poluzować o oczko, a popręg zapina się na pierwszy i ostatni pasek. Ten po środku jest awaryjny.- Chyba był bardzo szczęśliwy, że się pomyliłem. Poprawiłem wszystko tak jak mi powiedział, po czym wyszedłem z boksu, a on wyprowadził konia na ujeżdżalnie. Gdy zatrzymał konia machnął na mnie ręką, żebym wsiadł. OMG NIE ON JEST ZA WYSOKI. NIE DAM RADY! Podszedłem i tak jak kiedyś włożyłem nogę w strzemię. Wybiłem się i oczywiście nie wsiadłem. Przymierzałem się do drugiej próby. Gdy poczułem jego rękę na swoim tyłku.

-Eeej.- Powiedziałem głośno, bo przeszedł mnie dreszcz.

-Uspokój się. Wybij się jeszcze raz, podsadzę cię.- Mówił to takim tonem, że miałem wrażenie, iż moja reakcja jest nie na miejscu i zrobiło mi się głupio. Znowu się odbiłem i tym razem wsiadłem, bo mnie podepchnął. -Wiesz jak się jeździ?

-Podstawy znam.

-To rusz i wejdź na to wydeptane kółko.- Nic więcej nie mówiąc poszedł w kierunku środka tego koła. Strzemiona były dobrej długości, więc nie miałem problemu. Ruszyłem koniem na okrąg. -Dobrze.- Pochwalił mnie. Zauważyłem, że lubię być chwalony, bo poczułem się pewniej. -Zatrzymaj konia. Dobrze. Znowu rusz. Okey. Przetnij ścieżkę po przekątnej i zmień kierunek. Fajnie. Czyli coś trudniejszego? Podjedź do mnie podciągniemy popręg.- Podjechałem i zatrzymałem konia przy nim, a on chwycił moją łydkę i przełożył ze strzemieniem na przód siodła. Znowu przeszedł mnie dreszcz, tym razem on tego nie zauważył. Poprawił popręg i kazał mi znowu wjechać na ścieżkę. -To rusz kłusem. Żeby popędzić konia do kłosa musisz mocno wypchnąć biodra i dodać łydki.- Próbowałem tak zrobić.- No ale nie skacz, tylko wypchnij biodra.- Zademonstrował dla mnie.- No nie patrz na mnie, tylko przed siebie. Dawaj! Tabun kłus!- Krzyną do konia i w końcu udało mi się zakłusować. Umiałem anglezować. Mój koń po chwili zaczął zwalniać.- Dodawaj łydkę.

-No dodaje.

-Widocznie za słabo!- Starałem się robić to mocniej. -Siadasz i dociskaj. Siadasz i dociskaj.- Posłuchałem. Po chwili cieszyłem się, że udało mi się wszystko ogarnąć i kłusowałem. Zrobiłem kilka okrążeń. -Dobrze. Pięta w dół. Ok teraz zwolnij do stępa. Siądź w siodło. Kółko stępem i znowu ruszasz kłusem.- Po małych zmaganiach udało mi się zakłusować. -Jak anglezujesz musisz wypchnąć biodra lekko do przodu. Wtedy będzie wyglądać to ładniej.- Zaśmiałem się. Czyli to ładnie wygląda. On chce, żeby to ładniej wyglądało.-Czemu się śmiejesz?

-Nie nic.- Reszta lekcji była podobna. Zrób coś w stepie zrób, coś w kłusie. No ale było świetnie, bo uwielbiam jazdę konną. Po skończonej lekcji zaprowadziłem konia do boksu, nie patrząc na instruktora, żeby mu pokazać, że też wiem co trzeba zrobić. Odniosłem sprzęt do tego kantorka w którym wcześniej zniknął i wróciłem do konia. Wyjąłem z kieszeni kostkę cukru i mu dałem. W tym czasie on stał oparty o ścianę i śledził każdy mój ruch.

-Obraziłeś się?

-Co?- Spojrzałem w końcu na niego. -Nie, czemu ...

-Więc w jakim celu mnie olewasz ?

-Nie, to nie specjalnie.

-Wiesz, że musiałem krzyczeć to pięta w dół itp. Zdajesz sobie sprawę?

-Tak, pewnie.- Zacząłem się tłumaczyć, nie chce, żeby myślał, że jestem na niego zły czy obrażony, bo to nie prawda. Teraz jeszcze trzeba powiedzieć coś miłego.-Taka praca instruktora. Dla mnie są ważne twoje wskazówki. Hmm... może dasz mi jeszcze jakąś radę?

-Za słabo wypychasz biodra według mnie. Bo do konia trzeba podchodzić pewnie. Jak się wahasz koń też, żeby go pogonić do kłusu trzeba stanowczego ruchu, a ty jeździsz pasywnie, nie chodzi o to, że to ma być duży ruch, no ale stanowczy.- Znowu mi się chciało śmiać i znowu nie mogłem się powstrzymać. Mam wrażenie, że on do mnie zarywa, albo ma z natury takie dwuznaczne słownictwo.- Z czego się śmiejesz, co?- Zapytał podnosząc jedną brew. Jaki on był przystojny.

-Eh, szczerze?- Przytaknął. -Z tego słownictwa.- Znowu się zaśmiałem.- Jeżdżę pasywnie. Haha bo może jestem pasywem, jak mam jeździć? Ja nie umiem tego zrobić inaczej, serio.- Dotknąłem jego ramienia.

-To nie wiem może poćwicz, bo serio da się.

-Jak mam ćwiczyć stanowcze wypychanie bioder?- Zapytałem dalej się śmiejąc.

-O nawet teraz. Wypchnij biodra.

-Co?! Jak?

-O Tak.- Pokazał, a ja chciałem powtórzyć, ale brakło mi odwagi i spowolniłem mega ten ruch. -Mówię, pasywnie.

-Ty za to jesteś bardzo aktywny. Nic tylko stoisz i gadasz.

-Pokazać ci moją aktywność?

-A proszę!- Powiedziałem rozkładając ramiona.

-Może przy okazji pokaże Ci jak się wypycha biodra? Żebym tylko nie stał i nie gadał?

-Jeśli mnie nauczysz może w końcu nie będę jeździł "pasywnie"?

-Pasywem i tak pozostaniesz.- Szepnął mi prawie do ucha.

-Uważasz, że to źle?

-Najlepiej na świecie.- Pocałował mnie w szyje.

-To pokaż, na co Cię stać.- Prychnąłem zadowolony, a zaraz poczułem skutki swoich prowokacji, bo zostałem przyciśnięty do ściany boksu. Ręce załamał po obu stronach mojej głowy i zaczął całować mnie po szyi. Podniosłem nieświadomie głowę, aby stłumić jęk. Poczułem znowu dreszcze, ale tym razem nie był to pojedynczy impuls, tylko coś innego. Przepływały po moim ciele z każdym jego pocałunkiem. Brałem coraz większe oddechy i wypychałem biodra do przodu. Po chwili oderwał się ode mnie robiąc krok do tyłu.

-Czy tyle wystarczy, żeby udowodnić moją aktywność?- Otrząsnąłem się i odsunąłem od boksu.

-Na pewno nie, wiesz, całowanie mojej szyi chyba nie nauczy mnie wypychania bioder. Naucz pasywa czegoś.

-Hmm muszę Cię uaktywnić trochę.- Potarł krótką brodę, a za chwilę pociągną mnie w stronę pustego boksu i pchnął na znajdujące się tam siano. Znowu znalazł się nade mną. Ułożył moje ręce po obu stronach mojej głowy, ale nawet ich nie trzymał. Od razu wdarł się pod moja bluzkę. Pocałował mnie w usta, a mnie zabrakło nagle tlenu. Dosłownie zakręciło mi się w głowie. Poczułem, że bawi się moimi sutkami. Zdjął szybko ze mnie tą cześć garderoby, a ja go odsunąłem.

-A te dziewczynki, nie przyjdą...

-Poszły na basen. Myślisz, że bym się pakował w takie sytuacje niepewny?- Warknął mi karcąco do ucha.

-Chciałem wiedzieć, chyba też mogę się upewnić.- Przygryzł moje ucho wkładając delikatnie język do środka. Zajęczałem, gdy jego usta drugi raz dzisiaj znalazły się na mojej szyi. Tym razem tego nie powstrzymałem. Jego dłonie zdjęły moje spodnie i bokserki, aby zagarnąć dla siebie moją męskość. Pieścił ją równocześnie całując mnie po klatce i liżąc moje sutki. Jęczałem coraz głośniej, aż do momentu, gdy się podniósł. On znowu to przerywał. Zsunął z siebie dolne części garderoby i usiadł na sianie pociągając mnie na swoje kolana. Oparłem dłonie na jego klacie i spojrzałem mu w oczy.

-Miałem Cię uczyć.- Powiedział uśmiechając się zabójczo i wszedł we mnie dociskając moje biodra aż do swoich nóg. Krzyknąłem z bólu i chyba też z zaskoczenia, nie wiem, co było w tym momencie większe. Wygiąłem się tył czekając, aż ból minie, i miną. Po chwili poruszyłem się na nim niepewnie, a on założył ręce za głowę i oparł się o siano. Spojrzałem zdziwiony, ale pożądanie było w tym, momencie większe, ponownie się poruszyłem. Tym razem był to pełniejszy ruch.

-No WIO. Bo pójdę po palcata.- Jęknąłem ciężko i zacząłem go ujeżdżać. Na początku pojedynczymi długimi ruchami, potem coraz szybciej. Pod koniec moje ruchy były krótkie i stanowcze. Sam dociskałem się do jego nóg, aby wszedł we mnie cały. Jęczałem opierając się dłońmi o jego kolana. Gdy spojrzałem na niego miał przymrużone oczy i przygryzioną wargę. Nie trzeba było dużo czas, a obaj doszliśmy. On we mnie, a ja na jego brzuch.

-Czy to szkolenie uznajesz za udane?- Zapytał, gdy udało mu się uspokoić oddech. NIE WIEDZIAŁEM CO MYSLEĆ.

-Taaak, chyba już umiem, ale jakbym zapomniał to mi przypomnij jeszcze kiedyś.

-Żeby być dobrym trenerem, chyba muszę się zgodzić, nie mogę tylko wydawać poleceń.

Gwiazdki proszę. :3 za to, że piszę to w salonie pełnym ludzi. ^^ 
Chcecie o nich jeszcze jakiegoś oneshota?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top