"Afganistan"

Wybaczcie tak wielką absencję T.T Szkoła + zajęcia paramilitarne ^^" tak mi czas uciekał, ale POWRÓCIŁEM, aby z wami świętować przez najbliższe dwa tygodnie. :D


To opowiadanie wrzucam, gdyż mamy dzisiaj wielkie święto, ( ͡° ͜ʖ ͡°) albowiem liczba obserwujących wynosi 69. 

Jest to naprawdę motywujące i zamierzam Wam teraz w najbliższym czasie coś powrzucać, gdyż nie wiem kiedy następnym razem znajdę czas. :3 Uwierzcie xD jest ciężko.

Dla moich 69 obserwujących:


Mój chłopak od dwóch miesięcy jest w Afganistanie. Taka praca. Obiecał, że gdy wróci w końcu wykończymy nasz dom. Dużo już zrobiliśmy, ale nadal trochę brakowało. Ja jestem z zawodu architektem. Praca biurowa od rana do południa, w różnych godzinach, a potem mam resztę dnia dla siebie. Codziennie noszę w sercu niepokój, że On może już nie wrócić, ale obiecał. Obiecał, że wróci. Jutro żołnierze przylatują do Warszawy. Oczywiste, że będę czekać na lotnisku. Tak samo z resztą, jak inni bliscy osób, które przylecą razem z moim Adamem.

Następnego dnia o ósmej byłem już na lotnisku głównym. Siedziałem na ławce w kącie i patrzyłem na drzwi, z których za dziesięć, dwadzieścia minut zaczną wchodzić żołnierze. Wokół było dużo prasy. Czekały tu nie tylko pojedyncze osoby jak ja, ale całe rodziny z dziećmi.

W końcu zamieszanie się zaczęło. Ludzie zaczęli płakać z radości widząc swoich bliskich po tak długim czasie, do tego całych. Ja się cieszyłem, że w końcu go zobaczę, ale nadal z niepokojem czekałem. Niektórzy już opuścili teren lotniska. W końcu ochroniarz ogłosił, że to wszyscy. Kilka osób koło mnie zaczęło płakać, a ja nie dopuszczałem do siebie możliwości, że on może nie wrócić. To niemożliwe, przecież obiecał. W oczach pojawiły mi się łzy. Nie płaczę. To łzy same płyną z moich oczu. Serce mnie boli. Koło mnie stało kilka dzieci, które w tym momencie zaniosły się głośnym płaczem. Łzy swobodnie płynęły po mojej twarzy, a ja patrzyłem na drzwi. Nie, to nie może być tak. On jest moim życiem. Jeśli nie mam go, nie mam sensu żyć. Padłem na kolana i schowałem ręce w dłoniach. Rozkleiłem się nie na żarty. Zacząłem płakać, nie zważając na swój honor. Straciłem kontakt z otaczającym mnie światem. Nie wiedziałem dla siebie przyszłości, i byłem pewny, że nie będę potrafił o nim zapomnieć. W pewnym momencie ktoś dotknął mojego ramienia. Podniosłem zapłakane spojrzenie i ujrzałem go. Jego kruczoczarne włosy i niebieskie oczy. Szybko poderwałem się na nogi i przetarłem oczy. Niestety, był to tylko wytwór mojej wyobraźni. Nie trawiłem tego, że on może nie żyć. W rzeczywistości stał przede mną ochroniarz. Patrzył na mnie z współczuciem. W pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie i zamkną w silnym męskim uścisku.

-Przykro mi z powodu brata.- No tak. Nie jest niczego świadomy. Odsunąłem się od niego.

-To nie był mój brat.- Trochę się zmieszał. -To był mój chłopak.

-O...- Wydał z siebie tylko jakiś dziwny dźwięk, ale za chwilę się ogarną. -Przykro mi. Naprawdę.

-Daruj sobie.- Odwróciłem się i wolnym krokiem wyszedłem z terenu lotniska. Założyłem kaptur na głowę. Zostawiłem samochód. I tak nie potrafiłbym teraz prowadzić. Słone łzy ciągle płynęły po mojej twarzy. Po pewnym czasie znalazłem się koło lasu. Przebiegłem kawałek w głąb, aż wybrukowane chodniki zmieniły się w udeptane leśne ścieżki i znalazłem się na dzikiej polanie. Usiadłem pod jakimś drzewem i zacząłem płakać. Krzyczałem wyzywając wszystko, na czym ten świat stoi. Tak z wyczerpania dniem zasnąłem.

-P...pana...Proszę pana. Niech się Pan obudzi.- Otworzyłem oczy. Byłem na lotnisku. -Zaraz zaczną wchodzić.- Co się dzieje?

-Co?

-Zasnął Pan. Stwierdziłam, że Pana obudzę. Pewnie też Pan na kogoś czeka.

-Ta..tak. Dziękuję bardzo.- Czy to był mój chory sen, czy teraz śnię? Uszczypnąłem się mocno w ramie. Zabolało. Czyli to mi się nie śni. Poderwałem się z radości do góry. Czyli to był tylko sen! Cóż, całą noc prawie nie spałem martwiąc się, czy nic mu nie jest. Rozejrzałem się dookoła. Wszystko było tak jak na początku.

W końcu zamieszanie się zaczęło. Ludzie zaczęli płakać z radości widząc swoich bliskich po tak długim czasie, do tego całych. Ja się cieszyłem, że w końcu go zobaczę, ale z niepokojem czekałem na Adama, strasznie chciałem go zobaczyć. Niektórzy już opuścili teren lotniska. Kilka osób koło mnie zaczęło płakać, a ja nie dopuszczałem do siebie możliwości, że on może nie wrócić. To niemożliwe, przecież obiecał. W oczach pojawiły mi się łzy. Czemu życie każe mi przezywać to drugi raz?! Nie płaczę. To łzy same płyną z moich oczu. Tym razem naprawdę. Serce mnie boli.

Gdy zamykali przejście w korytarzu miałem ochotę wyć z rozpaczy. Lecz w korytarzu pojawiła się jeszcze jedna sylwetka. Był to mężczyzna o ciemno czarnych włosach i niebieskich oczach. Na rękach niósł innego mężczyznę, którego nogi były w gipsie. Za nimi szła trzecia osoba niosąc trzy torby. Dwie rodziny pobiegły do nich, a ja byłem w duchu przeszczęśliwy, lecz coś sprawiało, że nie mogłem uwierzyć. Mój mężczyzna położył gościa, którego niósł na ziemie, oddając go w ręce stęsknionej rodziny i wziął swoją torbę. Stałem i nie wierzyłem, a on podszedł kilka kroków i rzucił torbę na bok rozkładając ręce. Podbiegłem kawałek i rzuciłem mu się w ramiona.

-Czemu tak mnie straszysz?!- Adam także miał łzy w oczach.

-Przepraszam. Kocham Cię.- Pocałował mnie i podniósł obracając wokół własnej osi. Oddałem pocałunek pogłębiając go. Wtuliłem się w niego i nie chciałem go puścić.

Koło nas przechodził mężczyzna z nogami w gipsie wspierany przez całą rodzinę. Adam popatrzył tylko na niego, lecz nie odepchnął mnie. Patrzyłem spod przymkniętych oczu na zdziwioną twarz tego kolesia.

-Dziękuje. Za wszystko.- Po chwili jednak się uśmiechnął.

-Nie ma sprawy.- Razem z całą rodziną oddalił się, a my staliśmy tak już dłuższą chwilę.

-Kuba. Musimy jakoś wrócić do domu.- Ja go nie zamierzałem puszczać. Tyle się bałem, że coś mu się może stać, że teraz go nie puszczę. -Wiem, że się martwiłeś, ale wytrzymaj jeszcze, aż dojedziemy do domu, a sam Cię wtedy nie wypuszczę.- Końcówkę powiedział mi na ucho. Puściłem go mozolnie z wielkim smutkiem. Przez całą drogę patrzyłem się na niego. Jechaliśmy moim samochodem, ale to on kierował.

-Kochanie. Tylko do domu.

-Wiem, wiem, a co wtedy?

-Zaraz sam się przekonasz.- Zajechaliśmy przed mój dom. Wysiadłem i otworzyłem drzwi, a on wyciągnął torbę z tylnego siedzenia. Weszliśmy. On zamykając za sobą drzwi rzucił torbę na ziemię. W mgnieniu oka przygwoździł mnie do ściany. Splótł ze sobą nasze palce na wysokości mojej głowy.- Strasznie tęskniłem.- Powiedział prawie płaczliwie. Włożył kolano między moje uda. -Tak strasznie, strasznie chciałem już po pierwszym tygodniu mieć Cię przy sobie.- Pocałował mnie delikatnie. -Pod sobą...- Pocałował mnie głębiej, a mnie na jego słowa przeszły dreszcze. -Nie chcę więcej zostawiać Cię na tak długo.- Zaczęliśmy się całować. Głęboko, dokładnie, z tęsknotą i takim uczuciem, że to cały nasz świat. Czułem się już spokojny. Chciałem tylko, by był przy mnie. Całą tęsknotę trzeba jakoś nadrobić. Adam przyparł mnie mocniej do ściany. Moje obie ręce załamał nad moją głową. Drugą odchylił moją głowę pogłębiając pocałunek. Po szyi zjechał dłonią na klatkę piersiową. Potem na bok. Gładził moje ciało, a ja pokazywałem mu, że chcę więcej. Poruszałem delikatnie biodrami i mruczałem. On zjechał dłońmi na moje krocze. Masował przez spodnie mojego penisa. Odpływałem powoli, więc wyszarpałem z mocnego uścisku swoje ręce. Pchnąłem go na przeciwną ścianę. Teraz ja dominowałem. Pozwolił mi na to. Pocałowałem go, dłońmi rozpinając jego spodnie.

-Nie musisz... - Klęknąłem przed nim i wyjąłem ze spodni jego męskość.

-Wiem, ale bardzo chce.- Wziąłem go do ust. Poruszałem głową w tył i przód pieszcząc go językiem. To może dziwkarskie, ale lubię jego smak. Adam przygryzł pięść tłumiąc jęki, które z niego wymuszałem. Podniósł mnie gwałtownie w pewnym monecie i pchnął na ścianę. Zassał się na mojej szyi. Lubię ten ból. Zrobił mi malinkę, a potem podniósł i zaniósł do mojej sypialni. Spadliśmy na łóżko. Ja byłem ciągle na dole. Ciągle pod nim. Teraz nie pozwalał mi na dominację. Byłem totalnie mu oddany. Kocham go. Ufam mu. Niech robi ze mną, co chce. Z nim mi się krzywda niestanie. Tego jestem pewny. Zdjął ze mnie koszulę, w której byłem oraz spodnie. Bardzo chaotycznie pozbył się także swoich ciuchów, oraz bokserek. Byłem teraz w samych majtkach, przez które dobrze widać jak jestem podniecony. Unieruchamiając mi ręce nad głową zaczął pieścić moje ciało. Nie mogłem tego już dłużej znosić. Byłem zbyt podniecony, a mój penis nadal uwięziony w bokserkach.

-Nie przeciągaj już dłużej, proszę!- Posłuchał mnie. Zdjął ze mnie bokserki i pocałował mojego penisa. Włożył we mnie palec.

-Dawno nikt Cię nie rozciągał, co?- Uśmiechnął się.

-Daruj sobie. Zrób to już. Chcę poczuć ten ból.

-Spokojnie.- Dołożył drugi palec. Aż byłem w szoku, że pamięta o tym w takiej chwili.

-Posłuchaj mnie. Chcę Cię ju..użżż!- Jego palec natrafił na moją prostatę. Adam położył sobie moje nogi na ramiona i wszedł we mnie powoli i delikatnie.

-Nie jestem z porcelany, naprawdę. Jeśli mnie nie przerżniesz zaraz to się obrażę.

-Co ty już pierwszego dnia po moim powrocie?- Powiedział to i zaczął się we mnie rytmicznie poruszać. Na początku mnie trochę bolało, ale on celnie trafiał w ten magiczny splot nerwów. Szybko ból zastąpiła przyjemność. Wiłem się i jęczałem prosząc o więcej. Po chwili doszedłem na jego brzuch.- Kocham Cię.- On zaprzestał na chwilę ruchów, ale gdy złapałem oddech zaczął ponownie szybko się we mnie poruszać. Wszystko czułem teraz mocniej. Myślałem, że zwariuję. Było mi tak przyjemnie. Zapominałem o tym gdzie jestem. Wiedziałem tylko, że on jest nade mną. Dłonią zaczął symulować mojego penisa, tak, że po chwili znowu byłem na progu rozkoszy. Krzyczałem z przyjemności, a Adam doszedł zalewając spermą moje wnętrze. Długo to nie trwało i ja także doszedłem. Byłem nieprzytomny. Z trudem otworzyłem oczy.

-Kocham Cię. Tak za tobą tęskniłem. Ale mam dość, że obchodzisz się ze mną tak delikatnie. Myślałem, że zwariuję.

-Wybacz. Dwa miesiące się w to nie bawiłem. Teraz boję się, żeby Ci nie zrobić krzywdy.

-Masz jakieś plany na jutro?

-Tak.

-Jakie?!

-Oj głupiutki jesteś. Moim planem jesteś Ty. Przez najbliższe kilka dni nie opędzisz się ode mnie.

-Nawet bym nie próbował.

Wyszedł ze mnie i przytulił mnie mocno. Wtuliłem się w niego i w tej pozycji zasnęliśmy.

Koniec :3

Miłej reszty tg dnia! Do następnego Shorta! :))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top