Ayato x Thoma - Thoma jest głupi jak jebany, śmierdzący but 2/2
Liczba słów: 2453
Słońce prażyło chłopaka w plecy, gdy ten zrywał jagody dla swojej matki, która później z owoców planuje zrobić dżem. Wiatr szeleścił liście drzew, a z oddali było słychać ćwierkanie ptaków lub ruchy wiewiórek biegających po gałęziach. Woda z niewielkiego strumyka powolutku spływała, wywołując lekki chłód w powietrzu. Thoma nucił nieprzejmująco pod nosem melodyjkę, lecz po chwili zatrzymał się i ucichł. Zamknął mocno oczy, potrząsając głowę oraz zganiając się w myślach. Mimo że minęło od jego wyjazdu niecały miesiąc, wciąż w pamięci miał Inazume.
Chciał zapomnieć, lecz w kraju zza oceanem mieszkał od kilku lat. Nadal pamiętał zapach unoszących kwiatów wiśni, które właśnie teraz kwitły, czy szczekanie Taroumaru. Z Ayaką chodzili do lokalu kosztować nowych gatunków herbat, kiedy głaskał psa siedzącego na jego kolanach. Był znany w Inazumie, więc zawsze jak się zjawiał na ulicach, każdy go z uśmiechem na twarzy witał. Lubił spacerować oraz chłonąć klimat kraju. Nie mógł na nic narzekać, ponieważ klan Kamisato go z otwartymi rękami przyjął i mógł nazywać ich rodziną, lecz... niestety romans z komisarzem nie był dobrym pomysłem.
To wciąż boli.
Thoma westchnął, odstawiając koszyk w połowie wypełnionym owocami, a następnie zasiadł na pobliskie skale. Wziął głęboki oddech. Nie pozwoli na kolejne załamanie. Jest teraz w Mondstand, a Inazuma to skończony temat. Nie może myśleć o żadnych błękitnych włosach, powściągliwych oczach lub o tym pieprzyku przy ustach, który chciałby ponownie pocałować. A może o dłoniach tkwiących w jego włosach, gdy leżeli wspólnie w łóżku i wsłuchiwał się w przyjemny głos kochanka? Nawet przekleństwa czy narzekania brzmiały u niego poetycko.
— Kurwa — sapnął zachrypniętym głosem, kiedy zbierało się mu na łzy. — Nie mogę codziennie płakać za nim.
Blondyn przez ostatni czas był wrakiem człowieka. Wrócił do Mondstand, przywitał się z matką oraz rodzeństwem i udawał, że jest w porządku. Starał się każdy dzień przetrwać, pomagając rodzinie w pracach, ale i tak wieczorami w poduszkę szlochał. Jego rodzicielka wiedziała, że było coś na rzeczy, ponieważ syn niespodziewanie powrócił, lecz udawała, że nie widziała co ranek opuchniętych oczu czy zaschniętych łez. Przez prawie zerowy kontakt od kilku lat, nie czuła się tak bliska swojego dziecka, aby mogła dopytywać, czemu odszedł z Inazumy.
Thomie również się wydawało, że jest intruzem w domu. Brakowało mu dmuchawców w powietrzu i wolnych dolin, ale w myślach nadal przebywał w Inazumie. Rzucił wszystko, żeby tylko jak najdalej uciec od kochanka oraz nie cierpieć, mimo że teraz było gorzej niż wcześniej. Codziennie w głowie pojawiało się milion scenariuszy, co mogłoby się stać, gdyby został, jak wyglądałoby wesele czy wyobrażenie komisarza przed ołtarzem. Przed ołtarzem z osobą, która nie jest Thomą. A to bolało najbardziej. Ukrycie prawdy. Nigdy nie mieli sekretów przed sobą, a on wiedział, że użytkownik pyro zawsze go poprze. Nawet jeśli chodziłoby o małżeństwo.
Blondyn wypuścił wolno powietrze, otwierając piekące oczy. Uspokoił się na tyle, że jeszcze teraz nie zapłacze. Przynajmniej tyle dobrego. Powinien zając się swoim zadaniem, niż rozpamiętując swoją beznadziejną przeszłość.
— Thoma! — Usłyszał dziecięcy głos.
Chłopak obrócił się w stronę dźwięków tupania, kiedy ujrzał dwójkę młodszych sąsiadów z naprzeciwka. Przykleił sztuczny uśmiech, aby ich nie odstraszyć od siebie.
— Co się stało, Sam i Marie? — zapytał zainteresowany. — Nie powinniście tu przebywać. Hilichurle się kręcą w okolicy.
— Ktoś przyjechał do twojego domu i pytał o ciebie — odpowiedział migiem brązowowłosy chłopak. — Ta osoba nie wygląda, jakby była z Mondstand. Ma takie piękne niebieskie włosy! Czy on jest z Inazumy? Oni tam mają naturalnie niebieskie włosy?
— I taki wysoki! — dodała dziewczynka.
— Czy p-pytał o mnie? — rzekł z zaciśniętym gardłem blondyn.
— Nie wiemy. Twoja mama zaprowadziła go do domu. — Marie wzruszyła ramiona. — Przedstawisz nas jemu?
— Muszę szybko tam wrócić — rzekł, podnosząc się energicznie z miejsca i zapominając o koszu.
Po szybszym truchcie czy nawet biegu Thoma widział z daleko wioskę. Ignorował wścibskie dzieci podążające za nim. Rozpoznał swój dom, ale też tłum zainteresowanych ludzi, którzy za pewnie zaglądali do okna. Niecodziennie cudzoziemiec zawita w tej okolicy. Łącząc niedawny przyjazd Thomy, zrozumieli, ze to ktoś z Inazumy. Najprawdopodobniej ta wizyta będzie conajmniej rok na językach plotkarzy.
Wiele oczu spojrzało się na blondyna, gdy ten już powolnym krokiem szedł w stronę swojego domu. Nikt nie zadawał mu pytania i dobrze, bo prawdopodobnie nie mógłby wydusić nawet słowa. Nie czekał, aż minie jeszcze więcej czasu, więc chwycił klamkę oraz otworzył drzwi. Przed Thomą pojawił się obraz jego rodzicielki przy stole z parującą kawą, która rozmawiała z osobą obróconą plecami.
Identycznie szmaragdowe oczy popatrzyły się na blondyna, a przy tym się rozjaśniły. Uśmiechnęła się szeroko do swojego syna.
— A jednak Thoma przyszedł szybciej — powiedziała roześmiana. — Sądziłam, że zajmie mu więcej czasu zrywanie owoców.
Kolejne sekundy dla chłopaka trwały wieczność. Wydawało mu się, że przybyły obraca się w stronę drzwi przez dłużące się godziny, a cała sytuacja wydawała się jedynie wyobrażeniem. Przełknął ślinę, kiedy intensywne niebieskie spojrzenie przeniknęło przez niego. Wszystkie wspomnienia przemknęły przed oczami, lecz próbował udawać, że nie przejmuje się tą wizytą.
Ciężkim krokiem przeszedł przez pomieszczenie, aż stanął przed wyższym mężczyzną. Od razu czuł bijącą aurę opanowania oraz spokoju od niego. Nadal nie odważył się podnieść głowy, mimo że drugi nie opuścił ani przez chwilę wzroku.
— Thoma-
Tyle zdążył powiedzieć Inazuman, zanim blondyn złapał go za rękę i pociągnął za siebie. Niebieskowłosy w tle pożegnał się z kobietą, kiedy chłopak prowadził wciąż jego za dłoń. Ten dotyk parzył użytkownika pyro, nawet jeśli był oswojony z ogniem. Thoma nie zwrócił uwagi na tłum, gdy wyszli z domu. Nikt z nich się nie odzywał, więc chłopak ścisłe szedł przed siebie i mocno trzymał rękę przeszłego kochanka, jakby bał się, że znowu on zniknie.
Blondyn puścił dłoń dopiero, kiedy znaleźli się na szczycie Gwiezdnego Klifu. Słońce powoli przygotowywało się do ukrycia zza ocean, a chłopak mocno łapał oddechy przez ten krótki maraton. Trochę droga trwała, ale nie chciał być na wystawieniu ciekawskich oczu. Starał się opanować, mając świadomość, że druga osoba stała za nim i cierpliwie czekała. Thoma kompletnie nie wiedział co robić. Pragnął w aktualnym momencie skoczyć z klifu, ale to przecież głupi pomysł. Spojrzał się ku dołowi, aby oglądać odbijające się do skał fale, zanim zdecydował się obrócić w stronę drugiego mężczyzny.
Chłopak nie spodziewał się, że ten tak się do niego zbliżył. W każdym momencie mógłby nawet teraz go zepchnął, ale nadal ufał przeszłymi kochankowi. Podniósł głowę do góry, a następnie złapał kontakt z niebieskimi oczami, które nieprzerwanie wpatrywały się w jego szmaragdowe odpowiedniki.
— Ayato — szepnął żałośnie bolesnym tonem — co ty tu robisz?
— Odszedłeś bez słowa — odpowiedział sucho Kamisato.
— Co ty tu robisz?! — zawołał głośniej Thoma, zanim zacisnął zęby. — Nie powinno cię tu być.
— Od razu przybiegłem do portu, jak Ayaka przekazała wiadomość od ciebie, ale odpłynąłeś — Zacisnął usta w cienką kreskę, a blondyn dostrzegł niezauważalny spięcie w jego ramionach. — Nawet nie zdążyłem z tobą porozmawiać.
— O czym? — prychnął.
Blondyn przesunął się w bok, omijając Ayato i idąc w głąb lądu. Drugi mężczyzna niespodziewanie chwycił go za nadgarstek. Thoma się obrócił znowu w stronę Kamisato. Dopiero teraz dostrzegł zaszklone oczy.
— Odszedłeś bez słowa. Obiecałeś mi, że nie odejdziesz ode mnie. Gdy rodzice zmarli, powiedziałeś, że nie opuścisz mnie, nawet jeśli cię o to błagałem. Mówiłeś, że zawsze będziesz po mojej stronie i mam w tobie wsparcie, a ty... ty zniknąłeś. — Thoma najprawdopodobniej pierwszy raz usłyszał cierpiący głos blondwłosego.
Chłopak wyrwał się z dotyku Ayato, aby się od niego oddalić i pozostać w bezpiecznej pozycji. Zacisnął mocno ręce w pięści, że aż poczuł ból wbijania paznokci w skórę.
— D-Dlaczego zawsze mówisz tak, jakby to ja się czuł winny?! — krzyknął. — Za każdym razem przeinaczasz moje słowa, aby wyszło na twoje. To ty zacząłeś i nie powiedziałeś mi o ślubie! Zdradziłeś mnie.
— Thoma-
— Żadne Thoma, Ayato — przerwał mu blondyn. — Czy pomyślałeś chociaż raz o tym, jak się poczułem, gdy dowiedziałem się, że mnie okłamałeś? To bolało, gdy usłyszałem o twoim ślubie. Wyobraź sobie, jakby osoba, którą kochasz, oszukała cię i zaręczyła się z kimś innym. Tylko się mną bawiłeś, kiedy ja naprawdę cię kochałem.
— Kochasz mnie? — zadał pytanie niebieskowłosy z szeroko otwartymi oczami, czekając na odpowiedź.
— To już nieistotne. — Thoma uciekł wzrokiem. — Wracaj do Inazumy, Ayato.
Chłopak ponownie się obrócił i chciał odejść, lecz wciąż go coś powstrzymywało. Ciężko oddychał, kiedy pociągnął nosem. Nawet nie zauważył, że zaczął płakać. Powinien zrobić krok w przód oraz zamknąć ten rozdział, ale nieświadomie czekał na jeszcze kolejnej słowa Kamisato. W głębi duszy liczył, że Ayato jednak coś zrobi.
— Pozwól mi wyjaśnić, Thoma — zaczął mężczyzna. — To jest nieporozumienie ze ślubem i żadnych zaręczyn nie było, a tym bardziej ślubu.
— Nie było? — powtórzył, zaglądając za ramie.
Ayato wciąż stał i utrzymywał wzrok na blondynie. Nie okazywał żadnych wskazówek, co do kłamstwa. Thoma nigdy nie nakrył ukochanego na mówieniu nieprawdy, więc wierzył, że tłumaczenie będzie przyzwoite.
— Nie — upewnił Kamisato chłopaka, a użytkownik pyro wrócił do niego. — Wysłuchaj mnie do końca, a później sam zdecydujesz, co będzie dalej. Jeśli powiesz, że mam wrócić, wrócę, ale daj mi szansę wszystko wytłumaczyć.
Blondyna serce kilka razy zabiło mocniej. Wiedział, że nie powinien więcej się zwodzić słowami Ayato, ale również nie potrafił odejść od mężczyzny.
— W porządku. Spróbujmy. — Kiwnął głową.
Na ustach Kamisato wykształcił się przyjemny uśmiech. Zazwyczaj starał się być opanowany i nie pokazywać uczuć, lecz świadomość, że Thoma dał mu szansę, go uszczęśliwiała.
— Miałem stary dług u Hiiragi i raz po spotkaniu szogunato wziął mnie na bok, aby porozmawiać — zaczął, przemyślając kolejne słowa. — Jego córka, Chisato, miała romans z Kujou Kamaji, a jemu się to nie podobało. Zabronił im się spotykać, ale Chisato łamała zakaz. — Ciężko Ayato było powstrzymać się przed chwyceniem dłoni Thomy w aktualnym momencie. — Pomyślał, że jeśli ogłosiłby mój ślub z Chisato, Kujou zerwie kontakt z Chisato. Miałem po prostu pozwolić, aby wykorzystał moje imię, ale żadnego ślubu nigdy miało nie być. Później zostałby on odwołany.
— Dlaczego nie uprzedziłeś o tym ani mnie ani Ayaki?
— Festiwal Irodotori się zbliżał i byłem zajęty organizacją. Po prostu... zapomniałem. — Mężczyzna pierwszy raz od początku rozmowy uciekł wzrokiem ze wstydu.
— Co się wydarzyło dalej od mojego odejścia? — Blondyn obserwował czujnie Ayato, sprawdzając, czy nie próbuje wmówić mu kłamstwa. Wersja Kamisato jest bardzo przekonująca, ale nie pozwoli kolejny raz na oszustwo. Nie chce ponownie płakać z jego powodu.
— Otóż... Chisato i Kamaji uciekli. Ktoś widział ich w nocy, jak wchodzili po kryjomu na statek, który rano wypływał do Liyue i tyle. Słuch o nich zaginął.
Ayato rozejrzał się po okolicy, gdy drugi chłopak przyglądał się ostatnimi promieniami słońca otulającymi twarz komisarza. Obrócił wzrok w stronę oceanu, a niebo zabarwiło się na barwy pomarańczy, lecz połączone z różowym odcieniem. Wyższy z nich zbliżył się jeszcze bardziej do blondyna, zanim zapach soli morskiej pojawił się w nosie użytkownika pyro. Najprawdopodobniej Kamisato prosto z portu udał się do jego wioski.
— I co dalej, Ayato? Co mam powiedzieć? — zadał pytanie, a przy tym ponownie powiódł wzrokiem na niebieskowłosego.
— Jeszcze nie skończyłem, Thoma — rzekł. — Od twojego odejścia minęły tylko dwa tygodnie, ale wiem, że to dwa tygodnie za dużo. Nie chcę, abyś znowu ode mnie uciekł. — Ręce mężczyzny zaczęły chaotycznie kręcić się przy jego spodniach. — Nie jestem zaznajomiony z kulturą Mondstand, a w Inazumie wygląda to inaczej, lecz zdążyłem się przygotować, jeśli chodzi o tę tradycję. — Ayato wyciągnął z kieszeni małe, zgrabne pudełko, zanim klęknął na jedno kolano przed blondynem. — Skoro wiem, że moje uczucia są odwzajemnione, jestem pewny, że chcę resztę mojego życia spędzić z tobą. Kocham cię, Thoma, i... czy wyjdziesz za mnie za mąż?
Użytkownik pyro cały zesztywniał. Nie wyobrażał sobie nigdy, że sam Kamisato Ayato w kąpieli zachodzącego słońca będzie klęczeć i prosić go o rękę. Ze wszystkich osób, jakie istnieją w Tevyat, komisarz wybrał dla niego krwistoczerwony rubin umiejscowiony na złotym pierścionku w celu oświadczyn, ale również popłynął do Mondstand, zostawiając Inazumie w rękach innych.
— A-Ayato, wstań — zająknął się onieśmielony Thoma, a przy tym nieporadnie zaczął krążyć wzrokiem po okolicy, aby tylko nie patrzeć się na drugiego mężczyznę.
— A twoja odpowiedź? — zapytał się Kamisato z lekką nutą niepokoju.
— Ayato, nie wiem — rzucił bezmyślnie blondyn, zanim chwycił ramie niebieskowłosego, chcąc, aby przestał klęczeć. Komisarz zagubiony wykonał czynność, lecz wciąż trzymał w dłoni pudełko z pierścionkiem oraz patrzył się na Thome. — To za dużo dla mnie. Przyjeżdżasz niespodziewanie po dwóch tygodniach i prosisz o rękę — zaczął się tłumaczyć niechlujnie. — Chyba rozumiem tę sytuację ze ślubem, ale jednak wystawiłeś nas na próbę. Też cię kocham, Ayato, lecz nie teraz. Nie, nie przyjmuję zaręczyn. Przepraszam, Ayato....
— Cholera, Thoma — zawołał szybko odrobinę spanikowany, kiedy zobaczył kilka pierwszych łez wypływających z oczu blondyna. — Ty za nic nie przepraszaj, bo to moja wina. Pospieszyłem się z tymi zaręczynami, przepraszam. Nie płacz, kochanie — wypowiedział, przecierając mokry policzek chłopaka oraz przekładając złoty kosmyk włosów za ucho.
Thoma zaciągnął nosem, zanim z powodu emocji podszedł jak najbliżej Ayato, aby się w niego wtulić. Schował twarz w klatce piersiowej komisarza, a przy tym nie przejmował się, że swoim szlochem może pobrudzić garnitur. Poczuł, jak jedna ręka wplątuje się w jego włosa, a druga wędrowała po plecach w celu uspokojenia. Kamisato również złożył mały pocałunek na czubku głowy ukochanego.
Ayato silnie trzymał w ramionach chłopaka, aby mieć pewność, że ten nie zniknie. Nie wiedział, ile już stali, ale słońce dawno zaszło i otoczył ich mrok. Powietrze też stało się chłodniejsze niż wcześniej. Kamisato oglądał latające kilka metrów dalej świetliki, kiedy poczuł, jak Thoma się poruszył. Blondyn odrobinę odsunął się, gdy oboje mogli się na siebie popatrzeć. Komisarzowi nie przeszkadzało, że jego ukochany był cały czerwony przez wcześniejszy płacz. Wykorzystał dłuższe rękawy garnituru, żeby przetrzeć zaschnięte łzy blondyna.
— Moja odpowiedzieć to nie, Ayato — zaczął chłopak, gdy Kamisato dotykał delikatnym materiałem jego policzka — ale to odpowiedź na dzień dzisiejszy.
— Czyli?
— Za kilka tygodni czy miesięcy moja odpowiedź może się zmienić.
Komisarz wstrzymał się z wycieraniem, a następnie opuścił rękę w dół. Ponownie mocniej objął partnera, aż ten syknął z ścisku. Ayato zbliżył się do twarzy blondyna.
— Obiecuję, że ci pokażę, ile dla mnie znaczysz — wyznał, trącąc nosem szyję drugiego chłopaka. Czuły punkt Thomy. Już wyczuwał w ramionach, jak drugi stawał się mniej spięty. — Czyli wrócisz do Inazumy?
— Tęsknię za Inazumą — wymruczał zadowolony z pieszczot użytkownik pyro. — A ty... jak pozwoliłeś sobie na wyjazd? Znalazłeś czas, aby popłynąć do mnie?
— Gdy wyjaśniłem Ayace sytuację, ona sama mnie wygoniła i krzyknęła, abym nie wracał bez ciebie. Powiedziała, że mam miesiąc, żeby cię odzyskać.
— Miesiąc... — zamyślił się blondyn. — Podróż stąd i z powrotem zajmuje tydzień, więc jesteś jeszcze wolny przez trzy tygodnie.
Ayato odrobinę się spiął, zaprzestając małych pocałunków na skórze. Podniósł głowę, a następnie spotkał się z zachęcającymi zielonymi oczami.
— Thoma, nie — rzekł twardo. — Muszę wrócić do pracy.
— Mówią, że Fontaine o tej porze roku jest urzekające... albo że sceneria na tyle romantyczna, że idealnie nadaje się na zaręczyny.
Komisarz zaśmiał się szczerze, kiedy czuł oczekujące palce blondyna na karku. Nie przedłużał więcej, więc tylko zniżył się, aby złączyć usta z ustami Thomy. O podróży porozmawiają później, ponieważ znał już swoją odpowiedź. Teraz czas nacieszyć się sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top