❝ one of these nights ❞
—— hurt / comfort
⁺‧͙ ༓ ・☽ * ˚⁺‧͙
Delikatne skrzypnięcie łóżka rozległo się w ciemności. Zaraz za nim, ciszę zagłuszył szelest kołdry i cichutkie pociąganie nosem. Skulony mężczyzna przylgnął desperacko do pleców swojego ukochanego. Ściskał między palcami jednej dłoni materiał jego koszulki. Drugą ręką objął śpiącego blondyna w talii, chcąc być jak najbliżej, by poczuć ciepło męża i odgonić strach, o którym świadczyło trzęsące się ciało.
— Deku… — W sypialni rozbrzmiał niewyraźny, wciąż zaspany, mamrot. Katsuki zamruczał przeciągle, wybudzając się ze snu. Uczucie zbyt mocnego uścisku ze strony wybranka z miejsca go zaniepokoiło. Złapał więc za zimną dłoń Izuku, odwracając się lekko za siebie. — Co się dzieje?
Zielonowłosy mężczyzna pociągnął głośno nosem. Zaczął łkać, a próby powstrzymywania się od tego od razu doszły do uszu jego partnera. Bakugo podźwignął się, aby sięgnąć do lampki nocnej. W momencie zapalenia jej, w pokoju pojawiło się stłumione przez klosz światło. Jasnowłosy spojrzał w stronę Izuku, który w dalszym ciągu chował swoją buzię w jego koszulce. Wyraz twarzy wyższego spoważniał, wsłuchując się w cichy szloch męża. Bez słowa, położył dłoń na włosach piegowatego, czule go głaszcząc.
— Zły sen? — zapytał łagodnie, na co ten pokiwał przecząco głowa.
— Kacchan… — odezwał się z chrypką w głosie. — Zostań. Ni – nie jedź na tą misję.
Katsukiego nie zaskoczyły te słowa, a wręcz przeciwnie – spodziewał się ich. Ilekroć któryś z nich miał przed sobą ryzykowne zadanie do wykonania, między nimi rodził się niepokój i obawy, z którymi Izuku nigdy sobie nie radził. Tak było i tej nocy, kilka godzin przed wyjazdem blondyna.
— To misja jak każda inna — odparł ostrożnie, wciąż z troską masując drugiego po głowie, co zwykle go uspokajało.
— Jest zbyt niebezpieczna. — W końcu zielonowłosy uniósł swoje szkliste oczka, które teraz patrzyły prosząco na męża. Widok ten sprawił Katsukiemu ból. Doskonale wiedział jak źle jego druga połówka znosi stresującą atmosferę tuż przed groźną misją. Bakugo, z posępną twarzą, objął chłodny, mokry od łez policzek ukochanego. Przejechał opuszkiem kciuka po miękkiej skórze. — Boje się o ciebie, kochanie — dodał, pociągając nosem.
Słodkie słówko, które opuściło usta mężczyzny, przyczyniło się do wybicia się delikatnych rumieńców na policzkach blondyna. Deku rzadko mówił do niego w taki sposób. Na tyle rzadko, że Katsuki poczuł jak przyjemne uczucie ciepła rozlega się w jego brzuchu. Czerwonooki uśmiechnął się pod nosem, a następnie złożył delikatnego całusa na czole swojego męża.
— No już, przestań beczeć — mówił, przysuwając się bliżej. Izuku trząsł się z powodu emocji, które się w nim zebrały. Wciąż cicho szlochał, wyglądając przy tym jak małe dziecko, które boi się zostać samo. Katsuki zamruczał pod nosem, w chwili gdy jego dłoń znalazła się na twarzy mniejszego. Wytarł kciukami łzy spływające po policzkach. — Hej, nic mi nie będzie — wyszeptał tuż przy uchu drugiego. Złapał za jedną z dłoni zielonowłosego, aby ucałować ją troskliwie i pozostawić splecioną między swoimi palcami. — Chodź do mnie.
Deku zerknął na swojego męża. Zapraszał go do uścisku, co było rzadką inicjatywą z jego strony. Piegowaty wtulił się w ciepłe, bezpieczne objęcia osoby, którą kocha. Katsuki gładził go po plecach, uspokajająco, by ten przestał płakać. Raz po raz całował go w czoło czy policzki, aby zapewnić mu tyle miłości, ile teraz potrzebował, a może i więcej.
— Nie chcę cię stracić — wyznał cichutko skulony bohater. Bakugo zanurzył nos w rozstrzepanych lokach i zamknął oczy.
— Nie stracisz — obiecał.
Zielonowłosy zaczął skomleć, prosząc szeptem, żeby Katsuki został z nim w domu. Targał za jego koszulkę, tulił się do jego ciała, ocierając o nie swoje łzy, objął go mocno, chroniąc jak swój najcenniejszy skarb. Bakugo tylko głaskał Izuku po plecach. Czule, opiekuńczo, z miłością. Przytulał go delikatnie do siebie. Nie dał się ponieść emocjom, choć również zbierało mu się na łzy. Mimo, że sam bał się jutra, tak jak zawsze, bawił się beztrosko włosami z tyłu głowy piegowatego.
Tej chłodnej nocy, okazywał ukochanemu mnóstwo czułości, która na co dzień bywała ograniczona. Katsuki Bakugo był przedstawiany w mediach jako ten agresywny, wulgarny bohater, który według wielu nie zasługuje na kogoś tak dobrego i kochanego jak Deku. Nawet jeśli ludzie nie mylili się w tych stwierdzeniach, gdy ukochany go potrzebował był w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo, swoją miłość oraz wierność.
Zaciskał zęby w złości i smutku, na widok płaczącego mężczyzny. Chciałby, żeby Deku znowu głupio się szczerzył i tryskał irytującą, pozytywną energią, ale w tej chwili była to rzecz niemożliwa do spełnienia. Teraz Katsuki mógł tylko przy nim być i dać mu to czego potrzebował.
— Proszę, nie jedź.
Jednak istniały też rzeczy, których nie mógł mu obiecać, nieważne jak bardzo by tego chciał.
— Ci ludzie mnie potrzebują — powiedział cicho ze smutkiem w głosie.
— Ale ty jesteś mój — odpowiedział z oburzeniem. Schował twarz w piersi mężczyzny, kręcąc przy tym głową. — Tylko mój… — dodał niewyraźnie, ale Katsuki od razu zrozumiał mamrot swojego nerda.
— Deku, popatrz na mnie — odezwał się z zaczerwienioną twarzą.
Izuku spojrzał na niego. Niewinna, rozpłakana buzia była niemal na wyciągnięcie ręki. Jasnowłosy uśmiechnął się w sposób, który za każdym razem sprawiał, że Deku zakochiwał się w nim jeszcze bardziej. Piegowaty starł ostatnie łzy z kącika oka i pociągnął nosem, nim się odezwał.
— Kacchan…
Katsuki usiadł na łóżku, a te zaskrzypiało pod nagłym ciężarem. Pociągnął w swoją stronę Izuku. Gdy ten już siedział wygodnie obok niego, blondyn zaczął wycierać jego buzię chusteczką, po którą sięgnął.
— No już — mruknął, pomagając Deku wydmuchać nos. Założył kosmyki włosów za ucho piegowatego, gdy te zaczęły opadać mu na oczy. — Po to zostaliśmy bohaterami, żeby zapewniać innym bezpieczeństwo. Jako Symbol Pokoju powinieneś o tym najlepiej wiedzieć — powiedział. W międzyczasie ujął zarumieniony policzek Izuku. Drugi jeszcze pociągał nosem, ale zdawał się być już spokojniejszy. — Już dobrze? — zapytał z troską w głosie Bakugo.
Serce zielonowłosego zabiło szybciej. Pokiwał nieśmiało głową, a zębami przygryzł wargę. Nie potrafił się pohamować. Wtulił się szybciutko w swojego Kacchana, który bez wahania odwzajemnił uścisk. Bakugo odetchnął z ulgą, widząc, że dał radę go uspokoić. Trzymając Izuku przy sobie, położył się razem z nim. Gdy byli w swoich objęciach już okryci ciepłą kołdrą, zgasił światło.
— Masz na siebie uważać i masz do mnie wrócić — odezwał się stanowczo Deku, po chwili ciszy. — Cały i zdrowy.
Katsuki parsknął pod nosem, przyciągając męża bliżej siebie.
— Nie widzę innej opcji. — Ucałował go w policzek, czego drugi się nie spodziewał.
— Bardzo cię kocham — powiedział zmęczonym od płaczu głosem.
— A ja ciebie. — Jasnowłosy zaczął szukać w ciemności ręki Izuku. Gdy już dosięgnął jej ciepła, ich palce splotły się w mocnym uścisku, a złote obrączki spotkały się ze sobą nawzajem. Nic nie było w stanie ich rozdzielić. — Dlatego wrócę do domu, tak jak za każdym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top